Cztery
Rano budzi mnie pikający telefon.
Harry: Cześć, Claire! Jak się masz? ☺
Zerkam na godzinę w rogu i jak szalona zrywam się z łóżka. Znowu zaspałam. W biegu ubieram jeansy, jakiś biały t-shirt i dosłownie dziesięć minut później wybiegam z domu w kierunku metra. W kawiarni pojawiam się spóźniona o całe dwadzieścia pięć minut.
- Claire! - szefowa rzuca w moje ręce mój firmowy fartuszek z logo kawiarni. - Nastaw sobie czasem budzik!
- Przepraszam - mówię cicho w jej stronę i zaczynam obsługiwać klientów.
- Błagam, idź kelnerować, bo ja już rozlałem trzy kawy. - Jack podaje mi tacę z dwoma filiżankami.
Śmieję się na widok jego miny i biorę tacę. Biegam między stolikami z zamówieniami aż do końca przerwy na lunch. Po lunchu ludzi w lokalu znacznie ubywa i nie muszę się już tak spieszyć. Siadam za ladą i wyciągam telefon z kieszeni jeansów.
Harry: Hej! Wstawaj!
Harry: Nie mów mi, że jeszcze śpisz...
Harry: Leniuchu, obudź się!
Harry: Wiem, że są wakacje... No ale bez przesady! Już południe!
Harry: Claire?
Harry: Odpisz mi, błagam
Claire: Wybacz, miałam duży ruch w kawiarni
Harry: Pracujesz w kawiarni?
Claire: No
Harry: Ale super!
Claire: Szczególnie wtedy jak ktoś Ci mówi, że kawa jest za zimna i zaczyna się na Ciebie drzeć... Ugh, okropność.
Harry: Już nigdy tak nie powiem jak będę w kawiarni, obiecuję.
Claire: Hahaha 😂 i bardzo dobrze!
- Claire obsłużysz panią? - Jack trąca mnie łokciem, a ja szybko chowam telefon do kieszeni.
Niestety źle oceniam umiejscowienie kieszonki w spodniach i mój telefon spada na ziemię, rozbijając się o kafelki. Obsługuję starszą panią, zanoszę jej kawę, a później próbuję zebrać wszystkie części mojego telefonu z ziemi...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top