Epilog
Zmieniłam jedną scenę, bo raziła mnie w oczy, a reszta tak samo ✌
~~~~~~~~~~~~
Rok wcześniej
Siedziałam na jednym z dachów budynków, na którym często się spotykaliśmy. Pokurczyłam pod siebie nogi, obejmując je rękoma i opierając się podbródkiem o kolana. Nigdy nie pomyślałabym, że Czarnemu Kotu uda się mnie przekonać do tego, abym wyjawiła mu swoją tożsamość, a teraz... siedziałam tu i czekałam na niego, czując jak z każdą sekundą moje wątpliwości się pogłębiają.
Rozmawiałam już na ten temat z Tikki, ostatnio Władca Ciem nie atakował aż tak często, więc poczuliśmy z Czarnym Kotem trochę wolności, a nasz związek wprost rozkwitał. Właśnie dziś mieliśmy świętować nasze pierwsze pół roku razem, wyznając sobie miłość... ja jednak nie czułam się na siłach, aby wyjaśnić chłopakowi, którego kochałam, co tak naprawdę działo się w mojej głowie.
Poczułam pod tyłkiem, kiedy wylądował na dachu nieopodal mnie. Wstałam, odwracając się w jego stronę. Posłał mi szarmancki uśmiech, kłaniając się przede mną i wręczając mi różę.
Zarumieniłam się, nie wiedząc czemu, wciąż doprowadzał mnie do tego stanu.
Związek superbohaterki z superbohaterem nie był łatwy i to chyba mnie właśnie w tym wszystkim przerażało najbardziej, ale już te pół roku mieliśmy przecież za sobą.
– Czarny Kocie, ja... ja... nie mogę tego przyjąć – wydusiłam z siebie, a on obdarzył mnie łagodnym spojrzeniem.
– Oczywiście, że możesz, Kropeczko, jest dla ciebie – odparł, zbliżając się do mnie. – Dla mojej dziewczyny.
Przygryzłam dolną wargę, wahając się. Wzięłam do ręki kwiatek i przyjrzałam mu się uważnie. Chyba nie powinnam była się łudzić, że to wypali... jakimś cudem wytrzymałam sześć miesięcy, ale teraz, kiedy przyszło do tego, że mieliśmy wyznać swoje prawdziwe uczucia... nie czułam się na siłach.
– To dla mojej jedynej prawdziwej miłości, dla ciebie – powiedział, a moje serce przyspieszyło, gdy on sam znalazł się nagle tak blisko, że niemal zapomniałam jak się oddycha. – Kocham cię.
Te słowa zawisły w powietrzu pomiędzy nami. No dalej, Marinette, możesz mu to wyznać, a potem ujawnicie swoje tożsamości i będziecie żyć długo i szczęśliwie... ta... życie to nie bajka... już nie raz się o tym przekonałam.
– Czarny Kocie – wyszeptałam, a on chcąc dodać mi otuchy, zamknął moje usta w czułym pocałunku.
Ten pocałunek wprawił mnie w kolejną dawkę wątpliwości. Tyle już razy się całowaliśmy i rozmawialiśmy o różnych sprawach, kiedy jednak chodziło o uczucia... mój język zaczynał się plątać, a słowa same wychodziły z moich ust i to niekoniecznie takie, których chciałam użyć... Tak było i tym razem.
Oderwaliśmy się od siebie, a ja posłałam mu promienny uśmiech.
– Ja... ja... koch... kocham... – próbowałam mu wyznać swoją miłość, ale język strasznie mi się plątał, a ponadto było coś jeszcze, co pragnęłam mu wyznać. Jakby nie patrzeć nasz związek opierał się głównie na krótkich spotkaniach wśród których od czasu do czasu wymieniliśmy krótki uścisk dłoni, gdy starczyło czasu to mogliśmy się przytulić, czy krótko pocałować, a jeśli dopisało nam szczęście to nawet wymienić kilka zdań.
Jednakże życie prywatne, spoza świata bohaterów, także dało o sobie znać, a ja nie do końca rozumiałam nasz związek. A raczej nie widziałam w nim przyszłości... cóż, może byłoby inaczej, gdybyśmy poznali już swoje tożsamości, ale chyba szczerość przede wszystkim.
Przytulił dłoń do mojego policzka, chcąc dodać mi otuchy, a wtedy ja wyjąkałam:
– M-muszę ci coś w-wyznać... – Wzięłam głęboki wdech. – Ostatnio pojawił się ktoś jeszcze w moim życiu...
To zabrzmiało okropnie, zupełnie inaczej niż to sobie w głowie ułożyłam.
Momentalnie jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu dosłownie na ułamek sekundy, by potem zmarszczyć groźnie.
– A więc to tak? Rzucasz mnie dla innego?! – prychnął.
– N-nie! To nie tak! – krzyknęłam, ale on już cofał się ode mnie, z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej oddalając. – Czym my jesteśmy?! – rzuciłam spanikowana, by jakoś go zatrzymać, jednak słowa, które użyłam jeszcze bardziej go rozwścieczyły.
Chciałam za nim pobiec, ale nogi miałam jak z waty. Ledwie mogłam się na nich utrzymać w pozycji stojącej.
– Czarny Kocie! – spróbowałam raz jeszcze, gdy rozsuwał swój kici-kij, by zniknąć na zawsze, więc rzuciłam łamiącym się głosem: – Proszę...
