Trzy miesiące

"Wish we could turn back time
To the good old days
When our momma sang us to sleep but
Now we're stressed out"

Po kilkugodzinnym leżeniu plackiem na łóżku wstaję z niego. Niepewnym krokiem, co zaskakuje mnie za każdym razem, gdy próbuję chodzić, zmierzam do okna. Otwieram je nawet, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem. Ciepłe, kwietniowe słońce oślepia mnie swoim blaskiem.

Cały czas mam wrażenie, że nadal jest styczeń, jest zimno, muszę zakładać ciepły płaszcz zanim wyjdę na zewnątrz, a moja odporność jak co rok osiąga poziom minusowy. Dziwnie czuję się, widząc jak duża część zimy mnie ominęła, a właściwie jej całość.

Kolejny raz w ciągu kilku ostatnich dni mam wrażenie, że ktoś wrzucił mnie do innej rzeczywistości i kazał sobie radzić, mimo że nie mam pojęcia, co się dzieje. To chyba jedno z najgorszych uczuć na świecie. Staram się w tym wszystkim jakoś odnaleźć. Mówię sobie, że trzymiesięczna śpiączka, to jeszcze nie koniec świata - ostatecznie mogłem spać trzy lata lub w ogóle się nie obudzić. Tylko nadal trzęsę się na samą myśl o tym, co mnie spotkało i jakie mam w związku z tym podejrzenia. Mam nawet sporo teorii na ten temat: większość z nich niestety osiąga poziom powyżej dopuszczalnej dawki idiotyzmu. Jednak na szczęście znajdzie się kilka w miarę sensownych.

Jeżeli dalej tak pójdzie, a ja będę musiał zostać w jak się okazało ściśle tajnym, drugim mieszkaniu Snape'a, to z pewnością zwariuję, stracę obie posady - i tą w Hogwarcie i w ministerstwie, a na dodatek rozleniwię się do granic możliwości. Nie mogę jednak nic z tym zrobić. Nadal muszę brać przedziwne leki i być pod niemalże całodobową kontrolą Severusa, dopóki jad nie zostanie wypłukany z mojego organizmu. Inaczej może znów zacząć działać, a ja niechybnie umrę. Gdyby Draco mnie usłyszał zapewne dodałby coś w stylu "nie udawaj, że to pierwszy raz, kiedy prawie umierasz".

Pukanie do drzwi brutalnie wyrywa mnie z zamyślenia. Odwracam się by zobaczyć dwie przyjazne twarze: Hermionę i Rona. Jestem trochę zaskoczony widokiem rudowłosego. Dziewczyna najwyraźniej wzięła sprawy w swoje ręce i przemówiła mu do rozsądku. Mam nadzieję, że nie dojdzie między nami do żadnych spięć.

-Cześć, Harry - Hermiona przytula mnie na powitanie i całuje lekko w policzek. - Dobrze się już czujesz? - kładzie dłoń na moim ramieniu i patrzy tak, jak zatroskana matka patrzy na swojego syna.

-Sytuacja jest stabilna - uśmiecham się szeroko, by potwierdzić swoje słowa. -Ron? - wychylam się lekko, by zza szatynki dojrzeć Ronalda.

Chłopak jest wyraźnie skrępowany, spięty. Po ostatniej kłótni nawet mu się nie dziwię, jednak przyszedł tu. Jego obecność tutaj prawdopodobnie wcale nie jest zasługą Hermiony: rudowłosy bywa tak uparty, że gdyby nie chciał, nic by go tutaj nie przyciągnęło.

-Hej - Ron rusza się w końcu, po tym jak Hermiona obrzuca go szybkim spojrzeniem mówiącym "zrób coś nie tak, a będziesz cierpieć". Zaszczyca mnie dość powściągliwym uściskiem ręki, a nawet lekkim uśmiechem.

-Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że się w końcu obudziłeś - dziewczyna przysiada na krześle, a chłopak tuż obok niej. - Wszyscy się strasznie martwiliśmy - wzdycha i kręci przy tym głową z jeszcze większą troską. - Nawet Ronald, ale nigdy się do tego nie przyzna - dodaje szeptem, a po chwili wybucha śmiechem, widząc minę męża.

-Zrobić wam herbaty? - pytam by przerwać dosyć krępującą ciszę.

-Och, nie kłopocz się. Musimy za chwilę wracać - dodaje z lekką nutą smutku. - A kiedy ty wrócisz?

-Sam nie wiem - wzruszam ramionami. - Chyba nawet Snape nie wie. Przychodzi codziennie z lekami, codziennie coś czaruje, ale jeszcze nie powiedział ile to wszystko zajmie.

-Dlaczego w ogóle jesteś u Snape'a? - nareszcie do rozmowy dołącza Ron. - Nie wolałeś jak normalny czarodziej iść z tym do Świętego Munga?

-No, to nie był za bardzo mój wybór.

-Jak zwykle Malfoy musiał się wtrącić - prycha chłopak z bardzo wyraźnym obrzydzeniem.

Draco wchodzi do pokoju tak nagle, że Hermiona podskakuje na krześle, a Ron łapie się za serce. To się nazywa doskonałe wyczucie czasu. Albo po prostu podsłuchiwał, co jest bardziej prawdopodobne.

