dwadzieścia: przy tobie po prostu czuję swobodę.

Mia

— Śpisz?

Ciche pytanie odbiło się echem po całym pokoju, a ja westchnęłam cicho, próbując wymyślić sensowną odpowiedź.

— Jest czwarta nad ranem, zwykli ludzie śpią o tej godzinie — mruknęłam tylko.

— Czyli jesteś niezwykła. — Shawn stwierdził, przekręcając się na drugi bok, by teraz leżeć przodem do mnie.

Widziałam tylko rysy jego twarzy dzięki księżycowi, którego światło wpadało do sypialni przez duże okna. Podparł głowę na ramieniu, chyba próbując mi się przyjrzeć.

Żadne z nas nie czuło wystarczająco dużego zmęczenia, by po prostu iść spać.

Minęły prawie dwie godziny odkąd Cassie i Niall wyszli, a ponad czterdzieści minut leżeliśmy w jednym łóżku i każde z nas próbowało zająć się swoimi myślami.

Czułam się dziwnie z tym, jaką barierę przekraczamy w tym momencie.

Nie chodziło o to, że przeszkadza mi jego obecność w łóżku tuż obok mnie, bo zdażyło się to już dużo więcej razy niż miałam w zamiarze. Stresowało mnie to, że tej nocy było zupełnie inaczej niż dotychczas. W końcu leżeliśmy tutaj bez żadnych podtekstów i to był pierwszy raz, kiedy tak się stało.

Może dlatego byłam tym tak przerażona.

Może bałam się, że nasze uczucia idą w złą stronę.

— Shawn? — zapytałam po dłuższej chwili ciszy.

— Mhm?

— Opowiedz mi coś — poprosiłam.

— Co mam ci niby opowiedzieć? Bajkę na dobranoc?

— Chcę dowiedzieć się czegoś o tobie.

— Um–mam na imię Shawn, mam dwadzieścia osiem lat, urodziłem się w Kanadzie, mój znak zodiaku to lew, mogę podać ci też mój numer telefonu albo adres e-ma...

— Przestań — przerwałam stanowczo, posyłając mu karcące spojrzenie, którego i tak nie mógł widzieć. — To mnie nie bawi.

— Ważne, że mnie tak.

— Ugh, idę spać.

— Oj no dobra, w porządku! — Westchnął, asekuracyjnie kładąc dłoń na moim ramieniu. — Naprawdę nie wiem, co mógłbym ci powiedzieć.

Przemyślałam jego słowa, dochodząc do wniosku, że ja tak naprawdę prawie nic o nim nie wiem.

— Cokolwiek, jakąś historię z twojego życia.

— Czemu tak bardzo cię to interesuje?

Wzruszyłam ramionami.

— Ty wiesz o mnie naprawdę wiele, może aż zbyt wiele, a ja o tobie prawie nic. To znaczy, nigdy nie ma okazji, żebym się czegoś mogła dowiedzieć — wyznałam. — Nie jest mi to niezbędne do życia, ale uważam, że byłoby miło, gdyby...

— Kiedy miałem sześć lat mój ojciec przywiózł mi małego, zaniedbanego labradora, którego znalazł gdzieś w okolicy wysypiska śmieci, czy coś takiego — przerwał mi, a ja ułożyłam się wygodnie, wlepiając spojrzenie w bruneta. — Chrupek, tak, właśnie tak miał na imię, był z nami całe trzy i pół tygodnia, do czasu aż okazało się, że moja niespełna dwuletnia siostrzyczka ma alergię na jego sierść. To był pierwszy i ostatni zwierzak w moim życiu.

— Co stało się z Chrupkiem?

— Wyprowadził się. Razem z moim ojcem, który od tamtego czas odwiedzał nas raz w miesiącu i dopóki nie skończyłem dziewięciu lat, naprawdę wierzyłem w to, że to czysty przypadek.

Westchnęłam trochę zbyt głośno, mimowolnie wytrzeszczając oczy.

