04|| Where's the Revolution

- Żartujesz, prawda? - Bez zastanowienia wypalił Draco.

- A czy wyglądam, jak ktoś, komu jest do śmiechu? - Odpowiedziała mu tylko dziewczyna i w jednym ruchu dopiła cały alkohol pozostały na dnie kieliszka po czym wstała i odstawiła go na komodę z dźwięcznym brzękiem, a potem skierowała się do dużego, oprawionego w srebrną ramę lustra. Kilkoma szybkimi machnięciami różdżki poprawiła swoje już i tak idealnie ułożone włosy, przejechała usta ciemną szminką uzupełniając tym samym wszystkie ubytki, które powstały na nich przy piciu wina, a potem jak gdyby nigdy nic z powrotem odwróciła się w stronę Dracona i zarzucając na ramiona czarny płaszcz rzuciła tylko; - Życz mi powodzenia, Smoku.

Po tych słowach wyszła na tyle szybko (i Draco mógł się założyć, że zrobiła to celowo), żeby Malfoy nie miał nawet chwili na przemyślenie jakiegokolwiek komentarza na temat jej irracjonalnego zachowania.

______

Kiedy Hermiona nagle odwołała ich dzisiejsze spotkanie, Harry nie wiedział czy taki obrót sprawy bardziej cieszy go czy zasmuca.

Fakt faktem ich piątkowe wspólne wyjścia na potajemne picie wina w Pokoju Życzeń mógł już wpisać na listę rutynowych, dziennych czynności, w tym momencie jednak nie czuł ani potrzeby ani wielkiej chęci na widzenie się z kimkolwiek. Pierwotnie zamierzył nawet spędzenie całego popołudnia gdzieś w kącie wyludnionego pokoju wspólnego, kiedy jednak przeczytał już taką ilość tekstu, że litery zaczynały zlewać mu się w jedno, a wzrok odmawiać posłuszeństwa, postanowił opuścić swoje dotychczasowe miejsce pobytu i jednym z tajnych przejść dołączyć do większości uczniów zgromadzonych dzisiejszego dnia w Hogsmead. Fakt faktem, nie było to najrozsądniejsze posunięcie z jego strony, uznał jednak, że być może akurat wszyscy dadzą mu święty spokój i dadzą w samotności napić się kremowego piwa Pod Trzema Miotłami.

Dotarcie na miejsce nie zajęło mu dużo czasu, a pomimo, że w lokalu faktycznie zebrał się już nieprzebrany tłum, udało mu się znaleźć w miarę odludne miejsce, jedno z tych, do których światło lamp docierało jakby lekko przytłumione, i z których można było obserwować otoczenie gdy ono nie obserwowało ciebie.

Gdzieś w tle grała muzyka, która ledwo przedzierała się przez zmieszane głosy zebranego tłumu, a Harry spokojnie popijał wino, na które zdecydował się w zastępstwie za kremowe piwo. To drugie zbyt mocno kojarzyło mu się z Ronem, a zdobycie alkoholu nie było specjalnie trudne, wystarczyło tylko ładnie uśmiechnąć się do Madame Rosmerty, a ona już nalewała mu czerwonego płynu do kieliszka. Czasami bycie tym cholernym wybrańcem miało swoje niezapisane nigdzie oficjalnie plusy.

Potter właśnie pociągał kolejny łyk cierpkiego napoju, a przy okazji zagapił się na drzwi, które niemal non stop przepuszczały ludzi w obu kierunkach. Przy okazji też, Złoty Chłopiec zagapił się na tyle, że nie zauważył, kiedy ktoś dosiadł się do niego i absurdalnie radosnym głosem powiedział;

- Cześć, Potter.

Wspomniany wyżej szybko odwrócił głowę w stronę źródła dźwięku i nie zdziwił się specjalnie, kiedy zobaczył naprzeciwko siebie Blaisea Zabiniego.

Jak się okazało (ku szczeremu zdziwieniu Harryego), Blaise nie był takim gnojem jak jego najlepszy przyjaciel, Dracon. Czarnoskóry chłopak dosiadł się do niego gdzieś przy początku roku na lekcji z rozszerzonych zaklęć, na których do tej pory siedział z Ronem, ale po jednej z wielu sprzeczek, Weasley przesiadł się do Lavender Brown i Potter został w ławce sam. Zabini wykorzystał to niemal od razu i najpierw Harry miał podejrzenia, że robi to specjalnie, może w ramach poszukań informacji albo na przykład zobowiązany jakimś głupim zakładem. Na sali jednak nigdzie nie było widać ani Malfoya, ani Parkinson, dlatego po pewnym czasie Harry zaczynał wierzyć w czyste intencje ślizgona, jakkolwiek irracjonalnie by to nie brzmiało.

