Gdziekolwiek pójdę
-Słucham? – zrywam się gwałtownie z łóżka, co skutkuje momentalnymi zawrotami głowy. – Nie żartuj sobie ze mnie. – mruczę i staram się powrócić do poprzedniej pozycji.
-Kto powiedział, że żartuję? – uśmiecha się bardzo niewinnie. – No nie daj się prosić. – zachęca słodkim głosem. Jednak nie takim w rodzaju tych, którymi zwykła nas raczyć Clarissa. Raczej przyjemnie słodkim. O ile w ogóle można pomyśleć o Draco w ten sposób. Mam tylko nadzieję, że ten głosik nie przerodzi się zaraz w marudne zrzędzenie albo zrzędzące marudzenie.
-Odpada, przykro mi. – wzdycham ciężko, układając się plecami do chłopaka. Mam głupią nadzieję, że tym razem odpuści – jakbym go nie znał.
-Ale jak to? – w jego głosie słyszę prawie autentyczny smutek. Ale nie mogę być tego pewien – z nim nigdy nic nie wiadomo.
-No tak to. – szepczę i przymykam oczy. Łudzę się, że zdążę zasnąć, zanim blondyn ponownie zacznie marudzić. – Przepraszam, ale nie mam zamiaru grać. – dodaję na sam koniec.
Przez chwilę nie słyszę żadnej odpowiedzi, przez co przechodzi mi przez myśl, że chłopak dał sobie spokój. Potem jednak czuję, jak mój materac się ugina. Następnym, co widzę, to twarz Draco, tyle że odwrócona, przez co jego włosy sterczą na wszystkie strony. Oparł się łokciami o moje ramię, jakby był pewien tego, że waży tyle co piórko. Zrobił minę zbitego psa i delikatnie mruga rzęsami, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Znajduje się tak blisko, że doskonale mogę wyczuć jego oddech. On zapewne także czuje mój – przyspieszony, nierówny, chaotyczny. Za blisko. Zdecydowanie za blisko.
-No proszę. – każdą literę nadmiernie przeciąga, co daje nie znoszący sprzeciwu efekt. – Potty, proszę. – patrzy prosto na mnie.
-Nie będę grał po nocy. – prycham i lekko się uśmiecham. Teraz zamierzam uczepić się każdej możliwej wymówki. Nawet jeśli będzie idiotyczna. – Poza tym zaraz ktoś to usłyszy i wszyscy się tu zejdą. – ciągnę. Zniżam głos do szeptu. Gdybym mówił normalnie, wyczuwalna byłaby niepewność i drganie. Wszystko, dosłownie wszystko by się wydało.
-To możemy wyjść na zewnątrz. – wykrzywia się, jakby znalazł idealne rozwiązanie, złoty środek. On jest niemożliwy, naprawdę. Albo ja zbyt przewidywalny. Obie opcje są równie prawdopodobne.
-Zawsze na wszystko masz odpowiedź, co? – unoszę lewy kącik ust do góry. Pokręciłbym głową, gdybym mógł. Jednak w tej sytuacji, boję się zrobić chociażby najmniejszy ruch.
-No weź, no. Dobrze wiesz, że nie odpuszczę. – mruczy jak kot i trochę tak się też zachowuje. Jeszcze chwila a zacznie się do mnie łasić. Nie zniósłbym tego.
-Wiem. – wzdycham chyba trochę zbyt głośno. Draco rzeczywiście lubi stawiać na swoim. Jest lekko mówiąc, uparty. I zapewne ma zamiar uciec się do wszelkich sposobów by zdobyć to, czego chce.
-To jak? – mówi tonem, w którym wyraźnie słychać triumf, ale też i odrobinę szczęścia. Tak mi się przynajmniej wydaje. Z nim nigdy nic nie wiadomo. Ma tyle tajemnic, że nawet jego sekrety mają sekrety.
-Niech ci będzie. – wywracam oczami, na co on wydaje z siebie dziwny rodzaj pisku, co zapewne jest oznaką zadowolenia. – Ale to pierwszy i ostatni raz. – ostrzegam go. Draco odpowiada pobłażliwym przytakiwaniem głowy. – Nie żartuję. A teraz zejdź ze mnie, bo już nie mogę oddychać.
