Dwadzieścia siedem
Po pracy muszę odbierać zdjęcia od fotografa. Szybko idę w kierunku metra i wysiadam kilka przystanków wcześniej, żeby iść po wywołane zdjęcia. Sięgam po klamkę, ale zatrzymuje mnie dźwięk nowej wiadomości.
Harry: Jaki Jus ma telefon?
Claire: Chyba ten najnowszy iPhone, ale nie jestem pewna
Harry: To dobrze ☺
Claire: Co ty robisz?
Harry: Nic, nic
Claire: Aha
Nie wiem co on robi, ale teraz myślę tylko nad tym jak ułożę nasze zdjęcia z Jus w albumie. Postanowiłam zrobić album ze zdjęciami i naszymi głupimi cytatami. Przez te dziesięć lat znajomości trochę się tego nazbierało. Szybko załatwiam to, co mam do załatwienia. Chowam zdjęcia do torby i ruszam w stronę przystanku autobusowego.
Harry: Może podałabyś mi adres?
Claire: Dobry pomysł
Harry: No to szybko, bo jestem na stacji na obrzeżach Falmer
Claire: Czekaj
Harry: Co?
Claire: Za 10 minut tam będę
Harry: Więc czekam x
Szybko odbijam wprawo i przechodzę obok przystanku. Idę ciągle wzdłuż głównej drogi, aż wreszcie w oddali widzę stację paliw.
- Harry! - wołam,bgdy jestem od niego jakieś dziesięć metrów.
Harry stoi oparty tyłem o duże, czarne auto. Chłopak odwraca się z uśmiechem na ustach i zaczyna iść w moją stronę.
- Hej - mówi i zamyka mnie w swoich ramionach na powitanie. - Gdzie byłaś?
- U fotografa -wyjmuję z torebki zdjęcia. - Zrobię album dla Jus. Dlaczego pytałeś o jej telefon?
- Kupiłem obudowę do najnowszego iPhone'a i ozdobiłem ją własnoręcznie. - Harry otwiera drzwi z auta, wyciąga coś i podaje mi.
- Jest śliczna - uśmiecham się na widok obudowy z imieniem Justice i kolorowymi kwiatkami.
- Zrobię ci takie na urodziny - uśmiecha się. - Jedźmy już.
Potakuję i oddaję mu obudowę. Chłopak obchodzi czarny samochód dookoła i otwiera mi drzwi od strony pasażera. Siadam na fotelu i chichoczę nerwowo.
- Pamiętasz jak mówiłam, że nie wsiądę z tobą do auta?
- Tak - odpowiada z rozbawieniem.
- Teraz boję się o swoje życie.
Harry na szczęście bezpiecznie parkuje na podjeździe pod moim domem, a ja oddycham z ulgą.
- Przyznaj, nie było aż tak źle.
- Mhm - mruczę tylko i szybko wysiadam.
- Ej, chciałem otworzyć ci drzwi - mówi robiąc smutną minę.
- Przepraszam, następnym razem poczekam - śmieję się.
- Wiesz co?
- Co?
- Boję się twojej mamy - szepcze.
- Ja też -mówię równie cicho i otwieram drzwi kluczem. - Mamo? - wołam w głąb domu. Nikt nie odpowiada. - Nie ma jej - mówię do chłopaka.
Mój telefon wydaje z siebie dźwięk.
Justice: O której będziecie?
Claire: Nie wiem, chyba koło osiemnastej. No chyba, że moja mama wcześniej wróci z pracy...
Justice: Hahaha 😂 OK 😂
Zerkam na Harry'ego, który wgapia się w zdjęcia w przedpokoju z lekko otwartą buzią.
- Uważaj, bo ci mucha wleci - śmieję się z chłopaka.
- Piękne te zdjęcia - wskazuje palcem na ramy na ścianach.
- Sama je robiłam - przyznaję cicho.
- No, nieźle! - Odwraca się w moją stronę i uśmiecha się szeroko. - Są naprawdę wspaniałe!
- Dziękuję - odwzajemniam uśmiech. - Chodźmy na górę. Muszę powklejać te zdjęcia do albumu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top