dwadzieścia pięć: nie chcę się żegnać.
Upewnij się, że czytałeś/aś poprzedni rozdział, bo niestety nie każdemu się pokazał :(
~~~
Mia
Po nieprzespanej i w całości przepłakanej nocy następnego dnia zebrałam w sobie resztki sił, by stawić się po raz ostatni w Mendes Records.
Poprawiłam ciasno związany kucyk na głowie, nawet nie starając się o to, żeby wyglądać dobrze. Cokolwiek bym zrobiła i tak na pierwszy rzut oka widać byłoby, że coś jest nie tak.
Bezproblemowo przeszłam obok ochroniarzy, którzy tylko rzucili na mnie okiem, od razu mnie wpuszczając. Cóż, to znaczyło tyle, że Shawn jeszcze nie poinformował wszystkich o tym co się stało.
Nie uważałam go za mściwego człowieka, ale każdy ma czasem ochotę żeby się odegrać i nie miałabym mu za złe, jeśli wypadłoby na mnie.
Jednak ani jedna osoba nie spojrzała na mnie krzywo - nie licząc tych zawistnych panienek w recepcji na parterze, które obrzucają mnie morderczymi spojrzeniami odkąd pierwszy raz pojawiłam się u boku prezesa.
Dotarłam na górę, w duchu ciesząc się, że nie spotkałam Cassie. Ona jedyna mogła wiedzieć, co się wydarzyło. Zawsze miała bliskie relacje ze swoim przyszywanym bratem.
Zatrzymałam się przed drzwiami, zastanawiając się, czy powinnam zapukać. W końcu nie byłam już dłużej asystentką pana Mendesa i powinnam zachować choć resztki swojej kultury.
Po kilku dłuższych chwilach zdecydowałam się w końcu na kilkukrotne uderzenie pięścią o drewno. Usłyszałam niemrawe „proszę" co dało mi pewność, że on tam jest i zaraz stanę z nim twarzą w twarz.
Co zrobi? Zaśmieje mi się w twarz? Zacznie na mnie krzyczeć? Potraktuje mnie jak najgorszego śmiecia, którym swoją drogą chyba byłam?
Nie miałam pojęcia co mnie czeka, dopóki nie weszłam do środka, natychmiastowo nieruchomiejąc.
W tamtej chwili nie mogłam się już wycofać i uciec, żeby pozostać niezauważoną, choć bardzo tego chciałam.
Shawn siedział na swoim skórzanym fotelu, spojrzenie zatrzymując na mojej twarzy. Westchnęłam cicho, widząc w jaki sposób na mnie patrzy.
Dziś nie był to już tamten obojętny wzrok. Miałam wrażenie, że w tej chwili ma on w sobie zbyt wiele uczuć.
Znów zachciało mi się płakać, choć udało mi się przed tym powstrzymać mniej niż godzinę, ale nakazałam sobie nie być beksą i zmierzyć się z tym, co było moim obowiązkiem.
Zrobiłam więc trzy kroki w stronę biurka, aż jakaś niewidzialna bariera mnie zatrzymała. Nie mogłam się bardziej zbliżyć, bo coś cholernie mocno mnie blokowało.
— Co cię tu sprowadza? — Potrząsnął głową, jakby wyrywając się ze swoich myśli i teraz patrzył na mnie w bardziej rzeczowy sposób.
Usiłowałam być obojętna na wszystko to, co się na niego składało. Na głos, rysy twarzy, postawę, zapach, który czułam nawet z takiej odległości.
— Przyniosłam swoje wypowiedzenie — odpowiedziałam, przełykając nieistniejącą gulę w gardle. Nabrałam powietrza do ust i podeszłam do ogromnego biurka, kładąc na nie teczkę ze swoim nazwiskiem na wierzchu. — Z trybem natychmiastowym.
— Och — mruknął tylko, wbijając spojrzenie w kawałek papieru leżącego przed nim. — Radykalne kroki.
— Tak — odpowiedziałam od razu. — Tak będzie dla wszystkich lepiej.
— Szkoda, że dopiero teraz o to dbasz.
Nie musiał na mnie patrzeć, żeby dobić mnie swoimi słowami. W tej chwili mogłam poczuć dokładnie to, co mógł czuć on.
— J–ja... — zająknęłam się, mrugając szybko, by pozbyć się łez.
— Jest tylko jedna rzecz, która boli mnie bardziej od tego, co zrobiłaś — przerwał mi.
Nie chciałam tego słyszeć, ale nie pozostawił mi wyboru.
— Nie rozumiem, więc może ty mi wytłumaczysz? — zapytał retorycznie.
Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy i mogłabym przysiąc, że dostrzegłam w jego oczach łzy.
— Dlaczego — kontynuował — mimo tego co zrobiłaś nadal uważam, że jesteś najlepszym co mnie tu spotkało? Naprawdę pięknie grałaś, Mia.
Zacisnęłam dłonie w piąstki, powstrzymując się przed tym, żeby coś powiedzieć. Biłam się ze swoimi myślami, próbując ułożyć w słowa to, co czuję.
— Możesz myśleć o mnie co chcesz, ale nie wmówisz mi, że grałam to, co czuję — powiedziałam resztkami sił.
