Bezpośredni
"Oh, my God, I feel it in the air
Telephone wires above, are sizzlin' like a snare
Honey I'm on fire, I feel it everywhere
Nothing scares me anymore"
Budzę się po pierwszej, od bardzo dawna, dobrze przespanej nocy. Czuję się jakbym, dosłownie, zmartwychwstał. Dopiero po chwili, zdaję sobie sprawę, że ktoś potrząsa moim ramieniem.
Otwieram oczy i widzę przed sobą właściciela najjaśniejszych włosów, jakie widziałem, a także mojego współlokatora. Draco Malfoy'a.
-Wstawaj, Potter. Nie zamierzam się spóźnić na mecz. – warczy, przymykając oczy.
-Przecież mówiłem ci wczoraj, że nigdzie nie idę. – wzdycham i przekręcam się tyłem do niego.
-A ja ci dzisiaj mówię, że idziesz. – upiera się.
-Ani mi się śni. – odpowiadam spokojnie.
-Nie wyprowadzaj mnie z równowagi, Potter. – przechodzi na drugą stronę, żeby mnie widzieć.
-Nie zamierzam. – znów się odwracam.
-Więc wstań grzecznie, dopóki cię proszę. – mówi przez zęby.
-Daj mi spać. – ziewam.
-Wyśpisz się, jak wrócimy. Wstawaj. – nie odpuszcza. Ja także nie zamierzam.
Nic nie odpowiadam. Staram się ponownie zasnąć. Z Malfoy'em nad głową będzie to trochę trudne, ale nie ma rzeczy niemożliwych.
-No wstawaj, Potter. – marudzi, ponownie przechodząc na moją stronę.
-Nie. Daj mi spokój. – kładę się na brzuchu i chowam głowę w poduszkę.
Słyszę jak wzdycha i mruczy coś pod nosem.
Naglę czuję nacisk na całym ciele. Mój biedny kręgosłup domaga się wolności.
-Nie zejdę z ciebie, dopóki się nie zgodzisz. – mówi Draco, tuż przy moim uchu.
-No to sobie poleżysz. – wzdycham.
-No dawaj, Potter. Ta Delacour zje mnie żywcem. – mówi z lekkim strachem w głosie.
-Nic ci nie zrobi, to tylko kobieta. – śmieję się.
-Tylko? – oburza się. – Przecież kobiety to zło wcielone. Sam - wiesz - kto, to przy niej aniołek.
-Nie dramatyzuj. Wytrzymasz te parę godzin. – odpowiadam.
Cały czas staram się ułożyć jakoś wygodniej, ale z Draco na plecach, nie jest to takie proste.
Swoją drogą, zastanawiam się, od kiedy zaczął być taki bezpośredni.
-No proszę cię, Potty. – mruczy mi do ucha.
-Od kiedy tak na mnie mówisz? – znowu się śmieję.
-Błagam cię, Pottuś. – ignoruje moje pytanie.
Pottuś? Ta sytuacja zaczyna być powoli dziwna.
-Dużo masz tych zdrobnień w zanadrzu? – pytam z rozbawieniem.
-Nie bardzo. – przyznaje się. – No chodź ze mną. Nie zostawiaj mnie samego.
-Nic ci się nie stanie. – upominam.
-Mi może nie, ale uczniowie mogą potrzebować pomocy. – mówi z przekonaniem.
-Przecież będzie masa innych nauczycieli, poradzą sobie. – nadal mówię z twarzą w poduszce.
Nie żeby coś, ale powoli zaczyna brakować mi powietrza.
-Ostrzegam cię, nie zejdę dopóki nie wstaniesz. – nie odpuszcza.
-Wiesz, że to zdanie było nielogiczne? – prycham.
-No i widzisz, co narobiłeś? Przez ciebie zaczynam gadać bzdury. – oburza się.
Znowu zaczynam się śmiać, co tylko zużywa moje cenne powietrze.
-No już dobrze, dobrze. – wzdycham. – Wygrałeś tę bitwę, ale nie wygrałeś wojny.
-No i nie można było tak od razu? – pyta, wyraźnie zadowolony. – Czekam przed wejściem. – mierzwi moje włosy i wstaje, zostawiając mnie samego.
A to miał być taki piękny dzień...
*
Ubrany w, między innymi, granatowy płaszcz, wychodzę z komnaty kierując się do wyjścia.
Kilka razy się poddawałem i byłem blisko od decyzji pozostania w łóżku.
Widzę Draco stojącego w progu drzwi, opartego o ścianę. Jego zielony płaszcz porusza się na wietrze, wpadającym przez szeroko otwarte wrota. Prawie niczym nie różni się od nastolatków wychodzących na mecz. No, może oprócz ubioru i wzrostu. Spodziewałbym się po nim większej sztywności i arystokratycznych manier, a nie nonszalanckiej pozy i swobody, której miałem szansę doświadczyć dziś rano. Patrzy ze skupieniem na przeciwległą ścianę, zupełnie jakby była pokryta renesansowymi malunkami.
Odwraca się i na mój widok uśmiecha półgębkiem.
-Myślałem, że mnie wystawiłeś i poszedłeś spać. – żali się.
-Wierz mi, było blisko. – wzdycham.
Na trybuny przeznaczone dla nauczycieli wchodzimy w ciszy.
