dwanaście: mam coś twojego.

Mia

Nałożyłam na głowę kaptur, żeby choć trochę obronić się od silnego wiatru, który atakował naszą dwójkę z każdej strony. Patrzyłam w ziemię, bo mimo tego, że miejsce do którego mnie zabrał było przepiękne – nie potrafiłam poczuć się tu dobrze. Nie wiem jak wysoko nad ziemią byliśmy... sto metrów? Dwieście? Wolałam nie pytać.

— Nie zabierałbym cię tutaj, gdybym wiedział, że boisz się wody.

— Ale nie miałeś pojęcia, więc to nie twoja wina — odpowiedziałam niemal od razu, patrząc na bruneta, który wzrok miał utkwiony w czymś, co musiało znajdować się na oceanie.

Nie odzywał się do mnie przez resztę drogi od tego nieszczęsnego strumyka i teraz wyglądał tak, jakby coś nagle zaciekawiło go bardziej od mojego towarzystwa. Nie wiem czemu, ale nie chciałam myśleć, że cała ta sytuacja tak na niego wpłynęła, ani że się mną przejął. Jednak kiedy w końcu uniósł wzrok i nasze spojrzenia skrzyżowały się dosłownie na kilka sekund, coś w moim brzuchu zacisnęło się nieprzyjemnie. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co powinnam zrobić, ale w mojej głowie była pustka. Jeszcze nigdy nie czułam się tak dziwnie.

W końcu postanowiłam, że opowiem mu całą historię.

— Moja siostra bliźniaczka już wtedy była zupełnie inna niż ja, choć miałyśmy tylko po pięć lat — zaczęłam, ściągając na siebie zdezorientowane spojrzenie Mendesa. Jednak wiedziałam, że uważnie mnie słucha. — Melanie była wzorem do naśladowania i każdy ją uwielbiał dlatego, że była taka słodka, cicha i kochana, a ja byłam nazywana wcieleniem diabła, wtedy mi to przeszkadzało tak bardzo, że nie chciałam się z nią nawet bawić.

Urwałam na moment, myślami wracając do tamtych chwil. Mel była blondynką z brązowymi oczami, a ja byłam taka, jaka jestem. Do dzisiaj pamiętałam każdy raz, kiedy próbowała namówić mnie do wspólnej zabawy, a ja ciągle odmawiałam - nie chciałam być blisko niej, mimo że była moją siostrą. Przy niej czułam się gorsza, choć miałam tylko pięć lat, to nie chciałam, żeby ktoś porównywał mnie do mojej o pięć minut starszej siostry.

Zamrugałam, czując w moich oczach łzy, których nie chciałam ujawniać. Nie w takich okolicznościach i nie przy takim człowieku.

— Spędzałam mnóstwo czasu z dzieciakami z okolicy, a Mel w końcu została sama, bo każdy ją odtrącał. Nikt nie chciał bawić się z księżniczką - parsknęłam ironicznie, kręcąc z rozżaleniem głową na boki. — Rodzice i rodzina nigdy nie zmienili zdania, dla nich to ona zawsze była lepsza, ale jej już to nie pasowało. Chyba zauważyła, że coś jest nie tak, skoro chcą bawić się z nią tylko dorośli. Był taki jeden dzień... pamiętam go lepiej niż cokolwiek innego.

Zamknęłam powieki, biorąc kilka głębszych wdechów. Nie chciałam o tym mówić, a jednak słowa same wydostawały się na zewnątrz. Poczułam delikatny dotyk i spojrzałam w dół, obserwując jak Shawn subtelnie muska kciukiem wierzch mojej dłoni, żeby po chwili zamknąć ją w dość mocnym uścisku pod swoimi palcami.

