Zaklęcia Niewybaczalne

"I know that you must feel like facing with ruin,

Facing with ruin

I messed it up as always,

I'm afraid of loosing, I'm afraid of loosing

I made you thinking oh so wrong

I made you feeling the worst

And I don't how to get along

With myself when I'm weakened"


-Dzień dobry, moi drodzy. – witam się z Gryfonami i Puchonami z czwartego roku. – Dzisiaj, tak jak wam już mówiłem, porozmawiamy o Zaklęciach Niewybaczalnych. – biorę głęboki wdech i zaczynam opowiadać. – Istnieją trzy takowe uroki. Ich użycia, tak jak sama nazwa wskazuje, nie można wybaczyć, co oznacza, że są karane dożywociem w Azkabanie. Oczywiście prawo dopuszcza ich legalne użycie, lecz tylko w ściśle określonych przypadkach i z określoną częstotliwością. Dlatego, sami rozumiecie, że nie mogę ich wam pokazać. – przerywam na chwilę i lustruję wzrokiem klasę. Wymieniają między sobą znaczące spojrzenia, do czego dochodzą też konspiracyjne szepty. Mogę się jedynie domyślać, o co im chodzi. Nadal jestem jedynym czarodziejem, który przeżył wszystkie Niewybaczalne. Z pewnością jest to tematem ich rozmów. Udaję, że tego nie widzę i przechodzę dalej. – Czy ktoś z was potrafi je wymienić? – jedna z rąk, należąca do zazwyczaj cichej, blondwłosej Puchonki, wystrzeliwuje w górę.

-Panno Simmons?

Dziewczynka przełyka ślinę, jakby się czegoś obawiała i zaczyna mówić:

-Jest Imperius. – jej głos jest lekko zachrypnięty. – Cruciatus i Avada Kedavra.

-Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Hufflepuffu. – Simmons rumieni się delikatnie i wręcz promienieje dumą.

-A więc: Imperius pozwala kontrolować człowieka, na którego zaklęcie rzucamy. Jeżeli jest ono wystraczająco silne, w pełni możemy narzucać mu swoją wolę. Wykonuje wszystko, co każemy. Jednakże, doświadczony czarodziej potrafi walczyć z takim urokiem. – niektórzy zrobili wystraszone miny, jakby słyszeli coś takiego po raz pierwszy. Inni wyglądają raczej obojętnie. – Kolejne, Cruciatus, służy do torturowania drugiej osoby. Sprawia jej ból i cierpienie. Wykorzystuje się je głównie po to, by wydobyć jakieś informacje lub z chęci zemsty. Myślę, że niektórzy z was mogą kojarzyć, na przykład z opowieści rodziców, pewnego czarnoksiężnika, którego imienia pozwolę sobie wam nie mówić. Zdarzało mu się bowiem, rzucać Cruciatusa dla zabawy. – przerywam na chwilę, by złapać oddech. Na samą myśl o Voldemorcie, robi mi się niedobrze. – No i ostatnie – Avada Kedavra – najstraszniejsze, najgroźniejsze i nieodwracalne w skutkach. Powoduje śmierć osoby, na którą czar ten rzucamy. Towarzyszy mu charakterystyczny błysk zielonego światła, wydobywający się z różdżki. – przerywam, ponieważ widzę podniesioną dłoń.

-Tak, panie Fitz? – chyba domyślam się, o co może chodzić.

-Czy to prawda, że dwukrotnie przeżył pan Avadę? – pyta szatyn z Gryffindoru.

-To prawda. – odpowiadam i przywołuję na usta drobny uśmiech.

-Ale... jak? Podobno jest nieodwracalne. – zalewa mnie fala nowych pytań.

