8. i don't see no fucking rainbow and my coffee's cold
chapter song - watksy - hey asshole
wydarzenia z rozdziału mają miejsce 3 lata po ślubie, 2 lata po rozdziale 4
miłego czytania!! (∪ ◡ ∪)
_________
– Nie obudziłem cię? - zapytał Hoseok zmartwiony, tak jakby Yoongiego w ogóle obchodziło, czy się wyśpi, gdy Hoseok był prawie na drugim końcu świata.
– Co ty, zwariowałeś?
Yoongi usiadł na łóżku, przy okazji zrzucając z siebie kilka książek, które czytał. Zegarek kilka minut temu wybił północ... Co znaczyło, że u Hoseoka jest siódma rano. Oraz że za chwilę pewnie będzie musiał się rozłączyć, by pilnować uczniów przy śniadaniu czy upewnić się, że żaden z nich nie zamknął się w łazience.
Yoongi westchnął.
Kto wymyśla wycieczki klasowe aż do Paryża? Jebana burżuazja... Za czasów Yoongiego jechano najwyżej do Busanu czy Gwangju. Nie do Europy...
– Nie, nie śpię jeszcze. – Jego głos był zachrypnięty, tak jakby nie mówił nic przez tysiące lat. Ale z drugiej strony nie odzywał się, od kiedy Hoseok wyjechał (czyli od trzech dni, czterech godzin i dwudziestu pięciu minut, Yoongi wcale n i e liczył).
Ta cała sytuacja była naprawdę dziwna. Nie dzwonił do Hoseoka nigdy (chyba że skończyło im się mleko w lodówce albo znalazł jakąś wolną łazienkę na drugim piętrze, aby spędzić tam wspólnie parę chwil).
I od kiedy skończyli 20 lat widzieli się codziennie. A niedługo były 28 urodziny Yoongiego i... Kurwa, tak za nim tęsknił.
– Tęsknię za tobą – odezwał się Yoongi, przerywając Hoseokowi w połowie historii o jakimś nieznośnym uczniu.
Milczenie przeszyło słuchawkę, a Yoongi przez chwilę był w stanie usłyszeć trzaskanie talerzy i urywki rozmów ludzi dookoła Hoseoka.
Westchnięcie. Głębokie i przeciągłe.
– Yoongi... – Hoseok brzmiał nagle na bardzo zmęczonego. Jakby dopiero co wstał z półgodzinnej drzemki, po całonocnym pilnowaniu małolatów... Bardzo możliwe, że tak właśnie było. –Nie rób mi tego...
– Czego?
– Zawsze, gdy słyszę, że mówisz takie rzeczy, chcę od razu przy tobie być i... i... naprawdę, jeszcze tylko dwa dni i będę. Tylko proszę, nie mów mi teraz takich rzeczy, bo j...
– Tęęęsknięę, Hoobii... – melodyjnie wyszeptał Yoongi, uśmiechając się szeroko, chociaż Hoseok nie był w stanie tego uśmiechu zobaczyć.
W słuchawce rozległ się niezadowolony pomruk zmieszany z dziwnym jękiem rozpaczy.
– W przysiędze małżeńskiej było napisane, że mnie nie opuścisz aż do śmierci... – ciągnął dalej Yoongi, uśmiech nie schodził mu z ust. - Czy już mogę składać papiery rozwodowe?
– Tylko się waż... – Hoseok wymruczał niskim głosem, a po karku Yoongiego przebiegł dreszcz. – Wrócę, nim się obejrzysz.
– Oczywiście, Hobi.
Cisza.
Yoongi naprawdę chciał wiedzieć, jak Hoseok się ma, co u niego słychać, czy wszystko w porządku... To byłoby dziwne. Obce dla nich obu.
– Wysypiasz się? –Hoseok zapytał nagle, nuta niespokoju w jego głosie. Yoongi westchnął, a jego wzrok od razu podążył do kilku buteleczek z lekami. Stały z brzegu etażerki, tuż przy łóżku.
– Śpię, Hoseok, daj spokój... – Yoongi mruknął wymijająco. Naprawdę nie chciał rozmawiać o swojej bezsenności.
– Nie o to pytałem – nie ustępował Hoseok. Znał Yoongiego nie od dzisiaj. –Pytałem, czy się wysypiasz.
