Clarissa Delacour

"Nah you don't know me

Lightning above and a fire below me

You cannot catch me cannot hold me

You cannot stop much less control me

When it rains it pours

When the floodgates open, brace your shores

That pressure don't care when it breaks your doors

Say it's all you can take, better take some more"


Już po lekcjach.

Draco oczywiście nadal czyta, a ja myślę o szczurze. Nigdy bym nie powiedział, że głowę będzie mi zajmowało coś podobnego.

Ciszę przerywa cichutkie i jednostajne pukanie do drzwi. Draco siada na swoim łóżku i przez chwile wpatruje się w drzwi, a potem odwraca głowę w moją stronę.

-Spodziewasz się kogoś? – pyta, marszcząc brwi.

-Niekoniecznie. – kręcę głową.

Chłopak wstaje i podchodzi do drzwi.

-Witaj, Draco. – wita się Clarissa Delacour łamaną angielszczyzną, oraz za słodkim, jak dla mnie, uśmiechem.

-Wolałbym, żebyś zwracała się do mnie po nazwisku. – odpowiada niewzruszony i zajmuje swoje poprzednie miejsce.

-Jak sobie życzysz. – uśmiecha się ponownie. – Witaj, Harry. – zauważa mnie.

-Dobry wieczór, Clarisso. – odpowiadam z wymuszonym grymasem.

-Widzisz, Malfoy? – burzy się, zbytnio kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Harry nie ma problemu ze zwracaniem się do niego po imieniu. – patrzy na niego z wyczekującą miną.

-Jest jakiś powód twojej wizyty? – pyta znudzonym głosem, puszczając jej uwagę mimo uszu.

-Chciałam was odwiedzić, zobaczyć jak się urządziliście. – odpowiada lekko piskliwie i zaczyna rozglądać się po pomieszczeniu. – Trochę ciasno tu macie. – podsumowuje.

-Gabinet nie jest przeznaczony dla dwóch osób, ale jakoś dajemy radę. – odpowiadam z wymuszonym uśmiechem, zauważając, że Draco zupełnie ją ignoruje.

-Kto wie, może zostaniecie tu na dłużej. – siada przy stoliku i elegancko zakłada nogę na nogę, nie przestając lustrować pomieszczenia .

-Raczej nie, żaden nauczyciel Obrony nie wytrzymał dłużej niż rok. – wzruszam ramionami.

-Och, a to dlaczego? – dziwi się.

-To... - zaczynam.

-Skomplikowane. – przerywa mi Draco i wstaje. – Wybacz, Delacour, ale musimy się z Potterem przygotować do jutrzejszych zajęć. – otwiera drzwi.

-Och, no dobrze, w takim razie już pójdę. – podnosi się ze smutnym grymasem. – Do zobaczenia, Harry. – rzuca mi na odchodnym.

Dziwię się, że mu uwierzyła, bo przecież jutro jest sobota.

-Do zobaczenia, Clarisso. – odpowiadam i z ulgą kładę się na łóżku.

-Do zobaczenia, Draco. – szepcze i całuje go w policzek. Następnie wychodzi, a chłopak natychmiast zamyka drzwi i z impetem wyciera ten sam polik.

Na ten gest zaczynam się śmiać, chociaż, gdzieś w środku, nie spodobało mi się to, że go pocałowała.

-Jesteś pewien, że Malfoy'owie tak robią? – zaczepiam i dalej śmieję.

-Nie robią. – patrzy na mnie morderczym wzrokiem i wskazuje palcem. – A ty, masz nikomu nie mówić o tym, co się tutaj stało, inaczej będę zmuszony użyć na tobie Zaklęcia Zapomnienia.

-No dobrze, już dobrze. – uspakajam. – Dlaczego ją wyrzuciłeś? – pytam po chwili.

-Miałem jej dosyć. – wzrusza ramionami.

-Dosyć? Jakieś dwa dni temu śmiałeś się razem z nią na kolacji. – przypominam z lekkim wyrzutem.

-Ponieważ jeszcze była normalna. Teraz prawie cały czas za mną chodzi, jakby nie miała własnych lekcji do prowadzenia. – prycha.

-Może jej się spodobałeś. – znowu się śmieję.

-Merlinie, broń. – odpowiada poważnym głosem.

-Co ci w niej nie pasuje? – dziwię się.

Potem przypomina mi się jego wyznanie i już chyba znam powód.

-Po prostu... - szuka odpowiedniego słowa. – Po prostu nie jest w moim typie. – wzdycha.

Tak myślałem.

