szesnaście: nic do niego nie czuję.

Mia

Następnego dnia czułam się jak wrak człowieka, ale wiedziałam, że nie mogę odpuścić kolejnych godzin w pracy. To byłoby nie fair w stosunku do Shawna.

Cassie złapała mnie już na samym wejściu, niemal siłą odciągając mnie do kuchni, w której o tej porze nigdy nikogo nie było.

— Mia czy wszystko z tobą w porządku? Wyglądasz przeokropnie.

Uniosłam wysoko brwi, po chwili mimowolnie parskając śmiechem. Niektórzy nie mieli w sobie za grosz wyczucia, ale powoli zaczynałam rozumieć, że blondynka wszystkie te niemiłe komentarze rzuca całkowicie nieświadomie.

— Po prostu się nie wyspałam — odpowiedziałam, czując naprawdę ogromne zmęczenie w każdej komórce mojego ciała.

W nocy męczyły mnie okropne koszmary i nie mogłam ich od siebie odgonić, dzięki czemu przespałam może pół godziny. Przerażało mnie to, że nie mam w swoim życiu nikogo, z kim mogłabym dzielić się takimi rzeczami.

Często zazdrościłam wszystkim zakochanym parom, które były ze sobą „pomimo wszystko". Jednak smucił mnie nieco fakt, że Mitchell i ja też byliśmy kiedyś taką parą. Wszystko wydawało się być takie piękne i kolorowe, a potem bum, on wyjechał, zostawiając mnie samą w moim małym, osobistym piekle.

— Mogłabyś zanieść kawę Shawnowi? Chyba nie jestem dziś w stanie wykłócać się z nim — poprosiłam, na co dziewczyna niechętnie przystała.

Zabrała się za robienie napoju, a ja oparta o blat, uważnie się jej przyglądałam.

Przypomniałam sobie naszą wczorajszą rozmowę, której nie było dane nam dokończyć. Zrobiło mi się przykro, bo nieważne jak bardzo chciałabym jej nienawidzić - z wielu powodów po prostu nie mogłam.

— Cassie? - Zwróciłam na siebie jej wzrok. — Wczoraj nie dokończyłyśmy rozmowy i zastanawiam się...

— Ja też się nad czymś zastanawiam — przerwała mi. — Co ty tak właściwie czujesz do Shawna, co?

— J–ja? — zająknęłam się, na co blondynka pokiwała głową. — Nic do niego nie czuję.

To pytanie zdawało mi się być totalnie nie na miejscu. Czułam się fatalnie, rozmawiając z nią o czymś takim, zwłaszcza po tym, jak dowiedziałam się, że między nią a Mendesem musi być coś większego.

Może to dlatego tak bardzo boi się tego, że on może do mnie coś poczuć?

— Nic nie czujesz — powtórzyła, parskając śmiechem. — Nic a nic? Jesteś pewna?

— Tak, nie musisz się martwić — mruknęłam, tracąc cierpliwość do tego rozmowy.

— Martwić? — Zmarszczyła brwi, nagle przybierając nieco zbyt poważny wyraz twarzy.

— Możesz być spokojna, bo ja nie będę próbowała ci go odbić.

— Słucham? Ty chyba sobie żartujesz...

— Sama powiedziałaś wczoraj, że łączy cię z nim coś szczególnego.

Wytrzeszczyła na mnie oczy, by po chwili roześmiać się tak głośno, że całe biuro mogłoby ją usłyszeć.

— Tak, łączy mnie z nim coś szczególnego — powiedziała, chichocząc. — Szczególne więzy rodzinne. Shawn to mój przybrany brat, Mia.

— Ale...

Nie byłam pewna, czy w jednej chwili nie zrobiłam się czerwona jak pomidor, ale poczułam się cholernie zawstydzona tym, co sobie w ogóle pomyślałam.

Ja naprawdę nie chciałam lubić Cassie ze względu na to, że może ją coś z nim łączyć. Nie miałam pojęcia czemu, ale działo się coś złego, co bardzo mi się nie podobało.

— Wyluzuj, błagam. Chociaż to było słodkie, widzieć jak bardzo jesteś o niego zazdrosna...

Mrugnęła na mnie, zaraz po tym zgrabnie się poruszając wyszła z kuchni, a ja zostałam całkiem sama, mając ochotę podciąć sobie żyły.

Nie byłam zazdrosna, to nie o to chodziło. Nie można być przecież tak po prostu zazdrosnym sobie o człowieka, względem którego nic się nie czuje, prawda?

Próbując wyrzucić wszystkie uciążliwe myśli z mojej głowy, skierowałam się do biurka, przy którym miałam zamiar siedzieć tak długo, aż nie będę do czegokolwiek potrzebna.

