dziesięć: podobają mi się twoje włosy.

Otworzyłam jedno oko, kiedy poczułam jak ktoś chwyta za moją łydkę, ciągnąc za nią w dół. Odruchowo kopnęłam bruneta w rękę, za co on posłał mi rozczarowane spojrzenie.

— Skąd ta agresja z rana? — burknął, krzyżując ręce na swoim o–mój–boże–nadal–nagim torsie.

— Nie spodziewałam się takiego ataku. — Ziewnęłam, siadając na łóżku, jednocześnie cały czas pilnując, żeby kołdra zakrywała wszystko to, co powinna zakrywać.

— Nie musisz się pod tym chować. — Mrugnął do mnie. — W nocy widziałem już wszystko.

— I co? Twoje życie stało się lepsze? — zapytałam sarkastycznie.

— Nawet nie wiesz jak bardzo.

— Która jest godzina? — Zmieniłam temat, uświadamiając sobie, że nie poinformowałam przyjaciółki o tym, że nie wrócę na noc do domu, a dziś w południe miała mnie odwiedzić, żebym mogła jej wszystko opowiedzieć. Cóż, trochę tego będzie. Mendes spojrzał na zegarek na swoim nadgarstku, a potem znowu na mnie.

— Dochodzi jedenasta.

Zamknęłam na moment oczy, czując w kościach opieprz, jaki dostanę od Murray. Wzięłam głęboki oddech, uświadamiając sobie jedną, ważną rzecz.

— Ale ja nie mam się w co ubrać.

— Jak to nie masz się w co ubrać? — Brunet zmarszczył brwi, wlepiając we mnie jeszcze bardziej intensywne spojrzenie, niż do tej pory. — Jesteś kobietą, wy zawsze macie mnóstwo ubrań.

— Ciekawe skąd miałam wiedzieć, że nie wrócę do domu na noc? — Uniosłam się, mając ochotę udusić go za to, że nie powiedział mi wcześniej o tym co uknuł. — Do cholery rozpieprzyłeś moją sukienkę!

— Nie narzekałaś kiedy to robiłem! — odpowiedział mi krzykiem, szybko się uspokajając. — Po prostu załóż coś mojego, a ja odwiozę cię do domu, żebyś nie musiała jechać w tym po mieście — mruknął, wskazując dłonią na jedne z drzwi, które znajdowały się w sypialni.

— Co tam jest? — spytałam podejrzliwie.

— Moja garderoba — stwierdził, wchodząc do łazienki, do której wejście było z tego samego pokoju, w którym byłam.

— Masz tutaj swoją garderobę?! Jakim cholernym cudem?

— To mój apartament! — krzyknął, żebym mogła go usłyszeć. Rozchyliłam usta w szoku, potrzebując trochę więcej czasu na to, żeby przyswoić tę informację.

Nie wymieniliśmy już ani jednego słowa i kiedy brunet wyszedł z łazienki, skierował się do części apartamentu, w której była kuchnia, żebym w spokoju mogła doprowadzić się do porządku.

Weszłam do garderoby, która mogła być takich rozmiarów, co moje mieszkanie i wybrałam pierwsze lepsze szare dresy, a do tego bordową bluzę z kapturem, potem zamykając się w łazience, gdzie wzięłam najszybszy prysznic w historii swojego życia.

Gdy zobaczyłam się w lustrze, miałam ochotę bardzo głośno się roześmiać. Bluza sięgała mi prawie do połowy ud, ale chociaż dzięki temu na pewno nie zmarznę. Dresy zawinęłam kilka razy na końcach, żeby sięgały moich kostek, a nie ciągnęły się po podłodze.

Z moją twarzą było nieco gorzej niż ze strojem, więc postanowiłam związać włosy w wysokiego kucyka, a wszystko inne – zignorować.

Zaburczało mi w brzuchu, kiedy poczułam zapach czegoś, co pachniało jak najlepsza rzecz na świecie, dlatego zdecydowałam się towarzyszyć Shawnowi, mimo mojego koszmarnego wyglądu.

— Zamówiłem śniadanie — powiedział jeszcze zanim mnie zobaczył, a ja zupełnie bez przyczyny, uśmiechnęłam się. — Na pewno jesteś głodna, hm?

— Taaak, wykończyłeś mnie — parsknęłam, zatrzymując się nad stołem, żeby ocenić czy jest tu coś, na co faktycznie mam ochotę. Zastygłam w bezruchu, kiedy wyczułam na sobie spojrzenie bruneta. Zmierzył mnie wzrokiem, a ja mogłam obserwować, jak na jego twarzy pojawia się naprawdę ładny uśmiech. — Coś nie tak?

— Nie, wszystko okej — powiedział, potrząsając kilka razy głową. — Po prostu założyłaś moją ulubioną bluzę...

— Och. Nie miałam pojęcia, wybacz... mogę ją przebrać, albo od razu po powrocie do domu wypiorę ją i jutro w pracy ci ją oddam.

— Nie, nie trzeba. Zatrzymaj ją, wyglądasz w niej uroczo.

Zanim zdążyłam zawstydzić się jego słowami, poklepał krzesło obok swojego, cały czas przyglądając mi się z takim samym uśmiechem.

— Na co masz ochotę? — zapytał, chwytając talerz, żeby nałożyć to, co zdecyduje zjeść. Wymieniłam z nim krótkie spojrzenie, po którym parsknął śmiechem. — Przestań, nie doszukuj się w każdym moim słowie podtekstów.

— Sam mnie do tego przyzwyczaiłeś. — Wywrócił oczami, nakładając mi porcję jajecznicy, dwa tosty i pół naleśnika. — Hej, nie powiedziałam, że chcę akurat to!

