Rozdział 3
Z dwojga złego, wolałam pójść z nim na te cholerne śniadanie niż pokazać mu swój pokój w akademiku. Wtedy jeszcze wpadłby na jakiś durny pomysł.
Siedzieliśmy przy stoliku w bufecie na naszym wydziale. Kiedy już złożyliśmy zamówienia, a ktoś bardzo nietęgi na umyśle postanowił zapłacić za oba dania, zajęliśmy miejsca gdzieś na uboczu – tak, ja wybrałam stolik, wolałam nie ryzykować, aby przypięto mi metkę, kolejnej zaliczonej. Siedząc naprzeciw siebie, niewiele rozmawialiśmy. Praktycznie przez cały czas go ignorowałam, zerkając przez szybę, podczas gdy on wlepiał we mnie swój wzrok.
– Marinette? – zapytał po raz kolejny w przeciągu dziesięciu minut, chcąc zwrócić na siebie moją uwagę.
Zaszczyciłam go swym spojrzeniem, a on uśmiechnął się do mnie czarująco. Przewróciłam jedynie oczami, po czym zaczęłam wpatrywać się w niego wyczekująco.
– O co chodzi? – rzuciłam od niechcenia.
– Co lubisz robić w wolnym czasie? – padło kolejne pytanie z jego ust.
Spojrzałam na niego znacząco.
– Na pewno spędzać przyjemnie czas w swoim własnym towarzystwie, a nie użerać się z jakimś palantem – prychnęłam.
Zmarszczył brwi, spoglądając na mnie z ukosa.
– Daj już spokój – prychnął. – Akurat w tej chwili zależy mi na rozmowie.
Parsknęłam śmiechem, ale widząc jego poważną minę, uspokoiłam się. Spojrzałam na niego pytająco.
– Z księżyca spadłeś? Myślisz, że nie wiem o co ci chodzi?
Tym razem to on przewrócił oczami, po czym szybko odwrócił się w stronę szyby, widząc jak ktoś wchodzi do bufetu. Zerknęłam w tamtą stronę i dostrzegłam tę biedną Kagami. Westchnęłam cicho, po czym kopnęłam go w kostkę pod stołem.
Syknął z bólu, zerkając na mnie z wyrzutem.
– O co ci chodzi?
– O ten tramwaj, co nie chodzi – prychnęłam.
– Wow, wyszukana odzywka – rzucił sarkastycznie.
– Pamiętasz jeszcze, co mówiłeś wcześniej o sarkazmie?
Uśmiechnął się do mnie złośliwie.
– Nie, a ty pamiętasz? – zadał to pytanie celowo, aby sprawić, żebym się głupio poczuła.
Wtedy na moje policzki wpełzły rumieńce i tylko wezwanie do odebrania zamówienia, uratowało mi życie przed kolejną kompromitacją.
Kiedy wróciłam, wpatrywał się ciemny ekran swojego iPhone'a. Przewróciłam oczami, stawiając mu tacę z jego zamówieniem przed nosem, po czym zajmując miejsce naprzeciw niego, odstawiłam swoje danie. Spojrzałam na niego pytająco.
– Jakieś kłopoty? – wyrwało mi się.
Zerknął na mnie, jakby się upewniając, czy aby na pewno się do niego odezwałam.
– Czekam na telefon od ojca w sprawie pierwszych zajęć. Zapewne zaraz dostanie wiadomość i to tylko kwestia czasu, kiedy odetnie mi kieszonkowe – prychnął.
Zdziwiły mnie jego słowa, ale postanowiłam odpowiedzieć:
– Trochę o tobie słyszałam i... jeśli nie zależy ci na tych studiach, to po co tu w ogóle jesteś?
Zmierzył mnie takim spojrzeniem, że krew od razu odpłynęła mi z twarzy, a ciało przeszył dreszcz – bynajmniej ten dreszcz nie należał do przyjemnych.
– Jestem jedynym spadkobiercą domu mody mojego ojca – powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało i kiedy już miałam spytać go o coś więcej, dodał: – Postawił mi warunek, że jak skończę studia, to na mnie przepisze firmę... A mi... zależy na tym, ale nie ze względu na pieniądze... Ta firma to wspólny projekt moich rodziców, więc część tej firmy należała kiedyś do mojej mamy i...
Nagle przerwał, bo chyba zdał sobie sprawę z tego, że powiedział za dużo.
