10. dad i think i may have found the one/i can tell by the way [he] says my name

chapter song = gym class heroes - cupid's chokehold (wiem, znowu, ale ta piosenka to fav)

yoongi i hoseok są parą prawie rok

wydarzenia mają miejsce po rozdziale 7

ok, zanim zaczniesz czytać!!! dam ci huga, bo jesteś tu i to czytasz?? i to jest już 10 rozdział?? i nigdy bym się nie spodziewała, że aż tyle napiszę???

także duuuuuuUuuUuUży hUg dla ciebie

i duży, głośny buziaczek, taki cmok od ciotki-matki liwki oliwki

(3) (3)

miłego czytania!! (ノ・ω)

_________

Wpadli do mieszkania Hoseoka - obijając się o ściany, usta przy ustach, palce wplecione we włosy. Yoongi przycisnął Hoseoka do drzwi, a te zamknęły się z głuchym trzaskiem.

– Gdzie Namjoon? – wyszeptał Yoongi, jego głos zmącony podnieceniem.

– Na uczelni do osiemnastej –odpowiedział nieco głośniej Hoseok, opierając się czołem o czoło Yoongiego, podczas gdy rozpinał jego kurtkę.

Yoongi syknął, gdy lodowate palce Hoseoka spotkały się z jego rozpaloną skórą.

– Zabieraj te zimne łapska...

Hoseok uśmiechnął się tylko w usta Yoongiego, nadal sunąc opuszkami palców po jego skórze. Musnął jego wargi, po czym starannie obcałował mu kości policzkowe, aż dotarł do ucha.

Gdy tylko przygryzł jego płatek, dreszcz przeszedł przez całe ciało Yoongiego; od palców u stóp po ostatni włos na głowie.

Dłonie Hoseoka nadal ślizgały się po jego klatce piersiowej, zostawiając po sobie gęsią skórkę.

– Jezu, jaki ty jesteś chamski –jęknął Yoongi, doskonale wiedząc, że Hoseok wykorzystuje jego słabości, po czym ścisnął go w talii. Pomimo że stali centymetry od siebie; to wciąż było za daleko.

Yoongi przyciągnął Hoseoka do siebie, wciskając dłonie do tylnych kieszeni jego jeansów.

Odchylił głowę, przygryzając wargi, gdy Hoseok zjechał z pocałunkami na jego szyję.

Cały świat wirował. Od ciepła, od pragnienia.

Małymi krokami, wpadając co chwila na jakąś przeszkodę (na cholerę Namjoon zostawia na środku korytarza stosik książek?), przeszli do sypialni.

Yoongi usiadł na nieposłanym łóżku i pociągnął Hoseoka za sobą. Ten usiadł mu okrakiem na kolanach, ujmując dłońmi jego twarz.

Gwałtownie zwolnili z pocałunkami, Hoseok ledwie muskał jego wargi. Jego oddech pachniał karmelkami.

Yoongi oparł się o zagłówek, a Hoseok przysunął się jeszcze bliżej. Stykali się nosami, dłonie Hoseoka na policzkach Yoongiego były takie ciepłe i miękkie.

Patrzyli się na siebie, ich oddechy łączyły się.

Oczy Hoseoka lśniły i migotały, a Yoongi był pewien, że właśnie tak wyglądają narodziny nowej Gwiazdy. I czuł się pewnego rodzaju specjalny, bo jako jedyny mógł tego doświadczyć.

Hoseok, widząc jak Yoongi się w niego wpatruje, jak powoli odpływa, uśmiechnął się półgębkiem.

Sięgnął do rozporka jego spodni.

Nie minęła chwila, a wsunął dłoń w jego bokserki.

Yoongi otworzył usta, wypłynął z nich cichy jęk, który... Który zmieszał się z dzwonkiem.

Dzwonkiem telefonu.

Telefonu Hoseoka.

Hoseok jednak nie zdawał się zwracać na to uwagi - jak gdyby nigdy nic otworzył szufladkę etażerki i wyciągnął lubrykant. Rozsmarował go sobie szybko na ręce i chwycił nią penisa Yoongiego.

A Yoongi?

Yoongi był zdecydowanie ostatnim człowiekiem, który by to przerwał.