– Nie. Biorę tabletki. Śpię. Tylko się nie wysypiam.
W słuchawce zatrzeszczało. Hoseok chyba się ruszył. Yoongi przysłuchiwał się, jak mówi coś swoim uczniom, jak szura krzesłem.
Chyba wyszedł z sali, w której był.
Yoongi przez chwilę czekał, by znowu usłyszeć jego głos.
– Zaraz będziemy mieć prawdziwy powód do rozwodu, Yoongi, wiem, że kłamiesz.
– Echh, nie przesadzaj, wracasz za dwa dni.
– Wracam za dwa dni, to fakt – powiedział Hoseok, wyraźnie tracąc cierpliwość. – I też piszę właśnie smsa do Seokjina. Chyba nie chcesz wracać do Zolpidemu, co?
Yoongi westchnął ciężko, nie wierząc, że znowu prowadzą tę rozmowę. I to wtedy, gdy Hoseok jest prawie na drugim końcu świata!
– Biorę tabletkę, wyjmuję ją... – sięgnął po opakowanie przeciętnie-silnych leków, trzeszcząc nią ostentacyjnie, aby Hoseok słyszał. Yoongi wsadził sobie jedną kapsułkę do ust. – Ma jusz jo w ustach.
Chwycił szklankę (chyba nie do końca świeżej) wody stojącą na etażerce. Przybliżył sobie telefon do krtani, po czym połknął tabletkę.
Odłożył szklankę. W słuchawce było cicho.
– Słyszałeś, jak połykam? – upewnił się Yoongi.
– Kochaaam cię, Yooongiii – zaczął gaworzyć Hoseok, głosem nasyconym słodkością. Słychać było w nim uśmiech. I zmęczenie. – Chyba pójdziesz już spać, co?
Yoongi westchnął, unosząc lekko kącik ust. Oparł się o wielką, puchową poduszkę.
Hoseok po prostu się martwił. Miał do tego pełne prawo.
W końcu mają razem kredyt na samochód.
– Chyba pójdę już spać... – przytaknął Yoongi, czułość ewidentna w jego głosie. Gdyby Hoseok był tuż obok niego, zobaczyłby, jak błyszczą mu oczy. – Kocham cię.
– Jezuuu –jęknął Hoseok – na starość robimy się strasznie zakochani, weź spadaj.
W słuchawce Yoongiego rozległo się głośne parsknięcie śmiechem. Po jego ciele rozlało się ciepło, przypominające mu, że już niedługo. Już niedługo Hoseok znowu tu będzie.
I wszystko znowu będzie w porządku.
Dopiero gdy odłożył telefon, uświadomił sobie, jak bardzo Hoseoka potrzebował.
Jak bardzo potrzebował jego codziennej obecności, zwykłych rzeczy - codziennego fałszowania pod prysznicem, porannego smrodu spalonych tostów i złorzeczenia zawiązanemu krawatowi.
Yoongiemu bardzo trudno było przyzwyczaić się do tego, że Hoseoka nie ma.
Nieważne, jak żałośnie i obrzydliwie to brzmi, ale od kiedy pierwszy raz umówił się z Hoseokiem, jego życie nigdy nie było takie samo.
Yoongi dokładnie pamiętał ten moment, kiedy Hoseok pierwszy raz się uśmiechnął, a on.
A on od razu wiedział, że tak, to będzie mój najulubieńszy uśmiech na całym świecie.
Nie mógł sobie wyobrazić, żeby jakakolwiek inna dłoń pasowałaby do jego dłoni tak jak dłoń Hoseoka, żeby jakiekolwiek inne usta mogłyby go całować.
Ale teraz był sam.
W wielkim łóżku, owinięty mnóstwem kocy, ubrany w wielką bluzę Hoseoka.
Nikogo nie było obok niego, oprócz kilku książek i natrętnego tykania zegarka (mówił Hoseokowi, żeby go zdjął, ale ten jak zwykle nie słuchał).
Zgasił światło, ułożył się tak jak zwykle, na lewym boku.
Jednak nie czuł codziennego ciepła drugiej osoby. Nie czuł nogi Hoseoka przerzuconej przez swoje biodro, ani jego smukłych dłoni związanych tuż przy swoim brzuchu.
Yoongi zamknął oczy.
Próbował się wyspać.
