Rozdział 5

- Wybacz, że nie mam dla Ciebie prezentu.. - Mruknęłam, kiedy sprzątałam po małym przyjęciu, a starszy blondyn postanowił mi potowarzyszyć.

- Nic nie szkodzi. Sama w sobie jesteś cudownym prezentem, najcudowniejszym jaki mógł się mi trafić. - Odpowiedział wpatrując się we mnie z uśmiechem.

- Huh? Przecież ja właściwie jedyne co zrobiłam w ciągu ostatnich kilku dni to żerowanie na Waszej dobroci. - Zdziwiłam się, nie kryjąc tego przed zielonookim.

- Nie zrozumiesz tego co Ci powiem. Dowiesz się tego kiedyś.. - Odparł zagadkowo, a we mnie się zagotowało. Mimo wszystko nie pisnęłam ani słowa, obiecałam Techno, że nikomu zdradzę tego, że posiadam większą wiedzę, niż teoretycznie powinnam.

- No dobrze. - Mruknęłam, po czym przytuliłam mężczyznę mówiąc, że jestem już zmęczona i udałam się na górę. Czułam jednak, że Philza nie do końca uwierzył w moje małe kłamstwo, nie przejmowałam się tym. Teraz muszę odpocząć i nie zajmować sobie głowy tym, że najbliższa mi do tej pory w moim życiu osoba kłamie prosto w moje oczy i kryje takie informacje przede mną.

---

- Wilbur? - Zagadnęłam gdy zauważyłam wysokiego mężczyznę w progu mojego pokoju z rana, a dokładniej poranka trzy dni po urodzinach jego ojca.

-Wybacz, że tak Cię nachodzę, ale Tata poprosił abym pokazał Ci co i jak, bo już od jutra zaczniesz w pełni zajmować się domem. - Wytłumaczył, słodko się przy tym uśmiechając.

- W takim razie chodźmy! - Odparłam entuzjastycznie.

 Pierwsze miejsce do jakiego podążyliśmy było w niewielkiej piwnicy. Chłopak wytłumaczył, że to tutaj posiadają zapasy żywności, która może przetrwać trochę dłużej. Pokazał mi również pomieszczenie za mocnymi, drewnianymi drzwiami. Tam znajdowało się miejsce do warzenia mikstur. Przyznam, że pachniało tam dosyć dziwnie. Zapach nie był ani przyjemny, ani obrzydzający. Po prostu wyróżniał się i zapadnie w pamięć moim nozdrzom.

- Kuchni raczej nie będę Ci przedstawiał, jednak zapamiętaj, że posiłki zazwyczaj są o ósmej rano, pierwszej popołudniu oraz ósmej wieczorem. - Wytłumaczył, a ja zanotowałam to wszystko w moim wewnętrznym notatniku, zwanym potocznie mózgiem.

- Macie jakieś dania, których nie jecie? - Dopytałam, nie chcąc zaliczyć żadnej wpadki.

- Tommy nie lubi warzyw, ale to dlatego, że dalej jest w Nim dużo z małego dzieciaka. - Zachichotał pod nosem, co odwzajemniłam.

---

- Pranie robisz kiedy uznasz to za potrzebne, ale wiadomo, że nie można zbyt zwlekać. - Powiedział, kończąc Naszą podróż po moim 'miejscu pracy', czyli prościej mówiąc po domostwie jego rodziny.

- Dziękuję, mam nadzieję, że o niczym nie zapomnę. - Uśmiechnęłam się do niego, gdy wracaliśmy do swoich pokoi. Chciałam już wchodzić do mojego królestwa, jednak przerwał mi lekko zakłopotany głos szatyna.

- Chciałabyś może dzisiaj dołączyć się do Naszego pikniku? - Spytał, drapiąc się po karku i szczerząc jak głupi do sera.

- Z wielką chęcią! Powiedz mi tylko kto tam będzie? - Dopytałam, mając nadzieję, że nie wymieni starszego blondyna, którego unikałam ostatnimi dniami.

- Będę ja i Tommy. Możliwe, że wpadnie jeszcze Techno. - Odpowiedział z ulgą, że zgodziłam się na jego propozycję.

