Woda
"We walked towards the same place
But this place becomes our last
Although we used to talk about forever
Now we break each other without mercy
Although we thought that we dreamed the same dream
That dream has finally become a dream
My heart is torn, please burn it instead
So that pain and regret, none of that would be left"
Nad księgami siedzimy już dobre kilka godzin. Dziękuję Merlinowi, że dziś jest sobota, bo nie wiem jak moglibyśmy pogodzić to z lekcjami. Nie moglibyśmy zostawić uczniów samych, a szukanie sposobu na pokonanie Voldemorta i jego zwolenników jest teraz priorytetem.
Przeglądanie grubych tomiszczy pisanych drobnym druczkiem, głównie w języku chińskim – chociaż znaleźliśmy kilka zdań po koreańsku czy japońsku - nie jest tak proste, jak to się na początku wydawało. Każdemu z nas już dwoi się i troi w oczach, litery się mieszają. Myślę że każdy już złapał się na tym, że przeczytał to samo zdanie kilkakrotnie, nadal nie rozumiejąc jego sensu. Czuję się jakbym wrócił do szkoły, co wcale nie jest takie dziwne.
-Chyba coś mam – mruknął Draco, przerywając w końcu ciszę, od której już dzwoniło mi w uszach.
Poczułem wyraźną ulgę, chociaż nie mogę być pewien, że rzeczywiście znalazł cokolwiek na temat Zaklęcia Feniksa. Mam jednak nadzieję, że się nie myli.
Rzucam książkę, którą przed chwilą przeglądałem i wstaję, by zobaczyć co znalazł blondyn. Wskazuje palcem na linijkę, którą powinienem przeczytać. Na początku w ogóle nie rozróżniam liter, dopiero po chwili jestem w stanie je odczytać.
„Tylko woda może ugasić płomień” – tylko tyle głosi znalezione zdanie.
-Ale przecież to nic nie znaczy… - marszczę czoło, czytając ten sam tekst kilka razy. Nadal nie potrafię go zrozumieć. Nic nie przychodzi mi do głowy.
-To nie tak – odzywa się Hermiona, która dotąd zaglądała mi przez ramię. Zerkam na nią i widzę ogromne skupienie. Przynajmniej ona zrozumiała, o co chodzi. – Wydaje mi się, że ogień może oznaczać feniksa. To prawie że oczywiste.
-To co, mamy wylać na Voldermorta wiadro wody, bo przeczytaliśmy to w jakieś książeczce z Chin? – prycha Ron, nie mogąc uwierzyć w to, o czym rozmawiamy. Wygląda na bardzo zmęczonego tą pracą, czemu się nie dziwię.
Najchętniej wrzuciłbym te książki z powrotem na dno kufra. Zupełnie jakby stracił dawny zapał – jeszcze zanim wróciłem do Hogwartu, przeczytanie grubej księgi w jeden wieczór nie stanowiło żadnego problemu. Teraz skupienie sprawia mi niemałą trudność.
-Nie w dosłownym sensie, Weasley – wzdycha chłopak cierpiętniczo, jakby już nie wytrzymywał. Z pewnością tak też jest. Każdy z nas jest już na granicy. – To na pewno chodzi o jakieś zaklęcie – patrzy mi prosto w oczy, jakby prosił mnie bym mu uwierzył.
Cóż, nawet gdybym się zapierał nie wiadomo jak, to muszę mu uwierzyć.
-Nawet jeśli – rudowłosy wzrusza od niechcenia ramionami. – To gdzie ono jest? Jak go użyć? Jak działa? Gdzie to wszystko jest, skoro tak? – wylicza, całkowicie depcząc to, co znalazł Draco. Nawet niespecjalnie, po prostu jest zdesperowany - jak my wszyscy.
-Być może nie zostało jeszcze odkryte – odpowiada powoli dziewczyna.
Wyglądała przez chwilę jakby była obecna tylko ciałem, natomiast jej umysł usilnie szukał najbardziej skutecznego rozwiązania.
Przez parę sekund zastanawiam się nad sensem jej słów. Nie do końca bowiem zrozumiałem, o co jej chodziło. Kiedy wreszcie to do mnie dociera, nie potrafię ukryć dość dużego zdziwienia.
-Mam nadzieję, że nie masz na myśli stworzenia przez nas zaklęcia – odzywam się z wyraźnym strachem.
-Tak, Harry, To właśnie mam na myśli – jest zdecydowana i absolutnie pewna swoich słów. – Zobacz, przeszukaliśmy te księgi i nie znaleźliśmy nic poza małą podpowiedzią. Jeżeli nie stworzymy swojej własnej broni, to nie pokonamy Czarnego Pana.
-Wyjątkowo się z tobą zgadzam, Granger – dodał Draco, wzruszając przy tym ramionami.
-Mówicie o tym, jakby stworzenie zaklęcia było proste – nie potrafię się z nimi zgadzać. Nie wiem, czy są tego świadomi, ale to jedno z trudniejszych zadań z jakim jeszcze przyjdzie się nam zmierzyć.
-No właśnie – prycha Ron i odchyla się na swoim krześle, przynajmniej w ten sposób mogąc dać upust emocjom.
-A kto powiedział, że będzie łatwo? – oburza się blondyn, będąc już naprawdę na skraju. Mogę sobie jedynie wyobrazić, że praca z nami nie jest lekka. – Jeżeli chcemy raz na zawsze zwyciężyć, musimy się namęczyć – to mówiąc wyjął z szuflady pióro i pergamin.
-Rozumiem, że wiesz jak to zrobić? – mówię z lekkim wahaniem.
