siedem: nie przedstawisz się?




Mia

— Nie mam zielonego pojęcia, jaki stój wybrać — jęknęłam, posyłając błagalne spojrzenie przyjaciółce. — Chcesz mi pomóc?

— Masz dokładnie sześć godzin do rozpoczęcia imprezy, nie załamuj mnie. Powinnaś mieć to ustalone już tydzień temu.

— Tydzień temu nie wiedziałam nawet, że takie coś będzie miało miejsce — fuknęłam, chodząc od szafy do łóżka, w kółko.

Byłam troszkę zestresowana faktem, że dzisiejszego wieczoru mam pojawić się na czymś w rodzaju balu, który organizował Shawn. Przez cały ten czas, który razem spędziliśmy, ani razu nie wspomniał, że ma bzika na punkcie Halloween. Sam zajął się organizacją wszystkiego i szczerze mówiąc trochę obawiałam się tego, co tam zastanę.

Przyjęcie było organizowane dla wszystkich pracowników Mendes Records, ale wiedziałam, że ma pojawić się też grupa znajomych prezesa z Ameryki. Nie przejmowałabym się tym ani trochę, gdybym nie pracowała na stanowisku jego asystentki, co automatycznie robi ze mnie osobę towarzyszącą najważniejszej osoby, która tam będzie.

Obowiązkiem każdego było przebranie się w kostium i pewnie założyłabym pierwsze lepsze ubrania ze swojej szafy, imitując mumię albo marnie odtworzoną wampirzycę, gdyby nie jeden, znaczący sms od mojego pracodawcy, informujący mnie o tym, że ma nadzieję iż go nie zawiodę. Nie zmartwiłabym się tym, ale mimo ostatnich, dziwnych wydarzeń, mój plan nadal był aktualny.

— Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji. — Katie uśmiechnęła się do mnie, co było zwiastunem tego, że wpadła na jakiś genialny lub podły plan. Podniosła się z łóżka i chwyciła za mój nadgarstek, wyciągając mnie siłą z mojego własnego mieszkania.

— Odbiło ci? — spytałam, kiedy wspięłyśmy się na ostatnie piętro w budynku. W tym momencie uświadomiłam sobie, że stoimy przed mieszkaniem Luke'a. — Co on ma z tym wspólnego?

— Keith — wyszeptała, pukając do drzwi.

Kilkanaście minut później staliśmy w małym pokoju w czwórkę, a ja czułam się jak królik doświadczalny, kiedy każdy patrzył prosto na mnie, myśląc, w co mogłabym się ubrać. Dużym plusem było to, że współlokator blondyna pracował w teatrze i miał swobodny dostęp do ogromnej ilości kostiumów.

— Chyba mam na ciebie pomysł — mruknął, przyglądając mi się badawczo. — Powiedz mi tylko, jak chciałabyś wyglądać.

— Um...

— Seksownie, ostro, z pazurem i tak, żeby największy dupek na świecie na nią poleciał — wtrąciła moja przyjaciółka, na co wywróciłam oczami, ale nie odezwałam się, bo miała trochę racji.

— Muszę przyznać, że masz nawet zadatki — stwierdził, zatrzymując na moment wzrok gdzieś w okolicy moich bioder. — Gorzej będzie z górą.

— Dzięki — parsknęłam, obejmując się ramionami.

— Nie martw się, nie można mieć wszystkiego, a twoim cyckom i tak daję czwórkę z plusem.

Zignorowałam chęć wyśmiania go, bo naprawdę, jego ocena mało mnie obchodziła. Jednak Murray rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie, które mówiło: "Bądź miła, on ratuje ci tyłek."

— Więc?

— Dajcie mi góra godzinę, przywiozę strój. — Uśmiechnął się w dość przyjazny sposób. — Załatw sobie czerwoną szminkę i w zależności od tego jak bardzo chcesz poruszyć tego gościa — jakąś cholernie ostrą bieliznę.

