Zmień moje życie cz.1
Don't think
Don't speak
Let's just sit in silence
Every heart beat
Makes it feel just like we
Run straight through fire
But we can do better
We can do better
Save our lost time
Cause we can do better
– Harry! – wita mnie Ron, kiedy siadam obok niego na obiedzie.
Siedzimy prawie identycznie jak pierwszego dnia tutaj. Malfoy znów z wielką pasją opowiada o czymś Slughornowi.
Patrzę na to wszystko, co jest przede mną i przypomina mi się nagle, że jestem strasznie głodny. Nakładam na swój talerz ogromną porcję pieczonych ziemniaków i dwa kawałki wołowiny w sosie. Czuję się trochę dziwnie, mam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą. Rozglądam się i jak się okazało, miałem rację.
Hermiona patrzy na mnie identycznym wzrokiem, co na Rona kiedy ten znów jej zdaniem je za dużo. Ron tylko uniósł brwi, jakbym nagle zamienił się w kogoś innego. Po chwili słyszę śmiech ze swojej lewej strony – to Draco, na co Ron jeszcze bardziej unosi brwi.
– Potter, czyżbyś nie jadł od tygodnia? – pyta ironicznie i znów się śmieje.
Zdecydowanie ma dziś podejrzanie zbyt dobry humor.
– Harry, dlaczego cię nie było na śniadaniu? – pyta nagle Hermiona.
– Granger. – wcina mi się blondyn. – Mówiłem ci przecież, że je przespał – wzdycha i mierzy ją chłodnym spojrzeniem.
Nareszcie wrócił stary Malfoy. Nie myślałem, że powitam go z taką ulgą.
– Chciałam to usłyszeć od niego – mówi dziewczyna tak samo nieprzyjemnym głosem.
Zaraz zaczną się kłócić. Nie wiem, czy Malfoy wie co robi. Hermiona go zniszczy, zanim ten zdąży chociaż wypowiedzieć jedno słowo, nie żebym był stronniczy.
– Wszystko jest dobrze, Hermiono – mówię z uśmiechem, zanim Draco będzie mieć szansę cokolwiek odpowiedzieć. – Nie spałem ostatnio zbyt dobrze i musiałem to nadrobić – teraz to ona się uśmiecha i wraca do swojego obiadu. Na szczęście, bo w przeciwnym razie wywierciłaby mi dziurę w brzuchu. – Chyba jeszcze nie wiesz, że kłótnia z Hermioną to czysty masochizm – zwracam się do Draco i karcę go wzrokiem. On na to tylko wzrusza ramionami i rozgrzebuje widelcem swój kawałek wołowiny.
Czasami zastanawiam się czy on coś je. Jest tak chudy.
– Idziesz dzisiaj ze mną i Hermioną do moich rodziców? – zagaduje mnie Ronald, szturchając w ramię. – Bardzo prosili, żebyśmy ich we trójkę odwiedzili – mam zamiar się zgodzić, ale przypominam sobie o Hogsmeade.
Nie jestem pewien co zrobić w tej sytuacji. Ron patrzy na mnie pytającym wzrokiem, kiedy widzi konsternację na mojej twarzy.
– Przykro mi, ale Potter idzie dziś ze mną do Hogsmeade – znów mówi za mnie Draco.
Ron ma jeszcze większe znaki zapytania w oczach.
– Jak to? – w jego głosie słychać ogromne niedowieżanie. – Ty z nim? Harry! – karci mnie szeptem.
– Ron, posłuchaj – zaczynam, choć nie do końca jestem pewien, co chcę powiedzieć. – Odwiedzę twoich rodziców jutro, a dziś pójdę z Malfoyem – patrzy na mnie, jakbym co najmniej zmienił się w samego Voldemorta. – To podobno coś ważnego – usprawiedliwiam się.
– No dobra, niech będzie – mówi i mierzy Draco morderczym wzrokiem. – Ale wiesz, że moja mama ci tego nie daruje? – uśmiecha się.
– Wiem – odpowiadam śmiechem, przypominając sobie, że prawdopodobnie nie będzie lekko wytłumaczyć pani Weasley, dlaczego nie przyjechałem wcześniej.
No cóż. Jakoś będę musiał przez to przebrnąć.
– Potter, mam nadzieję, że skończyłeś się objadać, bo musimy już iść – zagaduje mnie teraz Malfoy
– Tak szybko? – pytam. Szczerze myślałem, że będziemy mieć nieco więcej czasu.
– Tak – wzdycha, widząc, że zamierzam dokończyć swoją kawę. To druga dziś, a jestem pewien, że nie ostatnia – Och, pospiesz się – wywraca oczami.
- Nie poganiaj mnie – żalę się. – Nawiasem mówiąc, nadal jestem głodny – droczę się, widząc jego poirytowaną minę.