Blondyn wstaje i prawie biegnie w kierunku szafy, skąd wyciąga dwa płaszcze: ciemno szary dla mnie i czarny dla siebie.S/zatę rzuca w moją stronę. Jestem pewien, że chciał trafić w okolice rąk, ale coś nie wyszło i płaszcz ląduje na mojej głowie, przez co zaczynam się chwiać.
-Merlinie, wybacz. – wybucha tak wesołym śmiechem, jakiego jeszcze u niego nie widziałem. A muszę przyznać, że wbrew pozorom było tego sporo i każdy, absolutnie każdy z nich mnie zaskoczył. Bardzo pozytywnie zresztą.
-Ja wiem, że chcesz mnie zabić, ale przynajmniej ostrzegaj. – po chwili do niego dołączam, nie mogąc dłużej tego powstrzymywać. Zakładam okrycie i biorę gitarę w dłoń. – Albo przynajmniej zrób to przy pomocy różdżki, a nie czymś przypadkowym, co akurat miałeś pod ręką.
Nadal uważam, że nie powinienem tego robić. I nie chodzi mi tutaj tylko o fakt, że moja najlepiej skrywana tajemnica została ujawniona, jednak bardziej o to, że przez ten cały czas mogłem zapomnieć, jak się gra. W końcu minęło już parę ładnych lat odkąd ostatni raz miałem ją w rękach. Nawet nie sprawdzałem jej stanu. Nie wiem, czy jakieś robactwo nie wyjadło jej od środka. Po prostu leżała sobie spokojnie na dnie kufra. Nawet nie miałem świadomości, że ją ze sobą zabieram. Gdybym tylko wiedział jak to się skończy, z pewnością zrobiłbym jej jakąś specjalną skrytkę, czy coś. Zapewne potem zapomniałbym o jej istnieniu, a przypomniał sobie w najmniej odpowiednim momencie.
Draco obdarza mnie wyczekującym spojrzeniem. Nawet nie zauważyłem, że stoi gotowy tuż przy wyjściu. Udaję, że tego nie zauważyłem i z lekkim uśmiechem na ustach wychodzę z gabinetu.
Aż do jeziora idziemy w zgodnej ciszy. On nadal z triumfalnym i jak najbardziej szczerym uśmiechem. Ja z nadal przyspieszonym biciem serca i lekkim rumieńcem na policzkach. Nie potrafię tego powstrzymać.
Kiedy widzę jezioro o parę kroków przede mną zaczynam się trząść. Mam ochotę zawrócić i to jak najszybciej. Chyba jeszcze gorszym od mojego samopoczucia, jest fakt, że Draco zauważa moje wahania. Natychmiast patrzy na mnie z wyraźną wyższością.
-Co jest, strach cię obleciał? – podnosi brew. Jedynym, co mogę zrobić to wywrócenie oczami. To chyba jego ulubione powiedzonko. Mówi to przy każdej możliwej okazji, a nawet częściej.
-Możesz przestać to powtarzać? To się staje wkurzające. – wzdycham i siadam na trawie tuż obok wody. Jednak przy zachowaniu odpowiedniej odległości, by mieć pewność, że blondyn – zapewne zupełnie przypadkiem i niechcący - nie wrzuci mnie do niej.
Pogoda jest świetna – niebo jest bezchmurne, widać każdą gwiazdę. Jest ciepło jak na listopad. Nawet mógłbym zdjąć płaszcz. Mam wrażenie, że ja i moja gitara jesteśmy tylko częścią bardzo dobrze ułożonego planu. Wszystko, nawet podejrzanie sucha trawa, zdają się mieć ściśle wytyczone zadania. Albo to tylko moje przewrażliwienie i poszukiwanie dziury w całym.
Draco siada tuż obok mnie, opierając się przy okazji o pobliskie drzewo. Patrzy wyczekująco, a ja zwyczajnie nie wiem, co mam zagrać. Czy jakiś czarodziejski hit – a może coś mugolskiego. Przez głowę przelatuje mi tysiąc pomysłów, ale żaden z nich zdaje się być nieodpowiedni.
-Masz zamiar dzisiaj zacząć? Czy przyjść później? – odzywa się zniecierpliwiony i podpiera brodę dłonią.