Dłoń Hoseoka ślizgała się w dół i w górę po jego penisie, podczas gdy ten próbował za wszelką cenę ignorować dzwonek telefonu.

– Hoseo... Weź to wy... wyłącz – jęknął Yoongi prosto w ucho Hoseoka.

– Staram się... tutaj ciebie wypieprzyć, może byś cho...

– Hoseok, wyłącz ten telefon!

I w jednym momencie wszystko się skończyło. Hoseok sięgnął czystą ręką po głośny telefon, wibrujący na stoliczku nocnym.

– No, do kur... – urwał i zbladł, wpatrując się w ekran. Yoongi wierzgnął niespokojnie. Chciał, żeby Hoseok odłożył ten telefon i grzecznie wrócił do tego, co zaczęli.

Ale nie.

Hoseok otworzył oczy szeroko - wąski pierścień tęczówki miał tak ciemny, że prawie wpadający w czerń wielkich źrenic.

– O, cholera, cholera, kurczę - syknął. – Przepraszam, ale, ale muszę...

Prawie spadł z łóżka. Na szczęście Yoongi nadal trzymał go mocno w pasie. No i nie za bardzo rozumiał, o co chodzi.

– Halo? – Hoseok wytarł o pościel rękę śliską od lubrykantu i przytknął telefon do ucha.

– Hoseok, co ty robisz? – wyszeptał Yoongi, jego plan legnął w gruzach. –Hoseok...

– Cześć, mamo! Też tęskniłem! Co tam u ciebie?

Yoongi wpatrywał się w niego, zamurowany.

Mamo?

W takim momencie?!

– Tak, tak, mamo... No, w sumie, wiesz, jestem trochę – Hoseok skrzyżował z Yoongim spojrzenia – zajęty.

Yoongi prawie parsknął śmiechem. Przygryzł wargi, aby się pohamować.

Coś czuł, że Hoseok prędko nie skończy rozmawiać. Zwykle gdy dzwonił do mamy, nawijali nawet przez trzy godziny.

Trzeba go jakoś zmotywować...

Yoongi przysunął się bliżej i jakby na ostrzeżenie, zaczął całować Hoseoka po obojczyku. Hoseok wiercił się na jego kolanach, dłoń wplątał we włosy Yoongiego, nakręcał je sobie na palec.

– No, w porządku... Tak, tak, no... Tak, Yoongi siedzi... tu, tu ze mną. Okej, pewnie...

Po usłyszeniu swojego imienia w konwersacji, Yoongi zbystrzał. Spojrzał na Hoseoka.

Rumieńce, spierzchnięte wargi i mały uśmiech czający się w kącikach ust. Mama Hoseoka musiała mówić ciekawe rzeczy.

Ale skąd miała je wiedzieć?

Co prawda, rozmawiał z panią Jung kiedyś na skype, ale trwało to jedynie przez 2 minuty, bo Hoseok musiał iść do toalety. Musiała kojarzyć Yoongiego jedynie z opowieści syna.

O czym Hoseok mógł jej mówić?

O tym, jak zawsze przed zajęciami chodzili na kawę i prawie zawsze kończyło się to tym, że spóźniali się na zajęcia, bo "niechcący" drzwi w łazience nie chciały się otworzyć?

O tym, jak Hoseok przyjeżdżał na weekendy do mieszkania Yoongiego (Seokjin jeździł wtedy do swojej dziewczyny za miasto) i jedli chińszczyznę, oglądając dokumenty o pingwinach ("Yoongi, wiesz, że pingwiny łączą się ze sobą na całe życie?)?

O tym, jak Hoseok śpiewa każdego ranka tę okropnie wpadającą w ucho piosenkę, a Yoongi ma ochotę scałować mu uśmiech z ust i może potem jeszcze chwilę posłuchać jego głosu?

Nie... Musiał mówić jej o innych rzeczach.

O tym, że Yoongi zostałby genialnym nauczycielem, gdyby nie to, że nienawidzi dzieci.

A może mówił jej, że za każdym razem, gdy wchodzi do mieszkania Yoongiego, ma wrażenie, że brudne naczynia mają już godność i rozum żyjącego człowieka?

