piętnaście: dlaczego to robisz?
Mia
Zamrugałam kilka razy, czując jak fala nieprzyjemnego ciepła uderza we mnie, a serce prawie podchodzi mi do gardła.
— Um–co? Czemu miałby się we mnie zakochać? — zapytałam, zaciskając drżące dłonie na podłokietnikach fotela. — To głupie.
To było głupie, a jednak stanowiło mój cel, odkąd się tutaj pojawiłam.
— To mogłoby być głupie miesiąc temu — mruknęła, posyłając mi jakby rozbawione spojrzenie. — Teraz widzę co się z nim dzieje.
Jednocześnie chciałam tego słuchać i nie. Czułam się dziwnie dowiadując się o takich rzeczach od Cassie, która swoją drogą chyba nie powinna mi o nich mówić? Odkąd się tu zatrudniłam traktowała mnie jak wroga, więc nie rozumiałam tej jej nagłej wylewności.
— Cassie, czy ty się czymś naćpałaś? — Uniosłam brwi, uważnie się jej przyglądając.
— Co ty gadasz?
— A ty? Nie obraź się, ale traktowałaś mnie nie najlepiej odkąd się tu pojawiłam, a teraz nagle mówisz mi o takich rzeczach? To całkiem sprzeczne.
— Ugh — sarknęła. — Po prostu na początku uważałam cię za wroga, bo myślałam, że jesteś jak te wszystkie laski, które przewijały się przez firmę.
— Czyli?
— No wiesz — mruknęła. — Suki lecące na pieniądze i twarz, takich było tu mnóstwo, uwierz mi. Ja wiem, że on nie jest perfekcyjny, ale ma uczucia jak prawie każdy człowiek i... cholera, myślałam, że jesteś jedną z nich.
Prychnęłam na jej słowa, ale nie mogłam się dziwić. Shawn miał dwadzieścia osiem lat i był właścicielem trzech wytwórni muzycznych na świecie, a do tego nienaganny wygląd.
Co ja gadam, on jest chodzącą perfekcją i nawet ja mogłabym na niego polecieć, gdybym go nie znała.
— Nie traktuje pracy jako okazji do uwiedzenia szefa — wyznałam, czując dość bolesne ukłucie w brzuchu.
Skończę w piekle, przysięgam.
— Nie uwierzyłabym ci, jeśli nie widziałabym tego, jak się zachowujesz.
Szczerze mówiąc co mnie obchodziło zdanie jakiejś laski, którą traktowałam co najwyżej jako zwykłą znajomą z pracy?
Jednak dla Cassie wydawało się być to poważnym tematem, a ja zaczęłam się zastanawiać o co tak naprawdę chodzi i czemu tak martwi ją los Mendesa.
— Czy ciebie i Shawna coś łączy? — zapytałam, dziwiąc ją tym. Uniosła wysoko brwi, po czym parsknęła śmiechem tak głośno, że kilka osób się na nas obejrzało.
— Nie ukrywam, że jestem najbliższą mu osobą w tej firmie i nikt nie zajmie mojego miejsca, nieważne jakby się starał — wyjaśniła, cały czas się uśmiechając. Wzruszyłam ramionami, bo przecież wcale nie chciałabym zająć jej miejsca.
Ona jedyna w całym tym budynku rozmawiała z nim tak, jakby znali się całe życie i zawsze mówiła mu wszystko to, co miała na myśli. Nigdy nie zauważyłam, żeby traktowała go jak szefa, którym przecież mimo wszystko był dla niej. Już pierwszego dnia, kiedy się tu pojawiłam, zauważyłam dziwną więź między tą dwójką, ale gdy teraz o tym myślałam – chcąc nie chcąc robiło mi się przykro.
Zanim zdążyłam zareagować, zauważyłam, jak brunet zbliża się w naszą stronę, wzrok zatrzymując tylko i wyłącznie na blondynce. Nadal udawał, że mnie tu nie ma. I bardzo dobrze.
— Cass odwołałaś moje dzisiejsze spotkanie? — Zatrzymał się obok, sprawdzając coś w telefonie.
— Jasne szefunio. — Wystawiła w jego stronę język, zaraz po tym zwracając wzrok na mnie. Zmarszczyła brwi. — Mia wszystko okej? Bo patrzysz na mnie tak, jakbym zamordowała ci rodzeństwo, albo coś.
Rozchyliłam usta żeby coś powiedzieć, ale sens jej słów dotarł do mnie z opóźnieniem i nie mogłam nic poradzić na to, że fala nieprzyjemnego ciepła uderzyła we mnie, a mi chwilo zrobiło się słabo.
— Ni... nic mi nie jest, tylko gorzej się poczułam — wyszeptałam, podnosząc się z krzesła jak oparzona, a potem popędziła w stronę łazienki.
Zareagowałam na jej słowa zbyt przesadnie i byłam tego świadoma, ale to wszystko nagle zebrało się w całość. To, że opowiedziałam o wszystkim Mendesowi, za trzy dni mijała dwudziesta rocznica śmierci Melanie, a Cassie zażartowała, nie mając pojęcia co we mnie siedzi. Bo przecież nikt tak naprawdę nie wiedział.
Sądziłam, że jeśli wyrzucę z siebie wszystko to, co męczyło mnie przez tyle lat, to odpocznę, mój umysł się oczyści, ale bieżąca sytuacja tylko wszystko utrudniała.
Było mi najzwyczajniej w świecie przykro, że nie mogę porozmawiać o tym z Shawnem, bo nagle odechciało mu się wysłuchiwania moich zwierzeń.
