6.i love [him] /and i love being here/still/for real

chapter song = the streets - i wouldn't have it any other way

rozdział ma miejsce ponad 2 lata po adopcji Junghwy, w okolicach 5 rozdziału

miłego czytania!( '∀`)☆

_________

Płakała już od dobrych trzydziestu minut. Jej łkanie odbijało się od wszystkich ścian mieszkania, zagłuszało cichy śpiew Hoseoka, pomrukiwanie Yoongiego czy chociażby "trzeszczącego" misia (którego hałas ponoć uspokaja dzieci).

Junghwa często budziła się w środku nocy.
Zwykle wystarczało po prostu posiedzieć z nią chwilę i pogłaskać po głowie, by znowu zasnęła. Jako że była małym dzieckiem potrzebowała jeszcze więcej ciepła, bliskości i czułości.
Ewentualnie mleka.
Yoongi i Hoseok mieli już ustaloną rutynę - Yoongi robi mleko, Hoseok śpiewa i głaszcze po włosach.

Tym razem jednak nie wydawało się to takie proste.

– Podaj mi smoczek – poprosił Hoseok nadal szeptem, pomimo że ich córka i tak nie spała. Trzymał ją na rękach, opatuloną w kocyk, chodząc wte i wewte po pokoju o sufitach ozdobionych świecącymi w ciemności gwiazdkami. Zdołali je tam poprzyczepiać już kilka miesięcy przed adopcją. Nadal się trzymały.

Yoongi rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu białego smoczka. Wszędzie pluszaki, jakieś butelki, pieluszki i... Jest i smoczek. Leżał w plastikowej miseczce na przewijaku. Yoongi bez wahania podał go Hoseokowi, błagając wszelkie istniejące bóstwa, aby to jakoś Junghwę uspokoiło.

Hoseok próbował wsadzić jej smoczka delikatnie do ust, tak jak jeszcze kilkanaście minut temu butelkę z mlekiem, jednak nic z tego.

Wydawało się, że smoczek tylko Junghwę zdenerwował. Jej płacz zamienił się w głośny krzyk, a jej nogi uwolniły się spod kocyka.

Małe stópki w skarpetkach z podobizną lwa Ryana. Prezent od Namjoona.

Jednak Junghwy nie za bardzo obchodziły jej skarpetki. Wierzgała się w ramionach Hoseoka, nieudolnie próbującego uchronić ją od upadku.

– Może ją połóż? – westchnął Yoongi. Hoseok kiwnął głową i zbliżył się do łóżeczka.

Pomimo tego że przed chwilą Junghwa próbowała praktycznie wyskoczyć z ramion ojca, teraz małymi paluszkami kurczowo trzymała koszulki jego piżamy.

- Ćśś... Junghwie, puść tatusia. - Hoseok odczepił jej palce od materiału, po czym ułożył ją bezpiecznie w drewnianej kołysce.

Usiadła na samym środku, pośród misi i innych zabawek, patrząc na swoich rodziców wielkimi, zapłakanymi oczami, które próbowała przetrzeć piąstkami.

Yoongi poczuł, że jego serce kurczy się na ten widok. Tak jakby smutek na twarzy córki wysysał z niego szczęście.
Dziewczynka wymamrotała kilka niewyraźnych słów, wykrzywiając usta w podkówkę. Wyglądało na to, że zaraz wpadnie w jeszcze większy szał, ale.

Ale po prostu oplotła pulchne paluszki wokół drewnianych barierek i oparła o nie głowę, bezsilnie. Łkała cicho, tak jakby tylko to trzymało ją na jawie. Ale nie mogła zasnąć.

Yoongi był wściekły.

Nie na Hoseoka, nie na Junghwę, cholera, nawet nie psa sąsiadów za ujadanie w środku nocy, ale... na siebie.

Za to, że nie był w stanie złapać Księżyca i ściągnąć go po nitce do pokoju Junghwy. Że nie mógł zawiązać go na jej balustradzie łóżeczka, niczym balonika, które tak uwielbiała.

Był wściekły za to, że nie był w stanie stworzyć jej własnych gwiezdnych konstelacji, które uśmiechałyby się do niej co noc.

Za to, że jeszcze kiedyś - jutro, pojutrze, za trzy lata, piętnaście - na pewno będzie płakać. I że znowu nie będzie wiedział, co zrobić.

Najchętniej po prostu zatrzymałby czas. Gdyby mógł, nie zawahałby się. Dla chwili spokoju dla niej.

Zerknął w stronę Hoseoka.