Yoongi nie wiedział. I nie był pewny, czy chciał wiedzieć, co Hoseok mówi o nim swojej matce.

– ...ewnie, przyjadę, tak... – nagle pobladł lekko. – Serio? No... No dobrze, wezmę go ze sobą. Tak, pewnie, że tak, mamo.

Chwila, co?

– Okej, mamo, też cię kocham... Tak, powiem mu, pewnie. No, no, papa! –Hoseok uśmiechnął się, choć jego matka nie mogła tego zobaczyć. Odsunął telefon od ucha, rzucił je na łóżko, a jego oczy natychmiast napotkały spojrzenie Yoongiego.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – wyszeptał Hoseok i jak gdyby nigdy nic, zaczął Yoongiego całować.

– Woah! Woah... C-co?! – wydusił Yoongi, nie umiejąc nie wspomnieć o konwersacji Hoseoka z matką. – Kogo weźmiesz ze sobą?

Hoseok przygryzł dolną wargę nerwowo.

Wolałby przeprowadzić tę konwersację d o s ł o w n i e w każdym innym miejscu, ale nie tutaj, ani nie teraz.

– Hoseok?

– No... Ciebie.

Yoongi siedział bez ruchu, wpatrując się w niego - czekając na wyjaśnienia.

– Bo... Chcieli, żebym cię im przedstawić już... od dawna, ale no, nie wiedziałem, czy to... to, co pomiędzy nami jest... czy to, no wiesz i już, już myślałem, żeby sobie darować, ale no. No chcą, żebyś... No, przyjechał ze mną teraz, bo... No... I... – Hoseok z każdym słowem coraz bardziej się jąkał.

Yoongi nie umiał nic powiedzieć. Patrzył się na Hoseoka w milczeniu, analizując jego rumieńce, jego oczy i zaczął współczuć reszcie Ziemi - tym siedmiu bilionom ludzi - bo nigdy nie zobaczą tego błysku, tej szczerości i...

– Cholera jasna –wydusił Yoongi. Nachylił się do Hoseoka i oparł się o jego klatkę piersiową. –Hoseok... Ja, nie... Nie wiem, co powiedzieć.

Yoongi poczuł usta Hoseoka na czubku swojej głowy.

– Nie musisz nic mówić. Musisz tylko ze mną pojechać.

– Co jak mnie nie polubią?

– Zwariowałeś? - Hoseok ujął twarz Yoongiego w obie dłonie i zmusił, by na niego spojrzał. Przejechał kciukami po jego policzkach. – Jesteś największym idiotą, jeśli myślisz, że moi rodzice mogliby ciebie nie lubić.

– Dużo osób mnie nie lubi.

– Kochają mnie i zrobią wszystko, żebyś czuł się tam jak w domu, bo... – Hoseok wziął głęboki oddech. – Bo cię kocham. I to wiedzą. A jeśli nie, to ich uświadomię w pierwszej sekundzie naszych odwiedzin.

– Ja...

– Pojedziesz ze mną? W ten weekend?

– Ja... –Yoongi wiedział, że wszystko mogło pójść źle. Mógł zniechęcić do siebie nie tylko ojca Hoseoka, ale i jego matkę. I wtedy na pewno nie będzie już nigdy mile widziany w ich domu. Mógł coś zniszczyć, zbić, mógł obrazić czymś Hoseoka, mógł... Jezu, tyle rzeczy mogło się stać... Yoongiemu głowa pękała od stresu. - Pojadę.

Jego słowa zawisły w powietrzu.

I choć nie był ich nadal w stu procentach pewny - gdy tylko zobaczył uśmiech Hoseoka...

Ten uśmiech, który sprawiał, że Słońce chowało się ze wstydu za chmurami.

Ten uśmiech, który sprawiał, że Yoongi zawsze na chwilę się zatrzymywał. I patrzył.

Ten uśmiech, który sprawiał, że wszystko miało więcej sensu.

I nagle wiedział.

Cokolwiek się stanie, nawet jeden jedyny uśmiech Hoseoka będzie tego warty.

_________

Yoongi uświadomił sobie, że już nie było odwrotu, gdy Hoseok przyszedł do niego w piątek o dwudziestej trzeciej z wielką walizką.

