Rozdział 12

Fanart od Eden Daphne zapowiada końcówkę :P

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wyszłam z jadalni, kierując się do wyjścia, ale Adrien dopadł do mnie, zanim zeszłam po schodach. Spojrzałam na niego zaskoczona.

– Nigdzie się stąd nie ruszysz beze mnie – oznajmił, a potem wyprowadził mnie przez drzwi frontowe.

Ruszyliśmy w stronę parkingu, kiedy Nathalie wybiegła za nami. Chwyciła mnie za nadgarstek i zatrzymała.

– Panno Dupain-Cheng, czy mogłabym prosić panią na słówko? – zaproponowała kobieta.

Zerknęłam ukradkiem na Adriena, który wydawał się być wściekły tą całą sytuacją, ale mimo wszystko, zgodziłam się. Odeszłyśmy kawałek od niego, aby porozmawiać na osobności.

– Nie umknęło mojej uwadze, że Adrien słucha tego, co pani powie, więc...

Spojrzałam na kobietę pytająco. O czym ona mówiła?

– Adrien mnie nie słucha. On nie słucha nikogo.

– Hm... Od jakiegoś czasu obserwuję Adriena i jest panienka jedyną dziewczyną, która nie wydaje się być... – Nathalie zamyśliła się, szukając odpowiedniego słowa.

– Puszczalska? – podrzuciłam, a Nathalie zarumieniła się, zanim skinęła głową. – Przecież pan Agreste przed chwilą stwierdził zupełnie, co innego.

Nathalie skrzywiła się, gdy wymówiłam nazwisko projektanta.

– Wybaczy panienka mojemu pracodawcy, ale ostatnie lata go nie oszczędzały. Ostatnimi czasy jego stosunki z synem uległy pogorszeniu, jednak zdążyłam już zauważyć, że ich relacja jest odpowiedzią na wszystkie bóle mojego szefa – wyjaśniła Nathalie.

– I ja mam być jego workiem treningowym z tego powodu? – prychnęłam, zaplatając ręce na piersi.

Nathalie zacisnęła usta w wąską kreskę, zerkając w stronę chłopaka.

– Chciałabym, aby panienka sprowadziła Adriena do domu – poprosiła kobieta.

Zamrugałam zdziwiona. Miałam sprowadzić Adriena do domu, którego nienawidził? Najpierw musiałabym odkryć, dlaczego tak bardzo nienawidził tego domu...

– Ale ja nie mogę za niego decydować, jeśli Adrien nie chce tu być, to już nie moja w tym głowa... Nic nie poradzę na to, że Adrien nienawidzi tego domu – powiedziałam, zerkając w stronę rezydencji, dostrzegłam w drzwiach frontowych mojego idola.

Nathalie westchnęła cicho.

– Adrien nienawidzi tego domu, ponieważ jego ojciec...

– Nie zwracał na niego uwagi, bo zapewne był pogrążony w żalu po utracie żony – odparłam, wracając spojrzeniem do mojej rozmówczyni.

Nathalie skinęła głową w odpowiedzi.

– Nie mogę go zmusić do niczego, ale może uda mi się dotrzeć do niego na tyle, aby namówić go do częstszych wizyt – zaproponowałam, a brunetka rozpromieniła się na moje słowa.

– Nie dziwię się, że Adrien się za tobą uganiał – odparła Nathalie, a ja zarumieniłam się, zerkając w stronę chłopaka. – I cieszę się, że tym razem trafiło na ciebie, Marinette. Naprawdę wyjątkowa z ciebie dziewczyna.

To powiedziawszy skinęła mi głową, a potem wróciła do rezydencji. Stałam przez chwilę w miejscu oniemiała słowami kobiety. Nawet nie zauważyłam, kiedy Adrien podszedł do mnie. Położył mi dłoń na plecach, tuż nad pośladkami.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

Spojrzałam w te jego niezgłębione zielone oczy, uśmiechając się delikatnie.

– Tak – odparłam.

Adrien przyjrzał mi się uważnie, a potem przyciągnął do siebie, przytulając jedną z dłoni do mojego policzka.

– Co ona ci takiego naopowiadała? – zapytał, a ja uśmiechnęłam się złośliwie.

– A to już nasza słodka tajemnica – odpowiedziałam.

Adrien zmarszczył brwi, spoglądając na mnie spod przymrużonych powiek.

– Kiedyś i tak się tego dowiem – uśmiechnął się do mnie, poruszając znacząco brwiami.

A potem objął mnie ręką w talii i poprowadził do samochodu. Myślałam, że odwiezie mnie do akademika, jednak po drodze odebrał od kogoś telefon, po czym oświadczył, że musi jechać do swojego drugiego domu. Przewróciłam oczami, wspominając ostatnią imprezę, na której tam byłam i poczułam się niepewnie.

– Nie mógłbyś najpierw odstawić mnie do domu? – zaproponowałam.

Adrien pokręcił przecząco głową, redukując bieg przed zakrętem.

– Pojedziemy tam, wezmę co muszę i jedziemy do akademika – oświadczył, a ja zwiesiłam ramiona.

Musiał to zauważyć, bowiem jego dłoń od razu powędrowała na moje udo, ściskając je.

– Nie zabawimy tam długo – obiecał, a ja byłam głupia, że mu uwierzyłam.



Zaparkował samochód przed domem, pośród wielu innych aut. Wysiedliśmy, a chwilę później Adrien ciągnął mnie za rękę do swojego pokoju. Próbowałam mu powiedzieć, aby mnie tak nie ciągnął, ale nic do niego nie docierało. Kiedy tylko znalazłam się w jego pokoju, złożył na moich ustach krótki pocałunek, po czym wyszedł, zamykając drzwi na klucz.

