Feniks z popiołów

"I'm looking for the place
Where I was falling into you
Dressed in sunlight, warmed the cold
That lived inside me
We should have been
What we said
When we were
At the top of Cherry Hill"

-Żartujesz, prawda? - siadam na mokrej ziemi, bo właśnie zakręciło mi się w głowie. - Błagam, powiedz, że żartujesz.

-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym - patrzy martwo w przestrzeń.

Wcale nie wygląda jakby podzielenie się swoim zmartwieniem sprawiło mu ulgę. Wręcz przeciwnie - wygląda jakby jeszcze bardziej pragnął się utopić. Szczerze mówiąc ja sam mam na to ochotę.

-Chodź, wejdziemy do środka - wstaję i staram się pomóc blondynowi zrobić to samo. - Musisz mi wszystko opowiedzieć. Bez zatajania czegokolwiek, jasne? - biorę go pod ramię i powoli podążamy w stronę zamku. Myślę, że obaj jesteśmy zbyt zmęczeni na deportację.

Draco w odpowiedzi kiwa tylko głową.

Nadal czuję się słabo, ledwo co mogę się poruszać. Dopiero teraz uświadamiam sobie jak długo chłopak wytrzymywał z tą informacją i jak dobrze sobie radził. Ja z pewnością nie byłbym zdolny do czegokolwiek, a co dopiero do prowadzenia lekcji.

Zaraz po tym jak docieramy do pokoju, Draco zajmuje łazienkę. Chwilę stoję wpatrując się w drzwi, a później siadam na krześle, nie zważając na to, jak mokre są moje ubrania. Przeczesuję włosy dłonią, mając szczerą nadzieję, że pomoże mi to zebrać myśli.

Nawet nie potrafię wyrazić tego, co właśnie dzieje się w mojej głowie. To coś więcej niż jakiś tam bałagan, to prawie Stajnia Augiasza. Naprawdę, nie wiem jak to wszystko poukładać.

Jestem w ciężkim szoku. Powrót czarodzieja, którego zniszczyłem własną różdżką, był ostatni na liście nieprawdopodobnych rzeczy, które mogłyby się zdarzyć. Wiem już jednak, dlaczego bolała mnie blizna.

Nie dopuszczałem do siebie tej wiadomości; bóle tłumaczyłem migreną, lub ugryzieniem tego dziwnego zwierzęcia. Gdzieś z tyłu głowy słyszałem cichy głosik cały czas mówiący mi o powrocie Voldemorta. Nie chciałem jednak temu wierzyć, stwierdziłem, że dopadła mnie już paranoja i jak tak dalej pójdzie będę musiał się leczyć. Jednak teraz, kiedy wszystko stało się niemalże jasne, zdecydowanie wolałbym tę drugą opcję.

Kiedy pomyślę o tym, co jeszcze ma mi wyjaśnić Draco, to autentycznie mam ochotę zwymiotować. Nie wiem czy jestem w stanie przyjąć taką ilość informacji na raz. Ponownie współczuję Draco. Był silny przez tak długi czas, być może nawet za długi.

Nagle przychodzi mi na myśl wspaniały pomysł. W szuflady wyjmuję kawałek pergaminu i pióro. Piszę dwie takie same, krótkie wiadomości:

"Mój gabinet, natychmiast. Harry."

Rozrywam pergamin na pół i wysyłam listy do Rona i Hermiony. Chcę żeby oni także tego wysłuchali. Ja sam zapewne wpadnę w jeszcze poważniejszy szok i nie zapamiętam połowy rzeczy, więc lepiej będzie, jeśli oni będą obok. Bez krzty ironii mam nadzieję, że dziewczyna będzie notować. Coś mi się zdaje, że cała sprawa będzie bardziej zawiła niż można to sobie wyobrazić.

Po paru minutach Draco wychodzi z łazienki, względnie suchy, nadal jednak przygnębiony. Ja w międzyczasie sam zdążyłem wyschnąć i nawet nie zaprzątam sobie głowy wyglądem.

-Hermiona i Ron zaraz przyjdą. Lepiej, żeby też wiedzieli – odzywam się, przerywając ciszę. Draco patrzy na mnie przez chwilę jakby nie do końca zrozumiał.

-Jak chcesz - wzrusza w końcu ramionami.