-Harry! Jednak przyszedłeś. – wita mnie Hermiona, ubrana w brązową szatę, pasującą do jej koloru oczu. Obok niej jest jeszcze trochę miejsca, gdzie natychmiast się wciskam.
Spoglądam na Draco. Chłopak patrzy na mnie ze złością pomieszaną ze smutkiem. Marszczy brwi, jakby się tego po mnie nie spodziewał. Po chwili orientuję się dlaczego tak na to zareagował. Ławkę niżej znajduje się jedno, jedyne miejsce, przeznaczone dla blondyna. Tuż obok Clarissy Delacour.
Mam ochotę tarzać się ze śmiechu, widząc jego minę. Wzruszam jedynie ramionami i uśmiecham się przepraszająco.
Chłopak siada obok niej, ale odsuwa się na maksymalną odległość, na jaką może sobie pozwolić. Czyli bardzo niewielką. Kuli się i siedzi w tej niewygodnej pozycji. Zrobiło mi się go trochę szkoda. Wygląda jak mały chłopiec, który się czegoś boi.
-Ona ci nic nie zrobi, wiesz? – nachylam się nad nim, szepcząc do ucha i lekko klepiąc po plecach.
Odwraca się do mnie i patrzy spod przymrużonych powiek z chęcią mordu wypisaną dużymi literami.
Odwracam się do Hermiony, która patrzy na całą tę scenę z uniesionymi brwiami i nieodgadnionym wyrazem twarzy. Rzucam jej pytające spojrzenie, na co ona wzrusza ramionami.
Nadal jest przeciwna naszej przyjaźni, to pewne.
-Jak myślisz, kto wygra? – pyta beztrosko, zmieniając minę w ciągu paru sekund.
Już mam zamiar jej odpowiadać, ale przypominam sobie, że nie mam bladego pojęcia, kto dzisiaj gra. Lustruję boisko. Właśnie wychodzą obie drużyny – Gryffindor i Slytherin.
Teraz chyba wiem, dlaczego Draco tak bardzo chciał, żebym z nim przyszedł.
-Jako nauczyciel, jestem bezstronny. – odpowiadam oficjalnym tonem, na co dziewczyna wybucha gromkim śmiechem. – Oczywiście, że kibicuję Gryfonom. – dodaję konspiracyjnym szeptem.
-Naprawdę, Potter masz skłonność do wybierania słabszych drużyn. – wtrąca się blondyn. Postanowił rozmawiać ze mną i Hermioną, oraz ignorować Clarissę, do której odwrócił się tyłem.
-Gryfoni nie są słabi. W tamtym roku nie przegrali żadnego meczu. – odpowiada mu Hermiona chłodnym głosem.
-Nie rozmawiam z tobą, Granger. Poza tym, nie ma się co dziwić, skoro Weasley sędziuje mecze. - wykrzywia się.
-Sugerujesz, że Ron jest niesprawiedliwy? – złości się dziewczyna.
-Nie, nie sugeruję. – uśmiecha się pogardliwie.
-Uspokójcie się i dajcie mi oglądać mecz. – przerywam im z uśmiechem.
-Naprawdę, Harry, nie mam pojęcia, jak ty z nim wytrzymujesz. – wzdycha dziewczyna, na co ja wzruszam ramionami.
Nie wiem, jak z nim wytrzymuję.
************************************
Cześć i czołem!
Obiecany, niedzielny rozdzialik wjechał na dzielnię xd
Nieco krótszy, niż zwykle. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
_pastelllowa_ dała mi cynk o konkursie na Sweek. com, na opko o Harrym Potterze (danke, psiapsi). Postanowiłam je dodać, bo - ha - dlaczego nie. Jeżeli ktoś z was ma tam konto, to serdecznie zapraszam. Tytuł ten sam, okładka nieco inna (chciałam dodać tę samą, ale okazało się, że jest za duża, co doprowadziło mnie do frustracji i wybrałam jakiś randomowy obrazek), nazwa mojego konta ta sama, profilowe inne (ta sama sytuacja, co wyżej - mam Gargamela). Są tam już wszystkie rozdziały, oprócz tego (połączyłam je, dlatego tam jest ich 8 - chyba - a nie, 19).Byłabym bardzo wdzięczna.
W medii, coś absolutnie przypadkowego. Serio, wybór dokonany drogą losowania. Chociaż, w sumie, to trochę nawet pasuje.
W ogóle, zagląda ktoś tam?
Zastanawiam się nad dodaniem analiz na swój profil. Tak, wiem, wszyscy je robią. Nie będę wam wmawiać, że są inne, bo, no cóż, nie są. Ale są wykonane przeze mnie, pisane moim językiem, a opowiadania, które analizuję, znalazłam sama, a ciężko wyszukać takich perełek. Mam ich już kilka przygotowanych, ale nadal nie wiem, czy to się nadaje. Znalazłby się ktoś, kto przeczytałby moje kolejne wypociny?
Jest was 5,35 k. Nawet nie wiem, kiedy wbiło się 5 k.
Nadal jestem zakochana w komentarzach. Niektóre doprowadzają mnie do niekontrolowanego wybuchu śmiechu, za co dziękuję.
Gwiazdki też bardzo supii.
luv ya so much
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top