- No to super, powiesz mi jeszcze o której? To może zdążę przygotować jakieś przekąski od siebie. - Mruknęłam, analizując w głowie wszystkie kucharskie przepisy jakie znałam.

- Właściwie to za piętnaście minut chcemy wychodzić, więc raczej nie zdążysz. - Co!? Jak to tak mało czasu!? - Weź ze sobą coś ciepłego, bo wieczorem może zrobić się zimniej. Polecam Ci także coś innego niż spódnica. Chyba, że lubisz być pogryziona przez owady. - Zaśmiał się, odchodząc w stronę swojego pokoju. Sama szybko wpadłam do mojego i podbiegłam do szafy. Sprawnym okiem przejrzałam jej idealnie poukładaną zawartość i wyciągnęłam rękę po kilka ubrań, które wydawały mi się dobrym wyborem.

 I nie myliłam się. Żółty sweterek, który sięgał mi do połowy uda pięknie komponował się z białymi skarpetkami z koronką, które sięgały mi lekko nad kolana. Do całości dobrałam jeszcze brązowe rajstopy, tak aby nie zostawiać odkrytych nóg, które na pewno przyciągnęłyby do siebie kilka insektów. Na nogi ubrałam jeszcze moje kochane czarne botki, które dobrze pasowały kolorem do grubego paska, który miałam zapięty na wysokości przestrzeni między biustem, a pępkiem. Ozdoba dzieliła sweterek na dwie części, przez co nie wyglądał zbyt prosto. Gotowa zeszłam na dół, gdzie zauważyłam dwójkę osób, która najwidoczniej czekała na mnie.

- Wybaczcie chłopaki. - Uśmiechnęłam się do nich przepraszająco.

- Nie szkodzi. - Odparł okularnik. - I tak brakuje jeszcze Techno. Proszę, pójdziesz może zobaczyć co z nim? - Poprosił, a ja kiwnęłam głową na znak zgody. Wracając po schodach na górę, kierując się na prawo do trzecich z kolei drzwi. 

- Wejść. - Warknął głos właściciela sypialni w odpowiedzi na moje pukanie.

- Techno.. Um.. - Mruknęłam niepewnie jego imię pod nosem. Pamiętając jednak o tym by patrzeć na rozmówcę, nie chciałabym tłumaczyć młodszemu rodzeństwu mojego rozmówcy czemu moje poliki płoną czerwienią.

- Chciałaś coś konkretnego? - Spytał widocznie czymś poddenerwowany.

- T-Tak.. - Odparłam lekko drżącym głosem. - Wilbur chciał wiedzieć kiedy zejdziesz na dół. - Dodałam szybko, nie chcąc dokładać do pieca z którego w każdej chwili mógł wybuchnąć wielki płomień w postaci złości różowowłosego.

- Nie widzę sensu do niego schodzić, jak coś chce to niech sam przyjdzie, a nie wysyła Ciebie. - Zlekceważył mnie i skupiając się na tym co obecnie leżało na jego biurku.

- Will nic Ci nie mówił o pikniku? - Odważyłam się ponownie przerwać myśli mężczyzny.

- Wspominał, że chce się wybrać na piknik we wtorek. - Odparł znowu nie przykuwając uwagi do Naszej rozmowy.

- Dziś jest wtorek. - Rzuciłam, na co szarooki szybko podniósł głowę na kalendarz, który wisiał na ścianie naprzeciwko niego.

- Racja. W takim razie przekaż mu, że nie mogę jednak nigdzie iść. - Powiedział, wracając do swojego poprzedniego zajęcia.

- No dobrze.. Do widzenia. - Mruknęłam zawiedzona, że przepadnie mi okazja do spędzenia czasu i lepszego poznania tego intrygującego człowieka.

 Zbiegłam po schodach, podchodząc do dwójki braci, którzy czekali tak jak jakieś pięć minut temu, gdy ich opuściłam na rzecz rozmowy z różowowłosym.

- I jak? - Zapytał młodszy brat.

- Kazał przekazać, że jednak nie może nigdzie iść. - Westchnęłam.

- Oh.. - Mruknął szatyn, który lekko posmutniał. - No to idziemy bez niego. - Dodał ożywiony, szybko chowając grymas twarzy, zastępując go uśmiechem.

