Przyjaźń

"I'm sorry for everything

Oh everything I've done

From the second that I was born

It seems I had a loaded gun

And then I shot, shot, shot a hole through

Everything I loved

Oh I shot, shot, shot a hole through every single

Thing that I loved"


Siadam na krześle, kompletnie wyczerpany. Dniem. Spotkaniem Ginny. Kłótnią z Hermioną. Chaosem w głowie. Wszystkim.

Wzdycham i uderzam głową o blat stołu. Stół postanawia oddać mi z taką samą siłą, a po całej głowie rozchodzi się tępy ból. Prawa fizyki dają o sobie znać wtedy, gdy najmniej jest to potrzebne. Nie pomogło. Na darmo się łudziłem. Przymykam oczy. Chcę zasnąć i najlepiej się nie budzić. To takie cholernie trudne.

Zastanawiam się dlaczego. Dlaczego kazała mi przekreślić Draco. Dlaczego chciała mi usilnie wmówić, że jest wrogiem. Może wie coś, o czym ja nie mam pojęcia. Chyba nie ma zamiaru mi tego wyjawić. Jeszcze tydzień temu nawet bym się nie opierał. Ba, nawet Hermiona nie musiałaby kazać mi przerwać tej przyjaźni. Bo by jej nie było. Ale teraz wszystko się zmieniło. Nie mam zamiaru przerywać tego wszystkiego. Nie potrafię. Nie chcę.

Nie wiem, co się ze mną dzieje. Ten tydzień zmienił mnie tak bardzo, że już nie mam bladego pojęcia, kim jestem. Może lepiej by było gdybym się z nim nie zaprzyjaźnił? Może byłoby prościej i lżej? Nie. Nie byłoby. Wzajemne skakanie do gardeł na pewno nie ułatwiłoby sprawy i życia tutaj. Co prawda i tak większość naszych rozmów opiera się na solidnej dawce ironii, ale to co innego. To forma pojednania. Czy na zawsze, tego nie wiem. To jak chwilowe zawieszenie broni. Rozejm, forma traktatu pokojowego.Po roku wszystko wróci do normy. Pod warunkiem, że jeszcze będę potrafił zdefiniować normalność. Pod warunkiem, że się nie wykończę.

Mam wrażenie, że nic nie jest tak jak powinno. Jakby wszystko było przekręcone do góry nogami z powodu dziecięcego kaprysu.

Kolejne dni tutaj zdają się zadawać mi kolejne ciosy. Jak tak dalej pójdzie, to zdziwaczeję do reszty. Piękna perspektywa, nie ma co. I pomyśleć, że jeszcze przed tygodniem moje życie było nudne i tak cholernie proste. Co prawda zdarzały nam się trudne misje, ale wolę ból fizyczny niż psychiczny. Chyba należę do mniejszości.

Wstaję z krzesła. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Czuję dziwny przypływ adrenaliny. Nie potrafię tego określić. Mam ochotę coś rozwalić, zepsuć. Biorę do ręki stojącą na stoliku klepsydrę i rzucam nią o ścianę. Szkło rozbija się z głośnym trzaskiem, w drobny mak, a zielonkawy piasek się rozsypuje. Unosi się nad nią biała poświata, jakby właśnie uleciała z niej cała magia.

Trochę pomogło. Mogło być lepiej.

-Nie tak ostro, Potter. – odzywa się nagle blondyn.

Stoi oparty o framugę drzwi, jak gdyby nigdy nic. Jak gdyby spędził całkiem miłe i spokojne popołudnie. Mam ochotę czymś w niego cisnąć. Nawet jeśli jego słowa nie były przesiąknięte szyderstwem.

Nie odzywam się. Nie mam siły na słowa. Nawet nie wiem, co miałbym powiedzieć. Tylko oddycham głośno, jakbym właśnie przebiegł maraton.

-No już, uspokój się. – podchodzi do mnie i lekko klepie po plecach. Nawet delikatnie się uśmiecha, dodając mi otuchy.

-Czy ty właśnie mnie pocieszyłeś? – pytam zdezorientowany, marszcząc czoło. To do niego naprawdę niepodobne.

