Rozdział 14

Gdy wreszcie dotarłem na miejsce, Marinette zwymiotowała na mnie. Ble! Nie chciałem powiedzieć czegoś nieprzychylnego na jej temat, ale wspomnienie jej wymiotującej na mój cudowny kostium... Nie należało do najprzyjemniejszych.

Zeskoczyłem z drzewa, lądując w pobliżu strumienia.

Ułożyłem ją wygodnie na trawie, po czym zanurzyłem się w wodzie, szorując swój kostium. Chwilę później dopadłem do nieprzytomnej dziewczyny.

– Wybacz mi, Mari – wyszeptałem, ściągając z niej brudne ubrania.

Rozpiąłem jej stanik i wciągnąłem z sykiem powietrze, ściągając go z niej.

– Cholera, to będzie trudniejsze niż myślałem – mruknąłem sam do siebie, czując swój wzwód.

Zerknąłem na jej biedronkowe majteczki. Nie zdjęła ich jeszcze? Uśmiechnąłem się zadowolony z siebie. Chwyciłem delikatnie za materiał, aby ich nie podrzeć swoimi pazurami. Gdy tylko pozbyłem się jej ubrań, wpatrywałem się w jej nagie ciało, czując narastające podniecenie.

– Skup się, Adrien! – syknąłem sam do siebie.

Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do strumienia. Zanurzyłem jej ciało w wodzie, delikatnie przejeżdżając dłonią po jej nagim ciele.

– Błagam, tylko się teraz nie obudź – szepnąłem jej do ucha.

Kiedy jej ciało było już czyste, wyszedłem z nią z wody i przeszedłem przemianę zwrotną. Plagg spojrzał na mnie wymownie, a ja przewróciłem oczami w odpowiedzi.

– Zrobiłeś to specjalnie! – mruknął.

Prychnąłem, a potem wziąłem do ręki torebkę Marinette, szukając w niej sam nie wiedziałem czego, może jakichś ubrań? Pff... Żałosne, po co dziewczynie zapasowe ubrania w klubie? Nagle dostrzegłem małą czerwoną kulkę, chwyciłem ją w dłonie, uśmiechając się złośliwie. Wiedziałem, od początku wiedziałem.

– Nie musisz udawać maskotki, wiem, że jesteś kwami Biedronki – oświadczyłem, a Plagg spojrzał na mnie zaskoczony.

– Skąd wiedziałeś? – mruknął Plagg, a czerwone stworzonko dołączyło do swojego Yang.

– Myślałaś, że nie wiem, że to ty otwierałaś jej za każdym razem drzwi do mojego pokoju? No i jeszcze ta głupia gra w Prawdę, czy wyzwanie. Sama mi się do tego przyznała.

Zdjąłem z siebie koszulkę i założyłem na Marinette, okrywając jej nagie ciało. Majtki były czyste, więc wciągnąłem na jej seksowny tyłeczek, natomiast stanik, bluzka i jej szorty to już inna bajka. Westchnąłem, po czym zerknąłem na Plagga pochłaniającego ostatni kęs camemberta.

– Za jakiś czas się ocknie, a wolałbym, aby nastąpiło to, gdy już będziemy w jakimś bardziej przyziemnym miejscu – oświadczyłem, po czym wyciągnąłem przed siebie dłoń zaciśniętą w pięść, krzycząc: – Plagg, Wysuwaj Pazury!

Chwilę później wpatrywałem się zza maski w kwami Marinette.

– Jestem Tikki – powiedziała, a chwilę później zapytała: – Nie zranisz jej, prawda?

Spojrzałem tęsknie na Marinette, a potem dostrzegłem jak otwiera oczy. Tikki szybko się schowała. Zacisnąłem dłonie w pięści. Cholera! To nie tak miało być... Miałem do tego czasu być sobą.

Podniosła na mnie wzrok swoich pięknych błękitnych oczu, uśmiechnąłem się czarująco w odpowiedzi.

– Czarny Kot? – wyszeptała.

– Witaj, Kropeczko – powiedziałem, podając jej dłoń, by mogła wstać z moją pomocą na nogi.

Nagle jej wzrok padł na jej strój. Szybko skrzyżowała ramiona na piersi, patrząc na mnie z wyrzutem. Wzniosłem ręce w geście kapitulacji.

– Spokojnie... Zwymiotowałaś na mnie i na siebie – powiedziałem na swoją obronę, a ona zerknęła na swoje ubrania, które przypominały teraz paciajkę z wymiocin. – Musiałem cię umyć, śmierdziałaś rzygami.

Odwróciła speszona wzrok.