Może to były moje chore domysły, ale miałam wrażenie, że po tym jak wczoraj nie przyjęłam „pomocnej dłoni" Mendesa, on dziś będzie traktował mnie jak powietrze.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy w pewnym momencie, gdy uniosłam głowę, zauważyłam go, siedzącego na brzegu blatu.

— Chciałem tylko zobaczyć, jak się czujesz — wyjaśnił, zanim zdążyłam zapytać.

— Nie musisz, to nie jest twoim obowiązkiem — odpowiedziałam wbrew sobie.

— Wiem, że teraz będziesz trzymać mnie na dystans po tym, co ci ostatnio powiedziałem... — urwał, zatrzymując wzrok daleko za mną. — Ale nie zrobiłem tego po to, żeby cię zranić. Wręcz przeciwnie.

— Dałeś mi do zrozumienia, że jestem nic nie warta, żeby mnie nie zranić? — Uniosłam brwi, powstrzymując się od wyśmiania jego toku myślenia. — To brzmi źle.

— Źle to ty zinterpretowałaś moje słowa.

— Uhm–jasne. Wmawiaj sobie.

Nie chciałam rozmawiać o tym tak bardzo, że w ciągu jednej chwili cały smutek, który odczuwałam zamienił się w złość na tego palanta.

— Jaki sens ma ta rozmowa? Chyba już ustaliliśmy co i jak, więc niepotrzebnie do tego wracasz — dodałam po chwili.

— Powiedziałem to tylko dlatego, bo nie chcę, żebyś kiedykolwiek coś do mnie poczuła — wypalił na jednym oddechu, przyglądając się temu, jak zareaguje na jego słowa.

Zastanawiałam się tylko, co ich wszystkich ugryzło, że nagle każdy bał się o to, że ktoś się w kimś zakocha.

— Aha? Nie wiem, to nadal nie ma sensu — burknęłam, wzruszając ramionami.

— Mia. Błagam. Współpracuj ze mną.

— Współpracuję. — Puściłam mu złośliwe oczko, czekając aż zrozumie moją aluzję. Posłał mi zdegustowane spojrzenie, na co głośno wypuściłam powietrze z ust. — No okej, o co tak dokładnie chodzi?

— Nie chcę, żeby pewna sytuacja się powtórzyła.

— Jaka znowu sytuacja? — Zaczynałam tracić siły do tego wszystkiego, a Mendes siedzący ciągle w tym samym miejscu chyba to zauważył. Odetchnął cicho, przez dłuższy moment wgryzając się zębami w swoją dolną wargę, na co ja zwróciłam szczególną uwagę.

— Był już w tej firmie ktoś, kogo darzyłem zwykłą, koleżeńską sympatią i źle się to skończyło — odezwał się po chwili, wzdychając. — Lubiłem ją, ale nie byłem w stanie odwzajemnić tego, co do mnie czuła, więc jej urażona duma nie pozwoliła jej zostać i odeszła, nie zwracając uwagi na to, że niszczy przede wszystkim swoje życie i przyszłość.

Zrobiło mi się dziwnie przykro na jego słowa, ale pokiwałam głową na znak, że rozumiem.

— Nie musisz się o mnie martwić — zapewniłam.

— Martwię się, bo znaczysz coś w moim życiu, ale ja się nie zakochuję i dlatego robię to, co robię...

— Trzymasz mnie na dystans? To nie jest rozwiązaniem, skoro nie czujesz się z tym dobrze.

— Skąd wiesz, że nie czuję się dobrze?

— Gdyby tak było, to nie siedziałbyś tu teraz.

Zapanowała między nami cisza, podczas której żadne z nas nie wiedziało, gdzie ma podziać wzrok. To była dziwna i bardzo niekomfortowa rozmowa.

— Masz rację, lubię cię w moim życiu.

Wymieniliśmy się krótkimi uśmiechami, które nie znaczyły nic, lub bardzo wiele, ale nie mieliśmy o tym pojęcia.

— W takim razie przestań się zamartwiać. Niech będzie tak jak było, a ja jestem pewna, że cokolwiek się wydarzy, to żadne z nas nie poczuje do drugiego nic więcej — powiedziałam spokojnie, utrzymując z brunetem kontakt wzrokowy.

— Jesteś pewna?

— Nie znieślibyśmy się nawzajem — parsknęłam śmiechem, a Shawn mi zawtórował.

— Skoro tak, to za pół godziny widzę cię na dole. — Mrugnął do mnie na odchodne, a ja zauważyłam coś w rodzaju ulgi na jego twarzy.

I dziwnym trafem sama też poczułam się lepiej po tej rozmowie. Ulżyło mi, kiedy powiedział, że nigdy nie byłby w stanie poczuć do mnie czegoś więcej.

Ucieszyłam się, ale przecież nie taki miał być plan.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top