Rozdział 11

Patrick
Poszedłem za nią. Odkąd pojawili się w moim domu, robiłem rzeczy których normalnie bym nie zrobił. Do tych rzeczy można zaliczyć wyjście z pokoju. Patrzyłem jak brunetka schodzi powoli stawiając stopy na poszczególnych stopniach. Schowałem się za ścianą, obserwując jak wyciąga z lodówki i szafek składniki. Czy ona będzie gotować? Słyszałem jak mówi sama do siebie bo byłem pewien, że o tej porze mama jest w pracy a Xav był przecież w łazience.
Wszedłem do kuchni, gdy stała dłuższy czas w jednym miejscu mieszając składniki. Nie chcąc jej wystraszyć powiedziałem stonowanym tonem głosu;
-Do kogo mówisz?
Patrząc jak dziewczyna obraca się w moim kierunku, ujrzałem jej załzawione oczy. Uśmiechnęła się do mnie choć wiedziałem, że to uśmiech aktora, którego scena zmusza do takiej postawy.
-Stare dzieje - machnęła olewająco dłonią jakby to było bez znaczenia.
-Stare dzieje są ciekawe. Co tam majsterkujesz? - spytałem próbując zmienić temat
-Naleśniki z przepisu mojej mamy - szepnęła cicho wracając do mieszania ciasta. Stałem tuż za nią obserwując jej ruchy. Nagle do głowy wpadł mi pewien pomysł.
-Zaproś ją do nas. Zobaczymy co powie na twoje naleśniki. Czasami uczeń pobija mistrza.
Powiedziałem to w żartach. Jednak dziewczyna się nie śmiała.
-Przepraszam - powiedziała nim wybiegła z kuchni.
Widziałem na jej policzkach ślady łez. Poczułem się jakbym dostał właśnie w twarz. Nie wiedziałem czy mam za nią biec i dowiedzieć się o co poszło czy zostawić w spokoju i przeczekać aż dojdzie do siebie. Nim się spostrzegłem znikła mi z pola widzenia więc pozostała mi druga opcja. Podchodząc do najbliższego krzesła, usiadłem na nim nerwowo przeczesując włosy. Nie miałem jednak spokoju na długo. Do kuchni bowiem wszedł poważny Xavier.
-Co jej zrobiłeś? - spytał zły
-Nic - odparłem jakby mnie to nic nie obeszło
-Jak nic, nie widziałem jej takiej odkąd...!
Zatrzymał się w pół zdania jakby zdając sobie sprawę, że o mało nie powiedział za dużo. Chciałem spytać co ma na myśli ale i tak dzisiaj skrzywdziłem jedną osobę.
-Wspomniałeś o rodzicach... - powiedział nagle smutnym głosem
-Robiła naleśniki, powiedziała że z jej receptury. Chciałem by zaprosiła ją do nas. Co zrobiłem źle? - wytłumaczyłem się licząc, że to coś zmieni. Nie zmieniło. Nadal pozostawałem draniem.
-Nasza matka nie żyje - usłyszałem beznamiętny głos Xaviera, który po chwili zniknął za ścianą wbiegając po schodach. Poczułem się odrzucony i zmieszany z błotem. Wiedziałem że muszę coś zrobić. Matka mi nie pomoże. Musiałem zrobić to sam. Miałem świetny plan ale wiązał się on z moim lękiem; ludźmi. Bałem się wyjść poza teren mojego domu. Ba! Poza drzwi frontowe! Załamany myślałem co mógłbym zrobić aby zrealizować swój plan i nie opuścić domu. Wstając z krzesła podążyłem do gabinetu matki, gdzie przeglądając papiery matki w poszukiwaniu numerów telefonów do różnych miejsc, znalazłem to... Dokumenty Xaviera i Hope Pelly.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top