Jezioro
"Oh, I hope some day I'll make it out of here
Even if it takes all night or a hundred years
Need a place to hide, but I can't find one near
Wanna feel alive, outside I can't fight my fear"
Po tym jak z Draco zerwaliśmy, moje życie jest bardziej monotonne, niż wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek będzie. Czuję się jak robot zaprogramowany na czynności codziennego życia i nic poza tym. Już nie żyję, nazwałbym to raczej zwyczajną, nudną egzystencją.
Praktycznie nie rozmawiam z chłopakiem, poza wymianą grzeczności lub kilku uwag na temat uczniów. Staliśmy się sobie prawie że obcy, co sprawia mi niemały ból. Każda sekunda spędzona z nim w krępującej atmosferze i ciszy, jest dla mnie istną torturą. Mam ochotę uciec jak najdalej od moich problemów, ale pozostaje to jedynie marzeniem.
W pierwszej chwili po zerwaniu pomyślałem, że wszystko będzie tak, jak wcześniej. Dalej będziemy rozmawiać o wszystkim i o niczym, śmiać się. Słowem - zachowywać jak dobrzy kumple. Po kilku dniach przekonałem się, że nie jest to możliwe.
Jednak fakt, że nie utrzymujemy bliższego kontaktu, nie oznacza, że przestał mnie interesować. Przeciwnie - obserwuję go, dość wnikliwie by dowiedzieć się, co tak naprawdę się u niego dzieje. Widzę, że blondyna coś trapi, cały czas jest smutny, blady i siny na zmianę. W danym pomieszczeniu jest tylko ciałem, natomiast jego umysł jest zdecydowanie gdzieś indziej.
Najpierw myślałem, że jestem po prostu przewrażliwiony, a tak naprawdę wszystko jest w najlepszym porządku. Moje zdanie jednak zmieniło się, kiedy pierwszy raz usłyszałem jego zduszony szloch. Powtarzał się noc w noc i za każdym razem czułem realny ból. Cały czas zadaję sobie pytanie, dlaczego nadal nic z tym nie zrobiłem. Powinienem zachować się jak przykładny gryfon, pomóc mu jakoś, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafię. Chyba boję się zapytać, a konkretniej - boję się odpowiedzi. Równie dobrze może mnie okłamać i stwierdzić, że płacz był efektem mojej bujnej wyobraźni. Ale - co naprawdę mało prawdopodobne - może nie wytrzymać i powiedzieć całą prawdę. Nie wiem, która wersja przeraża mnie bardziej.
Opowiedziałem o tym wszystkim Hermionie. Nie potrafiłem sobie sam z tym poradzić. Potrzebowałem kogoś, kto spojrzy na to z innej perspektywy, przemówi mi do rozsądku. Tylko ona znała szczegóły całej sytuacji, jako jedyna wiedziała o moim związku z Draco. Jednak to właśnie Hermiona nie wiedziała, co mi poradzić, chyba pierwszy raz w życiu. Poleciła mi to, co i tak miałem zamiar zrobić - czekać. Stwierdziła, bym poczekał na dalszy rozwój wydarzeń. Szansa, że coś się zmieni była bardzo duża.
No i rzeczywiście - coś się zmieniło, a przynajmniej takie mam wrażenie. Draco pierwszy raz od dłuższego czasu wstał o normalnej porze. Miał bowiem ostatnio w zwyczaju budzić się nad ranem.
Wchodzi do Wielkiej Sali chwilę po mnie cały w skowronkach. Wygląda jak uosobienie słońca, które zdecydowało się odwiedzić Hogwart. Jakby wszystkie jego dotychczasowe troski nagle zniknęły i nie pozostawiły po sobie śladu. Z wyraźną nonszalancją siada obok mnie i od razu zaczyna popijać herbatę.
-Chyba masz dziś lepszy humor? - pytam, udając, że wcale nie zauważyłem jego dziwnego zachowania.
-Nie wiem, o czym mówisz - marszczy czoło i przybiera minę niewiniątka. Gdybym nie był świadkiem jego płaczu, prawdopodobnie bym uwierzył. Jednak nie tym razem.
-Oczywiście - wzdycham i upijam łyk kawy.
*
-Chciałbym porozmawiać dziś z wami o czarnej magii - tymi słowami zaczynam lekcję z siódmą klasą. - Nie mogę was jej uczyć, jednakże... Musicie wiedzieć, z czym się mierzycie.
-To znaczy, że będziemy z kimś walczyć? - pyta z dużym zainteresowaniem czarnowłosy Puchon.
-Nie mogę tego wykluczyć, panie Gibbs - wzdycham ciężko. - Świat magiczny jest bardzo niebezpieczny. Możliwe, że nawet bardziej niż mugolski. I chociaż teraz jest bezpiecznie, nie wiemy, co stanie się jutro. Nie wiemy, czy nie będziemy świadkami narodzin kolejnego czarodzieja żądnego władzy.
-Mówi pan o tym, że Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać znów może się odrodzić? - tym razem pytanie zadaje rudowłosa Gryfonka, która nagle zrobiła się blada jak pergamin.
-Nie, nie mówię o nikim konkretnym - kręcę głową i uśmiecham się lekko, starając się uspokoić uczniów. - Mam na myśl fakt, że musicie być gotowi - robię przerwę i rozglądam się po klasie.
Kilkoro uczniów jest wyraźnie przerażonych, niektórzy wymieniają między sobą nerwowe szepty. Znajdą się jednak tacy, którzy wyglądają jakbym właśnie mówił o czymś, czego dawno się nauczyli. Chyba nadszedł czas na zakończenie.