W tamtym momencie spojrzałam na niego inaczej. Jego ojciec od dawna był moim idolem, więc słyszałam o tragedii, która spotkała tę rodzinę, o tym, że jego matka zaginęła. A może ten chłopak wcale nie był taki zły? Może po prostu się pogubił?
Albo próbował zagrać na moich uczuciach, pomyślałam z rezerwą.
– Rozumiem – odpowiedziałam cicho, nie drążąc już tematu.
Zjedliśmy w ciszy zamówione śniadanie, a potem miałam nadzieję, że rozejdziemy się w swoich kierunkach, jednak Agreste miał trochę inne plany. W bufecie dało się wyczuć, kiedy nastał koniec pierwszych zajęć. Studenci napływali większymi grupkami, a w sali zrobiło się głośno od gwaru rozmów.
Zerknęłam w stronę swojego towarzysza, który siedział rozparty na krześle, kompletnie nie reagując na rzucane w naszą stronę pogardliwe spojrzenia. Chciałam, aby ten cały spektakl dobiegł wreszcie końca. Posłałam Adrienowi znaczące spojrzenie, ale uśmiechnął się złośliwie w odpowiedzi, czekając aż coś powiem, albo odejdę. A co jeśli pójdzie za mną?
– No to... chyba już pora na mnie – oznajmiłam i już miałam wstać z krzesła, gdy dostrzegłam znajomą parę, idącą w kierunku kasy.
Opadłam na krzesło, zasłaniając twarz dłońmi.
– Proszę, niech ten koszmar się wreszcie skończy – szepnęłam, ale ten przebrzydły typ wszystko słyszał.
Uśmiechnął się triumfalnie, a ja poczułam jak się rumienię.
– Ci okularnicy to twoi znajomi?
– To słowo nie pasuje mi do opisu moich zarąbistych przyjaciół – prychnęłam.
Adrien posłał mi takie spojrzenie, że zamarłam na swoim miejscu. Co on miał zamiar zrobić?
– Może powinniśmy już pójść na kolejne zajęcia? – zaproponował, a ja odwróciłam wzrok, napotykając mrożące krew w żyłach spojrzenie mojej najlepszej przyjaciółki.
Otworzyłam szerzej oczy z przerażenia, a wtedy Adrien podążył za moim spojrzeniem i pomachał ręką Alyi. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, po czym zebrałam swoje rzeczy, wstałam i już chciałam iść, gdy nagle czyjaś ręka objęła mnie w talii, przyciągając do siebie zdecydowanie za blisko.
Podniosłam wzrok, napotykając hipnotyzujące spojrzenie zielonych oczu.
Co on, do jasnej ciasnej, wyprawiał?!
Zarumieniłam się, a wtedy po sali poniósł się gwar rozmów, wszyscy się w nas wpatrywali, gdy Adrien wyprowadzał mnie ze stołówki, a jego dłoń zjechała niebezpiecznie nisko, będąc w zasięgu mojej pupy.
No, teraz to chyba zarobi w łeb.
Kiedy tylko drzwi do bufetu się za nami zatrzasnęły, odepchnęłam go od siebie.
– Co ty sobie wyobrażasz?! – syknęłam w jego stronę, na co odpowiedział mi zawadiackim uśmiechem.
– Chciałem zrobić dobre wrażenie – odparł jak gdyby nigdy nic.
Przewróciłam oczami.
– Raczej przypiąć mi metkę twojej kolejnej ofiary – powiedziałam naburmuszona, zaplatając ręce na piersi.
Uśmiechnął się do mnie z wyższością:
– Błagam o wybaczenie, o przepiękna niewiasto – powiedział, padając przede mną na kolana.
Tylko nie to, pomyślałam. Drzwi do bufetu były przeszklone, więc wszyscy mogli nas podziwiać. Wzniosłam oczy do nieba, a potem spojrzałam na niego, a usta rozciągnęły mi się w złośliwym uśmiechu.
– Daj mi spokój – powiedziałam głośno, dając mu pstryczka w nos, a potem odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
Nie uwierzycie, ale poszedł za mną posłusznie jak pies. Przez resztę zajęć siedział ze mną w tej samej ławce i nie odstępował mnie na krok. Jak zawodowy stalker z tym, że w tym wypadku rozmawiał ze mną, zamiast obserwować z oddali.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wierzcie mi lub nie, ale kiedyś jak byłam w gimbazie to jakiś popaprany typ stwierdził, że "usiądzie sobie koło niewiast" !!! Serio! Nie zmyślam xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top