-To bardzo stara magia. Nie będę wam o niej opowiadał, bo do reszty bym was zanudził, a i wykracza to poza zakres moich obowiązków. – rozlegają się ciche śmiechy. – Ale powiem wam jedno: Nigdy nie wiemy, co szykuje dla nas los. Równie dobrze, to ktoś z was także może przeżyć najcięższe czary. I właśnie z tym was zostawiam. Na następne zajęcia napiszecie mi esej na temat wybranego Zaklęcia Niewybaczalnego. Minimum jedna rolka pergaminu. To wszystko na dzisiaj, do zobaczenia. – uczniowie wychodzą, pojedynczo się ze mną żegnając.

Wchodzę do gabinetu z zamiarem paru chwil odpoczynku przed kolacją. Nieco dziwi mnie widok, jaki zastaję. Draco siedzi przy biurku i powłóczy nieobecnym wzrokiem po drewnianych ścianach.

-Coś się stało? – siadam naprzeciwko niego i bacznie obserwuję.

-Nie nic, nic. – potrząsa głową, jak w transie.

-Na pewno? – unoszę jedną brew.

-Słuchałem, jak tłumaczysz im Niewybaczalne i zamyśliłem się. – wzrusza ramionami.

-A o czym dokładnie myślałeś? – rozkładam się wygodniej na krześle i wkładam ręce pod głowę.

-O różnych rzeczach. – zbywa mnie.

-Na przykład?

-Nie drąż tematu, Potter. – warczy.

-Jak chcesz. – wzdycham.

-Powiem ci tylko tyle. – odzywa się po chwili. – Nie jesteś jedynym, na którego rzucano Niewybaczalne.

-Ty... też? – odszeptuję.

-A co ty sobie myślałeś? Czy tego chciałem, czy nie – byłem sługą Voldemorta. Nie muszę ci chyba tłumaczyć, jaki był. – patrzy na mnie trochę jak na głupka, który aż do teraz nie rozumiał prostej rzeczy. – Potraktował mnie paroma Cruciatusami, kiedy dowiedział się, że to nie ja zabiłem Dumbledore'a. – mogłem się tego spodziewać, a jednak, gdy już się o tym dowiedziałem, jestem niemalże zaskoczony. Dosłownie czuję, jak robię się blady i siny na twarzy. Wtedy nie interesowało mnie to, co z nim robi Czarny Pan. Darzyłem go szczerą nienawiścią. Ale teraz jest inaczej. Źle mi z tym, że tak było. Blondyn chyba to zauważył. – Ale spokojnie, Potter. Jak widzisz żyję i nie leżę w Świętym Mungu.

Kiwam tylko głową w odpowiedzi i nadal siedzę na krześle. Tym razem dosyć sztywno. Patrzę na przeciwległą ścianę, jakby nagle stała się bardziej interesująca, niż wszystko, co się dzieje dokoła.

Chłopak wstaje i kieruje się do drzwi, przed którymi na chwilę przystaje.

-Nie idziesz na zebranie? – odrzeka ze słyszalnym zdziwieniem.

Przez chwilę nie mam pojęcia, o co mu chodzi. Jednak szybko sobie przypominam: McGonagall kazała wszystkim nauczycielom, zebrać się po lekcjach w Wielkiej Sali. Nie zdradziła, o co dokładnie chodzi.

Z cichym westchnieniem wstaję. Powoli człapię za Draco, a po chwili jesteśmy na miejscu. Stoły domów zostały przesunięte pod ściany, by zrobić miejsce dla jednego, dużego i okrągłego. Przyszło narazie niewielu profesorów. Zauważam Hermionę, a także Rona, prowadzącego żywą dyskusję z Neville'm. Siadam tuż obok nich. Dołącza do mnie także szarooki, zauważając, że nie ma w pobliżu Clarissy.

-Zastanawiamy się, po co McGonagall nas tu zwołała. – informuje mnie Ronald. – Moim zdaniem, chodzi o Turniej Trójmagiczny.

-Jest za późno, na organizowanie czegoś takiego. Już koniec października. – odpowiadam.

-To samo mu mówię, ale uparł się. – odrzeka Neville, wzruszając ramionami.