-Dobrze to tyle, na dziś. Na nastepnej lekcji wyszczególnię kilka czarnomagicznych procesów - uczniowie wstają ze swoich miejsc i powoli zbierają się do wyjścia.
Ja także opuszczam klasę. Wchodzę do gabinetu i muszę przyznać, że jestem zaskoczony tym, co widzę - a dokładniej - tym, czego nie widzę. Nie ma tam bowiem Draco, który jak zawsze powinien czekać na swoje lekcje.
Nie ma go jednak, co wprowadza mnie w niemałe osłupienie. Nie widziałem, żeby wychodził, a musiał to zrobić przechodząc przez klasę - to jedyna droga. W takim razie została teleportacja, nie mógł się przecież rozpłynąć w powietrzu.
Nagle słyszę jak ktoś biegnie w stronę gabinetu. Odwracam się i widzę, jak Hermiona wpada do pomieszczenia. Wygląda na zdenerwowaną. Coś musiało się stać.
-Draco skoczył do jeziora - mówi od razu, szybko łapiąc oddech.
-Co? - dopytuję, mając szczerą nadzieję, że dziewczyna żartuje.
-Z mojego okna jest widok na jezioro. Widziałam, jak Darco skoczył.
Staję jak wryty, dosłownie nie mogę się ruszyć. Zaczyna mi się kręcić w głowie, mam wrażenie, że zemdleję. Przed oczami pojawiają się plamy i nie wiem co zrobić.
Dopiero po kilku sekundach odzyskuję przytomność i biegnę w stronę wyjścia. W umyśle pojawia mi się tylko jedno pytanie: dlaczego. Nie wierzę, że skoczył by od tak sobie popływać. Dziewczyna nie zareagowała by tak na to.
Decyduję się na natychmiastową deportację na brzeg jeziora, gdybym dotarł tam ufając moim zdolnościom biegowym, mogłoby być za późno.
Rzucam na siebię zaklęcie Bąblogłowy i bez jakiegoś konkretnego planu działania skaczę do jeziora. Nie widziałem na powierzchni ciała, więc jest szansa, że uda mi się go uratować.
Rozglądam się, staram się dojrzeć każdy szczegół, mimo że woda nie jest zbyt przejrzysta. Fakt, że mam coraz mniej czasu przyprawia mnie o boleśnie szybkie bicie serca. Muszę go znaleźć, muszę. Nigdy sobie nie wybaczę, jeżeli przeze mnie umrze.
Nagle, kilka metrów ode mnie dostrzegam bardzo jasną plamę. Chyba nigdy w życiu nie cieszyłem się, że jego włosy są tak jasne. Podpływam w tamtą stronę najszybciej jak tylko mogę. Każda sekunda jest cenna.
Kiedy jestem dostatecznie blisko widzę, że chłopak zaplątał się w jakąś nieznaną mi roślinę. Nie mam czasu się z nią szarpać, więc zaklęciem odcinam ją od nóg Draco.
Jak najszybciej staram się wydostać z nim na powierzchnię, mając nadzieję, że tam odzyska przytomność. Od razu kładę go na ziemi i dopiero wtedy uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia co dalej robić. Dostałem zaćmienia umysłu i jedynym, co robię to przez kilka sekund gapię się na niego, mając nadzieję, że cudownie się obudzi.
Na szczęście Hermiona nagle pojawia się obok mnie z jakimś przedziwnym eliksirem w ręku. Natychmiast wlewa go blondynowi do ust. Ten po chwili zaczyna się krztusić, aż w końcu oddycha samodzielnie i otwiera oczy. Dziewczyna widząc, że sytuacja jest opanowana odchodzi, zostawiając nas samych.
-Co ty sobie do cholery myślałeś!? - zaczynam krzyczeć, chyba najgłośniej w życiu. - Mogłeś zginąć!
Chłopak siada bardzo powoli i nadal oszołomiony rozgląda się dookoła. Dopiero po chwili szepcze:
-A myślisz dlaczego to zrobiłem? - patrzy mi prosto w oczy. Widzę jak ledwo powstrzymuje łzy.
Ja za to nie mogę ich powstrzymać, widząc osobę, którą kocham w takim stanie. Biorę kilka głębszych oddechów by się uspokoić i siadam obok blondyna.
-Powiesz mi co się stało? - całym sobą staram się zachować spokój. - To ma związek z twoim ojcem?
Draco odgarnia mokre włosy palcami i przez chwile patrzy na swoje dłonie, nic nie mówiąc. Widzę, jak zbiera resztki odwagi by powiedzieć prawdę.
-On wrócił, Harry - ogłasza z dużą chrypą w głosie.
-Kto? - marszczę czoło, starając sobie przypomnieć o czyim powrocie może mówić.
-Voldemort - patrzy na mnie zbolałym wzrokiem. - Wrócił.
**************
Um... Hej?
Trochę słabo, nie było mnie miesiąc. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie będę także usprawiedliwiać tego, co ostatnio się dzieje w tym opowiadaniu. Planowałam to od samego początku.
W każdym razie, chciałbym poznać wasze opinie na ten temat. Mam po prostu wrażenie, że pojawia się mniej komentarzy.
W medii znajdziecie przepiękną piosenkę, przy której płaczę zawsze. Billie Eilish to moja bogini, ok.
Jest was 73 tysiące. Nadal płaczę, nadal pytam: jak?¿
*chamska reklama*
Na moim profilu pojawił się pewien rodzaj crossoveru między universum Harry'ego Pottera, a Marvelem. Znalazło się tam wszystko, co związane z życiem Avengers w Hogwarcie. Na razie ma to formę przewodników, ale kiedyś napiszę kilka oneshotów.
"We are one" - zapraszam serdecznie. Będzie mi miło.
*koniec chamskiej reklamy*
Kocham bardzo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top