Problemy ze snem
"You're revving and revving and revving it up
And the sound, it was frightening
And you were getting a part of that
You're gonna hit me like lightning"
Idę przez korytarz na trzecim piętrze. Odgłos moich kroków odbija się echem od ścian. Za oknami panuje noc, słychać pohukiwania sów. Drogę oświetla mi jedynie bardzo blade światło mojej różdżki. Słyszę bicie swojego serca, a oddech zbiera się w małe obłoczki, mimo że nie jest zimno. Czuję narastający niepokój, chociaż nie dzieje się nic, co mogłoby go wywołać. Oddycham dużo szybciej, niż zwykle.
Nagle słyszę za sobą szmer. Odwracam się gwałtownie i wytężam wzrok. Staram się oświetlić każdy fragment przestrzeni przed sobą, ale nadal nic nie widzę.
-Lumos Maxima. – szepczę zaklęcie z nadzieją, że zobaczę cokolwiek. Jednak moja sytuacja wcale się nie poprawia. Naprawdę nie mam pojęcia, co się dzieje. Powoli idę przed siebie starając się o coś nie potknąć.
Po chwili znów słyszę szmer, który wywołuje u mnie taką samą reakcję, co ten pierwszy. Szybko zawracam na pięcie, pewien, że podobnie jak przed paroma minutami, nie zobaczę niczego. Tym razem, ku mojej uciesze widzę przed sobą właściciela najjaśniejszych włosów w Anglii, o ile nie na całym Świecie. Uspokajam się. Mój oddech i serce normują swój rytm. Cały niepokój znika w ciągu zaledwie sekundy. Szybko przywołuję na usta ciepły uśmiech. Rozkładam ręce z zamiarem przytulenia go. Niby nic się nie zdarzyło, ale mam wrażenie, że chociaż chwilowy uścisk, to wszystko czego teraz potrzebuję.
Miałem cichą nadzieję, że przyjmie taką samą postawę, co ja. W końcu to on zaczął z tym przytulaniem. Niestety Draco nijak nie reaguje. Stoi z zimną miną, bladą twarzą i skrzyżowanymi rękoma. Patrzy na mnie tak, jakby ktoś go do tego zmuszał i wszystkim, co chce to odwrócić wzrok i uciec.
Jednak nie do końca mnie to zraża i postanawiam podejść parę kroków bliżej. Porozmawiam, wyjaśnię, co się tutaj dzieje. Wtedy właśnie chłopak zatrzymuje mnie, wyciągając przed siebie rękę najdalej, jak tylko potrafi. Bardzo wyraźnie daje mi do zrozumienia, że nie powinienem ruszyć się ani o milimetr w jego stronę. Zdezorientowany marszczę czoło i zadaję nieme pytanie – co się tutaj dzieje?
Blondyn mierzy mnie tak zimnym, dosłownie mrożącym krew w żyłach wzrokiem i wypowiada słowa, które wbijają się w moje serce, niczym najostrzejsze sztylety i bezlitośnie zabierają oddech. Czuję się jakby ktoś właśnie zrzucił na mnie coś bardzo ciężkiego i pozostawił z tym samego ze sobą. Jego ton jest nasączony jadem:
-Kocham Clarissę, Potter. – zawraca na pięcie i odchodzi.
Właśnie w tym momencie, budzę się z krzykiem na ustach, cały zalany potem, rozpaczliwie wręcz łapiąc powietrze. To był pierwszy tego typu sen. Prawdę mówiąc, jestem teraz równie zdezorientowany, co we śnie. Boję się odkrywać jego źródło. Najwyraźniej moja podświadomość płata mi figle.
-Co się stało? – pyta Draco, ziewając zdecydowanie za głośno i przecierając oczy dłońmi. Wygląda tak niewinnie zaraz po przebudzeniu. Zupełnie jakby nigdy w życiu nie mógł w ciebie rzucić sarkastyczną obelgą. To naprawdę dziwne, jak jedna osoba może czasem wyglądać jak dwie różne.