-Daj mi chwilę. Nie mam pojęcia, co zagrać. – odkładam gitarę z lekkim wkurzeniem na samego siebie.
-Zagraj coś, co lubisz. – uśmiecha się delikatnie. – Nie obrażę się, jeśli nie będzie miała głębokiego przekazu. A teraz zaczynaj, bo zaczynam się nudzić. – stara się usiąść w miarę prosto.
Jaką piosenkę lubię? Staram się przypomnieć wszystko, czego słuchałem, zanim wróciłem do Hogwartu. Były to raczej grupy mugolskie – mają w sobie to coś, czego nie mają te ze świata czarodziejskiego. Dlatego częściej stawiałem właśnie na nie. Tyle, że teraz mam zupełną pustkę w głowie. Szukam, naprawdę przeszukuję chyba cały mózg, ale każda rzecz wydaje się być zła jak na taką okazję.
Jednak po długich przemyśleniach, przypominam sobie o jednym utworze. Pamiętam, jak byłem zaskoczony, bo tekst bardzo do mnie trafiał. Mogłem w nim odnaleźć cząstkę siebie. Uśmiecham się, że w końcu udało mi się coś znaleźć i biorę do ręki gitarę. Spoglądam jeszcze na mojego towarzysza, upewniając się, że na pewno nie zasnął. Powoli zaczynam. Wykonuję jedno, próbne szarpnięcie strunami, sprawdzając czy jeszcze pamiętam jak się to robi. Stwierdzam, że to jak z jazdą na rowerze – nigdy się jej nie zapomina. Gram pierwsze nuty piosenki, a po chwili zaczynam śpiewać. Tak, śpiewać. I w brew pozorom nie brzmię tak źle... mam nadzieję.
„Wiem, że mógłbym kłamać, ale mówię prawdę
Gdziekolwiek pójdę, tam zawsze będzie Twój cień
Wiem, że mógłbym spróbować poszukać czegoś nowego
Ale gdziekolwiek pójdę będę szukał ciebie
Niektórzy ludzie kłamią, ale oni szukają magii
Inni po cichu wariują
Ja czuję, że żyję kiedy jestem blisko szaleństwa
Żadna łatwa miłość nigdy nie sprawi, że poczuję się tak samo
Wiem, że mógłbym kłamać, ale nie będę cię okłamywał
Gdziekolwiek pójdę, zawsze będziesz duchem w moim pokoju
Nawet nie próbuje szukać czegoś nowego
Ponieważ gdziekolwiek pójdę, będę szukał ciebie
Niektórzy ludzie próbują, ale nie mogą znaleźć magii
Inni padają na kolana i modlą się
Ja ożywiam się kiedy jestem blisko szaleństwa
Żadna łatwa miłość nigdy nie sprawi, że poczuję się tak samo
Sprawi, że poczuję się tak samo
Sprawi, że poczuję się tak samo, tak samo, tak samo
Wiem, że mógłbym kłamać, ale mówię prawdę
Gdziekolwiek pójdę tam zawsze będzie Twój cień
Wiem, że mógłbym spróbować poszukać czegoś nowego
Ale gdziekolwiek pójdę, będę szukał ciebie
Gdziekolwiek pójdę będę, szukał ciebie, ciebie
Niektórzy ludzie modlą się do swojego Boga o odrobinę magii
Ponieważ żadna łatwa miłość nigdy nie sprawi, że poczują się tak samo
Żadna łatwa miłość nigdy nie sprawi, że poczuję się tak samo
Sprawi, że poczuję się tak samo, tak samo, tak samo
Wiem, że mógłbym kłamać, ale mówię prawdę
Gdziekolwiek pójdę, tam zawsze będzie Twój cień
Wiem, że mógłbym spróbować poszukać czegoś nowego
Ale gdziekolwiek pójdę, będę szukał ciebie
Ty myślisz, że to kłamstwo ale ja mówię prawdę
Gdziekolwiek pójdę, będę szukał ciebie
Gdziekolwiek pójdę, będę szukał ciebie
szukał ciebie, szukał ciebie, ah"
Kończę piosenkę. Spoglądam na blondyna, oczekując wybuchu śmiechu, szyderstw z mojego głosu, czy czegokolwiek innego. Jednak, ku mojej wielkiej uldze nie dostaję niczego takiego. Wygląda jakby się zasłuchał, na chwilę wyłączył. No cóż, wiem jak to jest.
