Rozdział 13

– Marinette – przedstawiłam się, gdy chłopak zaczął mi się uważnie przyglądać.

– Kaden – powiedział, biorąc do ręki moją prawą dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek.

Zarumieniłam się, odwracając swe spojrzenie. A wtedy mój wzrok podążył do drzwi, w których stał wściekły Adrien.

– Odsuń się od niej! – syknął wściekle blondyn, zaciskając dłonie w pięści.

Zerknęłam ukradkiem na Kadena, który uśmiechnął się tajemniczo, kłaniając się przede mną. Kogoś mi przypominał – pewnego szarmanckiego Kota. Przyjrzałam się jego aparycji – wszystko by się zgadzało, no może oprócz jego koloru włosów... chyba, że były trochę rozjaśnione pod wpływem miraculum?

Przeniosłam swe spojrzenie z powrotem na kipiącego ze złości Adriena.

– Nic złego nie zrobiłem, stanąłem w obronie twojej dziewczyny – oznajmił Kaden, wsuwając nonszalancko dłonie do kieszeni swoich spodni.

Wzruszył ramionami, a ja odsunęłam od swojego policzka kostkę lodu, wtem oczy Adriena rozszerzyły się z przerażenia.

– Co ci się stało? – zapytał i już miał ruszyć w moim kierunku, kiedy u jego boku zjawiła się Lila.

Adrien stanął jak wryty.

– A co tu się wyprawia? – zapytała szatynka.

Spojrzałam podejrzliwie na Adriena, który stał obok niej i nawet nie drgnął, gdy objęła go ręką. Auć, to zabolało.

– Ewidentnie ktoś tutaj próbował dobrać się do majtek twojej dz... – Kaden przerwał, zerkając w moją stronę. – Marinette – poprawił się, badając wzrokiem moją twarz. – Udało mi się ją obronić.

Posłałam Kadenowi ciepły uśmiech, a potem zerknęłam w stronę Lily, która z sykiem wciągnęła powietrze.

– Marinette, to nie wygląda dobrze! Powinnaś pójść do lekarza – powiedziała z udawaną troską w głosie.

Zaśmiałam się gorzko.

– To przecież tylko siniak – oznajmiłam, spoglądając po twarzy każdego z nich, tylko Adrien wydawał się dziwnie zmartwiony i wkurzony.

Odsunęłam kostkę lodu od policzka i odłożyłam ją do zlewu. Zerknęłam na Kadena przepraszająco.

– Chyba na mnie już pora. I tak powinnam już dawno być w akademiku – oznajmiłam, zerkając znacząco na Adriena.

Kaden podszedł do mnie, kładąc dłoń na ramieniu.

– Może cię podwieźć? – zaproponował.

Pokręciłam przecząco głową.

– Dam sobie radę.

Zmarszczył brwi, a tym spojrzeniem naprawdę zaczął mi przypominać Czarnego Kota.

– Nie zostawię cię samej, nie po tym, co się stało – zadeklarował, a ja poczułam gorąco na policzkach.

Nawet nie śmiałam spojrzeć w stronę Adriena, który aż trząsł się z wściekłości. Lila natomiast uśmiechała się wyzywająco, trzymając dłoń na ramieniu chłopaka.

– Adrienie, czy wszystko w porządku? – zapytała, a w jej głosie kryło się tyle jadu, że powinien był od razu wyczuć tę złośliwość.

– W porządku – warknął, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł z kuchni.

Zamrugałam zdziwiona, a Lila puściła mi oczko i rzuciła się w ślad za blondynem. Zerknęłam na mojego towarzysza, który obdarzył mnie czarującym uśmiechem.

– To, co powiesz na tę podwózkę? – uniósł brew.

Skinęłam głową. Nie powinnam się obawiać, to w końcu mój towarzysz broni.



Gdy już znalazłam się w swoim pokoju w akademiku, opadłam na łóżko, czując zbierające się pod moimi powiekami łzy. Dlaczego Adrien mi to zrobił? Czym sobie na to wszystko zasłużyłam? Może nie powinnam była pozwalać mu na to wszystko... Powinnam była zasłonić się wtedy tym ręcznikiem, a tak on... po prostu wyobraził sobie za dużo i teraz byłam tutaj sama z wyrzutami sumienia.

