Tak musi być...

Patrick

  Słysząc słowa dziewczyny zastanawiałem się co ma na myśli. Jak to nie adoptować jej? Mam pozwolić by ktoś ją ode mnie zabrał? Biorąc twarz dziewczyny w dłonie, poprosiłem by mi to wyjaśniła. Pozwoliłem by wzięła mnie za dłoń, choć to tak raniło moje serce bo oboje mieliśmy świadomość, że nam tego nawet nie wolno, że czas powiedzieć "koniec". Siadając na łóżko, spojrzałem na dziewczynę czekając na wyjaśnienia.                                          -Pamiętasz jak na początku naszej znajomości się poznaliśmy?  - kiwnąłem twierdząco głową - Poznałam cię jako chłopaka z czerwonym markerem w dłoni skreślającym każdy pojedynczy dzień. Poznałam cię jako chłopaka, który nie widział dla siebie przyszłości ale z czasem poznawałam cię coraz lepiej. Okazałeś się po prostu zagubionym mężczyzną, chłopcem błądzącym we mgle, który na pewnym etapie zbłądził i nie wiedział co dalej a nikt nie pokazał mu właściwej drogi. Wiesz kiedy zrozumiałam, że cię lubię? - zaprzeczyłem a ona mówiła dalej uśmiechając się lekko - Kiedy zrozumiałam, że oboje jesteśmy tacy sami; skrzywdzeni przez los. Oboje przeżyliśmy coś, co zmieniło nas na zawsze. Ty, straciłeś tatę. Nie gniewaj się na mnie ale pierwszego dnia, gdy weszłam z butami w twoje życie, usłyszałam płacz z twojego pokoju. Podeszłam do nich, były lekko przytwarte. Usłyszałam jak przepraszałeś przez płacz swojego tatę. Nie wiem co między wami się wydarzyło lecz wtedy zrozumiałeś, że cierpisz tak samo jak ja; w samotności. Udawaliśmy oboje za dnia, że jesteśmy samowystarczalni, że nie jesteśmy zepsuci. Nakładaliśmy uśmiechy na twarz i przeżywaliśmy dzień by w nocy gryźć poduszkę by stłumić wydobywający się przez usta, szloch. Gdy widziałam cię z Xavierem - zauważyłem jak oczy jej się szklą, gdy go wspomniała - czułam się jakbym widziała dwoje braci. Xavier uważał cię za starszego brata, dlatego na początku oponowałam. Bałam się, że go skrzywdzisz, wiesz? Przepraszam cię za to ale to był i zawsze będzie mój mały braciszek - otarła łzę śmiejąc się niewesoło - Obiecałam mu, że pójdziemy na lody i zamówi wszystkie posypki jakie będzie chciał, wiesz? Jednak gdy poznałam cię bliżej okazałeś się być świetnym kompanem na przyjaciela a z czasem na kogoś więcej. Bałam się tego ale ty nie byłeś nachalny a wręcz przeciwnie. Stopniowo się poznawaliśmy i wiesz co? Dziękuję za to, że mogłam cię poznać. - uśmiechnęła się smutno        -
Dlaczego mówisz to tak jakbyśmy mieli się rozstać? - zapytałem cicho     -Tak musi być, Patricku. - usłyszałem   -Powiedz, błagam powiedz, że to nie prawda, błagam... - prosiłem                   -Wybacz mi Patrick... - szepnęła opuszczając pokój nie oglądając się przez ramię a ja czułem jak uchodzi ze mnie powietrze, jak zbliżam się do dawnego czerwonego markera i kolejnych nic nieznaczących skreślonych dni w kalendarzu...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top