-Nic. – odpowiadam lakonicznie. – Przepraszam, że cię obudziłem. Śpij dalej. – szepczę. Jestem prawie pewien, że ten sen zajmie moje myśli na resztę nocy. Dobrze, że jutro jest sobota, bo wszystko, do czego byłbym jutro zdolny, to straszenie uczniów i pewnie nauczycieli.
-No cóż, obawiam się, że obudziłeś nie tylko mnie. – śmieje się cicho. Ja tylko odwracam głowę w jego stronę. A raczej mam nadzieję, że jest właśnie tam. Widzę tylko delikatną poświatę jego włosów, które świetnie odbijają światło księżyca. – Krzyczałeś tak głośno, że prawdopodobnie usłyszał cię cały Hogwart. – zanosi się śmiechem.
-Śmieszne, naprawdę. – udaję naburmuszonego, ale po chwili również delikatnie się uśmiecham. To dość miła odmiana po chłodzie, jakiego doznałem podczas snu. – Nie krzyczałem aż tak głośno.
-No mów, co ci się śniło. Słyszałem, że to pomaga. – upiera się, siadając na łóżku. To znaczy, jestem prawie pewien, że to właśnie zrobił.
Otwieram szeroko oczy. Nie powiem mu tego. Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotów. On zresztą też. Mamy obowiązki nauczycielskie, dużo obowiązków.
-Śniła mi się śmierć moich rodziców. – wymyślam szybko. To była pierwsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Nie jest zbyt wiarygodna, ale mam nadzieję, że otrzymam w tej sprawie odrobinę spokoju.
-Potter. – wzdycha z lekką irytacją. Jestem pewien, że w tej chwili kręci głową z politowaniem. – Chyba jeszcze nie wiesz, że potrafię wyczuć kłamstwo z odległości mili. No ale, nie chcesz – to nie mów. Ja idę spać, tobie radzę to samo. – słyszę skrzypnięcie sprężyn, a po chwili ciche chrapanie.
Uśmiecham się pod nosem i również się kładę.
*
-Potter, znowu zaspałeś na śniadanie. – słyszę śmiech Draco, który lekko potrząsa mym ramieniem.
Powoli otwieram oczy. Pierwszym, co widzę jest twarz chłopaka, którą wykrzywia bardzo ciepły uśmiech. Nigdy nie przypuszczałem, że dane będzie mi zobaczyć tak niespotykane zjawisko na własne oczy.
-Nic na to nie poradzę. – mruczę sennie i przeciągam się. Wszystkie moje kości trzeszczą i domagają się powrotu do poprzedniej pozycji.
-Spodziewaj się wizyty swoich najwierniejszych przyjaciół. – ciągnie, nadal rozbawiony i opiera się o parapet, krzyżując ręce. Wygląda, jakby to co właśnie powiedział było najbardziej oczywistą rzeczą na Świecie.
-Co? – pytam, nie do końca jeszcze rozumiejąc, co się dzieje dokoła mnie.
W tej samej chwili do komnaty wchodzi Hermiona, niosąc wielką tacę. Za nią niechętnie człapie Ron. Wygląda, jakby miał dużo lepsze rzeczy do roboty, niż przebywanie w jednym pomieszczeniu z Malfoy'em. Dziewczyna stawia na stole talerz pełen jajek na bekonie i kiełbasek, a do tego herbatę z mlekiem. Chyba zapomniała, że nie jestem jak jej mąż.
-Ale nie trzeba było, naprawdę. – drapię się w kark. Staram się być miły, ale wszystko o czym marzę to by dali mi spokój.
-Ty mi lepiej powiedz, co się dzieje. – brunetka odzywa się tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-To znaczy? – unoszę brwi. Nie mam pojęcia, o co im chodzi, ani po co przynieśli tę wałówkę. Przecież z głodu nie umrę.
-Od początku roku nie widziałam cię na prawie żadnym sobotnim śniadaniu. – kładzie sobie ręce na biodrach. Wygląda jak matka, której dziecko narozrabiało, a ona właśnie daje mu srogą reprymendę.