— Oczywiście Chrupek był tylko przykrywką, żebym łatwiej przyjął to, że tata nie mieszka z nami i żebym co chwilę o niego nie pytał. Byłem tylko dzieckiem, które pokochało psa i chciało dla niego jak najlepiej. Resztę pozostawiam bez komentarza — dodał.

— To... dość...

— Zabawna historia?

— Nie nazwałabym tego zabawnym.

— Daj spokój, żadna tragedia się nie stała. Nie straciłem magicznie kontaktu z moim ojcem, choć trochę zajęło mi zrozumienie tego, że niektórzy ludzie po prostu do siebie nie pasują i lepiej będzie im osobno.

— Tak myślisz? To znaczy, moim zdaniem to jest dziwne. Bo jak można przestać kogoś kochać?

— Mnie o to nie pytaj.

— Dlaczego?

— Po prostu — burknął, zmieniając pozycję, by dłużej nie patrzeć na mnie. Wyczułam to, że weszłam na niekomfortowy temat.

— Po prostu co?

— Nie wiem, nigdy nikogo nie kochałem — wyznał, a ja zastygłam w bezruchu.

Zamrugałam kilka razy choć to nie sprawiło, że widziałam cokolwiek lepiej.

— Jak to nikogo nie kochałeś? A twoja mama? Siostra?

— Och, nie o to mi chodzi. Jasne, że kocham moją rodzinę — parsknął. — Ale nikogo więcej. Nie pytaj mnie dlaczego, tak już wyszło. Nikt odpowiedni się nie pojawił.

— Nie potrzebujesz tego? No wiesz, nie jest ci z tym... kiepsko? — pytałam, nie wiedząc na jak wiele mogę sobie pozwolić.

— Nie — odpowiedział bez zastanowienia. — To nie może być aż takie fajne. Kochasz kogoś?

Zaskoczył mnie swoim pytaniem tak bardzo, że nie miałam pojęcia co powiedzieć przez pierwsze kilkanaście sekund.

— Kochałam... kocham-ugh, nie wiem. Ciężko mi określić to, co teraz czuję.

— Chodzi o tego twojego... Mike'a?

— Mitchella. — Poprawiłam go.

— No tak — mruknął z przekąsem. — Co z nim, tak właściwie?

Nie odpowiedziałam.

Tak właściwie to nie miałam pojęcia co dzieje się z Mitchellem. Żadne z nas nie zabiegało o kontakt w ciągu ostatnich kilku tygodni.

— Więc? — Ponaglił mnie.

— Czasem nawet mi smutno, że wyjechał — stwierdziłam, wywołując napad śmiechu u bruneta. — Hej, co cię tak bawi?

— Nie wiem, bo się na tym nie znam, ale wydaje mi się, że gdybyś go naprawdę kochała to nie mówiłabyś o całej tej sprawie tak lekko. Myślę, że gdybyś go kochała, to na sto procent nie byłoby cię teraz w Sydney, w tym pokoju, ze mną.

— Czuję się źle, gdy słyszę to w ten sposób — wyszeptałam, nieco zawstydzona jego słowami.

— Ponieważ?

— No pomyśl, on kiedyś był jedyną osobą, z którą wyobrażałam sobie przyszłe życie.

— A teraz?

Zamyśliłam się.

— Jesteśmy na dwóch różnych końcach świata i jest dobrze.

— Jest? — Odwrócił głowę w moją stronę i naprawdę zrobiło mi się przykro, że nie widzę jego miny.

— Póki co jest.

Nastała między nami przyjemna cisza i każde z nas mogło słyszeć tylko miarowy oddech drugiego.

To, jak podchodziłam do całej tej sytuacji jednocześnie cieszyło mnie i przerażało.

Nie chciałam mieć żadnych uczuć do mężczyzny, który leżał teraz po mojej lewej stronie, ale nic nie mogłam poradzić na to, że z każdym momentem po prostu zyskiwał w moich oczach, stawał się coraz to lepszym człowiekiem.