Opierał się o łóżeczko, wpatrując się w czubek głowy Junghwy. Gładził ją po włosach, z bólem słuchając cichego płaczu.
Brwi miał zmarszczone, oczy podkreślone niemalże permanentnymi siniakami. Był wykończony, ale z pewnością nie potrafiłby teraz zasnąć.

Nieważne, ile lat minęło, Yoongi nadal właśnie to kochał w Hoseoku najbardziej.

Jego serce.

– Yoongi...

– Hm?

– Mam pomysł.

_________

Gdy tylko zaczęli jechać, Yoongi przeżył deja-vu.

Kiedy nie byli jeszcze małżeństwem, gdy nie mógł spać, Hoseok (pomimo porannej pracy) zabierałby go na długą przejażdżkę. Nieważne, gdzie byli. Po prost wiózł go przed siebie, omijając korki, tiry czy ciężarówki.

Kołysanie samochodu zawsze kleiło Yoongiemu oczy, ciche buczenie ogrzewania było niczym kołysanka. Hoseok unikał wybojów, by Yoongi mógł spokojnie spać. Nie spał, by on się wyspał.

Teraz było podobnie.

Jednak Yoongi siedział odwrócony plecami do przedniej szyby, wpatrując się w spokojną twarz Junghwy, która była usadzona w foteliku na tylnym siedzeniu.

Spała.

Wyglądała tak, jakby nic nie mogło jej już obudzić, a jechali dopiero dwadzieścia minut.
Oddychała powoli, regularnie. Kilka czarnych jak smoła kosmyków umknęło z pospiesznie zrobionego przed wyjściem kucyka, małe usta rozchylone, a w ich kąciku strużka śliny.

Była najpiękniejszym stworzeniem na świecie, a Yoongi nie mógł być szczęśliwszy, ponieważ w końcu spała.

Obserwował ją jeszcze przez chwilę. Poprawił zsuniętą z jej stopy skarpetkę i upewnił się, że ma dokładnie zapięte pasy. Wszystko robił bardzo ostrożnie, aby jej nie obudzić, przekręciła się jedynie w drugą stronę, przyciskając policzek do zagłówka fotelika w kształcie misia. Odsłoniła niechcący swoje plecy.

Yoongi bez wahania zdjął z siebie kurtkę i ostrożnie okrył nią Junghwę, pilnując, by zakrywała nie tylko plecy, ale także jej stopy.

Nawet się nie ruszyła.

Yoongi odwrócił się w stronę przedniej szyby i odetchnął głęboko, wyglądając przez okno. Jakieś osiedle, mnóstwo placów zabaw, drzewa, sklepy spożywcze... Typowe sąsiedztwo, nieco bardziej zaludnione niż ich okolica.

Cisza opatulała ich niczym ciepły koc w zimowy wieczór.

– Chyba dajemy radę w rodzicielstwo – odezwał się nagle Yoongi.

Hoseok prawie parsknął śmiechem. Dotąd milczał, skupiając się na drodze i słuchając szelestu kurtki Yoongiego, który nieustannie poprawiał coś w foteliku Junghwy.

– Chyba dajemy.

Znowu nastała cisza. Ta sama przyjemna cisza kwitująca większość ich konwersacji. Yoongi zwykle wtedy wtulał się w Hoseoka, słuchał bicia jego serca i cichego oddechu, biegnąc palcami wzdłuż jego pleców. Pisał po nich słowa.

Teraz jednak Hoseok prowadził samochód... Jeszcze chwila, będą w domu, wtedy znowu poczuje jego ciepło.

Wyciągnął rękę i zaczął masować udo Hoseoka, zjeżdżając do kolana i z powrotem w górę... Hoseok położył swoją dłoń na jego, ścisnął ją delikatnie, po czym zaczął bawić się jego obrączką.

Yoongi odetchnął.

– Wiesz co? – jego głos był zachrypnięty.

– Hm?

– Kocham cię. – Yoongi wpatrywał się w jego profil, widząc jak rysy twarzy Hoseoka łagodnieją, ostrości zostają wygładzone, jakiekolwiek zmarszczki znikają. Nieskończony spokój odmładza go i sprawia, że jaśnieje jeszcze bardziej niż zwykle i.

I Yoongi nic nie mógł poradzić na to, że zakochuje się w nim jeszcze bardziej i bardziej z każdym wypowiedzianym "kocham cię".

_________

the fluff is intense soz jeśli zwymiotowaliście

czy pasuje wam, że tak często pisze o junghwie? bo kolejny rozdział też mam zaplanowany na parenting!au, ale idk czy jest good??? może za dużo dzieci???
idk let me know??

BUZI

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top