Teraz czasami zdarzało im się rozmawiać nawet poza lekcjami, najczęściej w sytuacjach właśnie takich jak ta, kiedy Harry miał nadzieję na trochę samotności, a Blaise gdzieś gubił dwójkę swoich przyjaciół i szukał kompana do rozmowy. Albo picia. Albo jednego i drugiego, bo granica między tymi dwoma czynnościami bardzo często się zacierała.

- Cześć, Blaise. - Odpowiedział Potter po chwili, zupełnie jakby zapomniał, że powinien to zrobić od razu.

- Co robisz, Złoty Chłopcze? Oczywiście oprócz trucia swojej rozczochranej głowy smętnymi myślami, to widzę sam. - Zagadywał dalej Blaise, który teraz na dobre rozparł się na kanapie po drugiej stronie stolika.

- Siedzę. Piję. - Rzucił Harry wzruszając ramionami, czym wywołał krótki śmiech swojego towarzysza. - A ty co tu robisz?

- Śledzę Pansy. - Chłopak odpowiedział mu bez chwili zawahania, a Potter bezwiednie uniósł brew w geście zdumienia.

- Jak to, ''śledzisz Pansy''? - Zapytał, teraz autentycznie zaintrygowany.

- Normalnie. Rozmawiałem z Draco, oh już nie krzyw się na to imię, na litość boską i powiedział mi, że ona ma dzisiaj jakąś tajemną randkę, tyle że nie chciał mi powiedzieć z kim. Cholerny kretyn, założę się, że wiedział z kim, tylko nie chciał mi powiedzieć. Dlatego no, czekam tu sobie spokojnie, aż się pojawi, bo jak wiadomo, dziewięćdziesiąt pięć procent wszystkich randek kończy się właśnie Pod Trzema Miotłami. - Blaise wyrzucił z siebie ten potok słów niemal na jednym oddechu, a potem uśmiechnął się i wyglądał przy tym jak kot czający się na ofiarę.

- A jesteś pewien, że to dobry pomysł? - Zapytał ostrożnie Harry. - No wiesz, może mieli dobry powód żeby aż tak nie rozgłaszać z kim Parkinson ma się spotkać?

- Resztki twojego pseudo gryfońskiego honoru są przeurocze, Potter. - Harry nawet nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, kto jeszcze zaszczycił ich swoją obecnością. Gryfon tylko westchnął, ale Blaise wydawał się autentycznie zdziwiony obecnością Malfoya.

- Draco? A co ty tutaj robisz? - Wypalił, zupełnie jakby nie widział się z blondynem od pół roku, a nie od godziny.

- To co ty, tyle że próbowałem być bardziej dyskretny. - Odpowiedział mu szybko, a Harryego zdziwiło, jak bardzo zmieniał się głos Malfoya zależnie tylko od tego, do kogo się zwracał. - A teraz się posuń, nie będę tutaj tak stał.

Blondyn jak powiedział, tak właśnie zrobił i już kilka minut później siedział koło Blaisea na kanapie na przeciw Pottera, który nadal nie dowierzał co się właśnie dzieje i w jakim kierunku zmierza jego wieczór. Sytuacja stała się jednak absurdalnie nierealna kiedy w końcu drzwi otworzyły się jeszcze raz i stanęła w nich Hermiona w towarzystwie Pansy Parkinson.

- No pierdolisz. - Wydukał tylko Blaise patrząc na swojego blond przyjaciela z nieskrywanym wyrzutem, a tamten dostał nieoczekiwanych drgawek i do Harryego dopiero po chwili dotarło, że Malfoy próbował nie roześmiać się na reakcję Zabiniego.

_____
No, z racji faktu, że właśnie skończyły mi się ferie, napisałam dzisiaj dwa rozdziały do zupełnie różnych ff zamiast robić zrobić szkice na rysunek albo przygotować sobie cokolwiek do szkoły.

Brawo ja.

A co do rozdziału, no cóż. Kocham Blaisea i nie mógł się nie pojawić w pewnym momencie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top