Szczur
"I was born in a thunderstorm
I grew up overnight
I played alone
I played on my own
I survived
I wanted everything I never had
Like the love that comes with life
I wore envy and I hated it
But I survived"
Kolacja.
Cisza.
W całej Wielkiej Sali panuje gwar i ogólne poruszenie, czyli to co zwykle. Wszyscy rozmawiają, śmieją się, jedzą.
Ale w moim umyśle panuje cisza. Czuję się jakby ktoś wyłączył światło.
Przez chwilę zastanawiam się, czy rzeczywiście tu jestem. Oczywistym jest to, że moje myśli nadal są w gabinecie, jednak kwestionuję też to, czy moje ciało tu jest. Nie słyszę, ani nie czuję niczego. Jakby ktoś mnie wyłączył.
Popadam w skrajności. Jeżeli już o czymś myślę, to odpływam. Tak, jak teraz. Każdy normalny człowiek zamyśla się na chwilę i po sprawie. Ale nie ja. Ja muszę przeszukiwać wszystkie zakamarki i kąty mojego mózgu, a następnie wyciągnąć każdy najmniejszy brud na światło dzienne, a do tego każdą cząsteczkę osobno obejrzeć, jakby była najważniejszą rzeczą na świecie.
Nie potrafię sobie wyobrazić tego, co się działo na piątym roku z perspektywy Ślizgonów. Z perspektywy Draco. Mój umysł nie potrafi tego wszystkiego pojąć. Gdzieś z tyłu głowy słyszę natrętny i doprowadzający mnie do szału głosik, mówiący, że chłopak tylko skłamał, żen wzbudzić we mnie poczucie winy. Lub cokolwiek innego, czym jest stan, w którym się znajduję. To wydaje się być zbyt abstrakcyjne. Wykluczam to, mimo, że moja podświadomość daje mi we znaki.
Moja wyobraźnia podsuwa mi obrazy przedstawiające Umbridge z różdżką w ręku. Stojącą nad Draco. Bezsilnym. Związanym. Umbridge rzuca Cruciatusa. Ale Draco nie wydaje żadnego dźwięku, mimo, że mimika jego twarzy na to wskazuje. Umbridge jest sprytna i rzuciła zaklęcie wyciszające. Na jej twarzy wykwita niemal szczery, a jednak okryty okrucieństwem uśmieszek. Przestaje. Odpuszcza. Draco dyszy i zgadza się na coś, na co go namawiała.
Moja nienawiść do niej gwałtownie wzrosła, a przecież to tylko moja wyobraźnia. Ostatnio bardzo zaburzona i pełna bałaganu. Równie dobrze, do niczego podobnego mogło nigdy nie dojść. Mogło się skończyć jedynie na wydalaniu ze szkoły uczniów, którzy się jej postawili. Jednak nie potrafię sobie odpuścić. Przed oczami nadal mam te same obrazy, stale modyfikowane i stające się coraz bardziej przerażające.
Nagle przed oczami widzę dłoń. Nie jestem pewien, czy na pewno ją widzę, czy też może mój mózg zaczął płatać mi figle.
-Harry! – słyszę krzyk, tuż przy uchu.
Wracam. Czuję się jakbym spadł z dużej wysokości. Prąd znów płynie w moich żyłach.
Mrugam kilka razy i potrząsam głową. Koszmar mojej wyobraźni się skończył. Ale tylko na chwilę. On wróci. Zawsze wraca.
-Harry! – krzyk się powtarza. Teraz go rozpoznaję. To Hermiona.
Odwracam się w jej stronę. Na jej twarzy złość miesza się z troską.
-Przepraszam, zamyśliłem się. – rzucam.
-To nie było zwykłe zamyślenie. Mówię do ciebie od pięciu minut, a ty wyglądałeś jakbyś dosłownie zasnął. – żali się.
-Możliwe, że mi się przysnęło. Ostatnio źle sypiam. – wzruszam ramionami i uśmiecham się lekko, na co dziewczyna ze świstem wypuszcza powietrze.
-Powinieneś coś zjeść. Wyglądasz strasznie. – teraz włączyła sobie tryb zatroskanej matki.
-Dzięki. – odpowiadam z przekąsem. Postanawiam nałożyć sobie na talerz kiełbaskę, aby ją uspokoić. To oczywiste, że jej nie zjem.
Nagle usłyszałem wybuch śmiechu, dochodzącego z mojej lewej strony. Bardzo powściągliwego, ale jednak wesołego. Piskliwego i niezwykle dziewczęcego. To Clarissa Delacour. Starsza siostra Fleur. Tegoroczna nauczycielka Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Zastępuje Hagrida, który wyjechał do Francji razem z Madame Maxime.
Śmieje się prawdopodobnie z żartu, który opowiedział wcześniej Draco.