– Mam dość tego, że niemal każdy chłopak ogląda sobie na legalu moje nagie ciało – wymamrotała.

Każdy chłopak? O czym ona, do cholery, gadała?

– O czym ty mówisz? – zapytałem szczerze zdumiony.

Zarumieniła się spoglądając mi w oczy.

– Najpierw Adrien, a teraz ty, Kadenie.

Że co, kurwa?!

– Kurwa, jaki Kaden?! – zagrzmiałem.

Speszyła się rozglądając dookoła. Podeszła bliżej, spoglądając mi w oczy.

– Skoro znasz moją tożsamość, pomyślałam, że ujawnię fakt, że ja znam twoją – powiedziała cicho. – Czyżbym się pomyliła? – spojrzała na mnie podejrzliwie.

Prychnąłem urażony.

– I to jak! – syknąłem.

Marinette nagle odwróciła swe spojrzenie, rumieniąc się mocno.

– Więc kim jesteś, Kotku? – spytała, podchodząc bliżej.

Położyła mi dłoń na policzku, a ja zlustrowałem ją wzrokiem i nagle pragnienie by ją posiąść owładnęło moje ciało.

– Na pewno chcesz się tego dowiedzieć? – zapytałem, spoglądając na nią podejrzliwie.

Uśmiechnęła się do mnie, kiwając głową. Uniosłem kącik ust, klękając na jedno kolano przed dziewczyną.

– W takim razie sama sprawdź, Bieronsiu – powiedziałem, wyciągając swoją prawą dłoń z pierścieniem na palcu.

Przewróciła oczami.

– Przestań mnie tak nazywać! – mruknęła, a ja uśmiechnąłem się do niej złośliwie.

Drżącą ręką sięgnęła do mojej dłoni. Wstrzymałem oddech, spoglądając jej w oczy. Odwzajemniła spojrzenie.

– Może tak jest lepiej? – zapytała.

– Nie chcesz się dowiedzieć, kogo przez cały ten czas odrzucałaś? – zapytałem z przekąsem.

Zarumieniła się.

– Marinette, jeśli sama nie sprawdzisz, to i tak ci powiem. Nie mam zamiaru ryzykować, że po raz kolejny weźmiesz mnie za jakiegoś przychlasta!

Marinette wciągnęła z sykiem powietrze, spoglądając mi w oczy. Sekundę później trzymała w dłoni mój pierścień.

– Adrien – szepnęła z malującym się na jej twarzy przerażeniem.

Posłałem jej łobuzerski uśmiech, a wtedy jej wzrok prześliznął się po moim nagim torsie.

– Co jest, księżniczko? – szepnąłem. – Odebrało ci mowę na widok mojego boskiego ciała?

Kolejny rumieniec. Punkt dla ciebie, Agreste.

Marinette zamrugała jakby ocknęła się z pierwszego szoku.

– To jest po prostu nie fair, że ty... – wymamrotała.

– Że nie mam na sobie koszulki? – spytałem podejrzliwie.

Zacisnęła usta w wąską kreską, kiwając głową.

– Cóż, niestety, ale musiałem okryć niezwykle interesujące atuty czyjegoś nagiego ciała – oświadczył.

Marinette podrzuciła w dłoni pierścień.

– Chcesz go odzyskać? – spytała podejrzliwie.

– Czy to podchwytliwe pytanie?

Przewróciła oczami.

– Nie.

– To dobrze – wyszczerzyłem się do niej.

Marinette przygryzła dolną wargę w tak seksowny sposób, że nie mogłem powstrzymać swojej natychmiastowej erekcji. Ach... Co tak dziewczyna robiła z moim ciałem...

– Prawda, czy wyzwanie? – spytała.

Yyy... Co? W co ona pogrywała?

– Wyzwanie – odparłem po chwili namysłu.

Uśmiechnęła się tajemniczo, a ja przełknąłem głośno ślinę. Czyżbym popełnił największy błąd w moim życiu?

– Hm... Jakie by ci tu dać wyzwanie? – powiedziała w zamyśleniu, drapiąc się po głowie.

Wciąż jeszcze przed nią klęczałem i czułem jak powoli zaczyna mnie boleć kolano.

– Twoim wyzwaniem będzie... – zarumieniła się, spoglądając mi w oczy. – Rozdziewiczyć dziewczynę, którą szczerze kochasz.

Podrzuciła pierścień w górę, ale byłem szybszy i go złapałem, podnosząc się z ziemi. Podszedłem do niej bliżej, spoglądając jej głęboko w oczy.

– Przyjmuję wyzwanie – powiedziałem, przygarniając ją do siebie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Co wy na to, moi drodzy czytelnicy? ;P

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top