Pijani
"Help me, I'm holding on for dear life
Won't look down, won't open my eyes
Keep my glass full until morning light
'Cause I'm just holding on for tonight
On for tonight
Sun is up, I'm a mess
Gotta get out now
Gotta run from this
Here comes the shame, here comes the shame"
Siedzę sztywno na krześle przed oknem. Tym razem zrezygnowałem z parapetu. Jest ciemno. Wszędzie. Jest bardzo późno, nie mam pojęcia, która może być godzina. Draco chrapie w tle. Zasnął tuż przed drzwiami zamku i musiałem go wnieść. To jakiś cud, że nikt nas nie zobaczył.
Cały czas myślę o tym, co mi powiedział. Nie mam pojęcia, co o tym sądzić. Jedna część mózgu mówi mi, że plótł trzy po trzy i nie warto zwracać na to uwagi. Wytrzeźwieje i będzie po sprawie. Chciałbym w to wierzyć. Druga panikuje, że to prawda. Podobno słowa pijanych, to myśli trzeźwych. To chyba wariant, którego obawiam się najbardziej. Za to trzecia część mózgu krzyczy, że to przecież Malfoy. Trzeba zabić go we śnie, bo na pewno coś knuje. Raczej nie biorę tego pod uwagę. Jeszcze inna część mówi, żebym to wszystko olał i poszedł spać. Nie jestem pewien czy uda mi się zasnąć, więc na razie nie próbuję. Ostatnia, ta najmądrzejsza, podpowiada, żebym też poszedł się upić. Wszystkie razem mieszają się ze sobą i przeplatają nawzajem. Dzięki temu powstaje taki chaos, jakiego chyba jeszcze nigdy nie było w mojej głowie. Składam ręce przed sobą i opieram na nich brodę. Nadal patrzę w ciemność. Przestałem liczyć, że dojrzę boisko do Quiddicha.
Wzdycham ciężko. Szczerze powiedziawszy nigdy bym nie pomyślał, że spotka mnie coś takiego. Zaczynam analizować wszystkie wydarzenia, w których uczestniczył Draco. Każde z nich teraz zdaje się mieć drugie dno. Te uśmiechy, których wcześniej nie widziałem. Kiedy byłem nastolatkiem postrzegałem go jako wroga i tylko jak wroga. To było naturalne i proste. Ale on się zmienił. Coś, co było w jego spojrzeniu, kiedy go zobaczyłem w pociągu...nigdy nie widziałem czegoś takiego. Nie u niego. Na początku myślałem, że po prostu dojrzał. Teraz nie jestem do końca pewien, czy to na pewno było tylko to. Kiedyś nawet przez myśl by mi nie przeszło, że zostaniemy przyjaciółmi, a co dopiero, że przyzna się do czegoś takiego. Właśnie. Mieliśmy być przyjaciółmi. Chociaż, od samego początku ta przyjaźń była inna, niż na przykład moja z Ronem. Myślę nad tym, czy ta początkowa przyjaźń, nie miała być swego rodzaju przykrywką. Chciałbym go zapytać wprost, ale nie jestem pewien, czy to dobre wyjście. To byłoby głupie. Nie wypomina się słów pijanemu. Szczerze żałuję, że sam też się nie upiłem. Może nie zapamiętałbym tego wszystkiego. Byłoby prościej.
Nagle coś przychodzi mi do głowy. Wstaję powoli z mojego krzesła. Cały zdrętwiałem. Musiałem siedzieć trochę zbyt długo. Podchodzę do kominka i biorę w dłoń nieco proszku Fiuu. Zastanawiam się przez chwilę, czy dobrze robię. W końcu decyduję się. Rzucam proszek w dogasające płomienie. Wchodzę powoli i wypowiadam adres mojego mieszkania. Po chwili jestem na miejscu i upadam twardo.
Moje mieszkanie się nie zmieniło. Wszystko jest dokładnie tak, jak to zostawiłem. Brudne naczynia, pudełko płatków śniadaniowych. Gdybym miał wtedy więcej czasu, pewnie bym to posprzątał. Zastanawiam się, czy nie powinienem tego zrobić teraz. Niestety jednak nie mam na to ochoty. Nawet nie wiem po co tu przyszedłem. Siadam w fotelu. Moim fotelu. Idealnie szarym. Zamykam oczy i próbuję się odprężyć. Nie potrafię. Wstaję.