Albo chociaż zasnąć.
_________
To nie tak, że Yoongi nie lubił Namjoona.
Po prostu bardzo nie chciał z nim rozmawiać.
Albo z nikim, tak naprawdę. Zwłaszcza teraz, gdy jego oczy były jeszcze sklejone zmęczeniem, a umysł owinięty pajęczynami snu.
– Czy chcesz mi powiedzieć, że mieszkacie razem ponad kilka lat, a ty nadal nie wiesz, gdzie jest kawa? – zapytał Namjoon, słuchawka modyfikowała jego głos tak, że był jeszcze bardziej wkurzający.
Yoongi wciągnął powietrze i policzył do dziesięciu. Nie miał przy sobie Hoseoka, który mógłby jednym swoim dotykiem go uspokoić.
– To nie tak, że nie wiem, ty-tylko... – jąkał się Yoongi. – Tylko, no, zapomniałem.
– Interesujące.
– Dobra, panie profesorze, gdzie Hobi chowa kawę? – Yoongi z chęcią rozłączyłby się teraz i w tej chwili, ale nie mógł przecież wyjść z domu bez porannej dawki kofeiny. To niemożliwe.
– Skąd mam wiedzieć?
– Namjoon, dopiero wstałem, nie widziałem swojego męża od czterech dni, a do tego jest jeszcze przed ósmą. Naprawdę nie chcesz mnie teraz denerwować.
– Przesadzasz – skwitował Namjoon, brzmiąc na wyjątkowo opanowanego, chociaż zwykle takie traktowanie Yoongiego kończy się groźbami śmierci.
– Namjoon...
– Nie jesteście jedną osobą, Yoongi. Taka separacja dobrze wam raz na jakiś czas zrobi, bo chyba to ni..
– Kim Namjoon. Zamknij się i powiedz, gdzie jest moja kawa?
– Nie jest za bardzo zdrowe, jak nie możecie wytrzymać bez siebie nawet czterech dni, okej. Ja i...
– Dobra, pieprz się - Yoongi nie miał zamiaru dalej bez sensu stać na środku kuchni w samej bieliźnie, z największą w świecie migreną, rozmawiając z kimś, kto ewidentnie mu nie pomoże. – Idę do kawiarni.
Rozłączył się, nie pozwalając Namjoonowi nawet się pożegnać.
_________
Od dobrych dwudziestu minut wpatrywał się w ekran laptopa. Twarz bez wyrazu, worki pod oczami i niemyte, potargane włosy. Yoongi nie wiedział, jakim sposobem jeszcze żyje, skoro w jego systemie krążyło własnie więcej kofeiny niż krwi.
Musiał tłumaczyć. Musiał to skończyć. Musiał robić cokolwiek, żeby nie myśleć o tym, że Hoseoka tu nie ma. Że jest gdzieś w Paryżu, bez niego. Że śpi samotnie, że tęskni.
Yoongi zacisnął zęby i zamrugał kilka razy. Sięgnął po kubek kawy. Nie pamiętał, kiedy ją zaparzył, ale była już zimna.
Wziął łyka, nieszczególnie się tym przejmując.
Litery nowej powieści jakiegoś niszowego japońskiego pisarza szydziły z niego. Yoongi zamknął laptopa.
I siedział w ciemności.
Tylko mała, waniliowa świeczka dawała jakikolwiek strumyk światła.
Zrobiłby wszystko, by Hoseok był tu teraz przy nim
_________
słońce
zniknęło
gdzie się podziało
gwiazda największa, najbardziej promienna
teraz jedynie
granatowa szata nieba, nastała ciemność i tyl...
Yoongi wypuścił z dłoni długopis i zmiął kolejną kartkę papieru, po czym cisnął ją w kąt.
_________
Zamknął za sobą drzwi, nawet nie dbając o to, że trzaskaniem może obudzić dziecko sąsiadów. Powoli obrócił klucze w zamku, breloczek stukał o drzwi. Rzucił je na stolik.
Szybko zsunął ze stóp oksfordy i obrócił się, aby ustawić je na wycieraczce.
Zamarł.
Buty Hoseoka.
Buty, w których pojechał.
Z nieco ubłoconą podeszwą i poszarpanymi sznurówkami, ale to nadal były one.
Yoongi przełknął głośno ślinę, jego serce pędziło, jakby dopiero co przebiegł maraton.
