Rozdział 14
- Zwariowaliście! - Wykrzyczał młody nastolatek. Serce mi się krajało, gdy patrzałam w jego kierunku.
- Oh, Tommy.. Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam. - Zapłakałam cicho, gdy nastolatek pobiegł na górę, by prawdopodobnie zamknąć się w swoim pokoju.
Próbowałam wytłumaczyć mu oraz jego 'bratu', że ja i Philza wyruszamy na niebezpieczną wyprawę. Właściwie to chciałam się z nimi ten ostatni raz zobaczyć, bo starszy zdecydowanie miał rację mówiąc, że ta misja to samobójstwo.
- Nie mamy na to czasu. - Rzekł spokojnym tonem, chwytając mnie za ramię.
- Porozmawiam z nim. - Zapewnił szatyn.
- Dziękuję. - Odparłam, odwracając się do wyjścia.
- Nie ma za co. Powodzenia! Gdy tylko wrócicie, Tommy na pewno zrozumie. - Mimowolnie rzuciłam się mu w objęcia, oni jeszcze nie wiedzą co nas tam czeka. Tak bardzo mi żal, że nie mogą wiedzieć. Nie mogą się odpowiednio przygotować, a to wszystko przez moją głupotę..
---
- Czy do Manburga jeszcze daleko? - Zapytała Niki.
- Coś około godziny drogi. - Odparł blondyn.
- Mamy jeszcze prawie trzy godziny do znalezienia się na pozycjach. Może zatrzymamy się niedaleko Manburga i tam odpoczniemy chwilę przed misją. - Zaproponowała, a każdy przystał na te propozycję. Każdy był bowiem zmęczony, bo w końcu to już druga tak poważna akcja w ciągu kilkunastu godzin i nikt nie miał czasu wypocząć.
---
- To już ten moment. - Rzekł powstawszy blondyn. - Pamiętajcie. Niezależnie od tego co stanie się za bramami tego miasta, nie wolno wam zaatakować przed wydaniem sygnału. Ta misja jest jedną z trudniejszych, a na pewno najniebezpieczniejszą. Macie okazję jeszcze teraz się wycofać, za wrotami Manburga nie będzie już odwrotu. - Rzekł, patrząc po całej naszej trójce.
Doskonale wiedziałam, że te słowa kierował głównie do mnie. To w końcu ja będę grać główne skrzypce, ratując życie Techno za wszelką cenę. Obiecałam sobie jednak, że odpłacę mu się na to, że mnie uratował.
Przez mój umysł przebiegły wszystkie te szczęśliwe chwile z Tommy'm, Wilbur'em.. Również te z Phil'em. Zaraz potem przypomniałam sobie Ranboo oraz Niki, a nawet Tubbo, który mimo wszystko był kochanym dzieciakiem. Przez te dwa tygodnie w zamknięciu był moim jedynym przyjaznym towarzyszem, bo nawet ptaki pukające z rana w szyby sypialni wydawały się otoczone mroczną aurą. Doskonale zrozumiałam czemu Ranboo tak go polubił. To dobry chłopiec, któremu po prostu trafił się ojciec, który na niego nie zasługiwał. Nie raz bowiem widziałam jak szatyn mimo wszystko troszczył się o ojca, przynosząc mu kocyki, gdy nietrzeźwy leżał gdzieś na kanapie w domu, czy w nocy zostawiał zawsze szklankę wody i tabletkę przeciwbólową na jego stoliku nocnym.
Jednak ostatecznie i tak wszystkie moje myśli powędrowały do niego. Różowowłosego mężczyzny, który od samego początku zbudził we mnie dziwne uczucie i był inny od wszystkich, butując tym tajemniczą aurę, która całkowicie mnie pochłonęła. Dokładnie tak samo jak jego szare tęczówki, które tylko mi potrafiły przekazać więcej uczuć, niż 1000 słów, a ich radosny płomyk z pełnią czułości, który miałam okazję ujrzeć raz w życiu, tej pamiętnej nocy jest tym co chcę pamiętać do końca swoich dni i dobę dłużej.
---
- Na wczorajszej ceremonii zginęło wielu ludzi! Zarówno bliskich wam, jak i nam! Wśród nich był także nasz kochany prezydent, JSchlatt! - Przemawiał brunet w białej koszuli i spodniach od garnituru, które trzymały się przy pomocy czarnych szelek.
- Musimy iść, zaraz pociągną za dźwignię! - Wyszeptała przerażona Niki, która razem ze mną czekała na jednym z dachów budynków.
- Musimy czekać, zaufaj mi. - Odparłam bliska łez. - Wiedz, że za Techno skoczyłabym nawet w ogień. Na prawdę możesz mu zaufać. - Nie mogłam dłużej wytrzymać i pierwsze łzy wypłynęły z moich oczu. - Niki.. Pamiętaj, że byłaś moją przyjaciółką i niezależnie od tego co dzisiaj się stanie, będzie trzeba iść na przód. - Przytuliłam dziewczynę, która obecnie patrzała w przeciwnym kierunku do akcji całego zdarzenia.
- Pociągnąć za dźwignię! - Wykrzyczał Quackity.
Szybkim ruchem odepchnęłam Niki, a sama zeskoczyłam z dachu w kierunku 'szubienicy'. Mogło mi się tylko zdawać, ale twarz różowowłosego była pełna spokoju i lekko uśmiechnięta. Nawet wtedy, gdy leciało na niego kowadło, które mówiło o jego pewnej śmierci.
- Techno! - Krzyknęłam, rzucając w jego stronę złoty przedmiot, który Philza określił jako totem nieśmiertelności. Zabłysnął jasnym światłem, a ja padając na ziemię spojrzałam ostatni raz w szare oczy mężczyzny.
Doskonale wiedziałam, że to koniec. Ostatnim co ujrzałam przed przywitaniem ciemności był strach, jednak nie mój, gdyż tym razem to moja twarz malowała się w spokojnych barwach, a na ustach pojawił się gorzki uśmiech smutku. Przerażenie było widoczne w czarujących, szarych tęczówkach, które tak bardzo kochałam..
---
No Witam, nie będę zbyt dużo mówić. Powiem tylko tak..
1.
~cyferkowaa
Data ukończenia pisania rodziału: 05.02.2022, 02:00
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top