jeden: od kiedy jesteśmy na „ty"?
Moje usta były rozchylone o ułamek sekundy za długo.
Mężczyzna stojący tuż przede mną, idealnie to zarejestrował, a teraz jego twarz wykrzywił jeszcze bardziej bezczelny uśmiech. Chyba spodobało mu się to, że wprawił mnie w osłupienie - i to dosłownie.
Nigdy nie spodziewałabym się, że ten młody chłopak, który wyglądał tak miło i przyjaźnie będzie tym, który w jakiś sposób psychicznie znęcał się nad swoimi pracownikami. Teraz dotarło do mnie to, jak bardzo mylący może być wygląd osoby.
Zamrugałam oczami kilka razy, próbując doprowadzić się do porządku. W końcu przyszłam tutaj w określonym celu i nie mogłam pozwolić na to, żeby takie zaskoczenie wyprowadziło mnie z równowagi.
— Czy możemy zacząć? — zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku nawet na ułamek sekundy.
Pewność siebie biła od niego ze zwiększoną mocą, od kiedy zarejestrował moje zawahanie. Zajął miejsce na skórzanym fotelu po drugiej stronie swojego mahoniowego biurka, łokcie niechlujnie opierając o drewno. Delikatny ruch jego głowy wskazał mi na miejsce, które powinnam zająć, więc zrobiłam to niemal od razu.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku - nie dlatego, że był piekielnie przystojny, (co swoją drogą trzeba było mu oddać) ale dlatego, że nie rozumiałam, jakim cudem Katie nigdy nie wspomniała mi choć słowem, że jej szef, teraz już były, jest kimś naszego pokroju.
Oczywiście nie miałam na myśli tego, że jest biednym dwudziestopięciolatkiem, który na obiad jada makaron z sosem z paczki, bo pewnie gotują dla niego najlepsi kucharze w Sydney. Chodziło mi raczej o to, że jest po prostu młody, a słuchając opowiadań o nim wyobrażałam sobie starego, obleśnego dziada.
Cóż, zamiast tego teraz wzrok wlepiał we mnie facet rodem z okładki męskiego Vogue'a.
— Mogę dostać pani CV? — odezwał się, wytrącając mnie z zamyślenia.
Przez chwilę zastanawiałam się o czym on do cholery mówi, a potem dotarło do mnie to, że faktycznie jestem tu na „rozmowie o pracę", która oczywiście miała być tylko pretekstem.
— Cóż, oczywiście. Proszę. — Podsunęłam w jego stronę teczkę, w której miałam przygotowany swój życiorys. Zrobiłam to w razie wypadku, gdyby ktoś miał problem z tym, żeby uwierzyć w moje słowa. — Nic ciekawego pan tam nie znajdzie. Nie mam doświadczenia.
— Och — mruknął, unosząc wysoko brwi. Widać było, że moje słowa go zainteresowały, ale jeszcze nie miałam pojęcia dlaczego. — I ubiega się pani o stanowisko grafika w naszej wytwórni?
— Tak naprawdę to szukam jakiejkolwiek pracy — skłamałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego w to brnę.
— Ciekawe. — Przechylił głowę na bok, by uważniej mi się przyjrzeć. Miał lodowate spojrzenie, jakby próbował ocenić szczerość moich słów. W tej chwili już w ogóle nie przypominał przyjaznego chłopaka, którego spotkałam przy wejściu. Całe pomieszczenie wypełniła dziwna cisza, a ja pierwszy raz w życiu bałam się odezwać.
Przeklinałam w myślach samą siebie, bo przecież moje plany na tutejszy pobyt były nadzwyczaj ambitne. Miałam przyjść, rozpętać burzę i nigdy więcej nie wrócić. Tymczasem siedziałam na wygodnym, skórzanym fotelu, cicho jak mysz pod miotłą i czekałam, aż ten dziwny facet zdecyduje się odezwać.
Zamiast tego zrobić, podniósł się ze swojego miejsca, by obejść biurko i oprzeć się o nie, dosłownie kilka milimetrów przede mną. Coś w tyle mojej głowy krzyczało do mnie, że mam przestać zachowywać się jak roztrzęsiona cipa, bo to do niczego mnie nie doprowadzi.