Gdy tylko Hoseok przeszedł przez próg, bez wahania zrzucił z siebie kurtkę i nie zważając na to, że Yoongi był odwrócony, objął go.

Oparł policzek o jego plecy, przymknął oczy, wdychając zapach ziołowego płynu i jakichś perfum, które zmusił go do kupienia miesiąc temu ("albo ja, albo twoja obrzydliwa kolońska").

– Hoseok... –szepnął Yoongi, próbując ukryć szeroki uśmiech. Ciepło rozlało się po całym jego ciele. Nie wiedział nawet, jak za nim tęsknił... – Chodź tu...

Obrócił się powoli, przygarniając Hoseoka w swoje ramiona.

Nie umiał do końca powiedzieć, jakiego rodzaju kwiat rozkwitł w jego sercu, kiedy Hoseok przywarł do niego i odetchnął z ulgą, jakby tylko o tym marzył cały dzień.

Yoongi mógł policzyć dokładnie wszystkie jego rzęsy, przestudiować odcień cieni pod oczami. Pewnie znowu siedział do późna...

Oparł brodę na czubku jego głowy. Hoseok jak zwykle pachniał swoim ulubionym (i Yoongiego też) waniliowym szamponem do włosów, zimnem dzisiejszej nocy i... papierosami.

– Namjoon znowu pali? – zmarszczył brwi Yoongi.

Hoseok mruknął na zgodę, w jego głosie dało się wyczuć niezadowolenie.

– Stresuje się wykładami i nadal cytuje na głos Nietzsche o drugiej rano – dodał, wciskając nos w zagłębienie szyi Yoongiego.

Yoongi dopiero wtedy uświadomił sobie, jaki Hoseok naprawdę musiał być zmęczony.

Zwykle od razu po przyjściu tu kierował się do lodówki, jakby tylko dla reguły, po czym rzucał się na kanapę i kapryśnie przeskakiwał z programu na program, opowiadając głośno o całym swoim dniu.

Tym razem jednak wyglądało na to, że zaśnie w ramionach Yoongiego, usypiany jedynie jego biciem serca.

– Chodź spać... – wyszeptał mu do ucha Yoongi. Głaskał go po głowie, nakręcając sobie na palcach jego nieco przydługie włosy.

– Mhm – westchnął sennie Hoseok.

– Hobi, słyszysz...? Idziemy spać.

– Mhm... –zrobił jeden krok, nadal przyciśnięty do Yoongiego.

Złączeni w uścisku, chwiejnie przeszli do sypialni Yoongiego. Nieco zagraconej, z nierówno powieszonym karniszem (przez co wcześnie rano słońce wkradało się do środka i świeciło w oczy nieznośnie. Hoseok obiecał, że to naprawi, ale obiecywał to już trzy miesiące temu i nadal nic).

Hoseok rozłożył się na samym środku łóżka i, trzymając Yoongiego za rękę, odpłynął. Usta miał lekko rozchylone, popękane od zimna (czyli wcale nie używał pomadki, którą mu dałem...).

Yoongi sięgnął po gruby koc i nakrył go nim dokładnie - a wtedy Hoseok ruszył się, jeszcze nie do końca pogrążony we śnie.

Przyciągnął do siebie ramię Yoongiego i położył się na nim niczym na poduszce. Pomimo że Yoongi był kościsty, Hoseok nawet nie drgnął z dyskomfortu. Wręcz przeciwnie, jego twarz się zrelaksowała.

Yoongi wyciągnął komórkę z kieszeni i pstryknął Hoseokowi kilka zdjęć, próbując zmieścić w kadrze swoje ramię, które ten przytulał.

Nie mógł ominąć takiej okazji.

Odłożył telefon. Oparł się na wolnym ramieniu. Patrzył na Hoseoka.

Na lekki zarost, którego przez zabieganie nie zdołał zgolić, na wszystkie pieprzyki, zwłaszcza ten nad ustami - ale też ten na policzku.

Yoongi przerzucił swoje wolne ramię przez talię Hoseoka, schował się wraz z nim pod kocem i....

I nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

_________

Yoongi obudził się i od razu zobaczył światło.

Światło denerwujących promieni słonecznych, wpadających do pokoju przez ten cholerny zepsuty karnisz.

Zsunął się w dół, mrugając intensywnie.

Hoseoka zniknął, jednak jego miejsce po lewej nadal było ciepłe. Yoongi przesunął po nim dłonią, zastanawiając się, czy może nie zostać w łóżku jeszcze chwilę dłużej... Tylko chwileczkę...

Zamknął znowu oczy, do jego uszu wkradł się głos Hoseoka. Podśpiewywał pod nosem... Chyba to ten zespół, o którym ciągle ostatnio mu nawijał (Yoongi obiecał mu chyba, że zabierze go na ich koncert, ale szczerze mówiąc, w ogóle tego nie pamięta, bo Hoseok miał wtedy na sobie koszulkę bez rękawów i, no...).

Hoseok krzątał się po kuchni, otwierając i zamykając szafki. Non stop coś wyjmując, odkładając.

Pachniało kawą. Może nie była to ta pyszna kawa z tej kawiarenki zaledwie dwie uliczki od uczelni, ale powinna wystarczyć. A jeśli nie wystarczy, Hoseok zrewanżuje to swoim uśmiechem.

Zawsze rewanżuje.

Yoongi zamknął oczy i już to widział.

Ale widział też Hoseoka stającego na samych palcach, aby dosięgnąć na koniec szafki - tylko żeby wyciągnąć ulubiony kubek Yoongiego.

Widział, jak z tostera wyskakują grzanki, jak Hoseok stara się ozdobić talerz bazylią (nieco zwiędłą).

Yoongi wcisnął twarz w poduszkę, uśmiechając się szeroko.

Bo wiedział, że za chwilę, gdy podniesie się z łóżka i podrepta do kuchni, zobaczy Hoseoka całego uśmiechniętego, niczym jakieś drugie Słońce, które zaraz zniszczy życie wszystkim pracownikom NASA swoim istnieniem.

Yoongi przeciągnął się, zerkając na wyświetlacz telefonu.

8:24

Pociąg mają na jedenastą trzydzieści, więc będą musieli wyjść o jakiejś dziesiątej w razie korków. No i w razie gdyby Hoseok w ostatniej chwili zdecydował wyprostować sobie włosy (co na pewno się stanie).

Yoongi wstał z łóżka, ziewając głośno.

– Dzień dobry! – krzyknął Hoseok z kuchni. A jako że była ona tylko z metr dalej, Yoongi słyszał wszystko doskonale. – Zabrałeś mi w nocy całą kołdrę.

– A ty obśliniłeś mi ramię, jesteśmy kwita – odpowiedział Yoongi z uśmiechem, ścieląc łóżko. Usłyszał krótkie prychnięcie Hoseoka.

Przyklepywał poduszki w akompaniamencie oleju smażącego się na patelni.

Zaschło mu w gardle, gdy zobaczył wiszącą na klamce od drzwi koszulę.

Elegancką, ale nie aż tak elegancką. Miał nadzieję, że nosząc ją wygląda bardziej "hej, jestem stabilnie emocjonalnym człowiekiem, który ma przed sobą w sumie, ale niekoniecznie, świetlaną przyszłość". Bo nosząc swoje rozciągnięte swetry i stare koszulki z logo zespołów wyglądających na sataniczne, na pewno nie zaimponuje nikomu.

A szczególnie nie rodzicom mężczyzny, który jest głównym składnikiem jego przyszłości.

– Śniadanie! – zawołał Hoseok, jakby to był kolejny normalny weekend. Jakby zaraz mieli rzucić się w wir porannej rutyny, a nie wyjechać daleko stąd, gdzieś, gdzie Yoongi pozna osoby, które stworzyły Hoseoka takim, jaki jest dzisiaj.

Osobę, która była dla niego dosłownie najważniejsza na świecie.

Yoongi wziął głęboki oddech.

Przeszedł do kuchni.

Od razu powitał go zapach jajecznicy, zapach kawy i... ciepły uśmiech - obietnica tego, że nawet jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli spanikuje, jeśli powie coś, czego nie powinien, to... to i tak da radę.

