dwadzieścia trzy: mam na myśli cały świat.




Mia

— Na pewno nie jesteś na mnie zła? — Shawn zacisnął dłonie na kierownicy, posyłając mi przepraszające spojrzenie.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na niego, jak na debila. Niepotrzebnie przejmował się czymś zupełnie nieważnym.

— Przestań, Shawn. Porozmawiamy po kolacji... — odpowiedziałam, zamykając na moment oczy.

Nie chciałam iść na tę kolację, ale co miałam mu odpowiedzieć? Że nie chcę nigdzie z nim wychodzić?

Nie mogłam zepsuć mu tego wieczoru.

— Jasne — zgodził się. — To nie potrwa długo. Ona na pewno jest zmęczona i szybko będzie chciała iść spać.

Skinęłam głową na jego słowa, oblizując spierzchnięte wargi czubkiem języka.

— Na pewno ucieszy się, że będzie mogła cię poznać — dodał po chwili, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.

Nie powinnam się uśmiechać. Nie ze świadomością, że to ostatni wieczór, który z nim spędzę. Że po zakończonej kolacji będę musiała wszystko wyznać. Od początku do końca. Opowiedzieć całą historię, od dnia, w którym Katie zwierzała nam się z utraty pracy.

Mimo siedzących we mnie wyrzutach sumienia i narastającym strachu, odpowiedziałam po dłuższej chwili:

— Ja też się bardzo cieszę.

Resztę drogi przejechaliśmy w całkowitej ciszy. Dziś oboje mieliśmy zajęte myśli tym, co miało się wydarzyć. Oboje mieliśmy coś, o czym druga osoba musiała się dowiedzieć. I to na pewno nie będzie proste.

Dochodziła prawie dziewiętnasta, kiedy opuściliśmy sportowe auto Mendesa, zaparkowane w podziemnym parkingu hotelu.

Poprawiłam swoją białą koszulę i ruszyłam za nim, chyba dopiero teraz zdając sobie sprawę, że się stresuję.

Shawn wyglądał na rozluźnionego, jakby zniknęły wszystkie jego zmartwienia i troski. Uśmiechał się do mnie, a ja z całej siły starałam się to odwzajemniać.

Złapał moją dłoń, gdy wciągał mnie do windy, przez co obiłam się o twardy tors bruneta, wpadając w jego ramiona.

— Denerwujesz się — stwierdził, patrząc prosto w moje oczy. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło przez intensywność tego spojrzenia. Nieznacznie skinęłam głową, odruchowo zagryzając swoją dolną wargę.

— Tylko troszkę — wyszeptałam, badając wzrokiem każdy szczegół na jego twarzy.

Zabolało mnie to, że już niedługo nie będę mogła przyglądać się im z tak bliska, że nie będzie możliwości, żebym tak dokładnie czuła jego zapach i dotyk dłoni w okolicach moich bioder, kiedy mnie obejmuje.

— Nie denerwuj się — odpowiedział spokojnie, palcem wskazującym wyswobadzając moją wargę spod uścisku zębów.

Zanim zdążyłam zareagować, winda wydała dźwięk, który oznaczał, że jesteśmy na odpowiednim piętrze. Wyszliśmy na elegancki korytarz i na szczęście nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi. Pracownicy traktowali Shawna inaczej niż innych gości, ale miałam wrażenie, że już przyzwyczaili się do jego obecności w tym miejscu.

Od razu skierowaliśmy się do restauracji, która była wyjątkowo zatłoczona. Nie powinno mnie to dziwić, zwłaszcza w piątkowy wieczór, ale może to dlatego, że gdyby nie fakt z kim tu jestem, to na wolny stolik musiałabym czekać do śmierci albo i dłużej.

Kelner zaprowadził nas do stolika, nieco oddalonego od innych, gdzie mogliśmy dostać odrobinę prywatności.