Nie wiedziałam co się tak naprawdę dzieje, ale uśmiechnęłam się słabo, wyrzucając z siebie kolejne zdania:

— Melanie bardzo zezłościła się, kiedy dowiedziała się o tym, że starsze kuzynostwo zabiera mnie na ognisko do lasu, a jej po pierwsze rodzice nie chcieli puścić, a po drugie nikt jej tam nie chciał. — Kilka pojedynczych łez mimowolnie spłynęło po moich policzkach. — Chwilę przed moim wyjściem zaczepiła mnie i spytała, czy zabiorę ją ze sobą, jeśli udowodni, że jest wystarczająco fajna dla nas. Zgodziłam się, choć nie wierzyłam w to, że uda jej się zrobić coś fajnego. Zaprowadziła mnie nad jezioro, znajdujące się bardzo blisko naszego rodzinnego domu. - Głos mi się zatrząsł przy ostatnich słowach, a moje oczy zrobiły się dziwnie szklane. Wbiłam wzrok w ziemię, przez dłuższą chwilę mocno wgryzając się w swoją dolną wargę. — Skoczyła z pomostu, bo wiele razy obserwowała jak my to robimy... nie miałam pojęcia, że nie potrafi pływać... bo skąd miałam wiedzieć, skoro nie spędzałam z nią czasu? Na początku śmiałam się, ale spanikowałam kiedy zaczęła topić się na moich oczach... gdybym pobiegła wtedy po pomoc, to teraz miałabym siostrę. — Nie panowałam już nad łzami, które dosłownie wylewały się ze mnie, ani nad tym, że mówię coraz niewyraźniej. — Wskoczyłam za nią, bo byłam pewna, że dam radę ją wyciągnąć... w końcu potrafiłam pływać, bo kuzyni często zabierali mnie nad wodę. Nie dałam rady...

Ostatnie zdanie wyszeptałam, krztusząc się własnymi łzami. Chciałam ryczeć jak małe dziecko, choć to nic by mi nie dało. Jęknęłam żałośnie, kiedy poczułam, jak brunet przyciąga mnie do swojej piersi i zamyka w stalowym uścisku, uspokajająco głaszcząc dłonią moje plecy. Nic nie powiedział, ale nie potrzebowałam tego, żeby poczuć się lepiej. Nic nie sprawiłoby, że poczuję się lepiej.

— Nawet nie wiem w którym momencie sama zaczęłam tracić grunt pod nogami, a potem nie było już nic, tylko ciemność - wyznałam szeptem w materiał jego bluzy. — Obudziłam się trzy miesiące później, bo lekarze wprowadzili mnie w śpiączkę, żebym mogła przeżyć. Ratowali mnie, a nie ją. Melanie zmarła na miejscu. Zabiłam własną siostrę — wychrypiałam, spoglądając w górę.

— Nie zrobiłaś tego — odpowiedział od razu, nie pozwalając mi na to, żebym odsunęła się choć kawałek.

— Zrobiłam, gdybym chciała się z nią bawić, to nie byłoby żadnego problemu, nie byłoby tego wszystkiego. — Nie chciałam słuchać tego, co ma mi do powiedzenia, bo nic nie sprawiłoby, że moja wina by zmalała.

— Miałaś pięć lat do cholery, wy nie byłyście nawet świadome tego co się dookoła was dzieje. Nie masz prawa się za to obwiniać, zwłaszcza, że zrobiłaś wszystko, żeby jej pomóc. — Jego głos był surowy, ale nie chłodny. Spojrzenie miał przepełnione smutkiem, ale nie wiem czy to dlatego, że to co powiedziałam go poruszyło, czy dlatego, że uważał mnie teraz za kogoś strasznego.

— Chciałabym przestać już tak często o tym wszystkim myśleć — wyznałam, chowając głowę w zagłębieniu szyi mężczyzny, jakby miało mnie to ochronić przed wszystkimi złymi wspomnieniami.

— Więc zajmij swoje myśli czymś innym.

— Zajmuję, ale może teraz będzie inaczej, skoro już komuś to opowiedziałam.

Poczułam jak Mendes nieruchomieje, a jego oddech na moment się urwał. Wyczułam na sobie intensywne spojrzenie, przez co byłam zmuszona oderwać się od niego, by móc skrzyżować nasze spojrzenia.

— Nigdy nikomu...

— Ta historia nigdy nie opuściła mojej głowy — potwierdziłam jego przypuszczenia. — Do dzisiaj. Nie wiem czemu, nie pytaj mnie o to, ale...

— Trzymałaś to w sobie dwadzieścia lat? I nikt nie wie? — Pokręciłam głową na jego pytanie. — A twoja przyjaciółka?

— Ona była wtedy już w moim życiu, więc widziała całe to zdarzenie.

