Rozdział 4

- Hope! Hope! - Krzyczał podekscytowanym głosem młody blondyn.

- Huh? - Mruknęłam pod nosem, podnosząc się do siadu, by móc spojrzeć na niego spod na wpół zamkniętych powiek. 

- Oh.. Wybacz, że Cię obudziłem. - Mruknął lekko speszony.

- To nic takiego, mów o co choooodzi.. - Mruknęłam, przeciągając ostatni wyraz, gdyż zaczęłam ziewać podczas wypowiedzi.

- No więc za dzisiaj Dadza ma urodziny i dostałem za zadanie dopytać się Ciebie czy chcesz nam pomóc. Więc jak? - Spytał proszącym tonem.

- Głupie pytanie! Oczywiście, że Wam pomogę! - Odpowiedziałam ożywiona, szybko podniosłam się na nogi i podeszłam do szafy po białą podkoszulkę, pseudo gorset, którego górna linia była tak wycięta by piersi umieszczone na wysokości wcięć podniosły się znacząco, gdy zawiążę się czarny element ubioru. Do całości chwyciłam jeszcze komplet bielizny oraz brązową spódnicę, której przód sięgał mi do wysokości kolan, a tył zaś kończył się na połowie łydek.

- Jak coś to czekamy w kuchni! - Poinformował, szybko ulatniając się z mojego pokoju, który sama po chwili opuściłam by udać się do łazienki.

 Stojąc przed lustrem dostrzegłam, że z szyi zniknął siny ślad, a została się jedynie niewielka rana od sztyletu. Jak na to, że prawie zostałam zamordowana to nie jest źle. Po moim krótkim i jakże ambitnym porannym dumaniu nad moim pięknym życiem w końcu wzięłam się za poranną rutynę. Czyli w sumie to tylko zmieniłam ubrania, rozczesałam włosy oraz umyłam twarz i zęby.

- Przeklęte wiązanie. - Warknęłam pod nosem, gdy po raz kolejny próba zawiązania 'gorsetu' nie powiodła się. Wychodzi na to, że będę musiała poprosić kogoś o pomoc. Jako, że wszystko inne już ogarnęłam to pokierowałam się do sypialni, gdzie jak zawsze moja piżama wylądowała pod poduszką. Dodatkowo ubrałam na nogi botki, które dostałam od Wilbura z jednej jego wizyty w pewnej wiosce. Ich czarny materiał przypominał skórę, ale był o wiele przyjemniejszy w dotyku. Można powiedzieć, że jak każda kobieta znalazłam w tych butach swoją miłość życia hah

---

 Kierując się do kuchni o mało nie wywaliłam się o długie sznurki dalej nie zawiązanej części garderoby. Naprawdę zaczynam się zastanawiać co mi do głowy strzeliło, że zechciałam dobrowolnie ubrać to cholerstwo.

- Pomoże ktoś? - Spytałam, patrząc na blondyna, szatyna oraz różowowłosego. Zlitował się nade mną ten ostatni, bo stanął za mną i mocnym ruchem pociągnął linki, przez co na chwilę zabrakło mi oddechu. Zaraz jednak mój organizm przyzwyczaił się do tego ucisku i mogłam znowu swobodnie funkcjonować. W tym czasie Techno zdążył zawiązać na moich plecach kokardę z długich wstęg i wrócić na poprzednie miejsce.

- To skoro wszyscy już tu jesteśmy to plan jest prosty. - Zaczął blondyn. - Ja i Wilby..

- Ile razy mam Ci do kurwy mówi, żebyś nie nazywał mnie Wilby!? - Oburzył się czekoladooki.

- Co tu się dzieje? - Spytał solenizant, który schodził po schodach.

- Nic takiego, Phil. - Zdziwiłam się, że Techno mówi po imieniu do swojego ojca. Reszta synów zawsze mówiła do niego tytułem rodzicielskim lub moim ulubionym 'Dadza'.

- Zaufam Ci. - Mruknął, przy okazji przytulając mnie na powitanie.

- To jak? Idziemy na to polowanie? - Spytał Wilbur.