Nadal nie potrafię uwierzyć w to, że naprawdę wpadli na pomysł, by utworzyć własny czar. Równie dobrze moglibyśmy grzecznie poprosić Voldemorta od poddanie się – byłoby równie niedorzecznie. Jednak to chyba tylko moje zdanie. Rudowłosy wydaje się być prawie przekonany.
-Zaklęcie na kaca, którym wielokrotnie ratowałem ci tyłek jest mojego autorstwa – wzdycha, patrząc mi prosto w oczy i obserwuje coraz większą konsternację na mojej twarzy.
Zastanawia mnie, czego jeszcze się dzisiaj dowiem.
Widzę, jak Hermiona wymienia zdziwione spojrzenia ze swoim mężem. Nawet nie chcę wiedzieć, o czym sobie pomyśleli. Jeżeli za chwilę nie zaczną pouczającej rozmowy o szkodliwości alkoholu, to będzie to cud. Wiem, że szatynka byłaby do tego zdolna, mimo całej tej sytuacji.
*
-Więc… Woda, która zabija? Dobrze rozumiem? – marszczę czoło, słuchając tego, co próbuje nam wytłumaczyć – na razie spokojnie – blondyn.
Stworzenie zaklęcia zajęło mu ponad tydzień. To był chyba najdłuższy tydzień w moim życiu, to mogę przyznać. Przez ten czas nie zdarzyło się nic szczególnego. Wszyscy próbowaliśmy prowadzić lekcje w miarę swoich możliwości normalnie. W sumie, tylko mi udało się zemdleć po lekcji z siódmoklasistami, kiedy próbowałem ich delikatnie uświadomić o nadchodzącym niebezpieczeństwie. Kiedy się obudziłem, Draco trzymał mnie za rękę, co było zaskakująco miłym gestem.
Oczywiście, próbowaliśmy jeszcze coś znaleźć w moich księgach, ale niestety nadal jesteśmy w punkcie wyjścia.
-Mniej więcej. Jednak nie zabije byle kogo – tłumaczy, a my staramy się zrozumieć. Żałuję, że nie mam notatnika. – Na przykład, gdybym rzucił je na Weasley’a, zostałby jedynie oblany – tutaj spojrzał na Rona wyzywająco. Ten jedynie zabił go wzrokiem. – Zaklęcie zadziała tylko na feniksa i na kogoś, kto teoretycznie się nim stał. Ofiara najpierw staje w płomieniach, a potem nagle gaśnie i umiera w męczarniach – opowiada o swoim dziele z dumą, czemu się nie dziwię. Nie musiał jednak dodawać do tego swojego sadystycznego „ja”.
-Idealnie – mruczy Ron, wyraźnie podekscytowany. Zupełnie jakby zmienił swój odwieczny stosunek do Malfoy’ów w ciągu kilku minut.
-Musiałeś dodać śmierć w męczarniach, prawda? – uśmiecham się do niego koślawo. Odpowiada mi tym samym, potwierdzając tym moje słowa.
-Znasz mnie. Wiesz, że bez tego ani rusz – na koniec wzrusza ramionami.
-Jesteś pewien, że ono działa? – pyta Hermiona, kompletnie ignorując to, o czym mówiliśmy.
-Niestety nie mam na kim tego sprawdzić – odpowiada chłopak, pochmurniejąc nieco. – Jedyne co wam zostaje, to uwierzyć mi na słowo.
-A jeśli się nie uda? – dopytuje dziewczyna. Nawet ona wygląda na coraz bardziej przerażoną.
-Musimy zaryzykować – odzywam się, wkładając w swoje słowa całą determinację, jaką posiadam.
-Zabije nas – szepcze – Przegramy – szatynka patrzy na mnie jak na wariata, który wybiera się na samobójczą misję.
-Nie was, tylko mnie – biorę różdżkę w dłoń. W przypływie adrenaliny jestem gotów z miejsca ruszyć na Voldemorta.
-Uspokój się – warczy Draco, łapiąc mnie za łokieć. – Potrzebujemy planu, a nie samobójcy. Obiecuję, że to ty rzucisz zaklęcie, ale nie teraz.
-Okay – biorę głęboki wdech i siadam na krześle.
**********************
Siemaneczko!
Jak to powiedział Thanos w Infinity War:
"The end is near".
Tak bym to podsumowała.
Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie jak zobaczycie ostatnie rozdziały. Oraz, że ja je w ogóle napiszę.
Ogólnie, bardzo się cieszę, że udało mi się zmontować rozdział jeszcze przed świętami.
Dlatego już teraz chcę wam życzyć dużo zdrówka, cierpliwości i miłości, oraz wesołych świąt.
Jest was już 80 tysięcy. Ja naprawdę nie wiem jak to się wydarzyło.
W mediach piosenka, która pomogła mi pisać. Kocham ją bardziej, niż mogłabym sobie to wyobrazić. Dodałam angielskie tłumaczenie w tekście, żeby nie burzyć porządku. Przywitajcie BTS.
*chamska reklama vol.1*
W poprzednim rozdziale pisałam o k-popowej miniaturce. Cóż, zamieniłam ją na oddzielną książkę pełną one-shotów. Na razie pojawiły się 3 części, ale jestem pewna że wrzucę coś jeszcze.
Cuteness - zapraszam serdecznie.
*chamska reklama vol.2*
Zajrzyjcie do thornmail. Robi mega robotę w swoich książeczkach. I na dodatek zaraził mnie milością do k-popu, czego chcieć więcej?
*koniec chamskich reklam*
Fun fact: pierwszy rozdział, jaki napisałam będąc już dorosłą osobą. Dziwnie mi.
Love ya'll
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top