Odkręciłam wodę w kranie, patrząc jak kilka pojedynczych łez spływa po moich policzkach. Nie panowałam nad tym, że chciało mi się płakać.
Usłyszałam niecierpliwe pukanie do drzwi, co w pewnym sensie wybudziło mnie z transu. Wzdrygnęłam się, zakręcając wodę.
— Już wychodzę! — krzyknęłam, przecierając kciukami kąciki oczu, które zdążyły się już zaczerwienić. Nienawidziłam swojego typu urody.
Wynurzyłam się z pomieszczenia, od razu dość boleśnie zderzając z jakąś postacią. Uniosłam głowę, napotykając wzrokiem intensywnie wpatrujące się we mnie bursztynowe tęczówki.
— Możesz już wejść, chociaż jestem przekonana, że masz swoją łazienkę — wychrypiałam, nie będąc w stanie utrzymywać męczącego dla mnie kontaktu wzrokowego. Zauważyłam jak brunet otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale mu na to nie pozwoliłam. — Tak wiem, przepraszam. Nie powinnam zwracać się w taki sposób, bo to oznaka braku szacunku z mojej stro...
— Cassie nie chciała cię zranić, ona nie ma o niczym pojęcia — przerwał mi, przyglądając mi się w dziwny sposób.
— Przecież wiem, nie mam jej za złe tego co powiedziała... — Wzruszyłam ramionami, patrząc wszędzie, tylko nie na niego.
— Więc o co chodzi?
Ponowiłam gest ramionami, czując jak wszystko co pozytywne uchodzi ze mnie niczym z przebitego igłą balonu.
— To sprawy osobiste, nie powinnam wynosić tego poza dom — powiedziałam cicho, przez chwilę obserwując jak Mendes kiwa głową, chowając dłonie do tylnych kieszeni swoich dżinsów.
— Rozumiem, w takim razie możesz wziąć sobie już wolne — powiadomił mnie, zaraz po tym odchodząc w stronę swojego gabinetu.
***
Uważnie śledziłam wzrokiem każdy najmniejszy szczegół w twarzy małej dziewczynki, którą przecież tak bardzo kochałam.
Przeglądałam już trzeci album ze zdjęciami, z każdym kolejnym czując się coraz gorzej. Nie chciałam na nie patrzeć, bo to wszystko tylko odnawiało rany, które miałam w sobie od szóstego listopada, dwadzieścia lat wstecz.
Oddałabym wszystko, żeby móc cofnąć się w czasie, ale to nie było możliwe. To tak bardzo bolało, jakbym przeżywała to wszystko na nowo. Nie mogłam się tego pozbyć. Bo jak niby pozbyć się uczucia, że zabiło się kogoś tak bliskiego swojemu sercu?
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z mojego otępienia, ale wcale nie miałam ochoty dziś nikogo gościć. Zamknęłam się na klucz, żeby nawet Katie nie mogła przeszkodzić mi w mojej własnej bańce z Mel.
Dzwonienie nasilało się z każdą chwilą, a ja w końcu poddałam się i podniosłam się z łóżka, nie zważając na to, jak paskudnie muszę wyglądać. Rozciągnięte szare dresy i czarna bluzka na ramiączkach wyglądały jak wyjęte ze śmietnika, poplątane włosy związane w niedbałego koka i twarz mokra od łez, które cały czas spływały po moich policzkach sprawiały, że byłam prawie pewna iż mój gość ucieknie szybciej, niż zdążę zareagować na jego obecność.
Uchyliłam drzwi, zastygając w bezruchu, kiedy po drugiej stronie zobaczyłam Shawna, z papierowym kubkiem w dłoni.
Uniósł wzrok, a kiedy zatrzymał go na mojej twarzy, coś w jego postawie się zmieniło. Przyglądał mi się odrobinę za długo, bo wzdrygnął się kiedy się odezwałam.
— Co tu robisz? — Mój głos brzmiał tak, jakbym całą noc spędziła na karaoke pod gwiazdami.
— Pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo... — mruknął, wysuwając w moją stronę kubek. — I przywiozłem ci twoją ulubioną czekoladę.
Uśmiechnęłam się delikatnie, cicho dziękując za napój. Staliśmy przez chwilę w ciszy, a ja naprawdę toczyłam w myślach poważną bitwę.
— Doceniam to, co robisz, ale naprawdę wolałabym zostać sama. — Pokiwał głową na moje słowa, sprawiając wrażenie rozczarowanego. Nie chciałam myśleć o tym, że jest kolejną osobą, której sprawiam przykrość.
— W porządku — odpowiedział, spuszczając wzrok na swoje buty, które nagle wyjątkowo go zainteresowały. — W razie czego dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy.
Odwrócił się, żeby odejść, ale zanim zdążył oddalić się o choć jeden krok, niewiele myśląc odezwałam się:
— Dlaczego?
— Dlaczego–co?
— Dlaczego to robisz? Najpierw zachowujesz się okropnie względem mnie, jakbym była tylko kolejnym, zbędnym śmieciem w twoim życiu, a teraz jesteś tu, za wszelką cenę chcąc poprawić mi humor. O co chodzi? Dlaczego wysyłasz tak sprzeczne sygnały? Nie rozumiem tego... — wyrzuciłam z siebie na jednym tchu.
— Ja też tego nie rozumiem, ale wiem, że muszę tu być, kiedy mnie potrzebujesz.
Odwrócił się i zbiegł po schodach, zanim zdążyłabym zareagować, zostawiając mnie samą - zupełnie tak, jak prosiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top