dzień czwarty.

Siedziała sobie spokojnie na huśtawce, nie zawadzając nikomu swoją obecnością. Aż do czasu, gdy nie pojawił się jakiś chłopak. Na oko szesnaście lat, może siedemnaście. Olał obcą i sam usiał na drugiej huśtawce. Zaciskał nerwowo wargi, próbując stłumić swoje emocje, swoje łzy. Cierpiał. I nie wiedział co z tym zrobić.

- Powinieneś to z siebie wyrzucić... - powiedziała spokojnie.

Chłopak zbity z tropu, przeniósł wzrok na obcą mu dziewczynę. Prychnął zażenowany.

- Nic nie wiesz nawet. I nie znam cię.

- Faceci swoją arogancją i nieuprzejmym zachowaniem próbują schować swoje cierpienie, zwątpienia i słabości, ponieważ powinni być silniejszy, jak mówią to stereotypy - zaczęła spokojnie, patrząc przed siebie. - Twoje zaciśnięte wargi, drżące dłonie i gwałtowne ruchy świadczą jedynie o tym, że sobie nie radzisz...

- I CO Z TEGO? - przerwał jej i wstał gwałtownie z huśtawki. - NIC O MNIE NIE WIESZ! WY, KOBIETY, NIC NIE ROZUMIECIE! JESTEŚCIE JEDYNIE WPATRZONYMI W SIEBIE ŚWINIAMI, KTÓRE UKRYWAJĄ JAD W OCZACH POPRZEZ TUSZ DO RZĘS! WSZYSTKIE JESTEŚCIE TAKIE SAME! TAKIE SAME, JAK MOJA MATKA, KTÓRA ZDRADZIŁA MOJEGO OJCA I TAKIE SAME, JAK MOJA DZIEWCZYNA, KTÓRA MNIE ZDRADZIŁA NA MOICH WŁASNYCH OCZACH. WIESZ, JAK MOGŁEM SIĘ CZUĆ? NIE WIESZ, BO MNIE NIE ZNASZ. TAK, CIERPIĘ! - krzyczał prosto w jej twarz, a po jego czerwonych ze złości polikach leciały łzy. - JEDYNE, CO MOŻESZ DLA MNIE ZROBIĆ TO SŁYSZEĆ MÓJ KRZYK, BO TYLKO NA TO MNIE STAĆ! NIC INNEGO NIE MOGĘ ZROBIĆ! ZOSTAŁO MI TYLKO WYŻYWANIE SIĘ! - mimo tego wszystkiego, dziewczyna non stop lekko się uśmiechała. - Dlaczego się uśmiechasz... DLACZEGO SIĘ UŚMIECHASZ CAŁY CZAS?!

- Bo wyładowujesz gniew na jakiejś obcej dziewczynie, a nie na kimś, na kim ci zależy.

- Ale... Ale... - totalnie skołowany całym dniem, złapał się za głowę i zaczął cicho płakać. Wręcz, jak dziecko.

Obca jedynie mu się przypatrywała z uniesionymi kącikami ust i blaskiem współczucia, które odbijało się dzięki włączającym się latarniom w pobliżu. Czekała na odpowiedni moment. Wiedziała, że chłopak już nic więcej nie powie. Przynajmniej pohuśtała się przez ten moment, ale nie spuszczała nieznajomego z oka.

- To nie jest początek końca. To jest jedynie koniec. Teraz pozostaje jedynie czekać na promyk, który rozświetli ci początek.

Chłopak, słysząc te słowa, podniósł wzrok.

Jej jednak już nie było. Mimo wyczerpania, rozglądał się wokoło. Po tym wrócił do domu, do ojca. Widząc jego wdzięczny uśmiech, nie potrafił sobie wyobrazić, jakby to zniszczył przez swój gniew i gorycz.

Widocznie nie wszyscy są tacy sami...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #coś