dwadzieścia cztery: coś się dzisiaj wydarzyło.
jesteś tutaj? Zostaw po sobie znak, dziękuje ❤️
~~~~
Mia
Wejście do apartamentu na ostatnim piętrze wywołało we mnie jeszcze więcej niechcianych odczuć i emocji. Nie potrafiłam już ukrywać łez w swoich oczach.
Shawn zauważył pierwszą ze spływających kropli wzdłuż mojego policzka, zmarszczył brwi i zatrzymał się w progu. Przechylił głowę na bok, wyglądając cholernie uroczo w tym momencie.
— Czy coś się stało? — zapytał, wyciągając w moją stronę dłoń, którą od razu przyjęłam. Trzymałam ją tak mocno, jakbym bała się, że bez niej upadnę.
— Mam kiepski humor — skłamałam.
Dasz radę Mia. Musisz mu powiedzieć.
— Chodź, porozmawiamy.
Tak, porozmawiamy. To jedyna słuszna rzecz, jaką powinniśmy dziś robić.
Skinęłam głową, pozwalając na to, by brunet poprowadził mnie do kanapy, na której oboje usiedliśmy.
Czułam się źle z tym, że cały czas trzymał moją dłoń. Prosiłam w myślach o to, żeby przestał to robić i żeby jednocześnie nigdy nie przestawał.
Cisza która między nami zapanowała była dla mnie tak przyjemna jak jeszcze nigdy. Mogłam delektować się tym co mam i co sprawia, że chcę się uśmiechać.
— Ten wieczór był naprawdę miły — powiedziałam, widząc jego zasmucone spojrzenie.
Nie chciałam by myślał, że coś poszło nie tak. Tak właściwie to przecież zawsze wszystko było w porządku.
— Moja mama jest trochę... stuknięta — wyznał, marszcząc czoło.
— Już wiem po kim to masz. — Parsknęłam, puszczając mu oczko. Naprawdę zastanawiałam się skąd znalazłam siłę na żartowanie, ale teraz tylko to wydawało mi się być odpowiednie.
— Zawsze wiesz jak masz mnie pocieszyć — westchnął przeciągle, opadając na duże poduszki kanapy. Poluzował nieco swój krawat, nie spuszczając spojrzenia ze mnie.
— Od tego tu jestem.
— Co się dzieje, że od popołudnia jesteś taka nieswoja? — Zmienił temat, wkraczając na ten, którego najbardziej się bałam.
— Coś się dziś wydarzyło... — wyznałam cicho, splatając ze sobą swoje palce.
Jak miałam mu to powiedzieć? Szybko, nie dając dojść Shawnowi do słowa? Czy może powoli, jakbym odmaczała plaster w gorącej wodzie i czekała, aż sam się odklei?
Nic nie wydawało się być dobrym rozwiązaniem. Chciałabym stąd zniknąć albo cofnąć czas albo nigdy się nie urodzić.
Przymknęłam oczy, kiedy poczułam jak Mendes opiera brodę na moim ramieniu. Złożył delikatny pocałunek w okolicy obojczyka, dłońmi ciasno oplatając mój pas. Przytulił mnie do siebie, wysyłając fale przyjemnych dreszczy do mojego kręgosłupa.
Moglibyśmy utknąć w tej chwili i tkwić w niej do końca świata, ale to nie było możliwe.
Zaczęłam zastanawiać się jakie uczucia tak naprawdę żywi do mnie Shawn i modliłam się w myślach, żeby słowa Karen nie okazały się prawdą.
Co stałoby się gdyby Shawn Mendes, który jeszcze kilka dni temu opowiadał mi o tym, że nigdy nie darzył nikogo uczuciami zaczął czuć coś do mnie?
Tu już nie chodziło o to, że wyrzuty sumienia nie opuściłyby mnie do końca moich dni. Miałam na myśli raczej to, że byłabym świadoma tego, że w takim wypadku zniszczyłam coś pięknego.
Gdybym tylko mogła być dobrą osobą, gdybym mogła go nie zranić, to wszystko mogłoby być w porządku. Jednak znałam życie i dobrze wiedziałam, że nigdy nie będziemy się z tego śmiać.
Nie wrócimy tu za dziesięć lat, nie usiądziemy w tym samym miejscu i nie będziemy wspominać mojej głupoty, a Katie nie zostanie matką chrzestną naszych dzieci.
— Co się wydarzyło? — Przerwał dość długą ciszę między nami. — O czym chciałaś mi wcześniej powiedzieć? Gdy wbiegłaś na moje spotkanie?
Zastygłam w bezruchu, słysząc to pytanie. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi przez świadomość, że zbliżamy się do najgorszego. Znowu poczułam piekące łzy w oczach i pokręciłam kilka razy głową, nie będąc w stanie powiedzieć ani słowa.
— Mia... — Westchnęłam cicho, czując dotyk jego dłoni na swoim policzku.
To ile czułości mi dziś okazywał ani trochę mi nie pomagało. Chciałam jeszcze bardziej się rozpłakać, ale nie byłam w stanie zrobić nawet tego.