Obaj dadzą radę.

Muszą.

_________

Państwo Jung mieszkali w niewielkim domu, czterysta kilometrów od Seulu. Był urządzony w całkiem nowoczesnym stylu z wielkimi oknami i przeszklonymi balkonami... Ale coś mówiło Yoongiemu, że to tylko taka podpucha, że wnętrze wygląda kompletnie inaczej.

Cóż, zaraz się przekona.

Zachodzące słońce podglądało ich jeszcze zza chmur i kładło delikatne promienie na świeżo ściętej trawie.

Ścieżka do frontowych drzwi wyłożona była małymi, białymi kamyczkami, a po jej bokach tkwiły lampki, jeszcze zgaszone.

Yoongi mógł jedynie sobie wyobrazić, jak pięknie musiało tu być wieczorami.

Wielkość posesji nie była przytłaczająca, ale fakt, że należała do rodziców Hoseoka... Rodziców, których miał poznać. I ten moment będzie tak naprawdę decydować o ich przyszłym związku...

Yoongi wziął głęboki oddech, a Hoseok ścisnął jego dłoń mocniej, widząc, że się stresuje.

"Hej, jestem tu, wszystko będzie dobrze."

Yoongi z trudem znosił szybko bijące serce, które podchodziło mu do gardła. Odwzajemnił uścisk, gładząc kciukiem wierzch dłoni Hoseoka.

– Jestem tu dopiero trzeci raz... A ciągle coś się zmienia – powiedział Hoseok głosem delikatnym i z pewnego rodzaju podziwem. – Na przykład wcześniej tego drzewa tu nie było –wskazał Yoongiemu małą wiśnię, której płatki dawno zniknęły przez mróz.

– Kiedy się tu przeprowadzili?

Hoseok wzruszył ramionami.

– Jakiś rok po tym, jak przeniosłem się do Seulu – wyjaśnił, rozglądając się, jakby odkrywał nowy świat.

Wreszcie stanęli przed drzwiami.

Hoseok szybko nacisnął dzwonek i spojrzał na Yoongiego z pokrzepiającym uśmiechem.

Jednak jego wyraz twarzy zmienił się w sekundę.

– Co? - zmarszczył brwi Yoongi.

Hoseok stanął nagle przed nim, wygładzając mu poła marynarki. Krytycznie patrzył na krawat.

– Jest trochę krzywy, pewnie przez kurtkę. Czekaj.

Yoongi już słyszał kobiecy głos dochodzący zza drzwi, które za chwilę miały się otworzyć.

– Dobra,  Hoseok, puść mnie... – Yoongi próbował się wyrwać, ale Hoseok przytrzymał go za krawat i przyciagnął do siebie z powrotem.

– Nie ruszaj się! – Pokręcił głową. – Jak ty to w ogóle zawiązywałeś? A niby to ja nie umiem.

– Hoseok, bo zaraz...

Drzwi nagle się otworzyły. Stanęli w nich państwo Jung.

Matka Hoseoka wyglądała o wiele młodziej, niż Yoongi sobie wyobrażał. Jej uśmiech był w kształcie serca - dokładnie tak, jak uśmiech Hoseoka.

Ale oczy zdecydowanie dziedziczył po ojcu.

Pan Jung zmierzył ich obu wzrokiem, trudno było powiedzieć, o czym myślał.

– Hoseok! – wykrzyknęła nagle kobieta, rozpościerając ramiona szeroko. Hoseok nie czekał ani chwili i przytulił ją mocno.

Byli naprawdę blisko.

Yoongi widział to po tym, z jaką ulgą się uśmiechnęła, gdy w końcu miała swojego syna w ramionach.

Ojciec Hoseoka zagarnął go do wielkiego uścisku. Dopiero wtedy się uśmiechnął.

– Yoongi! – rozległ się znowu głos pani Jung. Był przyjemny dla ucha, ciepły i melodyjny. – Tak miło w końcu cię poznać, słoneczko! Hoseok tyle o tobie opowiadał, dosłownie nie mógł się zamknąć... Teraz chyba wiem dlaczego – mrugnęła do Hoseoka, a on.