Katie klasnęła w dłonie z ekscytacją, a ja zamknęłam oczy, odliczając w głowie do pięciu.

Jakbym nie mogła być po prostu marnym wampirem.

***

— Nie wyjdę w tym na ulicę! — wrzasnęłam, wytrzeszczając oczy na Keitha. Chyba oszalał, jeśli myślał, że pozwolę się tak upokorzyć.

— Wyglądasz tak gorąco, że nawet ja mam ochotę cię przelecieć — przyznał. — A jestem gejem, Mia.

Powstrzymałam się od wywrócenia oczami, zaciskając usta w wąską linię. Jego słowa nieco połechtały moje ego, ale wciąż czułam się dziwnie... naga.

— Jestem pewna, że kiedy Mendes cię zobaczy, to dostanie zawału z wrażenia. — Katie weszła do pomieszczenia, popijając swój ulubiony napój. — Nawet Luke uważa, że wyglądasz w chuj dobrze.

Przekrzywiłam głowę, by jeszcze raz się sobie przyjrzeć.

Na głowie miałam perukę, w mocno rudym kolorze. Grzywka zasłaniała mi jedno oko, a włosy, polokowane na końcach sięgały ponad połowy pleców. Murray zadbała o mój makijaż w każdym calu – krwistoczerwone usta, powieki w odcieniach fioletu i mocno wykonturowana twarz. Od góry do ramion wyglądałam naprawdę cudownie i przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie zmienić fryzury na stałe. Schody zaczęły się, gdy spoglądałam w dół.

Sukienka była tak mocno wycięta na dekolcie, że zastanawiałam jakim cudem trzyma się w okolicy piersi, skoro nie miała nawet ramiączek. Jaskrawoczerwona, cała obszyta cekinami, sięgająca ziemi i przylegająca do ciała niczym druga skóra. Rozcięcie na lewej nodze miała sięgające prawie moich bioder, co sprawiało, że kiedy odpowiednio się ustawię, każdy będzie mógł zobaczyć czarną koronkę moich samonośnych pończoch, na które uparła się Katie. Dopełnieniem wszystkiego miały być wysokie szpilki w kolorze kreacji i sięgające nieco ponad łokcie – fioletowe, aksamitne rękawiczki.

— Co to właściwie jest? — zapytałam, zastanawiając się nad tym, czy na pewno chcę wyjść dziś z domu.

— Słyszałaś kiedyś o Jessice Rabbit?

- Żonie królika Rogera? — parsknęłam. — Świetnie, już wolałam chyba opcję z seksowną pielęgniarką.

— Błagam cię — jęknęła szatynka. — Pewnie sto procent lasek będzie tam przebranych za pseudo seksowne pielęgniarki, policjantki, pokojówki... w końcu każda chce zaciągnąć szefa do łóżka.

— Ty wyglądasz po prostu na kogoś ponad tym. — Luke odezwał się pierwszy raz dzisiejszego dnia. — Myślę, że w tym stroju masz to, czego żadna z nich nie będzie miała.

— Czyli co?

— Klasę.

***

Ciężko było uwierzyć mi, że właśnie znajduję się w największym i najbardziej luksusowym hotelu w całej Australii. InterContinental Sydney zapierał dech w piersiach jeszcze zanim weszło się do środka, a potem można było mdleć z wrażenia.

Z każdą chwilą czułam się w swoim przebraniu coraz lepiej. Wyłapałam kilka ukradkowych spojrzeń, rzucanych przez całkiem obce mi osoby. Nadal znałam jedynie Cassie z którą mój kontakt nie był wybitnie dobry. Obsługa budynku skierowała mnie do sali bankietowej, z której dochodziła dość głośna muzyka.

