15|| Dead Weight
Kiedy Blaise skradał się do pokoju wspólnego jakiś czas później jedyne o co się modlił, to żeby nie spotkać na swojej drodze Draco. Bogowie postanowili jednak zakpić z niego, bo kiedy tylko przestąpił próg salonu stalowe oczy przyjaciela zlustrowały go od góry do dołu i już w tym momencie Zabini pożałował niedokładnie wetkniętej w spodnie koszuli. I może też zupełnie rozwiązanego krawata, który teraz smętnie zwisał przewieszony przez kark chłopaka. Mógł być pewien że Malfoy jako straszny pedant, którym był od kiedy tylko pamiętał, na pewno zauważy te uchybienia i prawdopodobnie zainteresuje się ich przyczyną. Wyobraźnia już podsuwała mu wizję rozmowy, która miała zaraz nadejść i Zabini poczuł się prawie jak dziecko karcone za rysowanie po meblach. Sytuacja jednak była jaka była, a zupełnie tak jak Blaise przewidział tak i się stało. Dosłownie parę sekund później dosłyszał cichy głos przyjaciela w którym pobrzmiewało zainteresowanie pomieszane z kpiną, czyli mieszanka będąca zupełnie typową dla blondyna, który w swoim mniemaniu znajdował się na wygranej pozycji;
- A gdzie to się było, mój drogi Zabini? - Zapytał blondyn przeszywając go swoimi zimnymi oczami i w jednym ruchu zamykając grubą książkę, którą do tej pory trzymał na kolanach.
- A czy to na pewno twoja sprawa? - Odparł chłopak pytaniem na pytanie, zastanawiając się przy tym jak długo uda mu się utrzymać fasadę obojętności nie tylko na twarzy ale również w zachowaniu.
- Znamy się prawie całe życie. Twoja sprawa to też moja sprawa. - Naciskał Malfoy, a Blaise już wiedział że zbycie go będzie praktycznie awykonalne.
- Byłem nad jeziorem. - Odparł więc chłopak bardzo zdawkowo, siadając przy tym na fotelu naprzeciw blondyna.
- Iiii? Bo nie uwierzę, że poszedłeś tam samotnie patrzeć w gwiazdy. - Złośliwie zauważył Draco.
- Spotkałem się z kimś, ale nic więcej ci nie powiem. - Powiedział ten drugi szybko i niekoniecznie taktownie zmienił temat.
Malfoy był autentycznie zainteresowany nową sympatią Zabiniego, wiedział jednak, że kiedy chłopak uprze się aby zachować tożsamość tej osoby w tajemnicy tylko podstęp sprawi, że zostanie ona wyjawiona. Dlatego też tymczasowo pozwolił zagadać się na absurdalny temat nadchodzącego testu z eliksirów, a w głowie już powoli knuł jak odwrócić uwagę przyjaciela od sedna tematu tak, aby w końcu wydusić z niego prawdę w momencie, którego ten najmniej się spodziewa. Mimo, że bardzo starał się z tym walczyć nie umiał pokonać w sobie patologicznej wręcz potrzeby wiedzenia wszystkiego o wszystkich, szczególnie jeśli tyczyło się to jego najlepszego przyjaciela.
______
Tej nocy Draco nie mógł spać przytłoczony rozmyślaniami i wizją czekającej ich wszystkich przyszłości. Czarny Pan już zadziwiająco długo nie wymagał obecności ani jego, ani żadnego z jego przyjaciół i wbrew pozorom młody Malfoy zaczynał mieć co do takiego stanu rzeczy podejrzenia. Najbardziej bał się o ojca, ale i los matki spędzał mu sen z powiek. Cały czas miał przed oczami obraz ciotki Belli owładniętej szaleństwem i byłby głupcem gdyby uważał, że kobieta w jej stanie psychicznym nie byłaby w stanie zamordować własnej siostry w imię chorej idei. Zdawał sobie sprawę z ciągłego niebezpieczeństwa, które mimo że w ciszy, cały czas czyhało na niego i jego najbliższych. Miał tu na myśli też swoich przyjaciół, bo wiedział, że zarówno los Pansy jak i Blaisea był tak samo niestabilny jak jego i każdy dzień był dziełem przypadku. Wszystko jednak mogło zmienić się za jednym kiwnięciem palca Voldemorta.