Podchodzę do barku i otwieram go szybkim ruchem. Biorę do ręki butelkę Ognistej Whisky, odkręcam i zaczynam pić. Tak po prostu. Nie kłopoczę się nawet wyciągnięciem szklanki. Alkohol pali mnie w przełyk, ale to przyjemny ból. Piję dopóki nie zabraknie mi tlenu w płucach. Oddycham ciężko. Chyba już mi lepiej. Raczej wypiłem więcej niż Draco, a mimo to nadal czuję się całkiem trzeźwy. Gdzieś z tyłu głowy słyszę głos, który krzyczy, że chłopak tylko udawał. To wszystko nie ma sensu. Biorę jeszcze kilka łyków i wstawiam butelkę z powrotem. Nie powinienem zbyt dużo pić. Muszę jeszcze odwiedzić panią Weasley. Jęczę w duchu na samą myśl.
Postanawiam jak najszybciej wrócić do Hogwartu, zanim znowu sięgnę po butelkę. Wchodzę do kominka i wracam do zamku. Zaczyna mi się robić niedobrze. Winę zrzucam na alkohol. Podchodzę do łóżka i rzucam się na nie. Zasypiam bardzo szybko. Dużo szybciej niż zwykle. Całą winę zrzucam na alkohol.
Budzę się z promieniami słońca na twarzy. Musi być pora obiadu. Znów przespałem śniadanie. Czuję tępe pulsowanie w głowie. To chyba przez whisky. To na pewno przez whisky. Chyba wypiłem ciut więcej, niż myślałem. Podnoszę się powoli na rękach. Głowa protestuje i odpowiada jeszcze większym bólem. Pierwszym, co widzę jest Draco siedzący przy oknie, na tym samym miejscu, co ja w nocy. Jest wyraźnie spięty. Kręci młynek kciukami.
-Cześć. – zaczynam cicho. Chłopak gwałtownie odwraca się w moją stronę. Patrzy na mnie jakbym, co najmniej, siedział nago. – No co? – pytam, unosząc brwi.
-Jestem po prostu zaskoczony, że się do mnie odzywasz. – wzrusza ramionami. Czy on naprawdę myślał, że przestanę do niego mówić? Znowu słyszę w głowie głos, który krzyczy, że mówił prawdę. Szybko go uciszam. – Słuchaj, ja... nie do końca pamiętam, co ci wczoraj mówiłem. – drapie się w tył głowy z zakłopotaniem. Coś we mnie krzyczy, że doskonale pamięta. – Jednak raczej nie było to coś miłego. – uśmiecha się półgębkiem. To coś było aż nazbyt miłe. Muszę uspokoić ten przeklęty głosik. Chyba mam rozdwojenie jaźni. – Ta whisky chyba była podwójna... - tłumaczy się.
-Spokojnie, nic się nie stało. – wzdycham i znów kładę się na łóżku. Ból w głowie nie odpuszcza.
A co jeśli przez tą whisky słyszę te głosiki? Co jeśli whisky w całym kraju jest skażona? Co jeśli Ognista Whisky źle wpływa na mózg i zmusza ludzi do wyznawania miłości? No dobra. Na mnie na pewno źle wpłynęła.
-Tak z ciekawości. – pyta i rozluźnia się już na swoim krześle. Ulżyło mu, to widać. Nie myślałem, że tak mu zależy, żebyśmy nadal byli przyjaciółmi. O ile zależy mu na samej przyjaźni. Mam ochotę chlasnąć siebie samego w twarz. Zaczynam żałować, że w ogóle poszedłem do swojego mieszkania. – Co ci wczoraj powiedziałem? – pyta.
Z automatu otwieram usta, żeby powiedzieć prawdę, ale potem zamykam je. Nie mogę mu tego powiedzieć. Nawet jeśli doskonale pamięta co mówił i jeśli to była prawda. Nie mam zamiaru niczego mu wypominać. Nie mam zamiaru sprawiać, że będzie się czuł zakłopotany. Nie chcę słuchać kolejnych tłumaczeń. Mi też zależy na tej przyjaźni. Wbrew pozorom. Muszę coś wymyślić. Jak najszybciej.
-Nie mówiłeś nic konkretnego. – odpowiadam wymijająco. – Właściwie zachęcałeś mnie do tego, żebym też zaczął pić. – to jedyne, co przyszło mi do głowy. Właściwie to prawda. Kreatywna prawda.