Wszystko nagle przytłoczyło mnie z podwójną siłą, a ja nie miałam już pomysłów na to, jak od tego uciekać. Shawn znów zapatrzył się na coś przed nami i dziwnie wyglądał, kiedy był nieobecny. Przez chwilę poczułam się jakbym była na nieodpowiednim dla siebie miejscu, bo nie powinnam mówić o żadnej z tych rzeczy, a teraz wyjawiłam swoją największą tajemnicę komuś, kto ma być zupełnie nic nie znaczącym epizodem w moim życiu.

— Teraz czuję się za to odpowiedzialny — powiedział w końcu.

— Za co? — Zmarszczyłam brwi, rękawami bluzy wycierając z twarzy te łzy, które nie zdążyły jeszcze zaschnąć.

— Muszę pilnować tego, żebyś już nigdy nie próbowała się obwiniać.

***

Nie byłam pewna ile czasu minęło odkąd się tu znaleźliśmy, ale zaczynało się ściemniać, co oznaczało tylko tyle, że spędziliśmy razem prawie cały (ciężki) dzień.

Ciężko było mi określić, czy poczułam się lepiej po tym, jak zwierzyłam się Mendesowi, ale on upierał się na to, żebym od tej pory za każdym razem mówiła mu, gdy znów zacznę o tym myśleć. Nie zamierzałam brać sobie jego słów zbyt do siebie, ale miło było wiedzieć, że w jakimś stopniu to wszystko wpłynęło na niego.

— Mam coś twojego — stwierdził nagle, ściągając na siebie moje zaciekawione spojrzenie.

— Mojego?

— Yhm — mruknął, wyciągając z kieszeni swoich dżinsów mały przedmiot, którego na początku w ogóle nie rozpoznałam. Dopiero gdy położył go na mojej dłoni, przypomniałam sobie, że faktycznie zgubiłam swoją złotą bransoletkę z zawieszką w kształcie znaku nieskończoności. — Znalazłem ją na podłodze, musiała się zerwać, kiedy wychodziłaś.

— Mam do ciebie prośbę. — Złapałam jego dłoń, zanim zdążył schować ją do kieszeni i rozprostowałam palce, układając na nich biżuterię. Brunet uniósł wysoko obie brwi, czekając, aż wyjaśnię swoje zachowanie. — Nie chcę jej już w moim życiu, możesz się tego pozbyć?

— Co oznacza ta bransoletka?

— Dozgonną miłość, którą miałam mieć — sarknęłam, przypominając sobie ze szczegółami moment, kiedy Mitchell wręczył mi prezent. — Dostałam ją od mojego... byłego narzeczonego, na naszą pierwszą rocznicę, a tydzień później wyjechał, zostawiając mnie i nie wiem po co ci to opowiadam, bo na pewno w ogóle cię to nie interesuje — dodałam, widząc jego minę, która zdecydowanie wskazywała na to, że po raz kolejny się zamyślił.

— Zastanawiałem się tylko w jaki sposób mam się tego pozbyć.

— I co, wymyśliłeś coś?

Ledwo zdążyłam zarejestrować to jak Shawn oddalił się ode mnie, rzucając się biegiem w stronę urwiska, które było oddalone od nas może piętnaście metrów, a za nim rozciągały się wody Pacyfiku.

— Shawn! — krzyknęłam za nim, kiedy w pierwszej chwili do mojej głowy wpadł naprawdę czarny scenariusz. Odetchnęłam nieco, widząc jego postać zbliżającą się do miejsca w którym stałam. Obrzuciłam go morderczym spojrzeniem, jeszcze bardziej denerwując się, gdy zauważyłam na jego twarzy dumny uśmieszek. — Co ty wyprawiasz?! To nie było zabawne, mogło ci się coś stać! Mogłeś tam wpaść! — krzyczałam, za każdym razem pięścią celując w jego tors.

— Uspokój się. — Złapał moje dłonie, uniemożliwiając mi wykonanie jakiekolwiek ruchu. —Chciałem się po prostu upewnić, że to gówno zniknie z twojego życia raz na zawsze.

Wypuściłam powietrze z ust, robiąc głupią minę w stronę bruneta. On tylko uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby naprawdę dokonał czegoś wielkiego, a potem dodał:

— Mam nadzieję, że dopłynie do niego, gdziekolwiek jest, a wtedy on zrozumie co stracił i czego już nie odzyska.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top