-I jak? – pytam niepewnie, nadal gdzieś z tyłu głowy słysząc krytykę. Draco wygląda jakbym wybił go z głębokiego transu, patrzy na mnie mrugając tylko. – Coś nie tak?
-Nie, to było... - szepcze. Oczy ma szeroko otwarte, jakby był o krok od szaleństwa. – Nie wiedziałem, że śpiewasz...
-No cóż. – wzruszam ramionami i lekko się uśmiecham. Nie bardzo wiem, co dalej powiedzieć.
-Mogę... - zaczyna po chwili, bardzo niepewnie. Zachowuje się zupełnie jak nie on. Nie myślałem, że to, co śpiewam ma takie przesłanie. – Mogę się do ciebie przytulić? – patrzy mi prosto w oczy, jak gdyby błagał o darowanie życia, a nie o zwykły uścisk.
-Jasne. – uśmiecham się pokrzepiająco i rozkładam ręce. Chłopak podchodzi na kolanach i wygodnie układa się w moich ramionach.
Nagle mnie olśniewa. Blondyn zrozumiał to, co chciałem mu przekazać tym, co śpiewałem. Przez to jeszcze szerzej się uśmiecham i opieram brodę o czubek jego głowy.
-Ginny naprawę nie wie, co straciła. – odzywa się po chwili, wcale nie mając zamiaru zmieniać swojej pozycji.
-Myślę, że wie. – odpowiadam po chwili namysłu. – No wiesz, chyba się zorientowała, skoro chciała do mnie wrócić.
Chłopak podnosi głowę by na mnie spojrzeć. W jego oczach jest coś innego. Coś, czego nie potrafię w żaden sposób nazwać. Takie ciepło, jakby nagle zmieniły kolor.
-Cieszę się, że ją pogoniłeś. – uśmiecha się szelmowsko. Czyli wszystko wraca do normy. Aż zaczynałem się obawiać.
Ale chyba nie wszystko wróciło na swoje miejsce. Draco zaczyna bardzo powoli przybliżać swoją twarz do mojej. Serce bije mi zdecydowanie szybciej niż powinno. Z oddechem dzieje się to samo. Miesza mi się w głowie, jakbym był już po kilku szklankach Ognistej. Naprawdę się tego nie spodziewałem. Ustępuję, postanawiam się poddać temu, co się dzieje.
***************************
Tak wiem, rozdział miał być wcześniej, a ja się spóźniłam - jak zwykle.
Chyba powinnam przeprosić. I za tak późne dodanie i za kolejny przerywnik w najlepszym miejscu. Przepraszam również za to, że nie odpisuję na wasze komentarze. Mam teraz małe problemy z telefonem, a na stronie robi się to bardzo źle. Ale spokojnie, to się zmieni. Jakoś to nadrobię.
Postanowiłam jakoś odkupić swoje winy i dostaniecie dziś dwa rozdziały. Publikacje praktycznie jedna po drugiej. No, może odstęp czasowy ok. 30 minut.
Muszę się przyznać, że nie idzie mi ostatnio za dobrze. I wcale nie mam na myśli czasu, bo zawsze znajdowałam go w soboty wieczorem. Na pewno zauważyliście, że rozdziały są teraz krótsze, bardziej wymuszone. Spokojnie, nie mam zamiaru tego zawieszać. Przynajmniej na razie. Sądzę, że sytuacja się poprawi.
Dobrze, koniec pesymistycznych rzeczy.
Jest was już prawie 21,5 tysiąca. Nie było mnie kawałek czasu i ta liczba naprawdę mnie zaskoczyła. Nie wiem jak mam dziękować.
Długo szukałam odpowiedniej piosenki, którą mógłby zaśpiewać Harry. Ta spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i moim zdaniem pasuje idealnie. Znajdziecie ją w medii.
Mam nadzieję, że posłuchaliście mnie i zażyliście tabletki uspakajające. No chyba, że jesteście super odporni.
Kocham was.
Nawet nie wiecie jak bardzo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top