Cóż, Hoseok cały poczerwieniał i nieśmiało splótł palce Yoongiego ze swoimi.

Jego mama widząc to, uśmiechnęła się szeroko, szczerze - jej usta znów ułożyły się w kształt serca.

Ojciec Hoseoka patrzył na tę całą scenę, milcząc.

Jednak po chwili położył dłoń na ramieniu swojego syna - cicha aprobata - zerkając na żonę, której rysy - gdy patrzyła na niego - złagodniały.

I Yoongi już wiedział.

Rodzina Jung to coś cudownego.

_________

Zdecydowanie inaczej sobie to wyobrażał.

Myślał, że gdy tylko przejdzie przez próg, zacznie się wywiad.

Gdzie się poznaliście? Czy się zabezpieczacie? Jakie masz plany na przyszłość? Co sądzisz o obecnej sytuacji gospodarczej Kuby?

Jednak gdy tylko powitał go uroczy uśmiech pani Jung i ciepłe spojrzenie pana Jung, poczuł, że może w końcu się rozluźnić.

A kiedy tylko przeszedł przez próg i poczuł zapach waniliowych świeczek, obiadu i miłości, poczuł się tak, jakby chciał spędzać tu każdą możliwą okazję, każde święta, każde wakacje.

Tylko po to, by być otoczony tym ciepłem.

Wziął od Hoseoka kurtkę i powiesił ją tuż przy swojej, po czym podążył za całą rodziną Jung do salonu.

Tuż nad kominkiem wisiała galeria.

Mały Hoseok próbujący wsiąść na rowerek, mały Hoseok chowający się za drzewem, mały Hoseok w czapeczce urodzinowej, babrający rączki w cieście...

– Był naprawdę przeuroczy, prawda? – uśmiechnęła się pani Jung, kładąc dłoń na ramieniu Yoongiego.

Ten odwzajemnił uśmiech, nadal nieco speszony przez jej gościnność i serdeczność.

– Nadal jest – wypalił Yoongi, nawet nie myśląc.

Mama Hoseoka tylko się roześmiała Poklepała go po ramieniu, po czym odeszła w stronę kuchni.

Yoongi, nadal nieco zarumieniony, podszedł bliżej zdjęć, mrużąc oczy i... Zamarł.

Wszelki kolor spłynął z jego twarzy.

Pośrodku galerii, w pięknej złotej ramce widzał siebie.

Siebie i Hoseoka. Przytulali się.

Yoongi chyba nigdy nie zapomni tego dnia. Było wtedy jeszcze całkiem ciepło - czasami wieczorem chodzili z Hoseokiem na spacery nad rzeką Han.

Pamiętał, że wtedy niebo było purpurowe, a mandarynkowe słońce przecinało horyzont przepięknie... Poprosili jakąś nieznajomą, żeby zrobiła im zdjęcie na tle nieba.

Yoongi miał je na tapecie przez jakieś dwa miesiące.

A teraz to zdjęcie wisi w domu rodziców Hoseoka.

I to pośrodku galerii rodzinnej.

Zakręciło mu się nagle w głowie, kiedy uświadomił sobie, że tak naprawdę... już od dawna był częścią tej rodziny.

Nawet jeśli nie zdawał sobie z tego sprawy.

Kompletnie zapomniał, że to przecież rodzina Hoseoka.

Człowieka, który uśmiecha się do każdego bez wyjątku, który uwielbia się przytulać i mówi każdemu, że go kocha.

Nic dziwnego, że miejsce aż promieniowało szczerą miłością. W końcu był to dom rodziny Jung.

Hoseok nagle pojawił się tuż obok niego, chwycił go za rękę. Pomachał ich złączonymi dłońmi, Yoongi uśmiechnąłby się, gdyby nie był zapatrzony w zdjęcie.

– Chodź do stołu – wyszeptał mu do ucha Hoseok.

– Widziałeś to zdjęcie? – zapytał szybko Yoongi,  a Hoseok.

Hoseok przystanął na chwilę, wpatrując się w ich wspólną fotografię, otoczoną mnóstwem rodzinnych zdjęć i...

– Och... wow.

Gdy Hoseok spojrzał na Yoongiego, miał zaszklone od łez oczy. I znów ten błysk.