-Myślę, że chodzi o bal z okazji Nocy Duchów. – wtrąca szatynka.

-Bal na Noc Duchów? Nigdy przecież go nie było. – dziwi się rudowłosy. – Były uczty, ale nie bal.

-Gdybyś choć raz przeczytał „Historię Hogwartu". – wzdycha Miona. – Wiedziałbyś, że organizowano go bardzo dawno temu. To tradycja, a McGonagall chce ją przywrócić.

-Nie lubię imprez. – mruczy chłopak.

-Tak, wszyscy to wiemy, Ronald. Ale jesteś profesorem – musisz na niego iść, chociażby tylko po to, by przypilnować uczniów. – piorunuje go wzrokiem.

-Bardzo dziękuję, że wszyscy się tu zebraliście. – zaczyna dyrektorka, kiedy pojawiła się reszta nauczycieli. – Nie będę was tu długo trzymać, dlatego od razu przejdę do rzeczy. Jak pewnie część z was się spodziewała, zostanie zorganizowany bal z okazji Nocy Duchów. Będzie to dobra okazja na integrację uczniów z naszymi zjawami. Mam nadzieję, że zgadzacie się z moim pomysłem. – między nauczycielami przeszły przytakujące szmery i sporadyczne kiwnięcia głowami. – Chciałabym, żebyśmy rozdzielili między siebie obowiązki. Głównie będą to dekoracje. Trzeba przybrać całą szkołę. Przygotowałam już wstępną listę, poprawki możecie zgłosić później. – bierze głęboki wdech i wylicza. – W lochach, proponuję pana Slughorna. Na parterze, pan Longbottom. Pierwszym piętrem zajmę się ja. Drugie piętro przypada panu Potterowi i panu Malfoy'owi. – w tym momencie oddycham z ulgą. Bałem się, że będę musiał pracować z kimś starszym ode mnie. Posyłam w stronę Draco pokrzepiający uśmiech. Odpowiada mi tym samym. - Trzecie należy do pana Flitwicka i pani Pomfrey. Czwarte: pani Granger oraz pan Weasley. Do piątego proponuję panią Vector i panią Babbling. Szóstym piętrem zajmą się pani Delacour oraz pan Filch. – Draco prycha cicho, dowiadując się z kim będzie dekorować Clarissa. - Wieże oddaję do dyspozycji pani Trelawney i pani Sinistrze. Wielką Salę przystroimy wszyscy. – kończy. – Chciałby ktoś ewentualnie, wprowadzić jakieś zmiany? – pyta po chwili.

W Sali zapada cisza, co chyba oznacza, że wszyscy przystają na taki układ.

-W takim razie, nie będę was dłużej trzymać. – uśmiecha się zdawkowo, a nauczyciele zaczynają się powoli zbierać.

-Cieszę się, że McGonagall przydzieliła mi ciebie. – odzywa się blondyn w drodze do naszego gabinetu. W odpowiedzi unoszę brwi. – No wiesz, w końcu mogła mi dać Wesley'a, albo Filcha. Mogłem skończyć jak Delacour. – wzdryga się.

-Nie spodziewałbym się po tobie takiego entuzjazmu. – uśmiecham się półgębkiem.

****************************************

Cześć, promyczki!

Witam was w ostatnim wakacyjnym rozdziale.

Ogólnie miałam go dodać jutro, ale pomyślałam sobie, że raczej będę niespełna rozumu, więc macie go dzisiaj.

Moja depresja poszła się chrzanić wraz z wolnym czasem, więc nie wiem jak będzie wyglądać dodawanie części podczas roku szkolnego. Jestem jednak dobrej myśli.

Jest was 8,7 k. Brak mi słów, serio. Jak tak dalej pójdzie, to za tydzień wbije mi 10 k, co jeszcze niedawno wydawało mi się nierealne.

W następnym rozdziale zdetonuję bombę, oczekujcie.

W medii mój kochany Milky Chance.

luv so much ya know?



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top