— A co będzie potem? — spytał, przerywając milczenie.

— A co będzie potem? — Skierowałam pytanie do niego, śmiejąc się cicho, na co Shawn też odpowiedział krótkim śmiechem.

— Nie wiem jak ty, ale ja mam kurewską ochotę na pizzę — przyznał.

— O czwartej nad ranem? — Pokiwał głową. — Wstrzymaj się do rana.

— Jak zjesz ze mną pizzę to zdradzę ci jeszcze jeden sekret z mojego super fajnego życia — wyszeptał, próbując mnie przekupić.

— Jaki to sekret?

— Taki, o którym nie wie absolutnie nikt.

— Nikt?

— Mhm.

— Idź po tę pizzę — stwierdziłam, słysząc w odpowiedzi śmiech. Nie zdążyłam nawet policzyć do pięciu, a brunet już ruszył w kierunku drzwi. Nie było go przez może trzy minuty, kiedy wrócił z pudełkiem zimnej pizzy, której nie zjedliśmy wcześniej.

Chwyciłam za kawałek, przeklinając na tego, kto lubi cholerne ananasy, bo teraz musiałam wyjmować ich kawałeczki i odkładać do kartonu.

— Też ich nienawidzę — burknął, robiąc dokładnie to samo co ja.

— Przeklęty Niall.

Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.

Oparłam się plecami o miękkie poduszki, wlepiając spojrzenie w wielki księżyc za oknem. Uwielbiałam obserwować pełnie.

Shawn siedział cały czas w tym samym miejscu, zastygając w bezruchu. Zamyślił się i teraz zrezygnował nawet z jedzenia. Mimo panującej ciemności mogłam dostrzec jak marszczy brwi.

— Więc... — zaczęłam. — Jaki to sekret?

Brunet potrząsnął głową, zerkając na mnie.

— Za kogo mnie miałaś w dzień, w który mnie poznałaś, Mia? — zapytał.

Przekrzywiłam głowę na bok, zastanawiając się co to ma mieć na celu. Westchnęłam cicho, nie wiedząc co mogę powiedzieć.

— Cóż... — urwałam, czując narastające zawstydzenie.

— Tak jak każdy — parsknął, ale nie wydawał się być na mnie zły.

— To głupie, to znaczy... nie znałam cię wtedy, a sam wiesz jakie rzeczy ludzie o tobie rozpowiadają.. może to tylko plotki, ale...

— Nie, to nie plotki, właśnie taki jestem.

— Nieprawda, nie jesteś taki jaki myślałam, że będziesz — zaprzeczyłam, przesuwając się nieco w jego stronę.

— Teraz nie...

— Czyli jesteś teraz nieprawdziwy?

— Co–nie. Przy tobie po prostu czuje swobodę. Robię rzeczy, których nigdy nie robiłem.

— Jakie?

— To żenujące — jęknął, odwracając głowę w inną stronę.

— Nawet cię nie widzę, Shawn. Nie zobaczę jak robisz się czerwony. — Zażartowałam, próbując jakoś rozluźnić napiętą atmosferę.

— Cóż... więc tak jakby... jestem chujem bo wykorzystuje dziewczyny, ale nie potrafię robić tego, póki nie jestem schlany tak bardzo, że nie wiem co się ze mną dzieje.

Poczułam dziwny ucisk w brzuchu i nie miałam pojęcia co może on oznaczać. Zagryzłam wargę, wlepiając w rysy jego twarzy intensywne spojrzenie.

— Nie rozumiem — palnęłam. — Zawsze się upijasz zanim...

— Wyląduje z kimś w łóżku.

— Ale... zawsze?

Pokiwał głową, co sprawiło mi chyba delikatny zawód. Nie wiedziałam czego się spodziewałam, czego powinnam się spodziewać.

— Nigdy nie potrafiłem przekroczyć tej bariery. Może po prostu nie chciałem — wyszeptał. — A potem pojawiłaś się ty i ona nagle magicznie zniknęła.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top