Stanęłam przy balustradzie schodów, obserwując z góry wszystko co działo się dookoła. Miejsce, choć nadzwyczaj eleganckie, dziś wyglądało mrocznie i trochę przerażająco. Żaden z kryształowych żyrandoli przy suficie nie dawał światła, włączone były tylko pojedyncze lampki na ścianach. Przypuszczałam, że Mendesowi zależało właśnie na takim efekcie, jaki otrzymał.

Poczułam dziwny uścisk w brzuchu, uświadamiając sobie, że tak naprawdę mogę go dziś nie spotkać, mimo tego, że rzekomo byłam jego osobą towarzyszącą. Ciężko będzie rozpoznać jakąkolwiek osobę w tych ciemnościach, a dodatkowe kostiumy wcale tego nie ułatwią.

Było tu mnóstwo ludzi, pokazując, jak naprawdę wielka jest wytwórnia.

Odetchnęłam cicho, kierując się w dół schodów. W końcu nie przyszłam tutaj po to, żeby stać i przyglądać się temu, jak inni się bawią. Szybko odnalazłam najbardziej interesujący mnie obiekt na całej imprezie. Zatrzymałam się przy dość długim barze i byłam prawie pewna, że na co dzień nie znajdował się on w tej sali. Wymieniłam krótki uśmiech z barmanem, prosząc go o mojito. Chwilę później stałam z drinkiem w dłoni, zastanawiając się nad tym, czy jest jakiś sens, by oddalać się od tego miejsca, do którego z pewnością będę często wracać.

— Cześć, księżniczko. — Podskoczyłam, słysząc szept w swoim uchu. Odwróciłam się w stronę mężczyzny, napotykając wzrokiem nieznaną mi twarz. — Jesteś śliczna.

—  Nie jestem księżniczką, a jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to zademonstruję ci coś, czego księżniczki na pewno nie robią — zagroziłam.

— Czyli co? — Uśmiech wykrzywił jego twarz, gdy przyglądał mi się z zaciekawieniem.

— Napluję ci w twarz.

Dźwięczny śmiech dotarł do moich bębenków i już myślałam, że facet uznał moje słowa za żart, kiedy znów się odezwał:

— A już myślałem, że nie znajdę na tej imprezie nikogo z charakterem. — Zmierzyłam wzrokiem jego sylwetkę i to, w co był przebrany. Brązowe włosy z blond końcówkami odstawały na wszystkie możliwe strony, a jego twarz, szyja i ręce pokryte były zieloną farbą. Biała koszula postrzępiona w kilku miejscach, została niechlujnie zapięta i poplamiona czymś, co chyba miało imitować krew. Niebieskie oczy patrzyły na mnie z wyraźnym rozbawieniem, kiedy wyciągnął dłoń w moją stronę. — Jestem Niall.

— Miło mi cię poznać, Niall — odpowiedziałam.

— Nie przedstawisz się? — Sącząc napój przez słomkę, powoli pokręciłam głową na boki.

— Nie mogę, muszę zostać dziś anonimowa.

Wyszczerzył się do mnie w bardzo uroczy sposób.

— Mogę chociaż cię porwać? — Uniósł brwi, wskazując dłonią na drzwi, które prawdopodobnie prowadziły na taras widokowy.

— Dokąd i dlaczego chcesz mnie porwać?

— Nie pozwolę, żebyś stała tu sama. Moje towarzystwo na pewno ci się spodoba, mogę prosić? — Nadstawił dla mnie ramię, czekając aż za nie złapię. Odłożyłam prawie pustą szklankę po drinku na blat, wzdychając przesadnie.

— Jesteś słodki, ale chodzić jeszcze potrafię. — Mrugnęłam odsłoniętym okiem, zaraz po tym wymijając go i ruszając w stronę wcześniej wskazanego przez szatyna miejsca. Odwróciłam się na moment, by upewnić się w tym, że idzie za mną.

Postanowiłam nie odejmować sobie zabawy, ze względu na to, że pan prezes nie dotrzymał obietnicy i zamiast czekać na mnie przy wejściu – przepadł wśród tłumu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top