Jak mogłam zakochać się w takim kretynie?!

– Marinette – wyszeptała Tikki, wpadając z rozpędu na mój obolały policzek.

Jęknęłam z bólu, więc kwami odsunęła się przerażona.

– W porządku, Tikki – wyszeptałam.

Oczka małego stworzonka się zaszkliły.

– Tak strasznie mi przykro, że musisz przez to wszystko przechodzić – wyrzuciła z siebie, a potem rozpłakała się, a ja płakałam razem z nią.

Przynajmniej dopóki w drzwiach mojego pokoju nie stanął ten pieprzony Agreste.

Tikki szybko skryła się w mojej torebce, ale miałam wrażenie, że jego to nie obchodziło. Czekałam tylko na to aż obok niego stanie Lila, ale nigdzie jej nie zauważyłam.

Usiadłam na brzegu łóżka, ocierając oczy wierzchem dłoni.

– Gdzie ten przychlast? – prychnął Adrien.

Spiorunowałam go wzrokiem.

– Nie twój interes – odparowałam.

Przez chwilę Adrien wyglądał na załamanego, ale potem wszedł do pokoju, zamykając drzwi i zmierzył mnie groźnym spojrzeniem.

– Jak wydostałaś się z mojego pokoju? – zapytał.

Zamrugałam zdziwiona. Tylko to go interesowało?!

Wyciągnęłam przed siebie dłonie i pomachałam palcami.

– Sprawne paluszki – mruknęłam.

Adrien się zarumienił, a potem podszedł do mnie, klękając przede mną.

– Przepraszam cię za tamto – wyznał.

Zaplotłam ręce na piersi.

– Nie interesują mnie twoje przeprosiny. Po prostu mam ciebie dość.

Tym razem to on zamrugał ze zdziwienia.

– Proszę, nie odsuwaj się ode mnie...

– To ty pierwszy się ode mnie odsunąłeś! – syknęłam.

Adrien zacisnął dłonie w pięści, a potem je rozluźnił, kładąc na moich udach. Strąciłam jego dłonie, wpatrując się w jego zielone oczy z wyrzutem.

– Daj mi spokój – mruknęłam.

Zazgrzytał zębami w odpowiedzi, a potem wstał i, najzwyczajniej w świecie, opuścił mój pokój.

Opadłam z powrotem na łóżko, czując wzbierające łzy. Miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu czułam jego dotyk, paliły moją skórę.

Rozpłakałam się ponownie, ale tym razem Tikki siedziała bez słowa w swojej skrytce, bowiem chwilę później do pokoju wpadł huragan-Alya.

Przyjaciółka przyjrzała mi się, a potem wybiegła z pokoju. Wróciła po kilku minutach z termosem i tabliczką czekolady. Spędziłyśmy cały poranek obgadując Adriena, a potem Alya pożaliła mi się, że pokłóciła się dzień wcześniej z Nino. Postanowiłyśmy wybrać się wieczorem do baru na babski wieczór, bez żadnych chłopów. Tak, to był dobry pomysł.



Wypiłyśmy już drugiego drinka, słuchając jakiegoś żenującego zespołu, występującego tego wieczoru w tym mało znanym barze. Ale nie to było najważniejsze, bowiem cieszyłam się mając u swego boku taką przyjaciółkę.

– Marinette, przepraszam cię za tą akcję z tymi gnojkami, to chyba moja wina... Nie powinnam była wrzucać tego filmiku na mojego Biedrobloga – wyznała Alya, której opowiedziałam o porannej potyczce z osiłkami.

Położyłam dłoń na jej ramieniu.

– Daj spokój, kochana, nic wielkiego się nie stało – powiedziałam, ale prawda była taka, że miałam fioletowego siniaka na policzku i podkład ledwie go zakrywał.

