Rozdział 1

 Mam ochotę się poddać. Ból palący całe moje ciało, brak poczucia czasu i uczucie bezsilności oddziaływujące na moją psychikę w okropny sposób.. Mimo tego wszystkiego coś pcha mnie do walki, jakaś cząstka mnie jest silniejsza niż to wszystko i każe stawiać opór. 

- To wszystko przeze mnie? - Słyszę w oddali niespokojny głos. Chciałabym tak bardzo otworzyć oczy i zobaczyć mojego 'rozmówcę', coś do niego powiedzieć lub po prostu patrząc na niego poczuć, że nie jestem sama w wielkiej nicości..

 Słyszę jeszcze krótką wymianę zdań, ale nie mogę skupiać uwagi na nich. Już na chwilę mnie to rozproszyło i odwróciło moje myśli od tego co teraz się dzieje.

- Nie, Tommy. - Do moich uszu dociera stanowczy dźwięk, a ból się nasila.

- A-ale.. Ja chcę jej pomóc! - Szloch, który towarzyszył pewnie i milionowi łez całkowicie pozbawił mnie kontroli. Wszystkie odgłosy były coraz bardziej dalekie.. Jakby ściana dzieląca mnie od nich pogrubiała się z sekundy na sekundę. A więc to tak będzie wyglądał mój koniec?

- Życie łatwo nad odebrać, ale zwrócenie go to już większy problem. W potyczce ze śmiercią na tym etapie możemy już tylko patrzeć. Ta dziewczyna właśnie teraz rozgrywa ostatni jej etap, dotarła daleko i w moich oczach na pewno zostanie waleczną oraz odważną, niezależnie od wyniku. - Nie! Nie mogę zawieść! Ani siebie, ani właściciela tego tajemniczego głosu!

 Zebrałam wszystkie siły, to moja ostatnia próba - umrę lub przeżyję. Nie interesuje mnie ból, teraz jest niczym przy chęci wygranej. Chcę tego, pragnę pokazać to na co mnie stać! Przyśpieszony oddech echem odbijał się w moich uszach, a obrazy jedynych sekund jakie zauważyłam będąc w pełni żywą istotą pojawiały się w moim umyśle. Nie minęła chwila, a ja otworzyłam oczy. Wygrałam.

---

 Blondwłosy mężczyzna trzymał dłoń na ramieniu syna, który klęczał przy łóżku białowłosej dziewczyny. Żałował, że nie posłuchał rad ojca i zaatakował kogoś nie wiedząc o nim nic. Był pewien, że umarła, gdy jej ciało w końcu po kilkunastu minutach przestało się rzucać z najróżniejszych powodów - każdy z nich jednak sprowadzał się do jednego, a dokładniej do walki o życie.

- Odsuń się. - Powiedział nagle stanowczo, lekko odpychając niebieskookiego. 

- Co się dzieje? - Spytał pobudzony, jakby ktoś nagle poraził go prądem.

- Ciii.. - Uciszył go, przykładając palec do ust. Zaraz jednak pochylił się nad dziewczyną, dokładnie wsłuchiwał się w oczekiwaniu na potwierdzenie widoku lekkiego unoszenia się klatki piersiowej.

- Mmm.. - Cichy pomruk sprawił, że na twarzach obu przedstawicieli płci męskiej pojawił się uśmiech. Oboje stanęli na równe nogi, jednak zachowując pewną odległość od łóżka. Nie chcieli na starcie przyprawić poszkodowanej o kolejne problemy ze zdrowiem, tym razem w formie zawału. 

 Patrzeli jak kobieta otwiera powoli oczy, zaraz potem jej źrenice powędrowały w ich kierunku. Szybko poderwała się do siadu, co spotkało się z głośnym syknięciem z bólu.