-Strasznie odstrasza mnie ten jej francuski akcent. – ciągnie z lekkim obrzydzeniem.

-Nie lubisz francuzów? – dopytuję.

-Do francuzów nic nie mam. Nienawidzę jednak, kiedy na siłę próbują mówić po angielsku. – obrusza się. – Jest taka sama, jak jej siostra, kiedy przyjechała na ten cały Turniej.

-Nie przesadzaj, Clarissa mówi bardzo dobrze, prawie nie słychać obcego akcentu. – usprawiedliwiam ją.

-Zawsze wiedziałem, że jesteś niewrażliwy, Potter. – prycha i wraca do lektury.

-Czepiasz się. – odgryzam się. – Widać, że bardzo cię polubiła.

-Za to ty, za bardzo czepiłeś się jej tematu. Jak ci się spodobała, to idź jej to powiedzieć i na Merlina przestań męczyć moje uszy. – wkurza się.

-Jako rozwodnik, na razie odpoczywam od związków. – wzruszam ramionami. – Po prostu uważam, że ona czegoś od ciebie oczekuje.

-Potter, ostrzegam cię, jeszcze słowo o tej przeklętej Delacour, a przysięgam, że cię zabiję. Bez wyrzutów sumienia. – piorunuje mnie wzrokiem.

-Spokojnie, Malfoy. – znów zaczynam się śmiać.

-Nie próbuj mnie uspakajać, bo to działa w odwrotnym kierunku. – warczy. – Albo zmień temat, albo po prostu się zamknij. Wybór należy do ciebie.

-No dobrze. – wzdycham i wstaję. – Idziesz na kolację? – pytam.

-Nie, raczej nie. Wolę być głodny, niż znów ją spotkać. – mówi z odrazą. – Mógłbyś mi coś przynieść? Byłbym wdzięczny. – uśmiecha się.

-Jak chcesz. – kieruję się do drzwi. – Ale pamiętaj, że tym razem, to ty zacząłeś jej temat. – dodaję.

W odpowiedzi dostaję poduszką w plecy.

***

-Gdzie zgubiłeś Malfoy'a, Harry? – zaczyna Ron, kiedy zajmuję miejsce obok niego.

-Aż tak bardzo się za nim stęskniłeś? – unoszę lekko brew.

-Po prostu miałem nadzieję, że czymś go otrułeś. – odpowiada z udawanym smutkiem.

-Nie przesadzaj, Ron. Nie jest tak źle. – wzdycham.

-Widzę, że zdążył cię już przekabacić. – oburza się.

-Nikt mnie nie, jak ty to powiedziałeś, przekabacił. – śmieję się. – Spokojnie.

-No ja mam nadzieję. – wraca do jedzenia swojej porcji jajecznicy na bekonie.

-Harry, idziesz jutro na mecz Quiddicha? – pyta nagle Hermiona.

-Nie, raczej nie. – kręcę głową. – Mam zamiar spać do obiadu. – uśmiecham się półgębkiem.

Z moim snem nadal jest źle. Nie mam pojęcia, co się dzieje. Coraz poważniej myślę o Eliksirze Słodkiego Snu.

-Musisz zobaczyć jak sędziuję. – wykrzykuje rudowłosy.

-Jako nauczyciel, powinieneś tam być. – upomina mnie dziewczyna.

-Malfoy pójdzie za nas oboje. – bronię się. – Nie namówicie mnie, przykro mi. – posyłam im przepraszający uśmiech.

-No nie bądź taki, Harry. – marudzi Hermiona.

-Będzie jeszcze tyle meczy. – wywracam oczami. – Pójdę na następny, obiecuję.

-Na pewno. – rzuca sarkastycznie Ron. – Powiem ci tyle - nie wiesz, co tracisz. Świetnie sędziuję. – podsumowuje, wskazując na siebie kciukiem.

W odpowiedzi prycham cicho.

-Harry, gdzie jest Draco? Miałam nadzieję jeszcze dzisiaj go zobaczyć. – jak spod ziemi, wyrasta przede mną Clarissa.

Ta kobieta nie zna umiaru.

-Był bardzo zmęczony i poszedł spać. – zbywam ją.

Mam nadzieję, że mi uwierzy. Nigdy nie byłem szczególnie dobrym kłamcą.

-Ojej, to szkoda. To naprawdę szkoda. – smutnieje.

Uwierzyła. Chwała Merlinowi.

-Chcesz żebym coś przekazał? – pytam.