Szczerze powiedziawszy nie do końca wiem, co myśleć o jego zachowaniu. Nagle wygląda, jakby cała ta sprawa go nie obchodziła i działa się zupełnie obok. Chociaż z drugiej strony, swoje już wycierpiał, sam byłem tego świadkiem. Dziś w końcu nastąpiła tego kulminacja - prawie się zabił. Wydaje się więc wyprany z emocji bo było tego za dużo.

Nagle do pomieszczenia wchodzi zaproszona para. Cieszę się, że przyszli tak szybko i nie uznali tego za nieśmieszny żart.

-Co się stało? - wypala szatynka na wejściu. Wygląda na przestraszoną, a Ron jest po prostu zły, że prawdopodobnie przerwałem mu jedzenie. – Czy to coś z Draco?

-Poniekąd... - przymykam oczy i staram się utrzymać w miarę równy oddech. To naprawdę nie jest proste. – Musimy porozmawiać o czymś bardzo, cholernie bardzo ważnym.

-Ktoś umarł? – marszczy czoło rudowłosy i siada tuż obok mnie. To samo robi jego żona, ale ona usadowiła się nieco dalej.

-No słuchaj, Weasley, wręcz przeciwnie. – blondyn śmieje mu się w twarz, bez ani odrobiny wesołości, co wprowadza w drugiego w niemałą konsternację.

-To znaczy? – odpowiada szatynka, cały czas przyglądająca się to mnie, to Draco. Widzę, że naprawdę chce zrozumieć, o czym mówimy. Nie ona jedyna.

-Voldemort... - chcę w końcu im to powiedzieć, ale okazało się, że reszta zdania nie przechodzi mi przez gardło. Tak, jakbym nagle zaczął się dusić.

-Co z nim? – pyta Hermiona z każdą sekundą coraz bardziej skonfundowana.

-Odrodził się! – wykrzykuje blondyn i nagle wstaje ze swojego krzesła, by pochodzić po pokoju.

Twarze obojga wydają się blednąć i czerwienieć na zmianę. Dziewczyna wygląda jakby miała za chwilę zemdleć, a Ron nawet złapał się za serce. Gdyby nie fakt, jak to wszystko na nas wpływa i że czuję się dokładnie tak samo, mógłbym nawet pomyśleć, że wyglądają dość komicznie.

-Bardzo śmieszny jest ten żart. Naprawdę, wyjątkowo udany. – rudowłosy próbuje się roześmiać.

Widzę, jak w jego oczach maluje się głośna prośba byśmy zakończyli nasz mały teatrzyk. Szczerze chciałbym się teraz zaśmiać i powiedzieć „mamy cię!", jak w mugolskich programach z ukrytą kamerą. Niestety, tak się nie stanie.

Nie mam siły opowiadać mu o tym wszystkim. Tylko przecząco kręcę głową, dając mu do wiadomości jak bardzo się myli. Chłopak uświadamiając sobie to czerwienieje po same uszy.

-Jak? Jakim cudem? Przecież Harry go zniszczył – dziewczyna stopniowo gubi się, choć nie daje tego po sobie poznać. Widzę to jednak doskonale w jej oczach.

-Harry, pamiętasz co z niego zostało? – blondyn się ożywia, zadając dość dziwne pytanie.

-No tak. Kiedy trafiło go zaklęcie zmienił się w jakiś... proch, popiół... sam do końca nie wiem. – drapię się w tył głowy, próbując sobie przypomnieć, co tak naprawdę wtedy widziałem.

-No właśnie – Draco z dziwną w tej sytuacji nonszalancją siada na swoim łóżku. – Śmierciożercy, którzy jakimś sposobem uniknęli Azkabanu przywołali do siebie tę garstkę kurzu, która została po ich panu i władcy - dostali takie zadanie. Czarny Pan wiedział, co się dzieje i że nie uda mu się uniknąć śmierci. Byłem przy tym, kiedy zwracał się do wszystkich – przerywa na chwile biorąc głęboki wdech. Mam ochotę usiąść obok niego i chociaż potrzymać za rękę. Jednak nie mogę.

-Co kazał wam zrobić? – pyta szatynka, najwyraźniej robiąca notatki w głowie.

-Dokładnie opisał rytuał, każdy, nawet najmniejszy krok. Znalazł go w jakiejś starej księdze swoich przodków. Na jego pozostałości rzucono Zaklęcie Feniksa. Voldemort dosłownie powstał jak feniks z popiołów - opiera się o ścianę i przymyka oczy na parę sekund.

-Nie znam takiego zaklęcia. Harry? – Hermiona jeszcze bardziej marszczy czoło.

