Rozdział 2
- W końcu jest moja ulubiona Blondynka - przywitał się Benicio i pocałował Dziewczynę w policzek.
Ambar, Emilia, Benicio i Matteo byli ze sobą bardzo zżyci. Mimo, że tylko dziewczyny znały się od dziecka, wszyscy blisko się przyjaźnili i zawsze mogli na siebie liczyć. Nie przeszkadzało to, że mają inne zainteresowania i plany na życie - mieli podobne charaktery i podejście do życia, a to było sekretem udanej przyjaźni.
- To jak gotowi, na wieczór pełen wrażeń ? - spytała Ambar.
Trójka przyjaciół stała przed nią, opierając się o maskę samochodu na parkingu przed uczelnią. Dziś to Ambar kończyła zajęcia później i czekali na nią by wszyscy razem mogli pójść na imprezę do klubu. Studenckie życie to przecież przede wszystkim wykłady i imprezy. Niektórzy mieli o wiele więcej na głowie, ale nie dało się pominąć żadnej z tych dwóch rzeczy.
- Jasne, że tak - odrzekł Matteo.
Po chwili cała czwórka wsiadała do srebrnego samochodu. Matteo i Ambar z przodu, a Benicio i Emilia z tyłu. Przyjaźnili się, tylko przyjaźnili co było oczywiste. Ale byli też ludźmi, którzy chcą się zabawić i korzystać z życia. Zdarzały się jednorazowe przygody w obrębie tej paczki. Nikt nie wnikał kto z kim, dopóki nie zagrażało to przyjaźni. A tak nigdy się nie stało. Rozumieli się i dogadywali jak nikt inny. Miło było czasem przekroczyć granicę i spędzić namiętną noc z przyjacielem, ale nikt z nich nie chciał się angażować. Nie byli fanami związków, zwłaszcza w grupie przyjaciół.
- Cztery drinki z burbonem - odrzekła Ambar siadając przy barze.
Podróż do klubu zajęła im tylko kilka minut i już byli w środku, rozsiadając się wygodnie jak we własnym domu.
- Imprezy z celebrytami mają swoje plusy - powiedział Benicio spoglądając na Blondynki - Mało które dziewczyny są w stanie wypić tyle co Wy.
- Ma się ten talent - zaśmiała się Emilia - Nikt nam nie dorówna w imprezowaniu.
- Mamy szczęście stary - odrzekł Matteo - Dwie piękne modeli, które umieją się bawić są naszymi najlepszymi przyjaciółkami.
- I dzięki temu wszyscy laski w klubie patrzą tylko na was - zaśmiała się Ambar.
- Bo Was pewnie faceci nie pożerają wzorkiem - odrzekł Benicio - Wiem, że sobie poradzicie, ale jakby co, to możemy komuś przywalić.
- Mówiłam to menadżerowi i mowie to Tobie, nie potrzebuje ochroniarza - stwierdziła pewnie Emilia - Jak ktoś przekroczy granice, to sama chętnie pokaże mu gdzie jego miejsce.
- Wie co mówi - odrzekła Ambar - Kiedyś na sesji jakiś dupek wciąż za nią łaził, w efekcie skończył z wielką fioletową śliwką pod okiem.
- Umiesz pić mocne drinki i się bić, gdybyśmy nie byli przyjaciółmi, już dziś mógłbym Ci się oświadczyć mała - powiedział Benicio patrząc na Emilię.
Emilia zaśmiała się i wypiła swoją porcję alkoholu. Benicio jak zawsze podobał, ale wiedziała, że mu się podoba - w końcu kiedyś doszło już do czegoś między nimi. Wiedziała, że podoba się wielu chłopakom, teraz też czuła na sobie wzrok kilku z nich. Ale nigdy nie interesowało ja nic poza zabawą. To nie tak, że nie chciała związku, ale jakoś nie znalazła żadnego odpowiedniego chłopaka... Z nikim nie chciała być na poważnie... Przy nikim nie czuła tego czegoś, co by sprawiło, że chciałaby go mieć na zawsze.
- Oh jakie wyznanie, będę zazdrosna - zaśmiała się Ambar.
- Nie martw się cukiereczku - powiedział Balsano - Najwyżej zorganizujemy podwójne wesele. Emilia i Benicio oraz Ty i ja.
- Nie widzę jeszcze pierścionka na moim placu by planować wesele - zaśmiała się Smith - I wybacz Matti, uwielbiam Cię, ale nic z tego nie będzie - napiła się - A teraz wybaczcie, ale czas potańczyć.
Droczenie się i żary na granicy flirtu były normą. Nikt nie brał tego do siebie, nie obrażał się, nie robił sobie nadziei. Po co martwić się o byle co. Lepiej żyć życiem, bawić się do rana, śmiać i robić wszystko na co ma się ochotę.
Taki był plan na ten wieczór - dobra zabawa w towarzystwie najlepszych przyjaciół.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top