-Proszę powiedz mu, żeby zaraz po jutrzejszym meczu przyszedł do mojego gabinetu. – uśmiecha się zbyt słodko.

Draco na pewno skorzysta.

-Dobrze, przekażę. – wzruszam ramionami i staram się przywołać na usta równie wesoły grymas.

Dziewczyna zostawia mnie samego i odchodzi w stronę wyjścia.

Ja także dokańczam swoją porcję jajecznicy i wychodzę, żegnając się z przyjaciółmi. Zabieram ze sobą dwie kanapki z kurczakiem i kubek herbaty dla blondyna. Mam nadzieję, że dodałem odpowiednią ilość mleka do jego napoju. Jeśli nie, zbeszta mnie za to.

-Malfoy, przyniosłem ci wałówkę. – wykrzykuję w drzwiach pokoju.

-Co tak długo? Zabłądziłeś? – zrzędzi na powitanie.

-Naprawdę okazałbyś odrobinę wdzięczności. – wzdycham.

-Wybacz, mój bohaterze. Co mogę dla ciebie zrobić? Mam paść na kolana? – ironizuje.

Wywracam oczami i siadam przy stoliku.

-Clarissa bardzo ubolewała nad tym, że cię nie było. – mówię, udając, że go nie słyszałem.

-To straszne, naprawdę. – odpowiada, przełykając herbatę.

O dziwo, nie zaczął narzekać na ilość mleka.

-Chciała, żebyś po jutrzejszym meczu do niej przyszedł. – informuję.

-Słucham? – nieomal krztusi się kanapką. – Niby po co?

-Nie wiem, ja tylko przekazuję. – unoszę ręce w obronnym geście.

-W takim razie przekaż jej, że nie przyjdę. – wzdycha.

-Sam jej to powiedz. Nie jestem sową. – prycham.

-Dobry pomysł. Wyślę jej list. – odkłada kanapkę na stół i wyjmuje pergamin. – Czasem masz przebłyski geniuszu. – patrzy na mnie z uznaniem.

-To miał być komplement? – unoszę jedną brew.

Wzrusza ramionami i zaczyna pisać krótką wiadomość.

-Nie uważasz, że to nieeleganckie? – pytam po chwili.

-Uważam, że to bardziej eleganckie niż zignorowanie całej sprawy. – tłumaczy się.

Papier składa kilka razy, następnie macha nad nim różdżką, szepcząc niezrozumiałe dla mnie słowa. Liścik szybuje, omijając drzwi dołem i znika.

-Dlaczego nie chcesz jej odwiedzić? – dopytuję.

-Już ci to tłumaczyłem, nie każ mi tego robić jeszcze raz. – piorunuje mnie wzrokiem.

-Idziesz jutro na mecz? – schodzę z drażliwego tematu.

-Oczywiście, że idę. – dziwi się.

-To dobrze, bo ja nie. – uśmiecham się.

-Ty chyba żartujesz. – patrzy na mnie z chęcią mordu w oczach. – Wystawisz mnie na pewną śmierć z rąk Delacour? – robi minę zbitego psa.

W odpowiedzi wzruszam ramionami, uśmiechając się.

Kładę się na łóżku, pewien wygranej.

************************

Hello everyone!

Co tam, jak tam? Opowiadajcie.

Z okazji przecudownego, lipcowego czwartku, wrzucam wam rozdzialik.

Nie mogę się doczekać następnej części. Możecie dostać lekkiej cukrzycy, ale nic więcej nie powiem.

Nie zapisałam fonetycznie akcentu Delacour, bo zwyczajnie się na tym nie znam. A mama mówiła, idź na francuski...

W mediach moja ukochana piosenka zespołu Linkin Park. Taki mój mały gest w stronę Chestera Benningtona. Nie robię tego z powodu przesławnego: "jak wszyscy, to i ja". Naprawdę uwielbiałam jego głos i piosenki.

*chamska reklama, znowu*

Ostatnio wrzuciłam na swój profil "książkę", w której znajdziecie imagify z aktorami z "Igrzysk Śmierci", filmów na podstawie komiksów Marvela, a niedługo zagoszczą także ci z "Harry'ego Pottera". Na pewno znajdzie się miejsce także dla wokalistów.

"Things From Head" - zapraszam serdecznie.

*koniec chamskiej reklamy*

W tej chwili jest was 4,4 k. Ja już nie mogę nadążyć, serio. Co wejdę na Wattpada, to inna liczba.

W notce nie może zabraknąć miejsca, na żebry o komentarze. I to właśnie robię.

To tyle, nie będę przynudzać.

luv ya hard

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top