-To pamiętam. – mówi i uśmiecha się. Tego się obawiałem. Nigdy nie potrafiłem kłamać. – A ty mnie posłuchałeś? – wskazuje na mnie palcem.
-Na to wygląda. – uśmiecham się i łapię za głowę. – Jakim cudem tak szybko wytrzeźwiałeś? – pytam. Wygląda jakby wcale nie wypił sześciu szklanek, prawdopodobnie podwójnej, whisky. No może góra dwie.
-Ojciec nauczył mnie skutecznego zaklęcia na kaca. – mówi, wzruszając ramionami i podchodzi do mnie z różdżką w dłoni.
-Co? – zdumiewam się. – Szczerze myślałem, że twój ojciec nauczył cię trochę bardziej czarno-magicznych zaklęć, niż takie na kaca. – zaczynam się śmiać.
-Nie podważaj autorytetu mojej rodziny, Potter. – chłopak uśmiecha się i siada na skraju mojego łóżka. Czubek różdżki przykłada do mojej skroni, tuż nad brwią. Szepcze krótką formułkę, której słów nie potrafię dosłyszeć. Najwyraźniej alkohol źle wpływa także na mój słuch. A może po prostu tylko poruszył ustami? Zalewa mnie fala ciepła, która rozchodzi się po całym ciele. Zamykam oczy, starając się ją bardziej poczuć. – I co pomogło? – pyta zaraz po odjęciu różdżki od mojego czoła i lekko przekrzywia głowę w bok. Ból w głowie ustąpił. Tak po prostu. Nie czuję się już tak źle, jak powinienem.
-Muszę poznać to zaklęcie. – odzywam się. Coś czuję, że jeszcze może się przydać.
-Chciałbyś, Potter. Chyba nie myślisz, że zdradzę ci zaklęcie moich przodków. – mówi z udawaną odrazą.
-Przespałem obiad, prawda? – pytam, ignorując jego zażalenia.
-Oczywiście. – mówi i uśmiecha się. – Granger nie dawała mi spokoju. Znowu mi groziła. Ale spokojnie, nie powiedziałem jej, że zapiłeś się do nieprzytomności. Nie miałem ochoty na jej interwencje.
-Dotarłem tu o własnych siłach, a tobie przypominam, że to ciebie trzeba było wnosić do Hogwartu. – odgryzam się i wskazuję na niego palcem.
-Och. Pan wybaczy. Zapomniałem podziękować. – mówi i kłania się ironicznie. – Jak mogę się panu odwdzięczyć? – pyta, nie porzucając sarkazmu.
-Przynieś mi kawę i coś do jedzenia, to będziemy kwita. – wzruszam ramionami. Natychmiast na mojej głowie ląduje poduszka. O to raczej bym go nie podejrzewał. Z resztą, on teraz robi masę rzeczy, o których bym go nie podejrzewał.
-Przykro mi, ale mój limit bycia miłym dla ciebie wyczerpał się na najbliższe kilka stuleci. – oświadcza.
-Co za ulga. – wzdycham i wychodzę z łóżka.
-Idziesz po jedzenie? – pyta, kiedy jestem prawie przy drzwiach. – Jeśli tak, to przynieś też mi. – uśmiecha się słodko i macha rzęsami.
-Jeśli chcesz jeść, to musisz iść ze mną. Mój limit bycia miłym dla ciebie wyczerpał się na najbliższe stulecia. – przedrzeźniam go.
-No weź, Potter. Te nogi nie są stworzone do chodzenia. – jęczy jak małe dziecko. Nie poddam się, o nie. Nie tym razem.
-Nie ma chodzenia – nie ma jedzenia. – wzruszam ramionami i ponownie kieruję się do drzwi.
-Dobra, Potter. – mówi za mną Draco i wstaje z krzesła. – Wygrałeś bitwę, ale nie wygrałeś wojny.
****************************************************
HELOŁ
Mam wrażenie, że Harry jest trochę taką DRAMA QUEEN.
*spojler alert* I taki będzie prawdopodobnie przez całe ff.
Znów zostałam zmuszona do wrzucenia rozdziału.
Zgadnijcie przez kogo, ha-ha.
Nie no, rozdział na pocieszenie przed jutrzejszym poniedziałkiem.
Prawie 1,2 k wyświetleń.
KOCHAM WAS
Polecam pioseneczkę z medii.
luv
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top