-Możesz tak to odebrać. – rzuca niedbałym tonem i siada na swoim łóżku. – A teraz, usiądziesz tu i wszystko mi opowiesz. – wskazuje na miejsce na moim legowisku, dokładnie naprzeciwko. To nie rozkaz. To prośba. Już mam zarzucać mu, że przecież wszystko słyszał, ale przypominam sobie, że Hermiona rzuciła Zaklęcie Wyciszające.

-Nie naciągniesz mnie na zwierzenia. Nie ma mowy. – kręcę głową, przełykając ślinę.

Jedyne, co przychodzi mi na myśl to prawda. Po prostu. Ale powstrzymuję się. Nie może wiedzieć, że w pewnym sensie stanąłem w jego obronie. Nie dam rady mu tego powiedzieć. To wydawałoby się zbyt dziwne.

-Daj spokój. Coś musi być na rzeczy, bo Granger znów mi groziła. Krzyczała coś o tym, żebym zostawił cię w spokoju. – nie odpuszcza. Złość też nie odpuszcza. Zupełnie jakby byli w zmowie.

-To może jej się zapytaj. – prycham i odwracam wzrok.

-Niestety zostałem sprawnie zignorowany i zabity wzrokiem. Nawet Wiewiór nic nie chciał powiedzieć. – wzrusza ramionami.

Piorunuję go wzrokiem. Chłopak nie zamierza się poddać. Przeraża mnie to. Jeśli będzie chciał się dowiedzieć, to jestem pewien, że się dowie. Za pomocą Legilimencji, oczywiście. Ale to chyba ostatecznie rozwiązanie.

Zastanawiam się, czy może nie ułatwić sprawy i po prostu mu powiedzieć. To w końcu nic strasznego. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie powinno się ukrywać takich rzeczy. Tak mi się wydaje. Z resztą będę mógł opuścić pewne fakty, a jeśli chłopak zacznie mi czytać w myślach to raczej mi się to nie uda.

-Potter, kontaktujesz jeszcze? – chłopak postanawia wyrwać mnie z zamyślenia. Kiedyś się za to odegram.

-Być może. – wzdycham i siadam przed nim. Nadal nie wiem, co robię. Niczego już nie jestem pewien.

Chowam twarz w dłoniach. Chcę się ukryć i to możliwie szybko.

-No więc? – ponagla mnie. Jednak nie wygląda na zirytowanego, zdenerwowanego, albo, co gorsza, obojętnego. Wygląda jakby chciał mi pomóc. Jakby się martwił. Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Czuję się jakby zawitał do mnie fragment lepszego świata, o którym zawsze marzyłem.

Zapewne mam omamy wzrokowo-słuchowe. Po moim mózgu można spodziewać się wszystkiego.

-No więc. – zaczynam cicho. – Posprzeczałem się trochę z Hermioną. – to wszystko, co potrafię z siebie wydusić.

-Trochę. No cóż, to już udało mi się ustalić. – prycha, bez cienia irytacji.

-To wszystko. – wzruszam ramionami.

Mam taką cholernie wielką nadzieję, że nie będzie pytał. Zostawi mnie samego ze sobą, żebym mógł zamknąć się przed światem i pogłębiać swoją bezsensowną depresję.

-No to może wytłumaczyłbyś dlaczego Granger kazała mi cię zostawić w spokoju? – dopytuje.

Dlaczego nie odpuściłeś, Draco? Pytam, dlaczego?

Nie odpowiadam. Nie powiem mu. Nie przejdzie mi to przez gardło. Nawet jeśli to błahostka. Nie potrafię.

-Pokłóciliście się o mnie, prawda. – to nie pytanie. Stwierdzenie bardzo oczywistego faktu. W pewnym sensie ułatwił mi zadanie.

Wzruszam jedynie ramionami. Nadal się nie odzywam. Czuję się jakbym zapomniał, jak się mówi.