- Oczywiście, synu. - Odpowiedział z uśmiechem. - Jesteś gotowy, Tommy?

- Od dawna! - Odparł z entuzjazmem.

---

- Do zobaczenia wieczorem! - Krzyknęłam, machając na pożegnanie do trójki przyjaciół, gdy stałam na ganku przed wejściem. Odmachali mi, a ja wróciłam do środka, gdy tylko zniknęli z gęstym lesie.

- Trzeba się brać do pracy. - Powiedział Techno. Spojrzałam na niego i w końcu przyjrzałam się jego ubiorowi. Wyglądał bardzo podobnie do mojego, brakowało tylko spódnicy i botków, które zastąpiły luźne, brązowe spodnie oraz czarne wsuwane buty, jednak nie te eleganckie od garniturów, a te przypominające papcie do chodzenia po domu. Chociaż serio zastanawiało mnie po jaką cholerę mężczyźnie podobny do mojego pseudo gorset. W końcu jego smukła sylwetka wyglądałyby nieziemsko w tej lekkiej białej bluzce z rękawami lekko za łokieć, które kończyła gumka przez co całość układała się w ciekawy, nieregularny kształt.

- A co tak właściwie jest do zrobienia? - Spytałam, chwytając do ręki czerwone jabłko by przekąsić chociaż coś w ramach śniadania.

- Mam nadzieję, że radzisz sobie w kuchni, bo ja nie zbyt znam się na wypiekach, więc wolę zająć się dekorowaniem salonu. - Odrzekł, patrząc na mnie przez ramię, gdy stał w progu drzwi do wspomnianego przez niego pomieszczenia.

- Nigdy w życiu nie piekłam tortu, jednak moja podświadomość mówi mi, że przy lekkiej pomocy dobrego przepisu Philza dostanie najlepszy tort w swoim życiu. - Uśmiechnęłam się do niego, po czym powędrowałam do kuchni. Wyciągnęłam dłoń po książkę, której okładka była przyozdobiona rysunkiem apetycznie wyglądających wypieków. Otworzyłam ją na spisie treści i przeglądałam pozycje; sernik, kremówka, babka piaskowa.. Mam! Tort śmietankowy. Odnalazłam stronę z numerem 37 i wczytałam się w składniki. Mniej-więcej spamiętałam listę, więc odłożyłam lekturę na specjalny stojak i zaczęłam układać na wyspie kuchennej potrzebne rzeczy.

---

- Jak Ci idzie? - Zapytał różowowłosy, gdy właśnie ubijam masę na krem by nałożyć go na ostudzony już biszkopt, podzielony na 3 części, które zostały przełożone dżemem malinowym oraz złożone w całość.

- Już tylko krem, dekoracje i do lodówki na godzinę. - Odpowiedziałam, próbując dalej nieusilnie uzyskać odpowiednią konsystencję, co niebyło za łatwe biorąc pod uwagę mój totalny brak siły oraz ból ramienia, którego defakto nie powinnam tak nadwyrężać przez szybkie i mocne obroty od dobrych pięciu minut, nie mówiąc już nic o wcześniejszym przygotowywaniu masy na biszkopt.

- Daj, pomogę Ci. - Usłyszałam za sobą, a po chwili metalowy przyrząd kuchenny, który cholera wie jak się zwie, wylądował w dłoni Techno. Stałam sobie tak lekko onieśmielona między blatem na którym była miska z śmietankowym kremem, a wysokim mężczyzną za moimi plecami. Jego ręce były tak ułożone, że nie miałam jak prześlizgnąć się bokiem, więc jedynie patrzałam czy zawartość miski jest już gotowa do ułożenia na wypieku.

- Dziękuję. - Powiedziałam z nieśmiałym uśmiechem, gdy szarooki odszedł do stołków barowych, gdzie usiadł i w uwadze przyglądał się próbie udekorowania tortu, tak by wyglądał chociaż znoście. O dziwo nie poszło tak źle, jak myślałam. Jako, że w misce zostało trochę słodkości to nabrałam ją na łyżkę i posmakowałam. Co prawda powinnam to zrobić nim obłożyłam tym cały tort, ale mniejsza. Ważne, że słodka masa była przepyszna!