-Co złego jest w tym, że chcę się wyspać? – dziwię się.
-Nic, oczywiście. Ale bez przesady, jeżeli masz problemy ze snem, to po prostu powiedz. – wzdycha z politowaniem. Rysy jej twarzy nieco łagodnieją, ale nadal trzyma brwi ściągnięte.
-Tak, mam problemy ze snem! – wykrzykuję. – I co z tym zrobimy? – uśmiecham się z dużym sarkazmem. To moja ostateczna broń.
-Może powinieneś spróbować Eliksiru Słodkiego Snu? – odzywa się w końcu Ronald, który dotąd tylko przyglądał się całej sytuacji.
-To chyba najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałeś, Weasley. – prycha Draco, powstrzymując histeryczny śmiech. – Zadziała jedną noc. A co po tym? Będzie go pił codziennie?
-Przymknij się, Malfoy. Nie o ciebie tu chodzi. – warczy rudowłosy. Szarooki tylko wywraca oczami i dalej przysłuchuje się naszej rozmowie.
-Może spróbuj wcześniej się kłaść? – Hermiona podsuwa najprostsze rozwiązanie.
-Miona, mam masę rzeczy do sprawdzania. Kładę się najwcześniej, jak tylko mogę. – wzruszam ramionami. – Coś wymyślmy. A teraz wybaczcie, chciałbym się ogarnąć. – widać, że dziewczyna chciała jeszcze coś dodać, ale Ron ciągnie ją za rękę w stronę wyjścia.
-Jak ty z nimi wytrzymałeś przez tyle lat? – odrzeka blondyn, upewniwszy się, że drzwi na pewno są zamknięte i nikt poza mną, nie może usłyszeć jego słów.
-Są inni, niż to widzisz. Bardzo mi pomogli. – odpowiadam szczerze.
-Oni w ogóle używają jakiegoś sarkazmu? – pyta po chwili namysłu, patrząc z uwagą w stronę drzwi i mrużąc przy tym oczy, jakby ktoś zaraz miał tu przyjść.
-Niekoniecznie. – uśmiecham się półgębkiem.
-Jak można się przyjaźnić z kimś, kto nie ma w sobie ani krzty ironii? – dziwi się w sposób przerysowany.
-Świat się na tym nie kończy, wiesz? – prycham i zaczynam się lekko śmiać.
-Żartujesz! – otwiera szeroko usta i łapie się za policzki. A potem wybucha śmiechem. Zupełnie nie wygląda jak ktoś, kto zaledwie tydzień temu stracił rodzica.
************************************
No hej ;)
Rozdzialik wcześniej niż zapewne większość z was się spodziewała. Prawdę mówiąc był już gotowy od kilku dni. Jednak moim zdaniem był tak chu***y, że bolałoby mnie gdybym wrzuciła wam takie coś. A za to dzisiaj się ze mnie wylało i z jednego rozdziału zrobiły się dwa :'). Chyba czytanie Mickiewicza tak na mnie wpłynęło.
Jest trochę późno, nie wiem czy w ogóle ktoś jeszcze tu jest, no ale trudno.
Ogólnie to mam nadzieję, że nie dostaliście zawału przez sen Harry'ego.
Teraz dostaniecie małą falę nudnawych rozdziałów, ale za to mała bomba w planach (jak zwykle).
Jestem cała w feelsach, bo oglądam instagramowe relacje z COMIC-CON i trochę mnie nosi. Nevermind.
Jest was już 14,4 k. Czasem mam wrażenie, że mam jakieś przewidzenia, czy coś.
W mediach kompletny przypadek. Za to mogłabym słuchać tego na okrągło. (Wattpad nie chciał mi wrzucić medii, przykre)
Pod ostatnim rozdziałem został pobity mój rekord komentarzy *i co z tego, że połowa z nich należała do mnie :')* Dzisiaj również ładnie o nie proszę.
luv ya all freakin much
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top