Parapet

Even if the lights go out

Even in the summer rain

Even if the sun comes up

We keep on dancing

Keep on

Even if the lights go out

Even if the road is long

Even if the heart is broken

Oh, we keep on dancing

Keep on dancing


Jest weekend. Nareszcie.

To był naprawdę trudny tydzień... myślałem, że nigdy się nie skończy. Uczniowie okropnie dali mi w kość. To dopiero pierwszy tydzień, a ja już jestem tym zmęczony. Z takim nastawieniem, nie wiem jak dam radę dotrwać do końca roku.

Oczywiście, daje mi to dużo radości, ale bywa to trochę przytłaczające. Te wszystkie czasem niewygodne pytania. Na niektóre nie potrafiłem nawet odpowiedzieć. Na przykład jedno zadane przez szóstoklasistę z Hufflepuffu, który zapytał dlaczego w tym roku domy mają podzielone zajęcia z Obrony przed Czarną Magią. Nie miałem pojęcia, co mu powiedzieć, a swoją drogą to sam chciałbym to wiedzieć. McGonagall niczego nie wyjaśniła, mimo że już kilka razy o to pytałem.

Patrzę przez okno. Jest bardzo wcześnie, a Słońce dopiero wschodzi, ledwo przebijając się przez chmury. Znowu pada.

W normalnych warunkach cieszyłbym się z wolnego dnia i spał do południa, ale teraz po prostu nie jestem w stanie. Od tygodnia nie śpię dobrze, dlatego ucinam sobie drzemki pomiędzy lekcjami, przez co na zajęciach jestem rozkojarzony i czasami nie do końca wiem co mówię. Malfoy ma to samo, zupełnie jakbyśmy byli połączeni. Mamy niepisany pakt o wzajemnym budzeniu się i co zaskakujące, ani razu jeszcze nie zrobił mi żartu. On jednak w przeciwieństwie do mnie korzysta z dnia wolnego i śpi jak zabity.

Przekręcam się na parapecie, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Niestety, chyba nie jest przystosowany ani do mojego wzrostu, ani tym bardziej do spania na nim. Ja jednak nie daję za wygraną i nadal się wiercę. Nie zamierzam wracać na łóżko, odstrasza mnie dziś jak nigdy.

Jeszcze trochę, a moja desperacja osiągnie tak krytyczny punkt, że położę się na podłodze. Nie jest to zbyt kusząca perspektywa, zważając na to, że jest lodowata jak spojrzenie Malfoya kiedy powiesz, że włosy mu się nie układają – wiem coś o tym. Nie wiem jednak, skąd to porównanie. Chyba powinienem iść spać, bo dostanę paranoi. Wreszcie znajduję w miarę wygodną pozycję, chociaż jestem pewien, że z boku musi wyglądać dziwnie. Zamykam oczy. Jest mi strasznie zimno i niewygodnie, ale udaje mi się w końcu zasnąć.

*

– Potter – budzi mnie Malfoy, szepcząc do ucha i przy okazji ogrzewając mi uszy oddechem.

Jest mi zimno, ale nie tak bardzo jak powinno być po paru godzinach spędzonych na parapecie. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, dlaczego nie jest tak źle. Koc. Draco przykrył mnie kocem.

To dość niespotykane... ktoś chyba naprawdę go podmienił albo zrobił mu niezłe pranie mózgu. O ile to nie była Hermiona, która wpadła do pokoju i postanowiła mnie okryć. Chociaż ona prędzej obudziłaby mnie, wrzeszcząc na całe gardło, niż po prostu przykryła i zostawiła w spokoju. To musiał być Draco, nie widzę innej opcji.

– Która godzina? – pytam sennym głosem. Przeciągam się, słyszę jak strzyka mi w szyi. Boli mnie kręgosłup i chyba każda możliwa kość w moim ciele. Spanie na parapecie nie było najlepszym pomysłem, ale o tym wiedziałem już kilka godzin temu.

– Południe – informuje. Spoglądam za okno. Słońce mnie oślepia. Powoli schodzę z mojego dziwnego legowiska i rozprostowuję się. Tak zdrętwiałem, że ledwo mogę utrzymać równowagę. Siadam na krześle przy stoliku i opieram głowę o dłoń, starając się nie zasnąć. – Przespałeś śniadanie, wiec przyniosłem ci to – Draco stawia przede mną kubek kawy.

– Kto wymusił na tobie tak ludzkie odruchy? – pytam wprost. Ten chłopak coraz bardziej mnie zaskakuje. Zaczynam się obawiać, że zamierza mnie zabić, dlatego jest dla mnie taki miły.

Chłopak tylko mruży oczy i siada przede mną.

– Chciałbym ci tylko przypomnieć, że idziemy dziś do Hogsmeade – mówi po chwili ciszy, z udawaną manierą.