Uniosłam więc dumnie głowę, czując nagły przypływ mojej ukochanej pewności siebie i dosyć bezczelnie zmierzyłam bruneta wzrokiem. Uniosłam jedną brew w momencie, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
— Wydaje mi się, że każda minuta spędzona w ciszy, to mój i twój zmarnowany czas — mruknęłam, dziwiąc nawet siebie.
— Od kiedy jesteśmy na „ty"? — zapytał poważnie, jednak jego twarz wykrzywił mały uśmiech.
— Zapewne od momentu, kiedy postanowiłeś zniszczyć moją przestrzeń osobistą — wyjaśniłam, spuszczając wzrok na miejsce, w którym jego kolano stykało się z jednym z moich. Powędrował spojrzeniem za mną i zamiast odsunąć nogę, by zachować choć resztki etycznego zachowania, bezceremonialnie wepchnął ją pomiędzy moje, posyłając mi przy tym najbardziej bezczelny uśmiech, jaki w życiu widziałam.
— Więc skoro doszliśmy do tego etapu naszej znajomości, to nie mogę pozwolić na to, żebyś odeszła stąd bez pracy. — Ton jego głosu zwiastował kłopoty.
— Ale... ja nie mam żadnego doświadczenia — wyznałam, obserwując jak czubek języka bruneta zahacza o jego dolną wargę.
— Nie potrzebujesz go. — Mrugnął do mnie, a ja pierwszy raz w życiu poczułam się zawstydzona przez faceta.
***
Trzeci raz z rzędu nacisnęłam cholerny dzwonek do drzwi, a moja cudowna przyjaciółka nadal nie raczyła pojawić się, by mnie wpuścić.
Wszystko, dosłownie każdy element mojego ciała wrzał ze wściekłości. Nie wiem czy byłam zła na dziewczynę czy na siebie, w końcu też wykazałam się nadludzkim idiotyzmem kilka godzin wcześniej.
Wywróciłam oczami, darując sobie uprzejme dobijanie się do jej mieszkania. Nacisnęłam klamkę, a drzwi jak zwykle okazały się być otwarte. Ona nie miała w sobie za grosz rozumu.
Gdy tylko znalazłam się w środku, do moich uszu dotarła głośna muzyka, co oznaczało, że Katie najprawdopodobniej zabrała się w końcu za generalne porządki na swoich czterdziestu metrach.
Cała nasza trójka mieszkała w jednym budynku. Katie i ja - dosłownie naprzeciwko siebie, zajęłyśmy mieszkanka na trzecim piętrze, a Luke, który tak naprawdę był przyjacielem mojej przyjaciółki, wynajmował dwa pokoje na samej górze, razem ze swoim dziwacznym kumplem Keithem.
Murray była moją przyjaciółką jeszcze z czasów przedszkola. Kiedyś wymyśliłyśmy sobie, że pójdziemy razem na studia i zamieszkamy w jednym miejscu. Plany nieco nam się pokrzyżowały, kiedy znalazłam chłopaka, który miał własne mieszkanie w centrum Sydney.
Wyprowadziłam się do niego po trzech miesiącach znajomości, na co wszyscy oprócz Katie - ucieszyli się. Mama odetchnęła, że w końcu, mając dwadzieścia trzy lata, zaczynałam żyć własnym życiem, a tata mógł w końcu zrobić w moim starym pokoju swój gabinet.
Miałam wielką nadzieję, że nasza przyjaźń nie rozpadnie się, gdy nagle z przedmieścia, przeniosę się do centrum. Na szczęście nie minął nawet rok, a dziewczyna dzięki znajomościom Mitchella, miała okazję wynająć mieszkanie naprzeciwko naszego.
Teraz choć nie mieszkałyśmy razem, to dzieliło nas może osiem metrów klatki schodowej - od drzwi do drzwi.
Nie pokwapiłam się nawet by zdjąć buty, kiedy wchodziłam do salonu. Wyłączyłam dudniącą w mojej głowie muzykę, sprawiając, że całą przestrzeń wypełniła przyjemna cisza. Odliczyłam w myśląc do pięciu i faktycznie po tym czasie szatynka znalazła się w pomieszczeniu.
