Trzydzieści trzy
- Dzwoń codziennie - moja mama przytula mnie do siebie po raz ostatni i pociąga nosem.
Spokojnie, mamo. Lecę tylko na inny kontynent z prawie obcym facetem - myślę.
- Spokojnie, mamo. Nic mi nie będzie - mówię. - Będę pisać codziennie, obiecuję.
Mama rzuca mi ostatnie spojrzenie i znika za drzwiami domu. Idę na stację metra, ciągnąc za sobą moją różową walizkę.
Justice: Wsiądź 3 drzwiami
Chwilę później widzę światełka w tunelu w oddali, więc ustawiam się w miarę na wysokości trzecich drzwi metra. Podziemny pociąg zatrzymuje się, a drzwi rozsuwają się kilka kroków ode mnie. Szybko wyciągam rączkę z walizki i wchodzę do środka. Pod oknem siedzi rozradowana Justice i Aaron ze znudzoną miną.
- Widzę, że nie stchórzyłaś -naśmiewa się ze mnie Jus.
- Jeszcze mogę wysiąść na następnym przystanku... - Siadam na wolnym miejscu obok Aarona, który dopiero teraz odrywa wzrok od ekranu telefonu.
- Siema, młoda - mówi i przybija mi żółwika.
Siedzę i patrzę przed siebie, kurczowo trzymając walizkę i moją torbę podróżną.
- Wyluzuj, młoda - Aaron trąca mnie łokciem.
- Łatwo mówić - bąkam pod nosem i poprawiam kucyka.
Wysiadamy na przystanku najbliżej lotniska Heathrow. Idziemy z naszymi walizkami ciągnąc je za sobą z różnymi nastojami. Justice wydaje się być jeszcze bardziej podekscytowana niż wcześniej, Aaron w miarę jak zbliżamy się do portu lotniczego robi się coraz bardziej przygnębiony, a ja jestem coraz bardziej przesiąknięta strachem i wątpliwościami.
Szklane drzwi otwierają się przed nami - Jus wchodzi pierwsza, a za nią Aaron, ciągnący mnie za rękaw bluzy. Gdyby nie on, te drzwi zamknęłyby mi się przed nosem. Na jednym z krzeseł na środku dostrzegam Harry'ego w kolorowej bluzce. Obok niego siedzi ładna dziewczyna z popielatymi włosami i zawzięcie o czymś dyskutują. Dziewczyna ma na sobie sukienkę w paski, która mocno przylega do jej szczupłej figury. Przed nimi stoi kobieta w średnim wieku z włosami spiętymi w kucyk i kręci głową z rozbawieniem.
- Clars, rusz się! - Justice łapie mnie pod rękę. - Wmurowało cię w podłogę czy jak?
Aaron burczy coś pod nosem, ale posłusznie idzie za nami. Wręcz czuję jak depcze mi po piętach. Podchodzimy do Harry'ego, który obraca głowę w naszą stronę.
- Cześć wam - uśmiecha się do nas i wstaje, żeby mnie przytulić. - Hej - mówi cicho do mojego ucha.
Później podaje rękę Justice i Aaronowi. Obraca mnie w stronę szczupłej dziewczyny i kobiety w kucyku. Obie uśmiechają się do mnie szeroko, ale jednocześnie skanują moją postać od stóp po czubek głowy.
- To jest Claire - przedstawia mnie dwóm kobietom. - To jest moja siostra, Gemma i moja mama, Anne -wskazuje najpierw na dziewczynę w sukience, a następnie na kobietę.
Później wszystko dzieje się jakby za mgłą. Obie kobiety zadają mi jakieś pytania, na które odpowiadam, ale myślami ciągle błądzę w strefie strachu i wątpliwości. Nie mrugam nawet okiem, a już stoimy w kolejce do odprawy. Słyszę tylko uspokajający głos Harry'ego, ale nie odróżniam słów i czuję jego rękę na moich plecach, która miarowo głaszcze moje spięte ciało.
Jakiś głos z głośników. Ważenie walizki. Pełno ludzi. Szum rozmów. Pikanie bramek. Tłum. Przepychanie się ludzi. I Harry obok mnie.
Wreszcie wchodzimy na pokład samolotu. Siadam między Harrym i Justice. Nerwowo zaczynam miętosić w palcach kawałek mojej koszulki. Jus z podekscytowania nie może usiedzieć w miejscu, Aaron wygląda na zmęczonego, a Harry po prostu siedzi i patrzy na moją dłoń. Przenosi swój wzrok z mojej ręki na twarz i uśmiecha się ciepło.
- Spokojnie - szepcze i zaczyna gładzić wierzch mojej dłoni swoimi palcami.
Biorę głęboki wdech. Kierunek: Jacksonville, Floryda.
~*~
Wiecie, że jednym z symboli Florydy jest kwiat pomarańczy? LOL
Nie wiem czy ktoś z Was oglądał Sherlocka z Benedictem Cumberbatchem, ale w „Studium w różu" ta kobieta miała różową walizkę i teraz trochę źle mi się to kojarzy, ale jednocześnie nie mogłam się powstrzymać :")
Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top