Nie jestem wcale głodny, ale dla zobaczenia jak się złości... Tak, ja zdecydowanie mam skłonności samobójcze. Draco poczerwieniał na twarzy. Chyba nie jest świadomy tego, że zawsze wywołuje to u mnie spazmy śmiechu. Wywraca oczami, łapie mnie za tył bluzy i gwałtownie podnosi. Nie myślałem, że jest taki silny.
-A teraz idziemy – mówi znów spokojnie i uśmiecha się z sarkazmem.
Na widok tej miny ponownie się śmieję. Chyba nie do końca jest ze mną w porządku.
– Potter, czego ty się nawdychałeś? – zatrzymuje się przede mną i patrzy, unosząc jedną brew. Wzruszam jedynie ramionami i staram się uspokoić. Fakt, że stoimy na środku Wielkiej Sali i, że chyba cały Hogwart się patrzy, nie pomaga zbytnio mojej karierze profesorskiej. – Moja matka miała rację, kiedy mówiła, że nie wolno się przejadać – nadal na mnie patrzy i kręci głową z politowaniem. – Będziemy tu sterczeć i czekać, aż się uspokoisz – informuje spokojnie i krzyżuje ręce na piersi.
– Czyli mamy dużo czasu, tak? – pytam i uśmiecham się.
Chyba już się opanowałem. Tak myślę.
– Skończyłeś? – pyta znudzonym głosem i ponownie wywraca oczami.
W odpowiedzi uśmiecham się z udawaną słodyczą i ruszam w kierunku wyjścia.
– No, to może mi powiesz, co to za fascynująca niespodzianka? – odzywam się, kiedy chłopak zrównuje ze mną krok.
– Myślę, że niespodzianka to zbyt duże słowo. To po prostu będzie coś, co zmieni twoje życie – odpowiada z namysłem.
– Mam się bać? – pytam i unoszę jedną brew. W odpowiedzi chłopak mruży oczy i patrzy na mnie morderczym wzrokiem. – Powiesz mi, co jest takie ważne, że koniecznie muszę tam iść? – ponaglam.
– Dowiesz się w swoim czasie – mówi i uśmiecha się enigmatycznie.
Naprawdę powoli zaczynam się bać jego planów.
***
Jesteśmy już w połowie drogi do Hogsmeade. Jest strasznie zimno, wiatr wieje z północy i prawdopodobnie za chwilę znowu zacznie padać. Draco jednak się nie zraża, a wręcz przeciwnie, wydaje się być bardzo zdeterminowany.
Jego czarny płaszcz łomocze na wietrze, a włosy całkiem wymknęły się spod kontroli... chyba lepiej, żeby tego nie wiedział. Idę parę kroków za nim i chowam twarz w kołnierzu mojej szaty. Nienawidzę zimna. Jeszcze chwila i zawrócę do Hogwartu.
Może nie zauważy...
– Malfoy, wiedziałem, że jesteś zimnokrwisty, ale naprawdę mógłbyś dziś odpuścić. Jest za zimno! – żalę się i podbiegam do chłopaka. Ma tak szybki krok, że ledwie nadążam.
– Nie odgrywaj dramatu, Potter. Mogło być gorzej – karci mnie.
– Przecież to ty zawsze odgrywasz dramat, nie ja – przypominam.
– No właśnie, Potter – odpowiada i uśmiecha się szelmowsko.
– Wracając do tego, że mogło być gorzej... – mówię po chwili.
Dosłownie przed chwilą na mój nos spadła kropla deszczu. Znów zaczyna padać. No świetnie. Teraz koleina spadła na środek mojej głowy.
– Naprawdę zachowujesz się dzisiaj jak dziecko – wzdycha i zakłada na głowę kaptur ze swojego płaszcza.
Ja oczywiście nie posiadam takowego. Mam nadzieję, że ta niespodzianka nie odbędzie się na świeżym powietrzu, bo jesteśmy zgubieni.
Na szczęście jesteśmy już w Hogsmeade. Draco znów mnie wyprzedził, chyba jestem dla niego dziś za wolny. Skręca w prawą alejkę, która chyba powstała niedawno, bo zupełnie jej nie pamiętam. Przystaje przed pierwszym budynkiem po lewej, zupełnie nie różniącym się od reszty. Cały zbudowany z ciemnoszarej cegły, a dachówkę ma w tym samym kolorze.
Odwraca się w moją stronę i ponagla mnie, widząc jak daleko jestem od niego.
Staję tuż obok niego i patrzę na witrynę. Widnieje na niej kilka ruchomych zdjęć czarodziejów, którzy prezentują swoje wymyślne fryzury. Nagle uświadamiam sobie, gdzie on mnie przyprowadził. Powoli podnoszę głowę, dokładnie wiedząc, co zobaczę. Na szyldzie widnieje nazwa„Pilorum & Coiffure – Czarodziejski Fryzjer".
Świetnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top