Draco opowiadający żarty. Moja wyobraźnia nie potrafi ukształtować tej sytuacji, mimo że rozgrywa się tuż obok.
***
-Witajcie moi drodzy. – witam się z uczniami trzeciego roku. – Dziś chciałbym was zapoznać z Boginami. Ktoś wie może co to takiego? – jeden z Puchonów niepewnie podnosi rękę. – Tak, panie Heatmore?
-Bogin przybiera postać, tego czego najbardziej boi się dana osoba. Nikt nie wie jak wygląda, kiedy jest sam... - przerywa na chwilę. – Najczęściej można go znaleźć na przykład w szafach, albo innych zakamarkach.
-Bardzo dobrze. – kiwam głową i uśmiecham się. – Zasłużyłeś na pięć punktów dla swojego domu. – Dziś poznacie zaklęcie pozwalające poskromić takiego Bogina. Powtarzajcie za mną. Riddikulus. – klasa wypowiedziała zaklęcie kilkakrotnie. Myślę, że są już gotowi. – A więc. W tej szafie jest ukryty tenże stwór. – wskazuję dłonią na mebel. – Czy jest ktoś, kto chciałby jako pierwszy zmierzyć się ze swoimi lękami? – klasa natychmiast ucichła. To oczywiste, że nikt nie chce stawić temu czoła. – W takim razie, jeśli brak chętnych, pokażę wam jak sobie z czymś takim poradzić.
Staję przed meblem i różdżką go otwieram. Drzwiczki odpowiadają donośnym i lekko upiornym skrzypnięciem.
Denerwuję się. Dawno nie stawałem przed Boginem. Wcześniej zmieniał się w Dementora, chociaż równie dobrze, teraz może przybrać zupełnie inną postać. Mam wrażenie, że to nie był zbyt dobry pomysł, ponieważ może się tu pojawić Voldemort.
Sam już nie wiem.
Biorę głęboki oddech i czekam, aż stwór się ukaże.
Z szafy wychodzi szczur.
Bardzo duży, ale jednak szczur.
Marszczę brwi. Przecież nie boję się szczurów. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie ukazał się po prostu w postaci lęku jednego z uczniów.
Ale to odpada, ponieważ nie zmienia swojej formy, a cały czas przybliża.
-Riddikulus! – macham różdżką. Szczur zaczyna niezgrabnie jeździć na rolkach. – Dobrze. Znaleźli się chętni, czy mam was zapraszać po kolei? – odwracam się z uśmiechem do uczniów.
-Ja mogę spróbować. – podnosi rękę Gryfonka z fioletowymi włosami.
Odsuwam się dziewczynie z drogi i obserwuję jej poczynania.
Dziewczyna przystaje w tym samym miejscu, co ja przed chwilą. Szczur próbujący opanować jazdę na rolkach zmienia się w wilkołaka.
Fioletowo włosa staje jak wryta i przez chwilę się waha.
-Riddikulus! – krzyczy.
Wilkołak zmienił się w potulnego, małego pieska.
Gryfonka wraca na swoje poprzednie miejsce.
-No dalej, na co czekacie? Ustawcie się w kolejce. – uśmiecham się.
Do Bogina podchodzi Puchonka z czarnymi włosami, ściętymi do połowy uszu. Łudząco podobna do Pansy Parkinson. Ta sama twarz, przypominająca mopsa. Nie byłbym zdziwiony, gdyby się okazało, że to jej córka.
Wesoło szczekający piesek zmienia się w mugolską lalkę. Ale nie taką zwykłą. Z pustymi oczodołami, wypełnionymi jedynie skapującą krwią. Uśmiecha się upiornie. Z jej ust wypływa dziwna, ciemna ciecz.
Dziewczyna zamiast wypowiadać zaklęcie, stoi jak zaklęta i wpatruje się w lalkę pustym wzrokiem.
-Zaklęcie, panno Smith. – przypominam.
Odwraca wzrok i zwraca głowę w moją stronę.
-Riddikulus. – reaguje nieobecnym głosem.
Lalka staje się względnie normalna i zaczyna tańczyć Macarenę.
Dziewczyna sztywnym krokiem odchodzi na koniec kolejki.
-Wszystko dobrze, panno Smith? – pytam. Zachowuje się naprawdę dziwnie.
-Tak, panie profesorze. – odpowiada i uśmiecha się w podobnym stylu, co jej lalka.
-Dobrze w takim razie. Kto następny? – rozglądam się.
-Teraz moja kolej, sir. – odpowiada najwyższy z gryfonów, dumnym tonem.
Tańcząca lalka zmienia się w wielkiego skorpiona, wymachującego swym odwłokiem.
-Riddikulus. – czaruje.
Skorpion zmienia się w clowna.
Chłopak odchodzi przepełniony dumą.