Już z daleka dostrzegłam sylwetkę osoby, która miała dziś zjeść z nami. Zupełnie nie wiem czemu serce podeszło mi do gardła, a Shawn jakby czytając mi w myślach mocno ścisnął moją dłoń, dodając mi w ten sposób otuchy.

Wymieniliśmy krótkie spojrzenia, a ja odetchnęłam cicho, kiedy zatrzymaliśmy się w odpowiednim miejscu. Elegancko ubrana kobieta uniosła wzrok z poważną miną, która zamieniła się w szeroki uśmiech po kilku sekundach.

— Shawn, kochanie! — wykrzyknęła z entuzjazmem, podnosząc się z miejsca. Podeszła do mężczyzny, ściskając go z czułością, zaraz potem przenosząc spojrzenie na mnie. — A ty musisz być Amelia?

— Po prostu Mia — odpowiedziałam, karcąc się w myślach za brak jakiejkolwiek kultury. — Bardzo się cieszę, że mogę panią poznać, pani...

— Karen proszę, nie mów do mnie per pani, bo czuję się staro. — Wyjaśniła z uśmiechem, przeskakując od swojego syna do mnie, by przywitać mnie w taki sam sposób.

— Mamo, um, ty tak jakby jesteś stara — wtrącił Shawn.

— Nie odzywaj się, kiedy z tobą nie rozmawiam.

Kobieta tylko machnęła na niego ręką jakby był małym dzieckiem, a nie dorosłym mężczyzną, po czym zaciągnęła mnie na miejsce obok siebie. Zajęłam krzesło, nawiązując z brunetem krótki kontakt wzrokowy i on naprawdę wyglądał na zażenowanego zaistniałą sytuacją.

Ja za to byłam zachwycona i nie miałam pojęcia, gdzie zleciały nam pierwsze dwie godziny. Karen była cudowną osobą, choć bardzo dominującą i żadne z nas nie miało prawie ani jednej szansy, żeby coś wtrącić, to niezbyt mi to przeszkadzało. Świetnie bawiłam się wysłuchując historii o małym Shawnie, który był dość niezdarnym dzieckiem.

Dopiero kiedy syn kobiety opuścił nas, bo dostał ważny telefon, miałyśmy chwilę na to, by poruszyć nieco inne - niż te upokarzające go tematy.

— A więc — zaczęła, składając dłonie pod brodą — długo znasz mojego syna?

— Prawie trzy miesiące — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— To niezbyt długo... — stwierdziła, zatapiając wzrok w kieliszku wina. — Jednak podziwiam cię Mia, z całego serca.

Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co jej chodzi.

— Zrobiłam coś wyjątkowego?

Pokiwała głową kilka razy i spojrzała na mnie dopiero po dłuższej chwili ciszy.

— Wydaje mi się, że zdobyłaś serce mojego syna.

Nie przyjęłam do siebie jej słów, na pewno nie od razu. Zaśmiałam się tylko nerwowo, nie pozwalając sobie na to, żeby ta myśl pojawiła się w mojej głowie.

— Na pewno to tylko złudzenie...

— Nie sądzę — przerwała mi. — Nie byłoby cię tu z nami. Jesteś pierwszą dziewczyną w jego życiu, którą poznałam.

Przymknęłam oczy, biorąc dwa głębokie wdechy.

Czy nie tego chciałaś, Mia?

Nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie.

Nie w taki sposób, nie kiedy gram nietaktownie, nie kiedy moje intencje nie były czyste.

— Czy nie cieszy cię to, Mia? — zapytała, ściągając na siebie moją uwagę. Bardzo powoli pokręciłam głową.

— Nie w tym momencie — odpowiedziałam cicho, czując jak wszystkie siły jakie miałam nagle ode mnie odchodzą. Chciałam zapaść się pod ziemię i już nigdy się tu nie pojawić.