- Po Twojej minie stwierdzam, że też chcę trochę! - Zaśmiał się różowowłosy, więc podeszłam do niego, nabrałam na łyżkę trochę kremu i podstawiłam mu pod buzię. Otworzył lekko usta i zjadł to co było na metalowym sztućcu.

- I jak? - Zapytałam, ciekawa jego opini.

- Przesłodkie. Myślę, że będzie idealnie smakować z resztą. Dodałbym jednak na ciasto jeszcze kilka owoców. Co ty na to? - Zapytał, patrząc na mnie z widocznymi w oczach iskierkami radości.

- Dobry plan. Co powiesz na truskawki? - Zapytałam, podchodząc do koszyka z tymi niewielkimi czerwonymi smakołykami.

- Idealnie. Przekroimy je na pół i ułożyły w kółko na brzegu. - Przedstawił mi plan, a sam sięgnął po nóż. - Możesz poszukać jakiś wiórków kokosowych lub czegoś w tym stylu. Według mnie będą ładnie wyglądać i dobrze smakować. - Zaproponował, na co kiwnęłam głową i zostawiłam mu truskawki, a sama udałam się do szafek by przeglądać ich zawartość.

---

 Po upływie prawie godziny zamknęłam za sobą lodówkę, gdzie odłożyłam ozdobiony już tort do schłodzenia. Cały ten czas upłynął mi na przyjemnej rozmowie z Techno, który opowiedział mi kilka historii z jego życia.

 Usiadłam na kanapie w przyozdobionym salonie, gdzie siedział różowowłosy i czytał książkę. Nie widziałam jej tytułu, ale zakładam, że jeśli on poświęcał jej swoją uwagę to musiała być warta uwagi. Może i znam go niecałą dobę, ale zdążyłam doskonale zaobserwować, że nienawidzi tracić czasu na mało istotne szczegóły.

 Przyglądałam się tak mu, myśląc o tym jak to możliwe, że ten z pozoru tak spokojny mężczyzna tak na prawdę nie jest molem książkowym i sztywnym nudziarzem, a wojownikiem z latami doświadczenia i ciekawą osobowością. Mimo wszystko najbardziej ciekawiły mnie jego oczy. Mówi się, że są one zwierciadłem duszy. Więc jakim cudem nie da się w nich zobaczyć ani krzty tej porywczości, jaka na pewno była częścią tego człowieka. Chociaż..

 W głowie pojawił mi się obraz z korytarza, wczorajszej nocy. Wtedy gdy zamiast stalowej barwy charakterystycznej dla jego tęczówek zobaczyłam błysk czerwieni. Mimowolnie przeszedł mnie dreszcz na to niedawne wspomnienie.

- Czemu mi się przyglądasz? - Spytał podnosząc na mnie wzrok znad księgi.

- Umm.. Tak jakoś.. - Mruknęłam niepewnie, przenosząc wzrok na swoje dłonie, które wydawały mi się teraz niezwykle ciekawe.

- Mówiłem, że masz patrzeć na mnie, gdy z Tobą rozmawiam. - Warknął podirytowany, poprawiając mój podbródek. Dzieliło Nas ledwie kilka centymetrów, bo różowowłosy przysunął się do mnie na kanapie. Zbliżył swoją twarz do mojej i przyglądał się mi przez pewien czas, jednak to wszystko wystarczyło by mój oddech przyśpieszył i stał się bardziej płytki. 

 Pytanie tylko czy było to spowodowane strachem, czy bliskością piekielnie gorącego mężczyzny?

---

Hai! Rozdział 4 za Nami, tym razem składał się on z 1477 słów. Mam nadzieję, że się Wam spodobał i zostawicie po sobie ślad w postaci gwizdki i/lub komentarza! ^^

~ cyferkowaa

Data zakończenia pisania rozdziału: 23.05.2021r., 16:43

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top