Rozdział 23
Jednak nie nauczył mnie jak zebrać w sobie siłę, gdy jest się w rozpaczy...
-CryGirl29
Hope
Tańczyłam z nim i byłam z nim, lecz moje myśli były przy bracie. Choć to Patrick trzymał mnie w ramionach i patrzył w moje oczy, to ja byłam przy Xavierze moim sercem. Ja i Xav byliśmy jak bliźnięta - zawsze razem i wszędzie razem. Patrick mówił, że to poniekąd dobrze iż nas rozdzielono - ja zyskałam wolność a Xavier nową rodzinę i nową przyszłość. Chciałam się zgodzić ze słowami Patricka, chciałam poczuć wolność o której tak pięknie mówił iż świeciły mu się oczy, lecz nie potrafiłam. Czy wolność to ból? Czy wolność to tęsknota i łzy? Czy...
-Wszystko w porządku? - usłyszałam jego zmartwiony głos
Otrząsając się z własnych myśli, powiedziałam pewnym głosem choć sądziłam, że się załamie.
-Tak, tak, po prostu się zamyśliłam.
-Na pewno? - dopytywał
-Tak, w porządku.
Uśmiechnął się odsuwając się ode mnie. Ukłonił się nisko i zbliżając się do drzwi za którymi niebawem zniknął, powiedział;
-Ubierz się. Chcę cię zabrać w pewne miejsce!
-Nie mam ochoty! - odkrzyknęłam siadając na łóżku
-Czekam o do 10 a potem przyjdę po ciebie osobiście czego byś nie chciała! - odparł poważnie na co się zaśmiałam. Nie sądziłam jednak że śmiech doprowadzi mnie do łez. Śmiałam się a z oczu leciały łzy. Ktoś by powiedział "Jaka szczęśliwa. Płacze z radości". Prawda jednak była taka, że byłam rozdarta. Rozdarta między tym co chcę a tym co mam. Mając brata marzyłam o kimś kto by nas przygarnął i pokochał. Bum! Marzenie się spełniło i zostawiło po sobie ból i zamieszanie. Prosiłam o coś a gdy to dostałam, błagałam by to cofnąć. Chciałam by ktoś nas pokochał ale nie sądziłam, że nas rozdzielą. Siedząc na łóżku spojrzałam na zegar. Było za piętnaście dziesiąta a ja nie miałam ochoty się ruszać z miejsca. Chciałabym go zobaczyć. Chciałabym spytać "Jak się masz Xav?". Chciałabym go zabrać na obiecane lody...
-Dlaczego go zabrałeś!? - krzyknęłam na cały głos czując chrapanie w gardle.
Biłam pięśćmi o materac łóżka, krzycząc raz po raz to samo pytanie. Po policzkach spływały mi łzy a serce rwało z żalu.
-Co się dzieje? - ujrzałam przed sobą zszokowanego chłopaka
-Oddaj mi go, błagam! - prosiłam szarpiąc go za koszulkę
-Hope... - szepnął cicho
-Nie! Powiedz gdzie on jest! Gdzie!? - krzyczałam przez szloch a Patrick ze spojrzeniem wbitym w ziemię, uparcie milczał.
-Powiedz! - krzyknęłam uderzając go w pierś
-On nie żyje! - usłyszałam podniesiony głos chłopaka
Otwierając szeroko oczy, spojrzałam na bruneta od którego szybko się odsunęłam lecz on złapał mnie za ramiona tak mocno iż nie mogłam się wydostać. Szamotałam się, bałam się że zrobi mi krzywdę, że zrobił ją jemu.
-Puść mnie! - krzyczałam próbując uderzyć go z nogi w krocze tak jak nauczył mnie pewien chłopiec z domu dziecka gdy byłam mała. "Celuj w czułe punkty" - mówił. Jednak nie nauczył mnie jak zebrać w sobie siłę, gdy jest się w rozpaczy...
Próbowałam do końca, dopóki nie zablokował skutecznie moich kończyn. Zamykając oczy, zamknęłam się w sobie płacząc cicho.
-Nie zrobię ci krzywdy - usłyszałam jego szept gdy powoli rozluźniał uścisk na moich ramionach na dowód swoich słów. Korzystając z okazji wyrwałam się mu mówiąc;
-Już ją zrobiłeś
Uciekając z pokoju,po chwili biegłam przed siebie bosymi stopami w białej koszuli nocnej, pustymi ulicami nieznanego mi miasta...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top