— Trzeba było decydować się szybciej. — Mrugnął, a zanim zdążyłam się odezwać, napełnił moją filiżankę kawą, dodając do niej wedle moich osobistych upodobań, mleko i dwie kostki cukru. —Smacznego.

Posiłek zjedliśmy prawie w całkowitej ciszy, tylko co jakiś czas któreś z nas się odzywało. Czułam się dziwnie w towarzystwie takiej strony Mendesa, o której nawet nie miałam pojęcia.

Podobał mi się jego ciepły uśmiech i to, jak chaotycznie wszystko robił, zupełnie nie przejmując się tym, że coś może mu nie wyjść. Jednak jakąś malutką część mojego serca zdobyły jego włosy – rozczochrane na wszystkie możliwe strony, które widziałam w takim stanie po raz pierwszy.

— Podobają mi się twoje włosy — mruknęłam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, co powiedziałam. Brunet zmarszczył brwi, przyglądając mi się ze zdziwieniem.

— Moje włosy? — powtórzył. — A co w nich fajnego? Są dokładnie takie same jak na co dzień, a jeszcze nigdy mi tego nie powiedziałaś.

— Nie są takie same — powiedziałam, gryząc kawałek tosta. — Zazwyczaj wyglądasz jakbyś spędził na ich układaniu minimum pół nocy.

— Cóż, najwidoczniej dzisiejszej nocy miałem inne, ciekawsze zajęcia.

***

Pierwszym co zrobiłam po wejściu do domu było odłożenie wszystkich moich rzeczy, a potem pójście z wizytą do Katie, która na pewno zamorduje mnie na samym progu.

Przerażał mnie fakt, że dochodziła trzecia w południe, a miałam być najpóźniej o dwunastej. Nie moją winą było to, że ciężko było porzucić towarzystwo tego znośnego i całkiem fajnego Mendesa.

Nie zapukałam do drzwi, bo nie chciałam, żeby zrobiła mi awanturę na klatce schodowej. Gdy okazało się, że Katie jest na balkonie - nie byłam wcale w lepszym położeniu.

Nakryłam moją przyjaciółkę palącą papierosa, co znaczyło, że jej nerwy są na skraju wytrzymałości.

— Katie? — powiedziałam cicho, żeby jej nie wystraszyć. — Wróciłam?

— Widziałam, jak niezgrabnie próbowałaś wygramolić się z Porsche tego pajaca, co ty masz na sobie, dziewczyno? — zapytała, zanim jeszcze zdążyła się odwrócić, a potem parsknęła naprawdę głośnym śmiechem.

— Moja sukienka nie skończyła dobrze — wyznałam, na co szatynka wytrzeszczyła oczy.

— Chcesz mi powiedzieć, że... że ty i on?

— Tak jakoś wyszło. — Wzruszyłam ramionami, czując nagły przypływ zainteresowania jej balkonowymi roślinkami.

— A więc poszło ci szybciej, niż myślałam! — Klasnęła w dłonie, dziwiąc mnie swoimi słowami. Widząc moją minę, zaczęła się tłumaczyć. — No skoro udało ci się zaciągnąć go do łóżka, to znaczy, że musisz być bardzo bliska osiągnięcia celu. Wierz lub nie, ale mówiłam ci już, że plotki kłamią. On wcale nie sypia z pierwszymi lepszymi laskami.

Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, jak to faktycznie było z tym zaciąganiem się do łóżka. Nie byłam pewna, czy można obwiniać tylko jedną stronę.

— Mhm — mruknęłam inteligentnie.

— Jak było? — Spodziewałam się tego pytania. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi, nagle czując się dziwnie w rozmowie ze swoją najlepszą przyjaciółką.

— Było okej, ale strasznie boli mnie głowa — skłamałam. — Pójdę się położyć i wpadnę wieczorem, okej?

— Jasne, kocham cię!

— Ja ciebie też — odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem, znikając za drzwiami.

Nie chciałam zaprzątać sobie głowy tym wszystkim, ale w zapominaniu wcale nie pomogła mi czekająca ma mnie wiadomość od samego Shawna.

Shawn Mendes:
Możesz jutro wziąć wolne ;)

Amelia Davis:
Nie będziesz potrzebował asystentki?

Shawn Mendes:
Ja też zrobię sobie wolne

Amelia Davis:
To tak można?

Oderwałam się od telefonu, decydując się na zaparzenie swojej ulubionej herbaty. Zazwyczaj w niedziele wychodziłam z Katie i Lukiem, ale dziś nie czułam się na siłach. Nadal nie wiedziałam czemu ciężko było mi przeprowadzić rozmowę z przyjaciółką.

Shawn Mendes:
Mia, ja mogę wszystko w tej firmie

Wywróciłam oczami, a jednak coś sprawiło, że się zaśmiałam.

Shawn Mendes:
Jeśli chcesz, możemy zrobić sobie wolne razem ;)

Uniosłam jedną brew, czując dziwny rodzaj ekscytacji, przez to co właśnie przeczytałam. Nie powinnam tak reagować, a jednak mój organizm mnie zdradzał.

Amelia Davis:
Co masz konkretnie na myśli?

Shawn Mendes:
Mógłbym pokazać ci jedno fajne miejsce

Shawn Mendes:
To jak?

Chciałam. Bardzo. Ale nie byłam pewna, czy mogę. Wahałam się nad odpowiedzią, którą podjęłam, uświadamiając sobie, że to może być kolejny krok w przód w moim planie.

Amelia Davis:
Jestem na tak :)

Shawn Mendes:
Świetnie, będę po ciebie o dziesiątej ;)

I miałam przecież wleźć z buciorami w jego życie osobiste.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top