Złapaliśmy kontakt wzrokowy i dobrze widziałam, jak bardzo przejmuje się tym, w jakim stanie jestem. Wgryzłam się w swoją dolną wargę z całej siły, żeby jakoś się uspokoić, ale to nic nie dało.
— Nie denerwuj się tak... — wyszeptał, uwalniając moją wargę spod zębów.
Nawet się nie zorientowałam kiedy jego twarz znalazła się tuż przy mojej i byłam pewna, że moje serce teraz przestało bić z przerażenia. Patrzył mi w oczy dłużej niż chwilę, jakby chciał upewnić się czy to co robi jest dobre. Nie byłam w stanie tego przerwać, choć powinnam.
Sekundy dzieliły nas od pocałunku. Od czegoś, co Shawn uważał za niezwykle osobisty i ważny gest. Od czegoś, co było uważane za przekroczenie granicy emocjonalnej, co miało dać mi pewność, że on coś do mnie czuje i że nie jestem mu obojętna.
Przymknęłam oczy, kiedy poczułam na swoich ustach jego oddech. Ciepły i pachnący wanilią.
Nie musiałam go widzieć, żeby wiedzieć co teraz zrobi. Więc zebrałam w sobie wszystkie siły jakie miałam i odsunęłam się w tył, napotykając zdezorientowane spojrzenie bruneta.
Ja też byłam zdziwiona tym, co zrobiłam, ale nie mogłam pozwolić mu na to, żeby mnie pocałował.
— P-przepraszam, ale nie możesz tego zrobić... — wyszeptałam, czując, że tracę grunt pod nogami. — Nie jestem szczera.
Shawn uniósł wysoko brwi, czekając aż powiem coś jeszcze.
— Byłam tu tylko po to, żeby... żeby cię w sobie rozkochać, przepraszam, tak strasznie cię przepraszam — wyznałam na jednym oddechu i nie czekając na jego reakcję wstałam, kierując się do drzwi.
Złapał mnie w połowie drogi, obejmując mnie tak jak zawsze i obrócił przodem do siebie. Nie zdążył powiedzieć ani słowa, kiedy ja zaczęłam wyrzucać z siebie wszystko:
— Tak bardzo chciałam pomóc Katie, ale nie sądziłam, że trafię na tak wspaniałego człowieka. Nie całuj mnie, nie jestem warta ani jednego twojego uczucia.
Zamknęłam oczy, dając sobie pięć sekund na to, żeby dojść do siebie i odejść.
Nie mogłam tu zostać i patrzeć na niego. Byłam o wiele słabsza niż mi się zdawało.
Zrobiłam krok w tył, a wtedy Shawn jakby nigdy nic złączył nasze usta ze sobą.
Najpierw delikatnie i nieco niepewnie, prawie wcale nimi nie poruszał. Po kilku sekundach, kiedy zorientowałam się już co się dzieje, zaczął pogłębiać pocałunek, jakby chcąc zawrzeć w nim wszystkie swoje emocje i uczucia.
Odwzajemniłam pocałunek, tracąc dla niego głowę z każdą kolejną chwilą. Gdyby nie obejmował mnie tak mocno, mogłabym się już przewrócić z wrażenia.
Poczułam jak to jest, być dla kogoś ważnym. Zupełnie tak, jakby nasza znajomość dopiero teraz zaczęła być naprawdę prawdziwa. Jakby mogła mieć nowy początek, bez niepotrzebnej dramaturgii.
Nie było magicznie tak, jak opisują to w każdym filmie i książce, ale było prawdziwie. To właśnie w tej chwili oddaliśmy sobie zbyt dużo.
Żadne z nas nie było w stanie tego udźwignąć.
Odsunął się ode mnie nagle i bez ostrzeżenia. Złapałam głośno powietrze, otwierając oczy, żeby móc dostrzec jego minę.
To co zobaczyłam nie spodobało mi się ani trochę.
Było trochę tak, jakby ktoś bardzo mocno kopnął mnie w brzuch, kilka razy pod rząd.
Shawn patrzył na mnie bez żadnego wyrazu na twarzy. Nie był smutny, ani zły, ani szczęśliwy. Był obojętny.
— Od jutra możesz zacząć swój trzytygodniowy okres wypowiedzenia w wytwórni — oznajmił. —Trzymam kciuki, żebyś znalazła nową pracę.
Pokiwałam głową, będąc zbyt zszokowana, żeby cokolwiek powiedzieć. Wycofałam się powoli z jego mieszkania i dopiero kiedy znalazłam się poza hotelem, zaczęłam płakać.
Łzy spływały po mojej twarzy niekontrolowanie i nic nie mogłam na to poradzić.
Powiedziałam mu. Powiedziałam całą prawdę. Przyznałam się.
Nie czułam ani odrobiny ulgi, ale może to dlatego, że byłam świadoma tego, jak wiele właśnie straciłam.
Miałam raz na zawsze zniknąć z życia Shawna Mendesa, w którym zaczynałam się zakochiwać.
To sprawiało, że czułam się jakbym umierała.
~~~~
kocham to ale i tak jest mi smutno :(
buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top