-Dobrze, kochani na dzisiaj wystarczy. Wrócimy do tego na następnej lekcji. – słyszę pomruki niezadowolenia, ale też ciche westchnienia ulgi. Najwyraźniej zdania są podzielone. – Chciałbym, żebyście przygotowali esej na temat Boginów. Od charakteryzacji i sposobach rozpoznawania, po występowanie, kończąc na zwalczaniu. – teraz wszyscy się ze mną nie zgadzają. – No już, zmykajcie. – kończę i wchodzę do gabinetu.
Draco oczywiście udaje zaczytanego. Udaje, ponieważ od tygodnia otwiera książkę w całkowicie przypadkowych miejscach. No chyba, że lubi wracać do ulubionych fragmentów. Sam już nie wiem.
-Już skończyłeś? – pyta, jak zwykle znudzonym głosem.
-Nie, zostawiłem uczniów samych z szalejącym Boginem, a co? – odpowiadam ironicznie.
-Czyli teraz przyszedł czas na moje cierpienia. – wzdycha i odkłada książkę.
-Aż tak bardzo cię to męczy? – dziwię się.
-Bardziej nudzi. – wzrusza ramionami i wychodzi.
Kładę się na łóżku i czekam na swoją następną lekcję.
Zaczynam się zastanawiać jakie znaczenie miał ten Bogin. Na pewno nie dosłowne, ponieważ szczury jedynie mnie brzydzą, ale się ich nie boję.
Czego się najbardziej boję? Chyba powrotu tego wszystkiego, co było, kiedy byłem nastolatkiem. Nie chcę kolejnej walki dobra ze złem. Wiem, że jest ona nieunikniona, ale jeszcze nie teraz. Nie mam siły na kolejną wojnę.
Ale co ma do tego szczur? To tylko zwierzę. Zwierzę, które nic nam nie daje.
Okay, słyszałem, że są bardzo inteligentne. Przeżyły różne katastrofy ekologiczne, ale nadal nie rozumiem, dlaczego jeden z nich ukazał mi się jako mój największy lęk.
Może w przyszłości szczury będą mądrzejsze od ludzi i dowiedzą się jak rozpętać wojnę między nami, aż się nawzajem pozabijamy – prycham w myślach.
Rozpętać.
Wojnę.
No tak! Teraz przyszło mi to do głowy.
Słyszałem, że spotyka się Boginy, które zamiast dosłownego znaczenia, mają metaforyczne, jednak nigdy się z takim nie zetknąłem.
Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od szczura, czyli Petera Pettigrew, który wydał moich rodziców.
Skoro boję się metaforycznego szczura, to znaczy, że boję się powrotu panowania czarnej magii i ludzi pokroju Voldemorta.
To ma sens. Bo w końcu nie każdy z nas boi się jakiejś rzeczy lub zwierzęcia. Czasem boimy się pewnych sytuacji, czy zjawisk. A wtedy Bogin musi nam się ukazać w przenośnym sensie, bo nie ma innego wyjścia.
To wydaje się być jedynym w miarę logicznym wytłumaczeniem. Jeżeli jest inaczej, to naprawdę nie mam pojęcia. jakie inne znaczenie mógłby mieć.
Zamyślenie sprawia, że niespodziewanie zasypiam.
-Potter, obudź się. – Draco potrząsa moim ramieniem. – Myślałem, że wyszło ci z nawyku drzemać między lekcjami. – dodaje lekko karcącym tonem.
-Też tak myślałem. – wzruszam ramionami i podnoszę się. Jedynym pocieszeniem jest to, że to już moja ostatnia lekcja na dziś.
*********************************************
No-no-no-no hej.
Opisałam drugą lekcję. I to pod rząd. *wow* *wow* *owacje na stojąco*
Tak...no teraz też sobie pomagałam. http://pl.harrypotter.wikia.com/wiki/Bogin
Dodaję link, żeby nikt się nie przyczepiał i nie machał mi przed nosem prawem cytatu, czy czymkolwiek innym.
Niby jestem na rozszerzonym wosie, a praw nie ograniam...
Nevermind.
Jak wam wakacje mijają niuńki?
Mi bardzo leniwie, co też bardzo mi odpowiada.
Internet nie chciał ze mną współpracować, ale jak widać udało mi się wygrać tę nierówną walkę.
W medii moja kochana Sia. Moim zdaniem, pasuje jak ulał.
Jest was prawie 3,6 k. Nie wiem kiedy to się stało. Nie nadążam już, serio.
Nie może zabraknąć tradycyjnego żebrania o komy.
Gwiazdki też chętnie przyjmę.
Ten uczuć kiedy za szybko uderzasz palcami w klawiaturę i wciśnie ci się przez przypadek delete.
Złota myśl na dziś: Wattpad na stronie ssie.
luv <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top