-Ja także nie. – przyznaję, wzruszając ramionami. Czekam na koniec tej opowieści, by móc jak najszybciej obmyślić plan działania.

-Nikt nie ma o tym pojęcia. Sądzę, że Voldemort sam je stworzył.

-A gdzie w tym wszystkim jesteś ty? – pyta rudowłosy z niemałą złością.

-Po wojnie odciąłem się od tego... a przynajmniej się starałem. O wszystkim wiem od ojca – ubiega następne pytanie.

-Skąd mamy wiedzieć, że informacje są prawdziwe? – kolejne pytania padają jak z procy, tym razem zadane przez dziewczynę. Ja jednak nie potrafię zadać żadnego. Nie dlatego, że rozmowa przestała mnie interesować. Czuję się po prostu, jakby odebrano mi głos.

-Ponieważ musiały być prawdziwe, bym mógł dobrze wykonać powierzone mi przez Czarnego Pana zadanie. Rzekomo odpuszczające moją ucieczkę – nastrój Draco zmienił się diametralnie w ciągu sekundy. Wygląda jakby za chwilę miał utonąć we własnych łzach.

-Jakie zadanie? – w końcu odzyskuję głos, chociaż przez narastające przerażenie powinienem go stracić na dobre.

-Miałem cię zabić, Harry – patrzy mi prosto w oczy, w których maluje się kwintesencja bólu. Mnie wbija w krzesło, czuję się jakby przygniótł mnie kamień ważący przynajmniej tonę.

-Ty zakłamany zdrajco! – Ron rzuca się na blondyna z pięściami, jednak ten nie ma żadnego problemu z odparciem ataku.

-Zważaj na słowa – warczy, sadzając rudowłosego z powrotem na miejscu. – Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, siedzę tu z wami i opowiadam wam o sekretach Czarnego Pana, za które spokojnie mógłbym zostać zabity. A Harry jest cały i zdrowy – przeczesuje włosy palcami i wyrównuje oddech.

-Nic by się nie stało, gdybyś się tu nie pojawił – ciągnie dalej chłopak, całkowicie poczerwieniały ze zdenerwowania.

-Słucham? Czy ty naprawdę nie rozumiesz? – blondyn niemalże wyrywa sobie włosy starając się przemówić drugiemu do rozumu. – Odrodziłby się nawet gdybym zaszył się w jakiejś ciemnej jaskini pośrodku dżungli.

Następuje chwila zbawiennej ciszy. Niestety jednak dzięki niej z każdą chwilą czuję narastające przerażenie.

-Znasz jakieś przeciwzaklęcie, cokolwiek? – pyta Hermiona, próbując załagodzić sytuację. Nie wiem czy w ogóle jest to możliwe.

-Niestety nie. Szukałem wszędzie, zresztą nie ma przeciwzaklęcia do uroku, który teoretycznie nie istnieje – Draco jest już względnie spokojny, chociaż nerwowo bawi się palcami. Zauważyłem, że zawsze tak robi w stresujących sytuacjach.

-To co robimy? – pyta Ron, który najwyraźniej też się opanował i nie zamierza – przynajmniej na razie – atakować blondyna.

-Możemy zapytać Dumbledore'a - rzuca pomysł szatynka. Przez chwilę wydaje mi się on wyjątkowo głupi i niedorzeczny.

-Ale przecież on... - chcę jej odpowiedzieć, ale nie jest mi dane dokończyć.

-Nie żyje, tak wiem – przerywa mi z ogromem stanowczości w głosie. – Jednak po coś się maluje obrazy prawda?

***************************

Cześć, kochaneczki.

Starałam się wytłumaczyć jak najwięcej, mam nadzieję, że trochę wam się to rozjaśniło.

Ogólnie chciałbym użyć Zaklęcia Feniksa na kilku osobach. Kto widział Avengers: Infinity War, ten wie o co mi chodzi.

I tak, zmieniłam okładkę nie mówiąc wam o tym. Zwyczajnie nie chciało mi się czekać, a rozdział nie był gotowy. Nie mogłam nie użyć tego pięknego zdjęcia, które Tom wrzucił na swój Instagram. Mam nadzieję, że wam się podoba.

Jest was strasznie dużo, dokładnie 76 tysięcy. Nadal jestem w szoku. Taki ogrom ludzi czyta moje wypociny.

W medii cudowna piosenka. Może nie do końca pasuje, ale to chyba nic niezwykłego. Kłania się wam Russ.

Kocham bardzo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top