– Słucham? – pytam odchrząkując. Przez niego zakrztusiłem się kawą. – Hogsmeade? Ja... no cóż. Miałem zamiar wybrać się dziś do domu – opowiadam z zakłopotaniem.

No i całe plany szlag trafił. A tak się stęskniłem za moim fotelem...

– W takim razie dobrze, że ci przypomniałem – uśmiecha się chytrze i opiera wygodniej na krześle.

– Przypomniałeś? – dopytuję się. Nie do końca rozumiem, o co mu chodzi. Nie mówił mi nic o tym, jestem tego pewien. No chyba, że mówił kiedy spałem.

– W ogóle mnie nie słuchasz – wzdycha i kręci głową z dezaprobatą. No dobra, teraz to naprawdę nic nie rozumiem. – Pamiętasz jak mówiłeś mi, że magia to całe twoje życie, a ja powiedziałem, że trzeba to zmienić? – podpowiada. Fakt, przypominam sobie. Nigdzie jednak nie było mowy o Hogsmeade. Kiwam głową i czekam na rozwój sytuacji. – No właśnie – wzdycha jakby z ulgą. – Więc, idziemy dziś do Hogsmeade, żeby zmienić twoje życie.

– Fantastycznie – odpowiadam i wracam do swojej kawy, która mimo że wystygła nadal jest idealna. Przez ten tydzień chyba się od niej uzależniłem, jeszcze bardziej niż wcześniej. Zamykam oczy i staram się poczuć jak powoli zaczyna krążyć w moich żyłach. Otwieram oczy, a Draco patrzy na mnie jak na wariata. – A co niby będziemy robić? – pytam, udając, że nie widziałem tego spojrzenia.

– Uważaj, bo wszystko ci powiem – odpowiada i uśmiecha się dokładnie tak, jakby coś knuł. Czyli tak jak zawsze. – To niespodzianka.

– Nienawidzę niespodzianek – informuję.

– Wiem - wzrusza ramionami. – Właśnie dlatego to robię – i kolejny uśmiech. To wszystko staje się coraz bardziej podejrzane.

– Czy ja już mówiłem, że cię nienawidzę? – wzdycham i wywracam oczami. Powoli tracę na niego siły. Jeśli teraz ma takie pomysły, to co będzie później?

Naprawdę nie mam ochoty ani na niespodzianki, ani na pójście do Hogsmeade, ani na cokolwiek innego, co wiąże się z wychodzeniem z łóżka. Dziś jest mój dzień lenia i mam zamiar go wykorzystać.

– Wcale mnie nie nienawidzisz – mówi z ogromną pewnością. – Uwielbiasz mnie – uśmiecha się z udawaną słodyczą.

– Tak sądzisz? – wywracam oczami, na co Malfoy wzrusza ramionami.

Dopijam kawę i wracam do łóżka, które już mnie nie odpycha, tak jak parę godzin temu.

– Co ty robisz, Potter? – Draco patrzy na mnie jak na przestępcę.

– Muszę cię zmartwić – mówię spokojnie i wchodzę do łóżka. – Ale nie pójdę z tobą do Hogsmeade.

– Owszem, pójdziesz – upiera się.

– A jak nie? – droczę się. Doskonale wiem, że go to wkurza. Zamierzam go wyprowadzić z równowagi.

Chyba mam skłonności samobójcze.

– To wcielę w życie mój misternie ułożony plan zabicia ciebie – mówi i uśmiecha się, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

Za często się dziś uśmiecha. Albo ma dobry humor, co jest absolutnie niemożliwe, albo ta niespodzianka naprawdę ma mnie zabić.

Świetnie, nie mogę się doczekać.

– Grozisz mi? – pytam, unosząc jedną brew.

– Nie udawaj, jakby to był twój pierwszy raz – mówi zbyt spokojnie i nadal się uśmiecha. Naprawdę zaczynam się obawiać.

– A co ja z tego będę miał? – pytam, znów się drocząc.

– Swoją niespodziankę! – krzyczy oburzony. – Idziesz do Hogsmeade. To już ustalone – mówi znów spokojnie, niemalże mi rozkazując. – A teraz ubierz się, bo przegapisz także i obiad – przypomina i wychodzi, zostawiając mnie samego.

Wzdycham i wstaję z łóżka, niechętnie je zostawiając. Doskonale wiem, że tej nocy znów nie będę mógł zasnąć, ale chyba nie mam innego wyjścia niż je zostawić. Ubieram się w dżinsy i bluzę.

Zaklęciem poprawiam pościel na swoim łóżku i wychodzę,kierując się do Wielkiej Sali na obiad. Chociaż w moim przypadku, to bardziejśniadanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top