Alya wzniosła kolejny toast za nas obie – najlepsze przyjaciółki na świecie. A dosłownie chwilę później w barze zjawił się Nino z bukietem czerwonych róż w jednej ręce i dużą paczką czekoladek w drugiej. Przyjaciółka spojrzała na mnie podejrzliwie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie. Niczego mu przecież nie powiedziałam, tylko napomknęłam o tym, dokąd się wybieramy. Na szczęście Nino to ideał.

Alya była szczęśliwa, więc i ja byłam. Zapytała czy nie mam nic przeciwko, jeśli by mnie zostawiła, a ja niemal sama wypchnęłam ich z tego baru. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc poprzez szybę w drzwiach jak para moich przyjaciół pocałowała się na zgodę.

Wróciłam do baru, zamawiając kolejnego drinka, a barman spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Hej, płacę, więc wymagam! – prychnęłam, wyrywając mu z dłoni swojego drinka. – To już ostatni – mruknęłam, kładąc na ladzie pieniądze.

Podeszłam do wolnego stolika, mając dobry widok na scenę, na której nagle pojawiła się znajoma postać. Przyjrzałam się swojemu byłemu chłopakowi z pogardą. Co on tu robił? Przecież podbił wielki świat swoją muzyką! Nie powinien występować gdzieś indziej?

Opadłam ciężko na krzesło, oblewając swoją białą koszulkę niebieskim kolorem drinka. Sapnęłam wściekła, odstawiając szklankę na stolik przede mną. Albo byłam już kompletnie pijana, albo po prostu doszczętnie zraniona, że nie zwracałam uwagi na ogromną plamę w okolicach mojego biustu. Sięgnęłam po drinka i pociągnęłam przez słomkę kolejny łyk, gdy wtem rozległy się słowa muzyka:

– Tę piosenkę napisałem dla mojej ukochanej, Marinette.

Jego wzrok napotkał mój, a ja niemal zakrztusiłam się przełykanym płynem. Spiorunowałam wzrokiem byłego, na co on uśmiechnął się triumfalnie. Zaraz jednak uśmiech zniknął z jego twarzy, obserwując sytuację za moimi plecami. Odwróciłam się ciekawa wydarzeń, ale wtedy napotkałam spojrzenie zielonych oczu.

No nie! Tylko nie on!

Dopiłam swojego drinka – szkoda, żeby taki dobry trunek się zmarnował – po czym wstałam z miejsca i już miałam ruszyć w stronę wyjścia, gdy zakręciło mi się w głowie. Zachwiałam się na własnych nogach i runęłam jak długa do tyłu, ale upadek nie nastąpił.

Poczułam oplatające mnie w pasie ręce. Mimowolnie zadrżałam pod wpływem tego dotyku.

– Chyba już ci wystarczy – wyszeptał mi do ucha.

Warknęłam i próbowałam coś powiedzieć, ale z moich ust wyszedł jedynie jakiś bełkot. Spojrzałam na niego, a widząc jego skrzywioną minę, przewróciłam oczami.

– Chodź, zabiorę cię do akademika – oznajmił i bezceremonialnie wziął mnie na ręce.

Że co?!

– Marinette – powiedział Luka do mikrofonu, a Adrien stanął jak wryty.

Odwrócił się, mierząc wzrokiem muzyka.

– Pamiętaj, że zawsze będę cię kochał – powiedział cicho, a wtedy mój wybawca zazgrzytał zębami.

– Zmieniłem zdanie, zabieram cię gdzieś, gdzie nikt cię nie znajdzie – mruknął, a ja nie byłam pewna czy powiedział to na głos, czy może mi się to przyśniło. – Nikt mi ciebie nie zabierze, ani ten prymityw, ani nawet ten pieprzony Kaden. Jesteś moja!

Otworzyłam oczy, spoglądając na niego, a wtedy jego usta opadły na moje. Rozpłynęłam się pod wpływem tego pocałunku i chwilę później osunęłam się w ciemność.

Śniłam o Czarnym Kocie, niosącym mnie na rękach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przepraszam za zmiażdżenie Adrienette na początku xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top