Dwadzieścia osiem

O piątej zaczynam się szykować. Poprawiam nieco makijaż i związuję włosy. Zakładam zwykłe spodnie, koszulkę i sweterek. Harry siedzi na moim łóżku po turecku i ogląda album, który zrobiłam dla Jus. Wchodzę do pokoju, a chłopak podnosi głowę.

- Nie mów mi, że pójdziesz w dżinsach! - Harry wytrzeszcza oczy i wskazuje na moje ubranie.

- To w czym mam iść?

- W sukience na przykład – zakłada ręce na piersiach.

- Sam idź w sukience – prycham i zabieram mu album, żeby owinąć go ozdobnym papierem razem z książką, obudową i wielką czekoladą.

Odkładam zapakowany prezent na moją torebkę, żeby go nie zapomnieć. Harry podchodzi do mnie i zaczyna mnie łaskotać.

- Przestań – piszczę i padam na ziemię ciągle łaskotana przez nieustępliwego chłopaka.

Na dole trzaskają drzwi wejściowe.

- Przestań – powtarzam panicznie i próbuję się nie zaśmiać. - Moja mama wróciła.

Harry odskakuje ode mnie jak oparzony i kładzie palec na usta, żebym przestała chichotać. Ale nie mogę,kiedy widzę jego przestraszoną minę.

- Zejdziemy na dół, przedstawię cię i pójdziemy do Jus – przedstawiam mu swój plan, a chłopak kiwa głową.

Wyciąga do mnie rękę, żeby pomóc mi wstać. Kiedy już stoję, wygładzam ubranie, biorę rzeczy i schodzę na dół, ciągnąć zestresowanego zielonookiego za rękaw koszuli w kratę.

- Mamo? - wchodzę niepewnie do salonu.

Moja mama siedzi na fotelu w dużym pokoju i zmęczonym wzrokiem patrzy w telewizor. Gdy pojawiam się w drzwiach zerka na mnie.

- Chciałam przedstawić ci Harry'ego –mówię i ciągnę chłopaka za rękaw, żeby pokazał się w drzwiach.

- Dzień dobry, pani Clark. - Uśmiecha się od ucha do ucha i podaje mojej mamie rękę.

- Dzień dobry – moja mama lekko nieufnie uśmiecha się w jego stronę. - Wychodzicie już?

- Tak, proszę pani.

- Do zobaczenia. - Odwraca wzrok do telewizora i ciężko wdycha.

Zszokowany Harry zerka na mnie i powoli wycofuje się z pokoju. Wychodzimy z domu, a chłopak nadal milczy.Zaczynam iść w stronę domu Justice, a Harry za mną.

- Hazz, odezwij się – trącam go łokciem.

- Po prostu... - unosi ręce i opuszcza je wzdłuż ciała. - Nie spodziewałem się...

- Nie przejmuj się – macham ręką.- Ona tak zawsze.

- Zawsze? - Bierze ode mnie zapakowany prezent.

Kiwam głową w odpowiedzi, a chłopak obejmuje mnie wolną ręką.

- Nareszcie jesteście! - wita nas Jus w drzwiach, próbując przekrzyczeć muzykę.

- Wszystkiego najlepszego! - odzywa się Harry i wręcza jej prezent. - To od nas! Jestem Harry!

- Cześć, Harry! - Jus uśmiecha się szeroko i zatacza się lekko. Chyba jest już lekko pijana. - Ale z ciebie ciacho!

- Jest pijana – mówię do Harry'ego i popycham go lekko w stronę drzwi.

Wchodzimy do domu ramię w ramię. W salonie w najlepsze bawi się już spora grupka osób. Starzy znajomi ze szkoły, znajomi z pracy, Meredith, Jack i Aaron.

- Pijesz? - pytam zielonookiego, gdy podchodzimy do stołu, gdzie stolą papierowe kubki i alkohol. Dużo alkoholu.

- Nie – mówi i sięga po małą butelkę wody. - Dzisiaj tylko mineralna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top