Dwadzieścia dwa

Idziemy w kierunku kamienistej plaży w Brighton. Powoli można dostrzec kolorowe budki na pograniczu promenady i plaży.

- No, więc... - zaczyna po raz kolejny.

- Matko Boska, Harry! Od piętnastu minut próbujesz mi to powiedzieć - mówię, już powoli lekko zirytowana.

- Uznasz mnie za wariata - mruczy.

- Spokojnie, już dawno to zrobiłam - odpowiadam. - Wyduś to z siebie wreszcie.

- Boję się, że uciekniesz...

- Tak, z krzykiem - potakuję. - Zaraz to zrobię. Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem... - odliczam na palcach.

- Dobra, już -Harry szybko ucisza mnie gestem. - Ale obiecujesz, że ni...

- Obiecuję - przerywam mu.

Chłopak zawiesza wzrok na chodniku i nadal milczy.

- Hazz - popycham go lekko w bok.

- Mam siostrę... - zaczyna powoli ze zmarszczonymi brwiami.

- No... - potakuję.

- Ma na imię Gemma... - urywa i wzdycha. - To beznadziejny pomysł - kręci głową. - Ach, nieistotne.

- Harry, powiedz!- przybieram minę małego dziecka proszącego o lizaka. Na mojego tatę zawsze działało.

Pójdzieszzemnąnaweselejakoosobatowarzysząca? - wyrzuca z siebie na jednym wdechu tak szybko, że zastanawiam się czy w ogóle powiedział to po angielsku.

- Co?

- Pytam czy... - zacina się. - Czy pójdziesz ze mną na wesele jako osoba towarzysząca?

- Emm... - zająkuję się. - No... Ja... Eee... - zamykam oczy z zażenowania nad własną wypowiedzią.

- Mówiłem, że to głupi pomysł - macha ręką z widocznym smutkiem na twarzy.

- Nie, po prostu... Jestem zaskoczona.

- Nie dziwię ci się - posyła mi rozbawiony uśmiech z nutką zawodu w oczach.

Schodzimy z kostki brukowej na kamienistą plażę. Idziemy bez butów przy samym brzegu morza, tak, że fale co jakiś czas dosięgają naszych bosych stóp. Harry rozgląda się wokoło, pożerając wzrokiem wszystko, co widzi. Łącznie ze skrzeczącymi mewami nad naszymi głowami.

- Kiedy jest ten ślub? - pytam po dłuższej chwili milczenia.

- Pod koniec września - odpowiada z nieukrytym zdziwieniem.

- Twojej siostry?

- No... - odpowiada, przygaszony.

- Przez ponad dwa miesiące mamy szansę się lepiej poznać - wzruszam ramionami, a kątem oka widzę jak Harry gwałtownie podnosi głowę i patrzy na mnie z zaskoczeniem.

- Serio? - chłopak podskakuje ucieszony.

- Tak - odpowiadam z rozbawieniem.

- Ach, dziękuję, dziękuję, dziękuję! - Harry zamyka mnie w swoich ramionach.

Przez moment czuję się fajnie, a później uświadamiam sobie ogromną różnicę wzrostu między nami i czuję się gorzej niż krasnoludek.

- Udusisz mnie zaraz - marudzę i próbuję się wydostać z jego objęć.

- Dziękuję, dziękuję!

- Okej, okej... - schylam głowę i zwinnie wymykam się z jego ramion. - Wystarczy!

- Moja mama będzie tobą zachwycona - bierze mnie pod rękę i razem idziemy dalej brzegiem morza.

Swoją drogą, musimy wyglądać razem komicznie idąc pod rękę...

- Dlaczego?

- Bo nalegała, żebym z kimś poszedł. Już prawie wepchała mnie do pary z moją sąsiadką. Brzydka ona nie jest, ale z charakteru... - kręci głową. - Jest strasznie pusta.

- A nie możesz iść sam?

- Moja mama... to moja mama - odpowiada wymijająco. - Zobaczysz - puszcza mi oczko.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top