-Och, przepraszam. Nie wiedziałem, że masz gości, Harry - blondyn odzywa się tak teatralnym i sztucznym głosem, że mam ochotę parsknąć śmiechem.

Dziewczyna chyba też to wyczuwa, bo jej lewa brew wędruje ku górze. Na szczęście Ron nie zauważył niczego szczególnego i nadal patrzy na Draco tak, jakbym przez niego tu tkwił. Po szybkim rekonesansie pomieszczenia blondyn wychodzi.

-Dlaczego on w ogóle tu jest? - przemawia chłopak nadal naburmuszony. - Snape zatrudnił go sobie jako pomoc domową, czy jak? I od kiedy mówi do ciebie po imieniu?

-Jakby ci to powiedzieć... - drapię się w tył głowy, mając naprawdę zamiar powiedzieć mu o moim związku z Draco. Jednak Hermiona postanawia uratować sytuację i wtrącić się w ostatniej chwili. Może to i lepiej.

-No wiesz, mają jeden gabinet, tą samą posadę i najwyraźniej ich konflikt został zażegnany - mówi za mnie tak miękkim i wyćwiczonym tonem, że absolutnie nikt nie miałby wątpliwości, że mówi prawdę. - To naturalne, kochanie - obrzuca mnie na koniec morderczym spojrzeniem.

-Okay, okay - rudowłosy wywraca oczami. - Musimy wracać - wyciąga zegarek z kieszeni marynarki, a następnie pokazuje go Hermionie.

-Tak, masz rację - wstaje i przytula mnie krótko. - Zdrowiej, Harry. Wpadniemy do ciebie niedługo.

-Uważaj na siebie - chłopak podchodzi do mnie i łapie za ramiona. - Nie daj się zabić w tej jaskini węża - na te słowa odpowiadam pobłażliwym śmiechem.

-Dzięki, że przyszliście - z uśmiechem patrzę, jak łapią się za ręce i przenoszą do Hogwartu.

Dokładnie dwie sekundy później do mojego pokoju wchodzi Draco.

-Myślałem, że już nigdy sobie nie pójdą - niezadowolony siada na krześle obok mnie.

-Bez przesady. Byli jakieś pięć minut - uśmiecham się, kręcąc przy tym głową.

-I o pięć minut za długo - podnosi kącik ust do góry. Patrzę na niego spode łba, na co dodaje: - No co? Nawet tutaj nie mamy odrobiny prywatności.

-Tutaj chcesz mieć prywatność? - dziwię się. - Kiedy Snape może dosłownie wpaść w każdej chwili?

-Po pierwsze: Severus przychodzi punkt szesnasta - wylicza ciężko wzdychając. - A po drugie... - na jego ustach pojawia się wyjątkowo perfidny uśmieszek. - Lubię sporty ekstremalne.

Po jego słowach czerwienię się jak dojrzały buraczek, na co blondyn wybucha wyjątkowo jak na niego, gromkim śmiechem.

-Ech, niech ten rok się już skończy, błagam - zakrywa dłońmi twarz i odchyla się na oparciu. - Mam teraz wszystkie domy i nie wiem, co się dzieje.

-Skoro tak, nie powinieneś być teraz w zamku? - pytam ciekawsko.

-Nie mów mi co mam robić - odpowiada maksymalnie wkurzony. - Nie mogłeś sobie zachorować w wakacje, zamiast zrzucać na mnie całą robotę?

-Przykro mi, nie miałem za dużego wyboru - wzruszam ramionami i uśmiecham się koślawo.

*
Jestem w Hogwarcie. Niby wszystko jest takie samo, jak zwykle, a jednak mam wrażenie, że coś się zmieniło. Coś zdecydowanie jest nie tak, czuję to każdym centymetrem swojego ciała.

Nagle czuję jak ktoś za mną puka mnie w ramię. Odwracam się szybko i widzę Draco, ubranego w zdecydowanie za dużą, czarną i staromodną czarodziejską szatę. Patrzy na mnie beznamiętnym wzrokiem.

-Trzy miesiące - odzywa się w końcu. - Trzy miesiące. Trzy miesiące - powtarza te słowa jak mantrę, a ton jego głosu ma tyle uczuć, co głos robota. - Trzy miesiące.

***********

Witam serdecznie!

Starałam się napisać rozdział jak najszybciej. Mam plan, żeby wrócić do pisania codziennie. Jeżeli się uda to w najlepszym przypadku rozdziały będą co dwa, trzy dni.

Być może tego nie czujecie, ale z mojej perspektywy akcja przyspiesza. Podoba wam się taka forma, czy może mam zwolnić? Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to niedługo dotrzemy do końca. Bądźmy szczerzy: i ja tego chcę i wy pewnie też.

Piszcie, co wam się podoba, co nie. Chcę wszystkiego.

W medii moi kochani Twenty One Pilots i "Stressed Out". Utożsamiam się z tą piosenką w każdym calu.

Jest was już prawie 65 tysięcy. Nadal się zastanawiam jakim cudem udało mi się osiągnąć tak dużą liczbę.

Luv ya








Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top