Chłopak nagle wstaje. Ma zamiar wyjść? Zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwie. Siada obok mnie, tak blisko, że prawie stykamy się ramionami. Bije od niego ciepło w czystej postaci. Kiedyś emanował jedynie chłodem. A może tak tylko mi się wydawało? Chciałbym się do niego przytulić. W sensie no...ogólnie chciałbym żeby ktoś mnie przytulił. Nie żeby coś.

Merlinie, jęczę jak nastolatek. Chyba zapomniałem, że jestem dorosły.

-Czyżbyś zachował się jak przykładny Gryfon i stanął w mojej obronie? – kolejne stwierdzenie. Zaraz...co? Skąd on..? Odwracam się gwałtownie w jego stronę. On mi czyta w myślach. Jestem tego pewien. – Spokojnie, nie używam na tobie Legilimencji. Wiem, że jestem dupkiem, ale bez przesady. - uśmiecha się smutno.

-Byłeś. – wyrywa mi się, zanim zdążam to przemyśleć. To chyba nic złego, prawda?

Szarooki w odpowiedzi śmieje się krótko.

-Powiem ci coś. – zaczyna po chwili. – Powinieneś iść do Granger i powiedzieć jej, że ma rację. Nawymyślaj na mnie. Pogodzicie się. – mówi.

-Zwariowałeś? – prycham. – Nie pozwolę ci się podłożyć - kręcę głową.

-Błagam cię, Potter, przestań być Gryfonem choć na chwilę. – wzdycha.

On mówi poważnie. Nie, nie wierzę.

-Ale tu nie chodzi o bycie cholernym Gryfonem! – zaczynam krzyczeć. – Jesteśmy przyjaciółmi. Nie zrobię tego. – dodaję spokojniej.

Na moje słowa chłopak zaczyna się lekko uśmiechać. Ledwo to widać. Jakby nie chciał, żeby ten uśmiech ujrzał światło dzienne. Jakby nie do końca chciał ujawniać swoje uczucia.

-Jednak. – mówię po chwili. – Pójdę do Hermiony. – kończę i wychodzę z pokoju, nie czekając na reakcję Draco.

Dokładnie wiem, co muszę zrobić. Plan pojawił się w mojej głowie, dokładnie wtedy, kiedy Draco postanowił wspaniałomyślnie przyznać Hermionie rację.

Podchodzę do drzwi do pokoju dziewczyny. Pukam trzy razy. Ze środka dobiega mnie zaproszenie. Biorę głęboki oddech i otwieram drzwi.

-Mogę na chwilę? – pytam, stojąc jeszcze na korytarzu.

Na mój widok cała się spina. Siedzi nad stertą pergaminów i coś sprawdza. Eseje uczniów, jak sądzę.

-Prawdę mówiąc, czekam na ucznia. Miał przyjść na szlaban. – odzywa się. Głos ma nieprzyjemnie szorstki i chłodny, jakby dawno go nie używała. Patrzy na mnie obojętnym wzrokiem.

-Nie zajmę ci dużo czasu. – mówię spokojnie. Trzymaj się planu, mówię sobie. – Chciałem cię przeprosić, Hermiono. Wiem, że za bardzo na ciebie naskoczyłem. Ale musisz mnie też zrozumieć. Nie chcę się cały czas kłócić z Malfoy'em. – tłumaczę jej wszystko. Chyba odrobine mniej się spina, ale i tak jest wrogo nastawiona.

-Ale... - przerywa mi.

-Proszę cię, tylko mnie wysłuchaj. To, że cały czas będę go uważał za wroga nic mi nie da. Nie miało by to najmniejszego sensu, a tylko utrudniało mi pracę. Po roku wszystko wróci do normy. Obiecuję. Nie chcę...nie mam nawet siły powtarzać tego, co było, kiedy byliśmy młodsi. – mówię jej dokładnie to samo, co samemu sobie. Na mnie podziałało.

-Ale on cię zmienia! Stałeś się cyniczny. Niczego już nie bierzesz na serio. – przekonuje, podnosząc głos.

Chyba ma rację. Za często ostatnio używam sarkazmu.