Wszystko to sprawiało, że z dnia na dzień Draco chodził coraz bardziej znerwicowany, a cała ta beznadziejnie absurdalna sytuacja z Potterem w roli głównej wcale mu nie pomagała, bo w momencie, w którym fakt ten zostałby przekazany któremukolwiek ze Śmierciożerców - Malfoy prawdopodobnie mógłby się pożegnać ze swoim szczęśliwym zakończeniem, albo i nawet kolejnym porankiem.
Dlatego właśnie mimo że zegary wskazywały dopiero godzinę siódmą, Malfoy już od kilkunastu minut siedział w Wielkiej Sali patrząc przed siebie pustym wzrokiem w oczekiwaniu aż skrzaty przygotują chociażby kawę. Nie zdziwiło go jednak specjalnie kiedy Pansy weszła do pomieszczenia niewiele później, a sińce pod jej oczami jasno dały mu do zrozumienia, że dziewczyna nie spała więcej niż trzy godziny, prawdopodobnie pozbawiona snu z powodu przemyśleń podobnych do niego. W szczególności, że jej wielka miłość Granger, jakby nie patrzeć była "brudnej krwi", jak to lubili mówić przedstawiciele starych rodów, do których on sam miał nieszczęście należeć.
- Kolejna bezsenna noc? - Zagadnęła Pansy siadając koło niego i ze zmęczeniem opierając mu głowę na ramieniu.
- Sama wiesz, że tak. - Prawie westchnął Draco, szybko jednak przypomniał sobie o incydencie dnia poprzedniego i postanowił trochę podnieść ich poranne morale, dlatego niewiele myśląc wypalił tylko; - Wiesz, że Blaise się z kimś spotyka?
Informacja ta ewidentnie poruszyła Parkinson, bo prawie zerwała się do pionu i gniewnie mrużąc oczy odpowiedziała;
- Mam nadzieję, że nie żartujesz bo będę musiała cię ukatrupić. - Powiedziała, ale przez to, że na jej twarzy nie było ani grama makijażu w włosy były spięte w niedbałego koczka na czubku głowy nie sprawiała tak groźnego wrażenia jak miała w pierwotnym planie.
W odpowiedzi na groźbę skierowaną w swoją stronę Malfoy opowiedział dziewczynie całą historię wczorajszego wieczora i oboje zgodnie uznali, że jest to dla nich misja honorowa żeby dowiedzieć się kim jest tajemnicza osoba, z którą Zabini uznał, że warto spędzać czas. Miało to też trochę związek z ich zmartwieniem o przyjaciela, bo oboje nadal pamiętali jego poprzednie burzliwe zerwanie i to w jakim potem chłopak znajdował się dole, dlatego postanowili nie dopuścić więcej do takiej sytuacji.
Kiedy przy stole Slytherinu zrobiło się głośno i gwarno, jak zwykle spóźniony przez wielkie wrota wtoczył się jeszcze zaspany Blaise, któremu ewidentnie tej nocy nareszcie udało się zasnąć na dłużej niż parę minut i zarówno Draco jak i Pansy bardzo mu tego faktu zazdrościli. Z racji jednak, że byli ślizgonami z krwi i kości, nie dali sobie poznać, że intryga którą zaplanowali już powoli wchodziła w życie. Dlatego kiedy Zabini przysiadł się do nich przy stole i ewidentnie próbował udawać, że poprzedniego dnia prawie nie zdemaskował się przed Draconem - Pansy w duchu powstrzymywała chichot. Jednym, co pozwoliło jej powstrzymać chichot była filiżanka parującej jeszcze kawy, którą trzymała na wysokości twarzy licząc, że zamaskuje ona jej podejrzaną wesołość.
Zabini zaś w tym samym czasie zupełnie niepostrzeżenie wymienił krótkie spojrzenie z Ronem Weasleyem właśnie wchodzącym do Wielkiej Sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top