Z jakiegoś powodu byłam zła, choć mogłam winić tylko samą siebie. Przecież oczekiwanie od Shawna tego, że mnie zrozumie było kompletnie szalone. Bo gdybym ja była na jego miejscu, to już dawno by mnie tu nie było. Z pewnością ochrona wyniosłaby mnie z wielkim hukiem.
— To chore, jak możesz po tym wszystkim tu stać i udawać? Nie jestem w stan...
— Nie udaje swoich uczuć! Nie da się tego udawać! — Uniosłam się, dziwiąc tym nawet samą siebie.
— Niby czemu mam ci wierzyć?! — krzyknął, podnosząc się z miejsca. Przez chwilę miałam wrażenie, że wyrzuci mnie ze swojego gabinetu.
— Bo gdyby tak było, to nigdy nie powiedziałabym ci prawdy! Nie dowiedziałbyś się, bo niby czemu?! Nie chciałam cię zranić, ale zorientowałam się o tym wtedy, kiedy było już za późno... nie miałam pojęcia, że pomagam w czymś tak chorym, nie wiedziałam, że mszczę się za niespełnione uczucia swojej przyjaciółki. Tak samo jak nie wiedziałam, że si...
— Nie mów tego — poprosił.
— W tobie zakocham.
Odwrócił głowę w bok, dokładnie analizując moje słowa. Ja nie odwracałam wzroku od niego, chcąc się nacieszyć tym widokiem, póki jeszcze miałam szansę.
— Nie przyszłam tu prosić o wybaczenie — dodałam po chwili. — Przyszłam się tylko pożegnać.
Spojrzał na mnie w chwili, w której powiedziałam ostatnie słowo. Doskonale widziałam wahanie w jego oczach, jakby toczył ze sobą wojnę w myślach.
— Nie chcę się żegnać — powiedział tylko.
Moje serce było gotowe wyskoczyć z piersi dokładnie w tym momencie, w którym usłyszałam cztery słowa wychodzące z jego ust. Przez chwilę zastanawiałam się czy to mi się nie śni, a może miałam halucynacje przez brak snu.
Jednak on stał kilka kroków przede mną i patrzył na mnie w ten sposób, jakby sam zrobił coś złego. Jakbym to wcale nie ja była winna.
— Nie... nie możesz trzymać w swoim życiu takich osób. — Sama nie wierzyłam w to, co mówię.
— Pozwól, że sam będę decydował, kogo będę w nim trzymał.
Skinęłam głową, czekając aż powie coś jeszcze.
— Chcę cię w nim trzymać — wyznał. — Ale nie mogę.
Bańka w której zamknął mnie kilka minut temu teraz pękła, narażając mnie na odczuwanie całego bólu odrzucenia i złamanego serca. Nie chciałam i przede wszystkim nie mogłam robić z siebie ofiary, ale nic nie potrafiłam poradzić na to, że czułam coś tak bolesnego drugi raz w całym swoim dwudziestopięcioletnim życiu.
— Za sześć dni wyjeżdżam i prawdopodobnie już nigdy tu nie wrócę — dodał, przerywając ciszę. — Więc udajmy, że wszystko jest okej i że żegnamy się w zgodzie.
— Nie chcę tak — wtrąciłam. — To sztuczne.
— No właśnie — mruknął, odwracając się do mnie tyłem. — Tak samo jak cała nasza znajomość.
Tak bardzo chciałam się kłócić, że nie ma racji. Chciałam wykrzyczeć, że się myli i że nic w nas nie było sztuczne, lecz moje argumenty mogły być nic niewarte po wszystkim tym, co się stało.
— Będę trzymał za ciebie kciuki Mia, a ty trzymaj za mnie.
— Jasne.
— Mam zaraz spotkanie, więc gdybyś mogła...
— Tak, tak. Już wychodzę. Trzymaj się, Shawn. Dziękuje za najlepszy czas w moim życiu.
Nie pozwoliłam mu na odpowiedź i kilka długich minut później stałam już po drugiej stronie ulicy, dokładnie przypominając sobie dzień, w którym się tu pojawiłam.
Czułam się tak dziwnie pusta, że brakowało mi nawet siły na płacz. Dokładnie wiedziałam - nieważne jak tandetnie to brzmiało - że zostawiłam tam cząstkę siebie, której już nigdy nie odzyskam.
Kilka godzin później siedziałam w swoim w połowie pustym mieszkaniu i słuchając smutnych piosenek, przyglądałam się pudłom, które sama spakowałam.
Nieświadomie zgniatałam w dłoni list, który dostałam kilka miesięcy temu. Cały czas zastanawiałam się, czy powinnam skorzystać i wyjechać, czy zostać tutaj i próbować ułożyć sobie życie na nowo.
Katie wiele razy powtarzała mi, że powinnam tam jechać, ale nigdy nie mogłam się przekonać. Nie było dla mnie zrozumiałe, żeby jechać na drugi koniec świata dla kogoś, do kogo się coś czuje, jeśli ta osoba nas zostawiła.
Nie mogłam więc zrozumieć tego, dlaczego teraz chce tam pojechać i tłumaczyłam sobie, że to wcale nie ma nic wspólnego z parą najbardziej bursztynowych oczu jakie kiedykolwiek widziałam.
I że wcale nie liczyłam na to, że to może jeszcze nie być koniec.
~~~~
kocham ten rozdział, nie wiem czemu :(
buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top