Nie posłuchał. Uciekł. Zostawił mnie samą...
A ja zrobiłam najgłupszą rzecz na świecie – również odwróciłam się i uciekłam.
I pomyśleć, że chciałam go tylko zapytać o to, czy naprawdę jesteśmy parą i wspomnieć o tym, że Luka zaprosił mnie do kina, choć mu odmówiłam. Chciałam mieć pewność, czy dobrze postąpiłam i czy w pewnym momencie chłopak kryjący się pod maską mnie nie zostawi dla kogoś ze swojego życia prywatnego... jakiejś mniej niezdarnej dziewczyny...
Przy naszym kolejnym spotkaniu, kiedy chciałam wszystko naprawić, on już mnie nie słuchał... Nienawidził mnie, wyczytałam to z jego oczu. A potem... obiecał, że się zemści...
No i się zemścił.
~*~
Kagami zakręciła butelką, a ta wskazała na mnie. Kurwa, niby jak? Przecież nawet nie siedziałem z nimi w kręgu. Na szczęście, ta mała cwaniara już się znudziła tą grą. Powinienem za nią pójść i dać jej nauczkę – ze mną się nie zadziera. Za bardzo mi kogoś przypominała, jeszcze to jej jebane wyznanie... brzmiało jakby opowiadała o mnie jako Czarnym Kocie... czyżby to ona była Biedronką?
– Adrien, prawda, czy wyzwanie? – rzuciła Kagami, która przez cały czas udawała taką zranioną.
Szczerze nienawidziłem tej dziewuchy.
– Wyzwanie – prychnąłem.
– Hm... Może rozdziewiczysz tamtą oporną dziewuchę, co ty na to? – zażartowała sobie ze mnie.
– Przyjmuję wyzwanie – odparłem, uśmiechając się złośliwie.
Kagami nie spodziewała się, że właśnie podsunęła mi genialny pomysł na zemstę, jeśli okazałoby się, że ta cała Marinette to Biedronka.
Chwilę później Kaden dołączył do mojego wyzwania, a potem jeszcze Luka skądś się przypałętał. Stwierdzili, że to nie jest żadne wyzwanie, bo każda je mi z ręki... Cóż, trzeba się było urodzić Agreste'em. Zerknąłem na nich z pobłażaniem.
– To, co? Robimy zakład, który pierwszy dobierze się do jej majtek? – zapytałem, a oni ochoczo się zgodzili.
Amatorzy, pomyślałem, przewracając oczami. A ja już obmyślałem swój plan. Jeśli ta cała Marinette to moja Biedronka, to by oznaczało, że... będę mógł się na niej zemścić. Uśmiechnąłem się zjadliwie, a potem ruszyłem korytarzem na poszukiwania mojej ofiary. Niestety, ta popieprzona Lila się napatoczyła i wciągnęła mnie do jednego z pokoi. Ble... Jeśli będzie coś ode mnie chciała, to chyba jej przypierdolę w tą jej pyskatą gębę, zapewniłem się w myślach. No chyba, że będzie mi chciała obciągnąć, to droga wolna.
I kiedy już ściągała ze mnie spodnie, do pokoju wpadła moja następna zdobycz. Uśmiech zniknął z mojej twarzy, a ja przyjrzałem jej się badawczo. Nagle na jej policzkach wykwitły rumieńce, a potem obserwowałem z uśmiechem na ustach jak spanikowana próbuje uciec. Oj, zdecydowanie miałem dość Lily. Gdy tylko skończyły swoją jakże interesującą dyskusję o łazience, wstałem z łóżka i podciągnąłem spodnie.
– Co ty wyprawiasz?! – pisnęła ta idiotka.
– Wychodzę, aby zaliczyć moje wyzwanie – prychnąłem.
I wtedy mnie spoliczkowała.
Zaśmiałem się tylko i wyszedłem z pokoju na poszukiwania Marinette. Nawet się nie spodziewałem, że tak szybko ją znajdę. Wychodząc do ogrodu na tyłach domu, udałem, że się przewracam, żeby pomyślała, że jestem pijany jak bela.
A kiedy chwilę później się koło niej położyłem, dostrzegłem z jaką uwagą wpatruje się w gwiazdy. Wyglądała tak pięknie, że po naszej krótkiej wymianie zdań postanowiłem sprawdzić, czy trudno będzie ją zdobyć. Czarnemu Kotu zajęło to sześć lat, ale z moją twarzą... Nasze wargi się spotkały, a we mnie obudził się dziwny płomień, którego nie potrafiłem zidentyfikować.
Dobrze, że szybko ode mnie uciekła, bo byłem w rozterce... Dlaczego akurat ona?
Dlaczego tylko ona potrafiła mnie tak rozpalić?
– Kurwa, chyba się zakochałem – powiedziałem bardziej do siebie, ale Plagg i tak nie omieszkał mi wspomnieć jaki to ze mnie urodzony kobieciarz.
– To tylko kolejna do kolekcji, co nie? – zapytało kwami.
Zerknąłem na niego w zamyśleniu.
– Może tak, może nie...
Dlaczego w takim razie moje serce tak bardzo przyspieszyło swój rytm, gdy nasze usta się ledwie ze sobą zetknęły?
KONIEC
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli coś zostało niedopowiedziane, to wyjaśni się to w drugiej części ;D
Jeszcze raz niebawem zadebiutuje na moim profilu :*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top