120
Koniec maratoniku z tą powaloną krótką historią specjalnie dla już nawet nie muszę ich oznaczać bo jeśli oni to czytają to doskonale wiedzą, że to dla nich.
Rz - *W myślach* Kurwa w końcu wracam do domu. Nie mogę się doczekać miny komunisty jak mnie zobaczy.
Jakiś czas później.
Rz - *W myślach* Dobra teraz otworzymy drzwi i zobaczymy gdzie jest komuch.
Rz - *Wchodzi do domu i widzi Zsrr śpiącego na kanapie* *W myślach* Kurwa no patrzcie na niego zasnął. Czekaj czy mi się zdaje czy on niedawno płakał? Dobra ważne już jestem.
Rz - *Bierze najbliższe krzesło i na nim siada naprzeciwko komunisty*
Zsrr - *Wstaje i widzi Rzeszę* Rzesza! *Tak się na niego rzuca, że aż oparcie złamali*
Zsrr - Rzesza to naprawdę ty?!
Rz - Nie kurwa to ja Watykan przebrany za Szatana.
Zsrr - To ty! *Przytula go do siebie*
Zsrr - Proszę wybacz mi moje zachowanie! Byłem aroganckim dupkiem który nie zważał uwagi na ciebie. Proszę wybacz mi.
Rz - Już wybaczyłem ci. A teraz mnie puść ty parszywy wieżowcu bo zaraz ci jebnę albo najpierw mnie udusisz!
Zsrr - Już wybacz. Tęskniłem za tobą.
Rz - No dobrze wybaczam a teraz leć spać bo patrząc na twój stan nie spałeś bardzo długo.
Zsrr - Po prostu nie mogłem spać bez ciebie.
Rz - No już leć.
Zsrr - Nara.
Rz - Nara.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top