Hoseok miał wrócić dopiero jutro. Dopiero jutro. Ale był tu już teraz. Yoongi rzucił na ziemię swoją torbę i, nawet nie zdejmując płaszcza, skierował się do sypialni, ślizgając się po posadzce.
Światło w całym mieszkaniu było zgaszone, więc Hoseok musiał spać. Zapewne był wykończony tak długą podróżą.
Yoongi uchylił drzwi do ich sypialni delikatnie, wiedząc, że potrafiły głośno skrzypić.
W pokoju było ciemno, ale jego oczy - już przyzwyczajone do ogarniającej mieszkania ciemności - wyłapały szybko kształt wielkiego plecaka, torby rzuconej bezmyślnie na podłogę i.
I Hoseoka.
Leżał na samym środku łóżka, zanurzony w puchowych poduszkach, w które jeszcze wczoraj w nocy wtulał się Yoongi.
Hoseok nie raczył nawet przykryć się kołdrą i, ubrany zaledwie w cienką bluzę, skulił się w kłębek.
Yoongi podszedł bliżej.
Usiadł na skraju łóżka i dostrzegł, że Hoseok ściskał w dłoni jego koszulkę od piżamy. Tuż przy swojej twarzy. Niczym najukochańszego misia.
Gdy Yoongi tak na niego patrzył - na jego spokojną twarz, na powoli unoszącą się klatkę piersiową - fala wielkiej ulgi zalewała jego ciało.
Jakby wypuścił oddech, który nie wiedział, że trzymał.
Chwycił z podłogi koc (rzucił go tam dzisiaj rano) i przykrył nim Hoseoka szczelnie. Zdjął z łóżka jego plecak i oparł go o ścianę, a torbę odsunął od drzwi, aby żaden z nich przypadkiem się o nią nie przewrócił podczas nocnej wycieczki do toalety.
I wreszcie.
Wreszcie mógł położyć się obok Hoseoka. Zdjął tylko z siebie płaszcz, rzucił go w kąt i wsunął się na miejsce tuż obok Hoseoka. Nie chciał go budzić, więc jedynie przerzucił swoje ramię przez jego biodro i przywarł do niego.
Przymknąwszy oczy, wdychał jego zapach. Ślad jego ulubionej kolońskiej, pot i... Hoseok. Po prostu Hoseok.
– Yoongi? – rozległo się nagle ciche pytanie.
– Ćśś, śpij... – mamrotał Yoongi, już odpływający.
– Nie, chodź tu do mnie.
Hoseok zrzucił z siebie koc. Kołdra zaszeleszczała, gdy tylko ją na siebie naciągnął.
Yoongi otworzył oczy, zobaczył Hoseoka podnoszącego kołdrę do góry, na jego twarzy wypisana zachęta.
– Chodź tu do mnie.
Yoongi bez wahania schował się pod kołdrą, prawie natychmiast wiążąc swoje ramiona na szyi Hoseoka i splatając ich nogi razem. Oparł głowę o jego klatkę piersiową, czując, że oczy go pieką od łez. Przez te całe pięć dni naprawdę starał się nie rozpłakać.
Jakże ironiczne było to, że złamał go powrót Hoseoka.
– Mocno tęskniłeś? – droczył się Hoseok. Yoongi nie musiał na niego patrzeć, aby wiedzieć, że się uśmiecha. Słyszał uśmiech w jego głosie.
– Już nigdy więcej mnie nie zostawiaj – wymamrotał Yoongi. – A teraz zamknij się i mnie przytul.
Hoseokowi nie trzeba było mówić dwa razy.
Oplótł swoje ramiona wokół Yoongiego, oparł brodę o czubek jego głowy i odetchnął.
Wreszcie spokojny.
Wreszcie w domu.
I nie chodziło tu o ich łóżko, Seul czy o mieszkanie.
Dopóki miał Yoongiego przy sobie, dopóki wdychał jego kojący zapach, dopóki czuł jego ciepło - był w domu.
_________
hope u liked ittt!!!
i am weak, yoongi jest weak
wszYSCY SĄ WEAK
mam nadzieję, że się podobało
pls be nice
buuzi!!
udanego dnia jutro w szkole/w pracy/w domu!! (づ。◕‿‿◕。)づ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top