---

- Jak tu pięknie.. - Rozmarzyłam się, patrząc na niewielką polanę obok jeziora, którego woda była najczystszą jaką przyszło mi widzieć na oczy.

- To miejsce pokazał Nam tata. - Powiedział Tommy, również oczarowany okolicą, pomimo tego, że zapewne był tutaj już kilkanaście razy.

- Zabierał Nas tutaj często, gdy byliśmy mniejsi. - Dodał jego brat. - Wtedy każdy z Nas nie był jeszcze tak zabiegany i zajęty swoimi sprawami. - Tłumaczył spokojnym, wręcz melancholijnym tonem.

- To tutaj też poznał mamę, tak mi mówił! - Krzyknął entuzjastycznie blondyn. 'Ty jeszcze nie wiesz..' mruknęłam do siebie w myślach. W końcu każdy z trójki braci nie jest ze sobą nawet spokrewniony, łączy ich tylko to, że każdego z Nich Philza postanowił przygarnąć pod swoje skrzydła, zapewne w 100% mając świadomość o ich sposobie narodzenia.

- To musiała być cudowna kobieta. - Mruknęłam z udawanym zachwytem. Jeśli Wilbur wie mniej-więcej co i jak to muszę uważać by nie zdradzić się przypadkiem, obiecałam to w końcu Techno.

- Tata nigdy Nam o niej nie mówił.. - Westchnął niebieskooki. - Ale teraz będziesz mogła ją zastąpić! Będziesz moją ciocią? - Spytał stojąc naprzeciwko mnie, a w jego oczach błyskały iskierki dziecięcej radości.

 Ten widok rozczulił moje serce. Nie sądziłam, że w niecały miesiąc ten uroczy piętnastolatek przywiąże się do mnie w tak dużym stopniu. Zwłaszcza, że z opowieści Wilbura wywnioskowałam, że był zamknięty na nowe znajomości. Głównie przez dawnego przyjaciela, który go porzucił. Całe swoje oparcie musiał znaleźć w rodzeństwie oraz ojcu. Z czego najstarszy brat nie miał czasu dla niego. Podobnie było z Philzą, który chcąc czy też nie; nie był w stanie dawać dziecku tyle miłości ile powinien. Jedynie Will starał się dotrzymywać mu towarzystwa i dać z siebie 110% w roli brata.

- Oczywiście, że nią zostanę. - Odpowiedział w końcu, a blondwłosy nastolatek wtulił się w moje ciało. Jako, że należałam do nawet wysokich to objął mnie rękami na wysokości brzucha, a głowę ulokował na wysokości moich piersi. Delikatnie objęłam jego plecy, chcąc począwszy od tego momentu i aż do końca moich dni dać mu poczucie bycia kochanym i bezpiecznym w moich ramionach.

 Podniosłam głowę słysząc głosy, moim oczom ukazała się postać szatyna. Jednak to nie ona skupiła moją uwagę, a szare tęczówki. Uniosłam zdziwiona jedną brew, w końcu mówił, że nie ma czasu. W odpowiedzi dostałam jedynie widok ledwo widocznego, ale czułego uśmiechu mężczyzny, który od razu skradł moje serce i stał się czymś na co mogłabym patrzeć do końca życia.

- To jak z tym piknikiem? - Wtrącił okularnik, na co Tommy niechętnie odsunął się ode mnie, a ja odwróciłam wzrok od różowowłosego chłopaka, który na głowie miał wysoką kitkę, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że jego włosy muszą być strasznie puszyste i miłe w dotyku. Nowy cel życiowy - pobawić się kiedyś włosami Techno.

- Usiądźmy pod wierzbą, stamtąd będziemy mieć idealny widok na jezioro i zachodzące słońce. - Polecił jego starszy brat, więc wszyscy podeszliśmy do zapewne starego już drzewa i rozłożyliśmy koc oraz przekąski z napojami. W taki sposób kryjąc się w cieniu wierzby przed grzejącym słońcem spędziliśmy kilka następnych godzin..

---

Witam Was serdecznie! Mamy najdłuższy do tej pory rozdział, bo liczy on 1549 słów! Klasycznie mam nadzieję, że się podobało i zostawicie coś po sobie :3

~ cyferkowaa

Data ukończenia pisania rozdziału: 28.05.2021r., 15:24

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top