- Spokojnie. - Powiedział spokojnym głosem najstarszy z obecnych w pomieszczeniu. - Nie chcemy zrobić Ci krzywdy, wręcz przeciwnie. Chcę pomóc Ci wrócić do pełni sił. - Błękitne oczy spojrzały na niego z niezrozumieniem oraz mieszanką szoku i przerażenia,

- Jestem Tommy. - Odezwał się drugi. - Naprawdę bardzo przepraszam za tamto w lesie.. - Mruknął widocznie zawstydzony. - Nie powinienem tak reagować, naprawdę bardzo żałuję. Mogłaś umrzeć z mojej głupoty! - Ostatnie zdanie wypowiedział podniesionym głosem, na co dziewczynę przeszedł lekki drzesz i sprawił, że jeszcze bardziej skuliła się.

- Przepraszam za mojego syna, jest dosyć nadpobudliwy. - Wytłumaczył, cały czas opanowanym i miły dla ucha głosem. - Czy mogę do Ciebie podejść? Chcę zobaczyć czy wszystko z Tobą w porządku. - Ciepły, rodzinny uśmiech najwidoczniej musiał przekonać poszkodowaną, bo wydukała ciche "dobrze" lekko się jąkając.

- Tato! - Do pokoju z krzykiem wpadł szatyn. - O Nasz gość się obudził! - Dodał, gdy szybko ogarnął całą sytuację swoim wesoły, jednak lekko szalonym wzrokiem.

- Umm.. Cześć? - Przywitała się niepewnie. W odpowiedzi wysoki chłopak podszedł żwawym krokiem do niej i wyciągnął przed siebie rękę w geście przywitania.

- Jestem Wilbur, a Ciebie jak zwą? - Białowłosa nie odpowiedziała, a po dłuższej chwili brązowooki cofnął dłoń. - Nie masz imienia? - Zapytał zaskoczony.

- Ja-a.. - Zająkała się na początku. - Właściwie nie mam innych wspomnień niż te z chwili w lesie i moich wyobrażeń pustej przestrzeni w jakiej byłam większość czasu. - Na wzmiankę o miejscu z którego niedawno uciekła z jej oka skapnęła pojedyncza łza. Ubrany w żółty sweter chłopak bez słowa schylił się i ją przytulił. Po pierwszym szoku i bezimienna się w niego wtuliła. 

- W takim razie trzeba wybrać Ci jakieś imię. - Postanowił odsuwając się od niej. - Jakieś sugestie? - Spytał patrząc po wszystkich zgromadzonych. W pomieszczeniu dłuższą chwilę panowała cisza, którą przerwał najmłodszy z nich.

- Może Hope? - Wszyscy zwrócili się w jego stronę. - W końcu nadzieja umiera ostatnia. - Dodał, czym zaskoczył swoją rodzinę. Nikt się nie spodziewał po nim, że jego pomysł będzie miał jakieś większe znaczenie.

- Mi pasuje, więc odpowiadając na wcześniejsze pytanie.. - Zaczęła i wyciągnęła rękę do szatyna. - Nazywam się Hope. Miło mi Cię poznać, Wilbur. - Zakończyła z uśmiechem, a chłopak uścisnął jej dłoń i lekko potrząsnął.

- W takim razie i ja Ci się przedstawię. - Odezwał się głos z jej prawej strony. - Nazywam się Philza, ale możesz mówić do mnie po prostu Phil. - Podobnie jak jego syn wystawił rękę w geście przywitania, którą białowłosa przyjęła z uśmiechem. Zaraz potem zwróciła jednak swój wzrok na onieśmielonym blondynie. Stał z dala i pocierał lekko swoje ramię, będąc wpatrzonym w podłogę. Mimo, że wyrządził jej krzywdę to dziewczynie było go żal.

- Chodź tutaj, Tommy. - Zwróciła się do niego, a ten szybko, ale i niepewnie zbliżył się do łóżka.

- T-Tak? - Spytał, podnosząc wzrok tak by móc patrzeć w jej oczy, które miały podobną barwę do jego, jednak ich odcień różnił się intensywnością koloru. Podczas, gdy te jego były lekko wyblakłe i wydawały się na pierwszy rzut oka szare, tak tęczówki dziewczyny miały intensywny odcień i rzucały się w oczy już z daleka.

