11|| Apologize
- Może jednak powiesz mi gdzie idziemy? - Zniecierpliwiony Draco zrzędził nad uchem Pansy, która to ni z tego ni z owego oznajmiła mu, że szybko musi za nią iść i nie ma czasu na wyjaśnienia.
- Nie mam najmniejszego zamiaru, drogi Smoku. - Odpowiedziała tylko lekceważąco dziewczyna i dla potwierdzenia swoich słów, zarzuciła kosmyk włosów za ucho uśmiechając się do niego wrednie.
- W takim razie dalej się nie ruszam. - Oznajmił Malfoy zatrzymując się w pół kroku na którymś z nieużywanych od lat korytarzy.
Na swoje zachowanie nie otrzymał odpowiedzi innej niż groźne spojrzenie ciemnych oczu przyjaciółki i z cierpiętniczą miną ruszył za nią, wiedząc że Pansy nie jest łatwym przeciwnikiem, a Malfoy ewidentnie nie był tego dnia w nastroju na batalie z przyjaciółką. Jak się jednak okazało, droga nie była na tyle długa żeby chłopak znowu zdążył zacząć narzekać, a kiedy Parkinson otworzyła drzwi jednej z nieużywanych klas i wepchnęła go do środka cicho mówiąc "baw się dobrze", był tak rozkojarzony, że nawet nie zdążył jakkolwiek zareagować.
- Kurwa! - Krzyknął chłopak waląc w drzwi. - Pansy, ty żmijo, otwieraj!
- Nie sądzę, żeby to zadziałało. - Ktoś odezwał się zza jego pleców, a kiedy Draco odwrócił się tak szybko, że prawie zakręciło mu się w głowie, oczywiście, że tym kogo zobaczył, musiał być przeklęty Harry Potter, którego ostatnio nie mógł pozbyć się z umysłu, a który teraz bezczelnie siedział na jednej z ławek w pierwszym rzędzie.
- A co ty tutaj robisz? - Wypalił Malfoy, bez jakiegokolwiek przemyślenia.
- Dokładnie to samo co ty, z tą różnicą, że mnie władowała tutaj Miona. - Odparł Potter przechylając głowę i obserwując go jak bystra sowa, w każdej chwili gotowa do ataku.
Draco z braku lepszego pomysłu na rozwikłanie tej niezręcznej dla niego sytuacji po prostu przysiadł na ławce obok Pottera i starał się zachowywać jakby nie miał pojęcia o co chodzi. Pomimo, że doznał objawienia już w momencie, w którym tylko zobaczył Pottera. Za dobrze znał swoją przyjaciółkę, żeby wierzyć w jakikolwiek przypadek z jej strony, dlatego w tym momencie pluł sobie w brodę, że wygadał się jej kiedyś o tym, że podoba mu się ten irytujący gryfon. Prawdę mówiąc, mógł się domyślić, że ta żmija i jej równie okrutna druga połowa w którymś momencie połączą siły, a wtedy on, biedny Draco Malfoy i jego szczeniackie zakochanie będą równie zgubieni.
Dlatego też właśnie blondyn uznał, że wóz albo przewóz, on to wszystko pieprzy, a kiedy Potter właśnie otwierał usta, żeby coś powiedzieć, Draco po prostu go pocałował, uznając, że jeśli nie zrobi tego w tym momencie, nie zrobi tego nigdy.
A potem właściwie zarejestrował tylko tyle, że usta Pottera są bardzo miękkie, on sam pachnie dziwną mieszanką papierosów i biblioteki, a co najważniejsze - chłopak, kiedy tylko zrozumiał sytuację zaczął oddawać pocałunki i robił to tak dobrze, że Draconowi aż zmiękły kolana.