Chciałam wstać, wyjść i już nigdy nie pojawić się w jego życiu, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że muszę ponieść konsekwencje swoich czynów. Skoro zrobiłam A, muszę też zrobić B. Nie mogę wyjść z tego z wysoko uniesioną głową i szczęśliwą miną. Życie nie działa w taki sposób.

— Rozumiem, to dość skomplikowana sytuacja, w końcu Shawn wraca do Nowego Jorku za tydzień...

Urwała w momencie, kiedy brunet wrócił do stolika. Niemo dała mi znak mówiący „jeszcze do tego wrócimy", ale szczerze wątpiłam, że wrócimy.

Żadne z ich dwójki jeszcze nie wiedziało, że niedługo przyznam się do czegoś, co zniszczy wszystko, w co tak bardzo wierzymy.

Sama zniszczę coś, co przez ostatnie kilka tygodni dawało mi złudne poczucie szczęścia. Złudne było tylko dlatego, że od początku miałam świadomość iż nie jest prawdziwe.

— O czym rozmawiałyście? — zapytał, posyłając mi subtelny uśmiech.

— Babskie sprawy. — Karen machnęła ręką, odkładając sztućce na talerz. Podniosła się powoli, każdemu z nas posyłając wesoły uśmiech. — Ja pójdę się już położyć, zmiana czasu zawsze źle na mnie wpływa. Zobaczymy się jutro, a tymczasem wy korzystajcie z wieczoru.

— Dobranoc mamo. — Shawn ucałował jej policzek.

— Dobranoc, miło było cię poznać — pożegnałam się, ponawiając czyn mężczyzny.

— I wzajemnie kochanie, wzajemnie.

Wróciliśmy na swoje miejsca i oboje zajrzeliśmy do karty dań, w poszukiwaniu jakiegoś deseru. Shawn stuknął swoim menu o moje i spojrzał na mnie znad niego, a ja uniosłam wysoko obie brwi, czekając aż powie, co znowu wymyślił.

— Mam lepszy pomysł na spędzenie tej nocy — mruknął, pochylając się nad stolikiem.

— Ach tak? — Udałam zaskoczoną i zainteresowaną jego słowami. — A jaki to pomysł?

— Możemy wrócić do góry i...

— Dobry wieczór. — Kelnerka wyrosła przy nas właściwie znikąd. — Czy coś jeszcze dla państwa?

Wymieniliśmy naprawdę krótkie spojrzenia.

— Tak właściwie to nie — odezwał się Shawn, przyglądając się młodziutkiej dziewczynie. — Dopisz to do mojego rachunku, Juliet.

Skinęła głową i dałabym sobie uciąć rękę, że się zarumieniła. Wywróciłam oczami, co nie uszło uwadze mężczyzny, który teraz zadziornie uniósł kąciki swoich ust.

— Jesteś zazdrosna Mia? — zapytał, kiedy zbliżaliśmy się do windy.

— Skąd — prychnęłam, wciskając odpowiedni przycisk. — Juliet nie dorasta mi do pięt.

Parsknęliśmy śmiechem w tym samym momencie.

— Z tym muszę się zgodzić. Nikt tu nie dorasta ci do pięt.

— Mówiąc tu — zrobiłam kółeczko palcem — masz na myśli ten hotel?

— Nie — mruknął, wchodząc za mną do środka. — Mam na myśli cały świat.

Uniosłam głowę, żeby się do niego uśmiechnąć i to było naprawdę trudne, kiedy miałam łzy w oczach.

Jak to było, że bardzo chciałam słyszeć coś takiego z jego ust, choć wiedziałam, że to tylko wszystko pogorszy?

Miałam cichą nadzieję, że skoro doszliśmy już do takiego momentu w naszej znajomosci, to moje słowa nie zmienią zbyt wiele. Może ciągle będzie szansa na cokolwiek.

Już wtedy powinnam była wiedzieć, że za głupotę jeszcze nikt nie został nagrodzony.

~~~~

boze jaką radość sprawia mi pisanie takich rzeczy

buziaki, L.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top