-Ale to nie oznacza, że zmieniłem się pod wpływem Malfoy'a. Zawsze taki byłem. Mam wrażenie, że teraz dopiero jestem sobą.

-Ale... - nie daje za wygraną.

-Proszę cię, Hermiona. Postaraj się mnie zrozumieć. Nie przyszedłem tutaj ci udowadniać, że Malfoy się zmienił, bo wiem, że i tak mi nie uwierzysz. Chcę się tylko z tobą pogodzić.

-Masz rację, Harry. – dziewczyna podchodzi do mnie i zamyka mnie w uścisku. – Ale proszę cię, uważaj na niego. – mówi teraz jak matka, która poucza swoje dziecko.

-Obiecuję, że będę. – zapewniam ją.

Do komnaty wracam w podskokach. Dosłownie. Jestem szczęśliwy jak małe dziecko. Całe szczęście, że nikt mnie nie widział. Zapewne zostałbym nazwany Chłopcem, Który Zwariował. Albo Profesorem, który zwariował.

Kiedy wchodzę do środka zastaję Draco czytającego tę samą księgę, co przedtem. Chyba musi być ciekawa, skoro nie odpuszcza.

-Potter, czyżbyś przyniósł radosną nowinę? – pyta, nie odrywając oczu znad książki.

-Owszem. – potwierdzam dumnym głosem. – Udało mi się pogodzić z Hermioną bez pogrążania ciebie.

-Nieprawdopodobne. – mówi lekko znudzonym głosem. Dam głowę, że przed chwilą lekko się uśmiechnął. Albo - co wielce prawdopodobne - mam zwidy.

Kładę się na łóżku. Jest trochę późno, ale nie chce mi się spać. Czyli to, co zwykle. Sen ostatnio nie chce ze mną współpracować. To dziwne, naprawdę.

-Co czytasz? – zagaduję go i odwracam się w jego stronę.

-Książkę o Leonardzie Da Vincim. O ile wiesz, kto to był. – z niechęcią przerywa czytanie.

-Wiem, kto to był. – wzruszam ramionami. – Nie podejrzewałbym cię jednak o czytanie mugolskich książek.

-Właściwie, to nie jest mugolska. Da Vinci był czarodziejem. – prostuje.

-Słucham? – dziwię się. Ta wiadomość trochę zepsuła mój światopogląd.

-No tak. A myślisz, że bez użycia czarów namalowałby te wszystkie dzieła? Ta ilość notatek, jakie po sobie zostawił. To oczywiste, że był czarodziejem. – tłumaczy.

No tak, ma to jakiś sens, ale nadal nie mogę w to uwierzyć. Zastanawia mnie jedna rzecz. Czy ludzie ukrywają przed sobą nawzajem, że Da Vinci był czarodziejem, czy może po prostu nikt o tym nie wiedział?

-Jeśli jeszcze nie zaburzyłem wizerunku Leonarda w twojej głowie, prawdopodobnie kreowanego przez lata, to powiem ci, że najprawdopodobniej był homoseksualistą. – dodaje spokojnie i jak gdyby nigdy nic wraca do lektury.

Teraz to ja dopiero mam zaburzony światopogląd.

*******************************************

Heej ;))

Witam was w pierwszym wakacyjnym rozdziale.

Przepraszam za kilka choler w rozdziale. Musicie zrozumieć Harry'ego - targały nim emocje.

Ostatnia scena tak trochę na rozładowanie (jakże wielkich) emocji. Nie żeby miała większe znaczenie fabularne. Chociaż trochę wierzę, że Da Vinci był czarodziejem. Bo, dlaczego nie?

W medii znów goszczą Imagine Dragons. Co poradzę, że ich teksty tak pasują do tego opka?

Jest was 2,4 k. Nie potrafię opisać mojej wdzięczności, radości i całej reszty pozytywnych rzeczy, które teraz czuję. *przytula każdego czytającego lub przybija z nim piątkę*

Rozdział dodawany podczas burzy szalejącej za oknami. Chyba trochę zrymowałam. Nieważne. Doceńcie moje poświęcenie.

To chyba tyle, nie będę biadolić.

Kocham was całym serduszkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top