Wzruszenie, miłość. Wszystko naraz.

Chciał chyba coś powiedzieć, ale...

– Chłopcy, chodźcie do stołu!

_________

– Dzwoniła do ciebie Dawon? –zaptał ojciec Hoseoka, nieco niezręcznie, jakby nie do końca umiał odnaleźć się w obecnej sytuacji.

Ale w końcu nie codziennie odwiedza ciebie syn ze swoim chłopakiem.

– A co? Miała? –Hoseok otworzył szerzej oczy, przeżuwając.

Jego ojciec jedynie parsknął śmiechem.

– No może przydałoby się raz na jakiś czas z siostrą porozmawiać?

– Ale tato, my gadamy cały czas! – bronił się Hoseok, po czym zwrócił się do Yoongiego z uśmiechem. – Prawda, Yoongi?

Wszystkie spojrzenia padły na nim.

Yoongi przełknął, rozglądając się niezręcznie. Kiwnął głową.

– No, mówiłem!

– Dobrze, dobrze, kochanie – przerwała dalsze dyskusje pani Jung. – Może opowiedziałbyś nam tak, jak się poznaliście co?

Przy stole nagle zapadła cisza. Hoseok szczęknął metalowymi pałeczkami.

– Tak właściwie to Namjoon się ciągle upiera, że to niby zasługa jego i Seokjina.

– Niby?

Hoseok już otworzył usta, aby coś powiedzieć, gdy...

– Zaplanowali nam randkę – odezwał się Yoongi. Trochę speszył się, gdy znów przyciągnął uwagę wszystkich przy stole, ale nadal mówił: – a my wpadliśmy na siebie dosłownie dzień wcześniej na uczelni i... I, no... Tak samo jakoś to wyszło.

– Czyli miłość od pierwszego wejrzenia... –uśmiechnęła się rozmarzona pani Jung. – Hoseok zawsze był romantykiem, ale żeby aż takim?

– A właśnie, Yoongi – odezwał się nagle ojciec Hoseoka. Yoongi od razu spojrzał na niego. Mężczyzna wyglądał na o wiele bardziej rozluźnionego. – Słyszałem, że studiujesz teorię muzyki?

– I kompozycję, tak.

– Robisz muzykę?

– Na pianinie, ale głównie tworzę muzykę na launchpadzie i montuję to na komputerze.

– Może dałbyś mi kiedyś posłuchać? Co prawda minęło trochę czasu, od kiedy sam coś grałem, ale... Może.

Yoongi spojrzał na Hoseoka, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Hoseok przyglądał się swojemu ojcu. Wyglądał na niesamowicie szczęśliwego... no i jakby miał się zaraz rozpłakać.

– O-oczywiście, jeśli pan chcę na pewno coś panu pokażę....

– Mów mi "tato".

Pan Jung uśmiechnął się szeroko i tym, jak Hoseok był do niego podobny, tylko przypomniał Yoongiemu, że właśnie jest w domu rodziców swojego chłopaka.

Rozmawiają. Uśmiechają się.

I wszystko jest dobrze.

_________

Taksówka zakołysała się lekko, stając na światłach.

Yoongi objął Hoseoka ramieniem, a ten wtulił się w niego, bawiąc się pierścionkiem na jego palcu.

Uśmiechał się sennie, światła drogowe tańczyły po jego twarzy.

– Naprawdę cię polubili.

Yoongi przesypywał sobie włosy Hoseoka przez palce, przywołując wspomnienia z dzisiejszego wieczoru.

Jak głośny i szczery był śmiech pani Jung.

Jak ojciec Hoseoka uśmiechnął się serdecznie, gdy Yoongi opowiadał o muzyce.

Jak rodzice Hoseoka ciepło go przywitali, traktowali od razu jak członka rodziny i...

– Skąd taki wniosek? – zapytał.

– Poprosili, żebyś przyjechał też na święta.

_________

there it is!!!!!!!

najdłuższy rozdział, jaki napisałam

mam nadzieję, że podobał wam się każdy wyraz

powodzenia jutro w szkole/pracy/na uczelni/wherever u r!!

( ^^) )~O~)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top