Kiedy po dłuższym czasie Draco w końcu wtoczył się do pokoju wspólnego, miał mętlik zarówno w głowie jak i na niej, jego krawat był smętnie przerzucony przez szyję, a gdzieś na granicy kołnierza widniała ostentacyjna malinka. Pansy siedziała na kanapie przed kominkiem i rozmawiała z Blaisem o głupotach, kiedy jednak zobaczyła Malfoya na progu niemal zerwała się z miejsca i radosnym krokiem w kilku susach dotarła do swojego przyjaciela, a Zabini jakby węsząc interesującą sytuację podążył zaraz za nią.
- I jak było? - Dziewczyna zapytała prosto z mostu, chociaż to, jak wyglądał Draco mówiło samo za siebie, ona jednak postanowiła nie dawać za wygraną i pomęczyć Smoka jeszcze trochę.
- Nie twój interes. - Odparsknął tylko chłopak i bezskutecznie próbował przygładzić włosy przeglądając się przy tym w jednej ze starych zbroi stojących pod ścianą.
- A właśnie że mój. - Oburzyła się dziewczyna. - Gdyby nie ja wykonałbyś pierwszy krok dobijając czterdziestki.
- Tak sobie mów, kochanie. - Zgryźliwie odpowiedział jej Draco aktualnie patrząc jej w oczy.
- To chociaż powiedz mi, czy doszło do czegoś więcej? - Drążyła Pansy, unosząc przy tym brew, co miało zasygnalizować Malfoyowi, że dziewczyna nie ma zamiaru odpuścić.
- Na pierwszej randce? Nigdy w życiu, nie jestem aż tak łatwy. - Odparł Draco udając urażonego nawet myślą o takiej możliwości, a potem oddalił się puszczając oczko przyjaciółce, a potem zatrzaskując za sobą drzwi dormitorium.
- O co tutaj właściwie chodziło? - Blaise postanowił zabrać głos dopiero kiedy został sam z Pansy.
- O to, mój drogi przyjacielu, że próby wyswatania Draco i Złotego Chłopca mają się coraz lepiej i lepiej.
Od czasu epizodu wywołanego prowokacją Pansy i Hermiony minęły dobre dwa tygodnie, a między Harrym i Draco nie dochodziło do niczego oprócz niewinnych spojrzeń na lekcjach czy krótkich rozmów, czuć było jednak budujące się pomiędzy nimi napięcie i chociaż Harry chciał porozmawiać z Malfoyem, nie był w stanie, bo kiedy tylko podejmował taką próbę, zapominał języka w gębie myśląc tylko o tym, że przy Draconie nie jest sobą i jego racjonalizm jakby umykał, a on mimo wszystko bardzo nie chciał wygłupić się przed tym blond chamem.
I pewnie ich relacja ciągnęła by się w tym stanie zawieszenia dużo dłużej gdyby nie to, że sobotniego wieczora Draco dostał od Pottera sowę, w której ten prosił go o spotkanie w Pokoju Życzeń. Malfoy uznał to za podejrzane, postanowił jednak, że nie będzie z siebie robił wariata, dlatego chwycił różdżkę i już po kilku minutach stał we wnętrzu Pokoju, a w nim zobaczył coś, czego zdecydowanie się nie spodziewał.
Potter siedział na kanapie opierając głowę na poduszce, a jego twarz wyglądała jakby ktoś zaatakował go tłuczkiem do mięsa. Na kości policzkowe chłopak miał głębokie rozcięcie, na czole sinego guza i widać było, że jeszcze przed chwilą z nosa płynęła mu potężna fala krwi. Jego ręce nie wyglądały lepiej, bo kiedy Malfoy skierował wzrok na dłonie chłopaka, zobaczył jak bardzo poobijane były kłykcie Pottera, co mogło świadczyć tylko o tym, że Harry nie został tylko pobity, ale i mocno skrzywdził swojego przeciwnika.
- W co ty się znowu wpakowałeś? - Tylko tyle Draco udało się wydusić przez zaciśnięte gardło kiedy w bezruchu wpatrywał się w te cholernie zielone oczy, aktualnie otoczone smugami zaschniętej krwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top