Chwileczkę.

Co takiego?

– Adrien! – krzyknęłam, podbiegając do drzwi. – Nie możesz mnie tu zamknąć! – wrzasnęłam, bębniąc pięściami o drzwi.

To jednak nic nie dało, bo prawdopodobnie nie było go już po drugiej stronie.

Zerknęłam na swoją przyjaciółkę, która nagle pojawiła się przed moją twarzą.

– Marinette, mam mieszane uczucia, co do tego chłopaka – powiedziała kwami.

Skinęłam głową, a potem oparłam się plecami o drzwi.

– Masz zamiar tu tak siedzieć z założonymi rękami? – zapytała, zdziwiona Tikki.

Spojrzałam na małą czerwoną kulkę, uśmiechając się złośliwie.

– Tikki, gdybyś była tak miła – poprosiłam, a moja przyjaciółka otworzyła mi drzwi, zapraszając gestem do ich otwarcia.

Wyszłam na korytarz, a Tikki szybko skryła się w mojej torebce. Rozejrzałam się po znanym mi już przedpokoju, po czym ruszyłam w stronę schodów. Zeszłam na dół, a kiedy znalazłam się w salonie natknęłam się na imprezowych niedobitków, leżących na podłodze. Odór alkoholu sprawił, że poczułam nudności.

Świeże powietrze – była to pierwsza myśl jaka do mnie przyszła.

Klucząc pomiędzy ciałami, dotarłam do drzwi balkonowych i wyszłam do ogrodu na tyłach domu. Wciągnęłam do nozdrzy świeże, poranne powietrze, po czym przycupnęłam na schodku. Zaczęłam zrywać źdźbła trawy, zastanawiając się, jak długo jeszcze będę czekać na Adriena, kiedy dotarł do mnie czyjś głos:

– O, proszę, kogóż my tu mamy?

Spojrzałam w kierunku głosu i dostrzegłam trzech osiłków, których pokonałam kilka dni temu. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, zastanawiając się, czy dam radę to powtórzyć. Pytanie, czy byli wystarczająco pijani?

– Czy to nie ta laska, która nas tak ozięble potraktowała? – przypomniał drugi.

– A może powinniśmy dać jej jakąś nauczkę? – zaproponował trzeci.

Przewróciłam oczami, wstając z miejsca, na którym siedziałam. Zastanawiałam się, jaką taktykę obrać.

– A już myślałam, że może zatańczymy – uśmiechnęłam się złośliwie.

Dostrzegłam dziwny błysk w ich oczach. Oj, chyba nie byli pijani.

Ruszyłam na środek trawnika, chcąc mieć jakąś osłonę w postaci trawy na ten przykład, a nie szybę za plecami.

Ale wtedy dwóch z nich mnie przytrzymało, blokując mi jakikolwiek ruch, a trzeci przystąpił do działania. Najpierw dostałam w twarz za to, że wtedy im się oberwało, potem jednak pozwolił sobie na znacznie więcej, próbując mnie rozebrać.

– Zostawcie mnie! – krzyknęłam, wiercąc się, aby mnie wypuścili, ale wtedy jeden z dwóch, którzy mnie trzymali, zasłonił mi usta dłonią.

Ugryzłam go w palec i pomyślałam, że mogłabym go zaatakować głową. Wykonałam gwałtowny ruch, ale na wszystkie możliwości się przygotowali. Kuźwa! Myśl, Marinette, myśl!

Wtedy usłyszałam czyjś głos:

– Zostawcie ją w tej chwili, albo was załatwię!

Obejrzałam się w kierunku mojego wybawiciela i z lekkim zawodem stwierdziłam, że to nie Adrien. Chłopak był tak samo wysoki, dobrze zbudowany, a spojrzenie jego szarych oczu powalało.

Osiłki nic sobie z tego nie robiąc, zarechotali. Kiedy jeden z nich rozpiął mi rozporek, nagle poleciał do tyłu. Dwóch ode mnie odskoczyło, a ja odsunęłam się, szybko zapinając swoje szorty. Szatyn, który mnie uratował walczył z nimi niemal tak dobrze jak ja za pierwszym razem. Przyglądałam się temu, jak ich okładał z czystą przyjemnością.

Zaplotłam ręce na piersi, podziwiając pracę jego mięśni pod koszulką. Oj, gościu ze swoją twarzą mógłby konkurować z Adrienem, pomyślałam.

Chwilę później osiłki leżały na trawie, jęcząc z bólu. Nieznajomy podszedł do mnie i przyjrzał się uważnie mojej twarzy.

– Wszystko w porządku? – zapytał z troską w głosie.

Skinęłam głową.

– Masz czerwony ślad na policzku, chodź, przyłożymy lodu – zaproponował, chwytając mnie za dłoń.

Pozwoliłam mu się poprowadzić do kuchni, gdzie wyciągnął z zamrażarki kostkę lodu, owinął ją w woreczek foliowy i przyłożył mi do lewego policzka. Odebrałam od niego tą kostkę, a wtedy nasze dłonie na chwilę się zetknęły. Poczułam dziwny dreszcz przechodzący przez moje ciało.

– Marinette – przedstawiłam się, gdy chłopak zaczął mi się uważnie przyglądać.

– Kaden – powiedział, biorąc do ręki moją prawą dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek.

Zarumieniłam się, odwracając swe spojrzenie. A wtedy mój wzrok podążył do drzwi, w których stał wściekły Adrien.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top