- Zacznijmy od nowa, w końcu warto mieć wśród siebie przyjaciół, a nie wrogów. - Cicho zachichotała, na co w oczach chłopca pojawiły się iskierki szczęścia i nadziei..

--- 

- Dzień dobry, Hope! - Przywitał mnie jak zawsze miły dla ucha głos Philzy. W ciągu ostatniego tygodnia codziennie przychodzi mnie obudzić oraz sprawdzić jak mają się moje rany.

- Cześć.. - Mruknęłam ziewając, przy okazji przeciągając się i zrzucając z siebie błękitny materiał pościeli.

- Jak się dzisiaj czujesz? - Spytał wedle zwyczaju.

- Raczej nic się nie zmieniło, dalej trochę boli, gdy się ruszam, ale nie jest źle. - Mężczyzna przytaknął i mruknął coś pod nosem. Podszedł do mnie z świeżymi bandażami, dwiema szmatkami oraz miskami z wodą i jakimś różowym płynem. Z tego co wiem ma przyśpieszać regenerację.

- Przytrzymaj sobie proszę koszulę. - Powiedział, gdy jak zawsze ustawiłam się przy niewielkim stoliku pod jedną ze ścian pokoju. Wykonałam polecenie i w spokoju dałam zmienić sobie opatrunek na prawym biodrze. Na szczęście rana była w takim miejscu, że nie musiałam ściągać bielizny. Lekko problematyczne było ramię, jednak blondyn zamknął na chwilę oczy, a ja odpięłam 4 pierwsze guziki i wyjęłam rękę z rękawa, przez co ten luźno zwisał, gdy dla pewności przytrzymywałam koszulę w dłoni lewej kończyny.

- Już. - Zakomunikowałam krótko, a niebieskooki wrócił do swojej 'pracy'. Po tym usiadłam jeszcze na krześle przy stole, a on opatrzył ranę w pobliżu lewego kolana. Podziękowałam Philowi, który w odpowiedzi uśmiechnął się i rzucił klasyczne 'nie ma za co', po czym wyszedł z pokoju i na 99% udał się do kuchni, gdzie przygotowywał śniadanie dla siebie, dwójki swoich synów oraz mnie. 

 Jestem wdzięczna za to co dla mnie robią. Philza zarządził nawet, że będę mieszkać wraz w Nimi! Wszystko oczywiście ma swoją cenę, więc kiedy tylko będę znowu w pełni sił zostanę swego rodzaju pomocą domową. Moje zadania będą proste, bo głównie będzie to sprzątanie lub przyrządzanie posiłku. Oprócz tego jednak wśród moich obowiązków znajdzie się opatrywanie ran reszty domowników w razie potrzeby lub uzupełnianie zapasów mikstur. Nic wielkiego, patrząc na to, że w zamian mam dach nad głową i to do tego dosyć spory oraz przytulny.

 Wracając jednak do tego co się dzieje obecnie.. Podeszłam do szafy z której wyciągnęłam długą, czarną spódnicę do ziemi oraz białą bluzkę, której rękawy sięgały do łokci i były dosyć rozkloszowane. Zmieniłam ubrania w pokoju, poprawiłam mój wygląd w lustrze i rozczesałam przy pomocy drewnianej szczotki włosy. Moją piżamę ułożyłam ładnie pod poduszką, a zaraz potem pokierowałam się na dół.

- Śniadanie! - Usłyszałam idealnie w momencie, gdy dochodziłam do schodów. Kontynuowałam więc podróż do kuchnio-jadali. Wolnym krokiem weszłam do pomieszczenia, gdzie przy stole siedziała już trójka mężczyzn. Wilbur od razu wstał i przytulił się do mnie na powitanie, a z Tommy'm przybiłam sobie piątkę.

---

 Dziękuję Wam za przeczytanie 1467  słów pierwszego rozdziału mojej opowieści! Mam nadzieję, że się podoba i zostaniecie do końca tej historii (a będzie ona dosyć długa..). Kolejny rozdział już jutro!

Data ukończenia pisania rozdziału: 24.04.2021, 23:09

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top