— Kurwa, Mia! — wrzasnęła, robiąc niezadowoloną minę. — Nie mogłaś zapukać? Wystraszyłaś mnie.
— Stałam przed drzwiami chyba kilka minut — sarknęłam, opadając na niezbyt wygodną kanapę. Żadna z nas nie mogła pozwolić sobie na luksusy. Mimo, że nie pochodziłam z najbiedniejszej rodziny, nigdy nie dostawałam od mamy zbyt wielu pieniędzy. Często łapałam się dorywczych prac, ale ciężko było ze znalezieniem czegoś na stałe.
— Byłaś tak ubrana w wytwórni? — Zmierzyła mnie wzrokiem, na co wywróciłam oczami. Cholerna, powierzchowna bestia.
— Tak, poszłam podbić serce twojego szefa w starych, rozciągniętych dresach.
— Podbić serce? — Zdziwiła się, siadając obok mnie. — Coś mnie ominęło?
— To chyba ja powinnam zadać to pytanie. — Uniosłam znacząco brwi. — Katie, skarbie. Zapomniałaś mi o czymś powiedzieć?
— Huh?
— Na przykład o tym, że twój szef to...
— Złamas?
— Najprzystojniejszy złamas jakiego kiedykolwiek widziałam? I ma jakieś... tyle lat, co my?
— Uh, Mia. Nie podoba mi się to, co teraz powiedziałaś. A pewnie bardziej nie spodoba mi się to, co powiesz za chwilę...
Zaśmiałam się nerwowo. Ona zawsze potrafiła mnie przejrzeć.
— Cóż — mruknęłam.
— Mia...
— Katie...
— Amelia Davis do chuja, coś ty znowu wymyśliła? — Zabrzmiała groźnie, ale nie dla mnie. Wiedziałam, że nawet jeśli zrobię najgłupszą rzecz na świecie, to wkurzy się na mnie na chwilę, a potem będzie śmiała z mojego wrodzonego debilizmu.
— Od jutra zaczynam pracę w Mendes Records? — Moje słowa zabrzmiały bardziej jak pytanie.
— Nie kurwa. Przecież ty nie masz żadnego doświadczenia! — Teraz już się śmiała. — Jaki kit mu wcisnęłaś?
— Byłam przerażona kiedy mi się przedstawił i zachowywałam się jak strachliwa cipa — przyznałam.
— Nie wierzę! — Zakryła usta dłonią, by stłumić śmiech. — Czyżby Mendes zawstydził cię swoim urokiem osobistym?
— Przez pierwsze dziesięć minut tak. Potem przypomniałam sobie, co ten kutas zrobił i po co tam w ogóle poszłam. — Chciało mi się śmiać na wspomnienie wydarzeń sprzed kilku godzin. — Więc chyba po raz kolejny moja natura wrednej suki zwyciężyła.
— Z jednej strony jestem z ciebie dumna, a z drugiej to mnie przeraża. Co zamierzasz zrobić?
— Jeszcze nie wiem. — Wzruszyłam ramionami, mając bagno w głowie.
— Poleciał na ciebie?
— Co?
—No... miałaś wrażenie, jakby chciał cię przelecieć na swoim wielkim biurku? — Wytrzeszczyłam na nią oczy, zastanawiając się co ostatnio wstąpiło w moją przyjaciółkę. — Chodzą plotki, że on chce zaciągnąć do łóżka wszystko co się rusza i ma cycki, ale jakoś szczerze w to wątpię. Myślę, że tak naprawdę ma bardzo wysoko ustawioną poprzeczkę i ciężko wkraść się w jego łaski. Sam fakt, że od prawie trzech miesięcy szuka odpowiedniej kandydatki na swoją prywatną asystentkę - to chyba świadczy o tym, że ma wymagania, co?
Zastanawiałam się nad jej słowami, nie mając wpływu na to, jak okrutny plan kiełkował właśnie w mojej głowie.
Poczułam dziwny rodzaj ekscytacji, kiedy mówiłam:
— Więc chyba jestem na wygranej pozycji, bo od jutra zaczynam pracę na stanowisku asystentki szefunia.
~~~~
piszcie co sądzicie,
buziaki, L.
P.s dodałam obsadę do tego ff, możecie dać znać co myślcie o doborze osób
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top